2 Nie obudź go

Miłość nienawiść , podziw i przerażenie to często dwie uśpione strony tej samej monety.

Październik 1980

 

W ciemnej piwnicy, za zamkniętymi drzwiami rozbrzmiewał harmider i szmery walczącego o jedzenie stada. Największe zwierzęta zbliżone były wielkością do dużych kotów, najmniejsze były wielkości małych myszy. Szczurza watacha wywąchawszy smakowite jabłka zrobiła sobie z nich prawdziwie królewską ucztę. Z kilkunastu wielkich koszy jabłek, złożonych tu przez człowieka trzy dni wcześniej obecnie niewiele już zostało. W pewnej chwili przez szpary w drzwiach zamajaczyło światło. Jeden ze strażników stada, wydał ostrzegawczy pisk. Wszystkie oczy i ryjki skierowały sie na zamknięte drzwi. Kiedy zwierzęta usłyszały kroki schodzącego człowieka, kolejny pisk dał rozkaz do ucieczki. W jednej chwili kosze z pozostałościami jabłek, pokryte jeszcze przed chwilą przez setki szczurów zaczęły sie odsłaniać niczym morski brzeg w czasie odpływy. Kiedy w kłódce drzwi zazgrzytał klucz, ciemne pomieszczenie zostało opuszczona przez ostatnie szczury, im tylko znanymi ścieżkami i dziurami w budynku.

- Zaraz ci pokażę te jabłka. Mam dziewięć koszy zrywanych, te chcę sprzedać na targu. Ale mam jeszcze siedem koszy spadów, z tych zrobimy wino i zacier.

Wyższy, szczupły mężczyzna mówił do swojego pucołowatego niskiego kolegi z czerwonym nosem. Czerwony Nos chrząknął i powiedział.

- Do zaciera to nawet lepszejsze spadniente one szybciej sie przerabiajo, byle nie było pleśni. Przez pleśń może wyjść ocet. Musim się pospieszyć z tym bimberem.

Wyższy spojrzał na niskiego stojąc w drzwiach ciemnej otwartej już piwnicy zapytał.

- Te Ziutek a ile z jabłek może wydać bimbru. Jakbym zrobil wszystkie te spady? Masz pojecie?

Ziutek podrapał się po głowie i zaczął odpowiadać.

- Trudno to pedziec. Jo to ze wszytkiego juże pędził. Tyle to zależy od jabłków. Bo z buraków to najmocszebniejszy je. Trza bedzie obgadać.

Rozmowę mężczyzn przerwał szmer schodzącego po schodach dziecka. Wyższy mężczyzna spojrzał do góry. Na schodach zobaczył swojego siedmioletniego syna.

- A ty Marek czego tutaj szukasz? Mówiłem ci żebyś nie łaził sam do piwnicy. Zlecisz ze schodów i głowę sobie rozbijesz.

Mały chłopiec w kapciach, z wielką miską w rękach, który właśnie zszedł do mężczyzn powiedział.

- Mama powiedziała że jak przyniosę jabłek to zrobi jabłecznika.

Ojciec popatrzył na syna, uśmiechnął się i powiedział.

- Mama powiedziała? Czy to ty jej nie dawałeś żyć co?

Chłopiec zmieszany powiedział.

- No mama tak powiedziała, naprawdę tata.

Ojciec popatrzył na syna, na wielką miskę do prania w ręku chłopca i powiedział.

- A miski to większej nie było? I jak niby chciałeś zanieść taką wielką michę jabłek do góry co?

Mężczyzna popatrzył na kolegę i śmiejąc sie powiedział.

- Widzisz Ziutek, jakbym miał jeszcze ze dwóch takich ananasów, to by nie było z czego zacieru czy wina zrobić.

Obaj mężczyźni zaczęli sie śmiać. W końcu Ziutek powiedział.

- Dawaj Wiesiek naładujem do miski jabłków to zaniese je Malwinie. Niech mały ma ten swój placek. Trza pedzieć, że twoja baba ma rękę do ciastów.

Wiesiek widać podbudowany komplementem kolegi pod adresem żony z dumą powiedział.

- Ma ma, ale ten ancymon tylko jabłecznik by na okrągło wcinał.

Powiedział śmiejąc się Wiesiek i zaczął macać na ścianie wewnątrz piwnicy, szukając włącznika. Gdy rozbłysło światło, cała trójka stanęła w drzwiach jak wryta. Piwnica wyglądała jak po przejście tornada. W koszach, jeszcze kilka dni wcześniej pełnych pięknych czerwonych jabłek zostały tylko wióry, zmieszane ze szczurzymi odchodami. Wiesiek zrobił się

czerwony jak gąsior i zaczął bluzgać.

- To skurwione chuje! Wykurwiły mi wszystkie jabłka!

Miotając gromy Wiesiek wszedł do piwnicy. Ziutek bez słowa szedł za kolegą, za mężczyznami ciągnąc wielką

emaliowaną miskę szedł Marek. Mały nie wiedział co sie stało. Jeszcze kilka dni temu piwnica była pełna jabłek. Dziś pozostały z nich tyko zgliszcza. To co się

stało było nie pojęte dla chłopca.

- Tata a gdzie są jabłka? Bo mama to na jabłecznika chciała.

Wiesiek który przeglądał zniszczone zbiory ze swojego sadu, z wściekłym ogniem w oczach spojrzał na syna i wydarł się.

- Czy ty jesteś aż tak tępy mały debilu, żeby nie zrozumieć, że jabłek nie ma?!Wszystko wjebały te zasierszczone szkodniki! Czego nie zżarły, to zasrały i zaszczały! Czy ty ślepy jesteś?!

Wiesiek zrobił krok w stronę syna. Ziutek znając wybuchowy charakter kolegi, złapał go za rękę i powiedział.

- Daj spokój Wiesiu, to nie dzieciaka wina. Mały nie ma pojęcia co sie stało.

Ziutek wciąż trzymając dyszącego gniewem kolegę, odwrócił sie do małego i powiedział.

- Widzisz Maruś, wszystkie wasze jabłka zeżarły szczury. To co nie zeżarły to lepiej tego nie jeść.

Ziutek próbował tłumaczyć chłopakowi. Marek wciąż nie dopuszczał do świadomości tego co widział i słyszał.

- Ale mama chciała jabłecznika...

Wieśka jakby piorun strzelił. Spróbował się wyrwać, jednak Ziutek mono trzymając powiedział.

- Idź lepiej do domu gnojku...!

Szarpiąc się Wiesiek próbował pokonać kilka kroków dzielących go od syna.

- Uspokój się stary! Chcesz lać dzieciaka za to, że szczury ci jabłka zeżarły?!

Znów zwracając się do Marka powiedział.

- Wszystko co zostało nadaje się najwyżej dla świń. Z tych jabłek twoja mama nie zrobi już żadnego ciasta. Ale nie przejmuj się chłopaku, macie jeszcze kilka drzew renetów w sadzie, pózniej pójdę z tobą to urwiemy na jabłecznika. Dobrze?

Marek wciąż nie rozumiejąc co się dzieje, skinął głową i powiedział.

- Ale dobre będą na ciasto? Bo mama chciała z piwnicy.

Wiesiek juz ochłonął, znów był kochającym ojcem. Przemówił spokojnie do syna.

- Tamte jabłka są nawet lepsze, nie przejmuj się mały, będziesz miał tego swojego jabłecznika.

Ziutek widząc, że Wiesiek już się uspokoił odezwał się.

- Wiesiu a tyś nie słyszałeś o tej pladze szczurów? W zeszłym tygodniu zniszczyły Matysiakom pare ton pszenicy.

Wiesiek zrezygnowany wzruszył ramionami i powiedział.

- Słyszałem o Matysiakach. Dopóki nie miałem jabłek w piwnicy, miałem ze szczurami spokój. Zresztą porozstawiałem wszędzie trutki na szczury. Zobacz te france nawet jej nie ruszyły. Jakieś kurwiszony cwane.

To mówiąc wskazał palcem małe miseczki z pomarańczowymi płatkami rozstawionymi po kątach. Miseczki wypełnione trutką były nietknięte. Nie było nawet śladu aby jakiś szczur się do nich zbliżył. Ziutek pokiwał głową i powiedział.

- Ta to są jakieś cwane chujki. U Matusików też trutki nie ruszyli.

Zgodził się z kolegą Ziutek.

- Kurwa i co teraz? Połowa zbiorów z sadu zniszczona. Za tydzień lub dwa chciałem zebrać resztę jabłek. Jak je tu przyniosę to te chuje wszystko znów mi prze śrutują. Tu musiała być ponad setka tego skurwysyństwa. Szczurów znaczy. Jak się tego kurewstwa pozbyć? Masz jakiś pomysł Ziutek?

Ziutek podrapał się po głowie. Po chwili powiedział.

- Sposoba by sie znalazło. Tylko cukru by trza, a to ja by juże wolał z niego bimbera nastawić. Bez kartków cukru i tak kupić nie można z resztą.

Wiesiek popatrzył zdziwiony na Ziutka.

- Ziutek co ty pierdolisz? Chcesz jeszcze szczury dokarmiać cukrem?

Ziutek popatrzył na Wieśka, wzruszył ramionami i powiedział.

- Jo nie mom zomiaru. Jo tylko wim jak je załatwić. Tylko, że milicja nie pozwala. Bo to pono nie chumitre, czy coś takie dzielnicowy gadał.

Wiesiek zrozumiał, że jest jakiś nielegalny sposób tępienia szczurów o którym on nie wiedział. Spojrzał na Ziutka lekko poirytowany powiedział.

- No gadaj szybko co z tym cukrem? Jak można załatwić nim szczury? Ja na pewno nie będę się przejmował milicją jak mi szczury wypieprzają jabłka.

Ziutek popatrzył na kolegę, na kosze ze zniszczonymi zbiorami, pomyślał chwilę i powiedział.

- Tu musi było bardzo dużo szczurów. A żeby ich załatwić to by trza dużo cukru. Ze trzydzieści, albo lepiej z piędziesiąt kilogramów cukru. Ty wisz, że z jednego kila można napędzić litra samogona? Jak jo by miał tyle cukru to by na pewno nastawił zaciera.

Wiesiek jeszcze bardziej się zdenerwował. Popatrzył na Ziutka i prawie krzycząc powiedział.

- Ty mi nie przeliczaj teraz cukru na bimber. Gadaj jak szczury wytępić. Gadaj mi zaraz co to za sposób co go milicja zabrania.

Ziutek westchnął, najprawdopodobniej na samą myśl szczęścia posiadanie takiej ilości bimbru znów wzruszył ramionami i zniechęcony powiedział.

- Szczury uwielbiajo cukier. Trza go po połu ze gipsem by zamieszać. One to zeżro potem zdychajo z głodu, nawet tydzień bo im sie wszystkie flaki zaklejajo. Ale juże tedy niczego nie niszczo. Jo nie wim o co to chumitre milicji sie rozchodzi. Ale tak nie pozwalajo. Ale to pewny sposób je. Szczury cwane trutkę ominą, no cukru z gipsem żaden nie przepuści. Tylko trza tego dużo na pierwszy raz, bo one sie uczo i mogo potem tego gipsocukra też nie ruszać. Sam wisz jakie to cwaniaki.

Powiedziawszy to pokazał na kosze po jabłkach. Kiedy Ziutek kończył zdanie rozległ się metaliczny dźwięk, pijanego perkusisty grającego pod koniec zabawy ludowej. Na dźwięk hałasu Wiesiek błyskawicznie złapał za szpadel stojący obok. Gdy okazało się, że przyczyną była upuszczona przez Marka metalowa miska, ojciec powiedział do syna.

- A ty jeszcze tutaj? Mówiłem żebyś poszedł do domu.

Marek wzruszył ramionami i powiedział.

- Mama chce jabłka. Ja poczekam jak pójdziemy nazrywać z wujkiem Ziutkiem.

Mężczyźni popatrzyli po sobie, po chwili ojciec powiedział do syna.

- Tyś uparty jak matka.

Z kolei zwracając się do kolegi z uśmiechem powiedział.

- Widzisz wujku Ziutku, będziesz musiał z nim pójść po te jabłka.

Ziutek był samotnym mężczyzną. Pracował tylko tyle aby zarobić na tanie wino czy butelkę wódki. Dawno już stracił szacunek do samego siebie. Nie przejmował się gdy inni mu go nie okazywali. Ten mały nie raz widział go pijanego leżącego w brudzie, mimo to ciagle okazywał mu szacunek i traktował nie jak pijaka a jak człowieka. Ziutek podbudowany wiarą Marka w niego powiedział.

- Pójdziem i przyniesiem jabłów. Poczkaj jeszcze.

Wieśkowi, który pogodził się już częściowo ze stratą zbioru, przyszła do głowy myśl.

- Pójdziemy razem. Nazbieramy spadów, które są jeszcze w sadzie i nastawimy chociaż jeden gąsior na zaczyn. Przynajmniej coś będzie. A cukru to już ja załatwię. Jabłoński, ten co ma cukiernie pytał się mnie o cement. Załatwię cukier, a gipsu mam sporo.

Wiesiek był murarzem na państwowym

etacie. Materiały budowlane nie były dla niego problemem.

- Weźmiemy taczkę. Zobaczymy ile leży jabłek, może nastawimy więcej niż ten jeden baniak.

To rzekłszy kopnął jeden z czterech wielkich gąsiorów które stały po jego prawej stronie. W jednym gąsiorze coś zapiszczało i dało się usłyszeć cichy turkot zwierzęcych łapek biegnących po szklanej posadzce. Wiesiek tego nie zauważył, lecz Ziutek natychmiast schylił się aby zobaczyć co to było.

- Ki chuj? Zoba Wiechu jeden się wrąbał do baniaka i nie może wyleźć!

Wiesiek podniecony schylił się zajrzał przez szklaną ścianę gąsiora. Wewnątrz zobaczył małego gryzonia skulonego w najdalszej części szklanej banki. Właściciela zniszczonych zbiorów jakby piorun strzelił. Złapał za grace do wykopywania ziemniaków i błyskawicznie podszedł do dużego osiemdziesięciolitrowego szklanego baniaka, kończącego się w szklaną sześciocentymetrową rurą u szczytu. Przez rurowy otwór wsunął trzonek gracy, próbując dosięgnąć małego szczurka kulącego się miejscu najbardziej oddalonym od niego. Rura kończąca baniak ograniczała pole manewru Wieśkowi. Trzonek którym próbował sięgnąć gryzonia nie mógł zbliżyć się bliżej niż na dwadzieścia centymetrów do swojej niedoszłej ofiary. Atakujący zaczął kopać w baniak, coraz mocniej tłukł trzonkiem w jego dno, bez rezultatów. Szczurek skulił się i trwał tak w bezruchu poza zasięgiem śmiercionośnego kija. Ziutek z Markiem patrzyli na wysiłki Wiesława. W końcu ten pierwszy powiedział.

- Wiesiu spokojnie bo ci siem baniak rozpęknie!

Wiesław jakby nie słysząc dalej dziabał trzonkiem po szklanym dnie banki. Ziutek złapał kolegę za rękę w której tamten trzymał grace i powiedział jeszcze raz.

- Spokojnie Wiesiu rozpękniesz baniaka!

Wiesław spojrzał na Ziutka wściekłym spojrzeniem. Ziutkowi aż przeszły dreszcze. Wydawało mu się, że patrzy na niego wściekły wilk, który zaraz się na niego rzuci. Po chwili jednak kolega Ziutka ochłonął, gdy się odezwał jego oczy znów zmieniły się w oczy człowieka.

- Tak baniak. Mogę go stłuc.

Ziutek parząc na kolegę powiedział.

- Możem skubańca utopić. Nalejem wody i po wszyćkiemu.

Wiesław popatrzył na Ziutka, potem spojrzał na szczurka którego właśnie próbował uśmiercić i powiedział.

- Nie! Niech zdycha z głodu! Zostawię go tam tak długo aż padnie. Niech się męczy za to, że zżarł moje jabłka.

Głos Wiesława stał się spokojny i jednocześnie zimny jak lód.

Marek obserwujący całe zajście patrzył jak najpotężniejszy człowiek na świecie, jego ojciec, przegrał bitwę z malutkim gryzoniem kulącym się pod ścianą szklanej bańki. Mały odezwał się do ojca.

- Tato a Zbyszek to ma chomika. I on umie robić rożne sztuczki. A może to teraz być mój chomik?

Wiesław spojrzał na syna. Jego oddech znów przyspieszył. Oczy znów nabierały dzikości. Nie zdążył jednak nic zrobić gdyż Ziutek szybko powiedział.

- Chłopaku chodź lepiej pójdziem po jabłka...

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (4)

  • Pasja 12.07.2017
    No to o Marek dostał porządną lekcję wychowania. Poznał nowe słowa i nauczył się jak zabić szczura. Zobaczył, że tak naprawdę nie siła i wzrost decyduje o wielkości. Bitwę może przegrać lub wygrać każdy. Najważniejsze, żeby nie obudzić w sobie potwora. Pozdrawiam serdecznie*****
  • Dziękuje Pasjo za zainteresowanie i komentarz. Bardzo dobrze odczytałas moją myśl, chociaż chcę pokazać jeszcze jeden aspekt. Wariację tego co właśnie powiedziałaś. To wszystko jest wstępem... pozdrawiam :)
  • Nachszon 18.03.2018
    No nie Maur, dla mnie to jest kicha, ledwo przebrnąłem
  • Nie męcz się przypadkiem dalej, będzie tylko gorzej :)
    dzięki za dobre chęci, ale nie idź tym tropem dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania