Pokaż listęUkryj listę

Opow *** Przydatny Święty

Gdy Słońce wciskało czerwonawą tarczę, między Ziemię a horyzont, a zgromadzony tłum na przepastnym ściernisku po skoszonych łanach, zaczynał szemrać→na cholerę my tu przyszli, ujrzano wysoki podest obleczony w girlandy, uplecione z miłości. Widocznie przed chwilą, obserwowano największy samolot lecący nad głowami i nikomu nie przyszło do głowy, żeby spojrzeć gdzie trzeba. Lecz gdy każdy rzucił okiem w to cudowne miejsce, to w brodę sobie pluł, że nie spogląda już od jakiegoś czasu. Tym bardziej, że maseczka uniemożliwiała oplucie sąsiada, gdyby był tego wart.

 

Wtem usłyszano werble, a owe dźwięki z ogromnych głośników wylatywały, których też nie zauważono. Dopiero gdy zaczęły drgać na ślimakach usznych, to otwarte gęby, wpatrzone i zasłuchane, poczęły być.

Wreszcie do obszernego tłumu dodarło, po co tu w ogóle przyszli. Aż im się głupio zrobiło i niektórzy, by nawet nosy spuścili ze wstydu na kwintę, ale maseczka to skutecznie uniemożliwiała. Trzeba dodać, że upał nadal był jak diabły gorące i wszyscy ledwo wyciągali i wciągali, spocone oddechy.

 

Bo oto mieli być świadkami niecodziennego zjawiska, które miało ich wyzwolić, z plugawych i nieobyczajnych oraz z różnych innych lub nawet bardziej innych →przywar.

Oto człowiek prawy, miał za życia swego wejść na wzniesiony ołtarz, by stać się z marszu świętym i do nich przemówić, by wskazać słuszną ścieżkę, bez żadnych zbocznic.

 

Bezdźwięk nastał, jak zaspanym makiem, ktoś by ściernisko zasiał. Aczkolwiek słychać było szum motylich skrzydeł, ale tylko tych większych. Co prawda, niektórzy na boso stali i dreptać w miejscu musieli, bo im szpikulce, w stopy zasłuchane w ciszę wchodziły. A jeśli narzekali, to w duchu. Nie publicznie.

Zaczęto uważnie obserwować.

  

Przyszły święty wyjął.

  

Tłum aż się cofnął zgorszony nieco.

  

A to co trzymał, wilgotne i z lekka mięciutkie było.

Treść wytrysnęła radością.

Ochlapała samouwielbieniem wnętrze przyszłego.

Zaczął na głos czytać rozwiniętą kartkę A3.

  

„Obywatelu! Prostowniku Umysłów Naszych.

Obrońco Ciśnionych itp.

Ulituj się nad ludem zbłąkanym.

Za swego żywota, wejdź na godny ciebie Ołtarz.

Po co mają biedacy nieprawomyślnie zbłąkani,

po twojej śmierci trupa dźwigać.”

 

–– Właśnie, o Czcigodny. Słusznie prawisz – dobiegły słowa pochwalne dla takiej decyzji. – Nasze członki, już nie takie jak kiedyś. Do dźwigania nie zdolne.

  

A zatem z powodów mu znanych,

począł czcigodne członki na podium wdrapywać.

Rzecz jasna na Liczbę Przed Liczbami.

 

A gdy już stał, błyszczał tyłem,

gdyż wchodził jak zwykle słusznym przodem.

 

–– Chwila. Coś z nim nie tak. Wypiął się na nas – zawarczała wzburzona niewiasta. – Gdyby chociaż przodem, to może by było, chociaż na co popatrzeć.

–– Tobie babo się w głowie miesza – zgorszył się wypowiedzią starszy pan po trzydziestce. – On wie wszystko. To tym bardziej wie, gdzie ma jedyny słuszny przód.

–– Błyszczy jak cholera, ale nie tym co trzeba. Jeszcze miedza na środku. Wiadomo to, która połówka słuszna? Taka prawda – zagrzmiała sześcioletnia dziewczynka, obyta.

–– W rzeczy samej. Na pewno prawa – dodał matematyk.

–– To zależy z jakiego punktu widzenia – zahuczał filozof.

–– Z jego oczywiście. Przecież innych nie ma, nieprawdaż.

–– Właśnie o to chodzi, że bez rzeczy samej. – wtrącił ktoś spóźniony.

–– A co. Kto jemu zabroni? Durnie jesteście. Pragnie nas oczyścić z nieprawości.

–– To po co nam gołą dupę pokazuje.

–– Głupiś. To nie dupa. To przykład.

 

Lecz nagle przyszły święty, poślizgnął się na Jedynej Prawdzie.

Wdepnięcie w alternatywną było durne. Poza horyzontem jego pojmowania.

Wchodzący na Zasłużony Szczyt, spadł w dół, uderzając o szarą polną mysz, siedzącą na kamieniu.

Opuścił padół w tej samej chwili, z uwagi na walnięcie głową o wystający kant poza gryzoniem.

 

–– Chwila! Jaki kant? Nie w twoim przypadku! Jaja sobie robisz? Nie zostawiaj mnie. – zawołał do nieboszczyka dozgonny wielbiciel – pełen wewnętrznej symetrii.

 

Tak czy siak, wytrwali wyznawcy musieli zwłoki dźwigać. Na piedestale oparli o Zwierciadło i bobkowe liście, dla zwiększenia blasku… znowu z tyłu. Bo mimo wszystko żywili nadzieję, że jednak zostaną oczyszczeni i usłyszą wiele przydatnych prawd. A może nawet co dobrego z tego wyniknie.

Póki co, niewielu do takiego Porąbanego Spadnięciem, swe modlitwy kierować chciało.

 

Tym bardziej, że świeży święty, zaczął niemiłosiernie cuchnąć. Niweczył smród rozkładu jeszcze większym fetorem. Mówiąc delikatnie… niechęcią dla wielu…

 

*

Wtem ktoś, zupełnie nagle, przedstawił pomysł niweczący maski, jakby natchniony myślą zmarłego.

Silne chłopy przytachały wielką, obszerną wytłaczarkę.

Wrzucono doń zwłoki z ołtarza i wyciśnięto z nich wszystkie soki, do naczynia słusznych rozmiarów.

 

Po żmudnych badaniach, uzyskano z owego płynu, skuteczną szczepionkę, która niszczyła każdego koronowirusa. Nawet przyszłych mutantów, gdyby się miały pojawić.

 

Tak oto niedoszły święty, przyczynił się dla dobra ludzkości, chociaż akurat tym, co nie było w nim chwalebne.

Bo tak po prawdzie, nie znany jest do końca sens ścieżek, po których kroczymy.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Johnny2x4 19.04.2020
    Jestem bardzo na tak.
    Masa wyobraźni.
    Twój styl.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania