2014 / Wśród dziennego pejzażu połonin

Historia rodem z polskich seriali romantycznych, w których jednym spojrzeniem, potrafisz komuś namącić w głowie. Bo tak właśnie było, gdy siedziałyśmy sobie na ławce, wpatrzone w lot piłki z jednej na drugą stronę boiska od siatkówki. Tak pusto szłam jej śladami, aż uwagę mą oderwał impuls z drugiego końca pola. Tak jakby te hektary zaczęły zwężać się do najmniejszych rozmiarów, pozostawiając nas zbliżonych ku sobie. Oparty o szaro-niebieską piłkę w całkowitym wyciszeniu szukał nicości w otaczającej przestrzeni. Prawie jak ja, z tym, że na odwrót. I tak nagle przypadkiem zbiegliśmy się razem w jeden ciąg spojrzeń, które swym charakterem wyrażały wszystkie słowa. Oczy nasze rozmawiały ze sobą, jakby splecione od lat. Do czasu, gdy nie wiadomo skąd ich piłka od siatki wylądowała na moich kolanach.

Gdy się odwróciłam, już go tam nie było.

Kolejnego dnia spotkaliśmy się na boisku, gdzie dumnym krokiem przemierzaliśmy zmoczoną trawę w biegu za swoimi planami. I być może zostalibyśmy na dłużej, gdyby nie te cele do zrealizowania akurat wtedy. Więc odeszłam, tym razem ja- w przekonaniu, że to nie czas dla mnie, nie chęć na to i nieodpowiednie wszystko, zostawiając go samego przy żółto-rdzawym słupku bramki.

I wróciliśmy kolejnego wieczoru, czego nikt by się nie spodziewał. Na ostatniej nocy spędzonej wśród bieszczadzkich szczytów, tam z nim- prawie jakbyśmy byli sami, choć dookoła nas przebijała się sterta ludzi. Oboje wtuleni w swoje emocje, wsłuchiwaliśmy się w polifonię swoich umysłów. Nie spostrzegł się nikt, nim z głośników poleciała nasze ostatnia piosenka, pozostawiając po sobie garść domysłów. Do dziś jej słucham. Podczas, gdy nasze dłonie już się rozplotły, a oddech jego odszedł od mojej skóry- chciałam przejść obojętnie, jak to zawsze. Tak jak uczyniłam następnego poranka, mijając go bez słów, jakby w ostatnim przekonaniu, że przecież to nie miejsce i czas, osoba i sytuacja, a nadto, że jeszcze tu wrócę. Nie wróciłam. A on usiadłszy później na ławce przed domem, zastał jedynie otwarte drzwi z pustymi pomieszczeniami. Sumienie dłużnym mi nie pozostało, bo zbyt mało bratnich dusz czai się na ziemi. Poczułam niebywałą skruchę i wstyd za samą siebie, do czasu, gdy sama nie postanowiłam czegoś z tym zrobić. I tak zmieniłam chłodne odejście w tymczasową rozłąkę, która choć fizycznie nie zakończy się nigdy, mentalnie splotła dwie dusze w jedną, czyniąc ją niebywałą wartością. I tak oto dwa zrujnowane umysły funkcjonują razem, bez względu na dzielącą odległość.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania