2014 / Wśród nocnego pejzażu połonin

Drogę do Polańczyka znałam już na pamięć, gdy wybieraliśmy się tam po raz czwarty. Odliczałam zakręty, ślepo spoglądając w mokrą szybę autokaru. Dokładnie spamiętałam każdą uliczkę, każdy róg, każde drzewo i każdą drogę, która prowadziła do Skalnego.

Żołądek podchodził mi do gardła na samą myśl o małpach, wspinaczkach, skrzyniach i innych nieznanych z nazwy rzeczach. Byłam chyba bardziej przerażona niż podekscytowana. Ten poranek był wyjątkowo chłodny. Przynajmniej w tej chwili.

Szli jeden za drugim, prawie, że w równym szeregu. Chciałam wysilić się na szczery uśmiech z grzecznym "dzień dobry", licząc w duchu na wyrozumiałość na ścianie wspinaczkowej, sięgającej szczytu ośrodka. Zamilkłam jednak, zamykając usta na spust, kiedy blask jego brązowych oczu odbił się od mojej twarzy. Szedł tam jako ten trzeci. Nie lubię brązowych oczu. Te jednak były wyjątkowe. Ciepłe. Radosne. Czułe. Skąpane delikatną pierzyną długich, czarnych rzęs, na których wręcz można było odlecieć ku dalekim przestworzom. Nie musiał mówić nic, gdy wzrok skierował akurat wprost na moje spojrzenie. Z tych oczu dało wyczytać się wiele. Każdy ich blask był jak kolejne słowo, splecione w piękną poezję. Uprzejmość jednak przezwyciężyła dyskusję spojrzeń, kończąc ją wystawieniem ręki.

-Dawid. Tak, nie dało się nie zapamiętać. Nawet nie wiem jakim cudem znalazłam się u szczytu skrzyń i zawisłam nad ziemią. Zleciało tak niebywale szybko. Prawie jak kolejne dni, gdy przypadkiem trafialiśmy do Skalnego przez niedomówienia ze strony organizatora z ośrodka. I jak ten ostatni dzień-wieczór, który dziś przypłacam zdrowiem, kiedy przemoknięta od trzygodzinnej kąpieli w pianie, wciąż stałam na wilgotnym powietrzu, tylko po to by być tam z nim po raz ostatni i obserwować jak spala jednego szluga za drugim, tak niebywale spokojnie, jakby robił to dla kogoś. Z utęsknieniem spojrzałam po raz ostatni w blask kasztanowych oczu, gdy żegnaliśmy się pod wiatą. I odjechał tak po prostu, jakby z przekonaniem, że tak właśnie miało to wyglądać. I dobrze. Bo miało. A ostatnie wypowiadane słowa, były zamierzeniem, nie pożegnaniem. -Do zobaczenia.

Ku własnym obietnicom- za rok piękne Bieszczady, wrócę do Was i rozpłynę w rozkoszy Waszych krajobrazów.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania