Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

38. Błysk i Grzmot – Część IV – Piorun // Rozdział VIII

UWAGA! Niniejszy rozdział (tak samo jak dwa poprzednie) zawiera treści o charakterze erotycznym. Osoby poniżej 18 roku życia zapraszam do lektury innych utworów na opowi.pl. Dorosłych zachęcam do przeczytania. Rozdziały o podobnym charakterze będą się pojawiać raz na jakiś czas, jednak postaram się za każdym razem ostrzegać o tym czytelnika.

 

***

 

„Co ja najlepszego wyprawiam?”. – Pomyślałam, gdy Adam niemalże zerwał ze mnie koszulkę, ledwo panując nad emocjami. Poleciała na podłogę, na szczęście w jednym kawałku. – „Czy naprawdę jestem gotowa poznać jego drugie oblicze?”.

Nie dane mi było dłużej się nad tym zastanawiać. Obudziłam zwierzę, które już kiedyś widziałam. Nie, nie mowa tutaj o tym bydlaku Radku, ale o ostrzejszej stronie Adama. Tej, która ostrzegała przed władzami i nie pozwalała w siebie wątpić. Namiętnie całującej i wiecznie nienasyconej. Pragnienie oswojenia drugiego oblicza rosło z minuty na minutę. Nie chciałam się już więcej obawiać. Wiedziałam, że ciemniejsza strona, choć gdzieś tam ukryta, gotowa była w końcu wyjść na światło dzienne. Nie wątpiłam, że ona także kocha i o mnie dba. Musiałam się więc z nią zaprzyjaźnić, by zyskać pewność, że nasz związek miał rację bytu. O ile oczywiście mieliśmy być dalej razem...

– Jeżeli cokolwiek będzie nie tak, daj znać – powiedział z zaciśniętym gardłem, gdy podnosił mnie z siebie. Uklęknął i zasugerował bym zrobiła to samo. Kiedy go posłuchałam, położył moje dłonie na oparciu sofy, a sam znalazł się z tyłu. Zdołałam jedynie wydusić „mhm”, gdy natarł gwałtownie, czym nie tyle sprawił mi ból, ile zaskoczył. Musiałam jednak przyznać, że było dość przyjemnie. Nachylił się i odgarnął rude loki, po czym szepnął wprost do ucha:

– Obiecaj.

Pokiwałam głową, ale to nie wystarczyło. Nadal nie wykonywał żadnych ruchów.

– Powiedz to. Głośno.

– Obiecuję – odparłam, wyczekując dalszego rozwoju wydarzeń.

– A teraz wyjaw mi czego pragniesz…

Byłam zszokowana. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. „Czy nadal chciał, bym to ja miała decydujące zdanie?”. Z pustką w głowie odrzekłam:

– Ciebie.

Powoli zaczął się poruszać. Leniwie. Nie było to w najmniejszym stopniu satysfakcjonujące.

– Czy tak? – zapytał.

– Bardziej – odpowiedziałam zniecierpliwiona. Irytacja pomału odbierała zdrowy rozsądek.

W odpowiedzi dotknął moich piersi i zaczął je masować. Dodatkowo podgryzał ucho i całował szyję. Robiło się coraz przyjemniej, jednak tarcie, którego pragnęłam, było zdecydowanie zbyt słabo wyczuwalne.

– Wystarczająco? – Z jego ust wydobył się zmysłowy szept. Sprawił, że zapragnęłam więcej.

– Mocniej – odparłam głośno, chcąc by jak najszybciej przeszedł do rzeczy.

Jego oddech stawał się coraz gorętszy, a dłonie bardziej zniecierpliwione. Jedna z rąk zjechała niżej i zaczęła delikatnie pieścić maleńki guziczek, o którego przeznaczeniu nie miałam do wczoraj pojęcia. W końcu zaczął przyspieszać, obijając lekko o moje pośladki. Nadal nie czułam pełni zadowolenia, chociaż jęk opuścił usta, gdy wprawne palce sprawiały coraz większą przyjemność.

– Lepiej? – droczył się ze mną. Wiedziałam, czego chce. Z trudem przeszło mi to przez gardło.

– Nie! Weź się w końcu do roboty i spraw bym nie mogła chodzić!

Roześmiał się cicho, rozwiewając oddechem pukle na karku:

– Jak sobie życzysz, królewno…

Powiedzieć, że było mocno, to mało. Nadmienić, iż całą mnie poobcierał, też niewiele. Oświadczyć, że niemal mdlałam ze zmęczenia – pestka! Gdy w końcu we mnie doszedł nogi miałam jak z waty. Moje usta nabrzmiały od pocałunków. Sutki sterczały, wciąż wygłodniałe dotyku. Włosy przykleiły się do czoła i oblepiły szyję oraz plecy. Pomimo, że Adam w gruncie rzeczy brał coś ode mnie, nie mogłam powiedzieć, iż nie zadbał o drugą stronę. Byłam dwukrotnie spełniona i to na dwa sposoby. Obolała jak jasny gwint, ale szczęśliwa. Nigdy bym nie pomyślała, że seks może być tak fascynujący. Bolesny i przyjemny jednocześnie. Chłopak naprawdę mnie nie oszczędzał. Słuchając męskich odgłosów, jeszcze bardziej chciałam, mocniej pragnęłam i silniej ponaglałam kochanka słowami...

Gdy więc po wszystkim padłam jak betka, cała zdyszana zaczęłam się głośno śmiać. Dopiero wtedy zauważyłam drżenie rąk. Adam nie pozwolił mi oderwać dłoni od sofy. Jego zdaniem miałam tylko czuć, co było trudne do zniesienia, ponieważ chciałam złapać za falowane kędziorki i całować ich właściciela. Wyręczał mnie w tym jednak sumiennie i nachylał, gdy tylko nadarzyła się okazja.

Obróciłam ciało, kiedy zauważyłam, że jest nienaturalnie cicho. Rzuciłam zdziwione spojrzenie, podczas gdy Adam przyglądał się mojej twarzy, próbując coś z niej wyczytać. „Martwił się?”. Och, matko, naprawdę się o mnie zamartwiał! Gdy opadły emocje, pierwszą osobą, o której pomyślał byłam ja. „Czy mogłam go za to nie kochać?”. Rzuciłam się w męskie ramiona i mocno objęłam. Przytulił mnie delikatnie, tak jakbym miała się zaraz rozsypać niczym babka z piasku. Czekał na moją reakcję. Jaki wydam werdykt...

Uniosłam głowę i szczęśliwa spojrzałam w zatroskane oczy. Zmartwione. Poważne. Niepewne. Tak niesamowicie zielone i piękne.

– Kocham cię – wyznałam. To było chyba najlepsze, co mogłam powiedzieć.

– Dziękuję – odparł po chwili pełnej wahania i delikatnie pocałował mnie najpierw w czoło, a potem w nos i policzek. Lekko jak dotyk skrzydeł motyla.

– Za co ? – spytałam zdziwiona.

– Za to, że nie tylko nie uciekłaś, ale jeszcze pozwoliłaś na to wszystko. Czy ja cię przypadkiem nie skrzywdziłem?

– Nie – odpowiedziałam ze śmiechem – wszystko mnie boli, ale chyba tak powinno być...

Zasnął w moich ramionach. Zmęczony. Szczęśliwy. Zakochany. Wiedziałam, że długo to jednak nie potrwa. Też musiał znać prawdę. Trzeba przecież iść dalej. Posiadaliśmy informacje, które nie mogły pozostać w ukryciu. Miło byłoby tutaj zostać. Zaszyć się w lesie i zapomnieć o wszystkim. Ale po prostu nie mogłam tak tego zostawić. Nie, gdy gdzieś tam mogła cierpieć moja mała siostrzyczka. Nie, jeśli nadal sprzedawano dzieci i krzywdzono dorosłych...

Rozejrzałam się dookoła chatki i zdziwiona spostrzegłam, że Adam poczynił gruntowne przygotowania. Musiał zająć się wszystkim, gdy spałam. Słyszałam jakąś krzątaninę, ale potrafił być tak cicho, iż nic mi nie przeszkadzało we śnie. Wszystko, co nazbierał: jabłka, jagody, grzyby, a także trochę pieczonych ryb i mięsa, leżało na stole, szczelnie opakowane w kartki z niewielką czcionką. Trochę szkoda było tych wszystkich książek, ale cel, jak wiadomo, uświęcał środki.

Ubrania włożył już do naszych plecaków. Widziałam, że z mojego wystaje gruba bluza i wełniane skarpety. Dorzucił też kilka par swoich bezszwowych bokserek. Uśmiechnęłam się pod nosem. Noce były już naprawdę mroźne. Zima nadchodziła więc wielkimi krokami.

Do stolicy mieliśmy około pięciu dni piechotą. Zapasów powinno zatem wystarczyć. „Ale, co potem?” – dumałam. Faktem było, że odnowienie kontaktu z Paulą, zapewniłoby prowiant i potrzebne schronienie. Byłam pewna, iż przyjaciółka nas nie odtrąci. Oczywiście, że będzie na mnie zła, ale poda pomocną dłoń. Paula bywała porywcza, jednak wrażliwość na krzywdę innych, z pewnością nie pozostawi jej obojętną na wszystko, co miałam do przekazania. Na bank mogliśmy na nią liczyć. Ale co z Tomaszem? Pozostawała tylko nadzieja, iż Paulina go jakoś przekona. Co będzie jednak w sytuacji, kiedy okaże się ciężarna?

Zaczęłam liczyć. To był chyba siedemnasty dzień, odkąd opuściłam hale. Jeśli moje przypuszczenia nie zawiodły i Paulina podzieliła mój los, to istniało prawdopodobieństwo, że oczekuje na narodziny potomstwa. Czy w tym stanie będzie chciała uciekać albo walczyć? A co jeśli Tomek faktycznie brał udział w całym procederze? Może również był damskim bokserem? Jakie są szanse, iż Paula zechce od niego uciec? No i co potem? Jak odnajdę siostrę?

Wszystko zaczęło ponownie walić mi się na głowę. Paula, Malwinka, Adam, rodzice, władze. W końcu też i Radek. To nie był człowiek, który odpuszczał. Będzie mnie szukać. A jeśli odnajdzie? Miałam, co prawda, oparcie w Adamie, jednak łachudra był przebiegły i mógł zechcieć dopaść ofiarę za wszelką cenę. Zadrżałam na tę myśl. Odepchnęłam jednak zmartwienia na boczny tor. Przyjdzie na nie lepsza pora.

„Co tak naprawdę posiadałam i co jeszcze chciałam wywalczyć?” – zapytałam samą siebie. Nadszedł czas, by zrobić małe podsumowanie. Zaczęłam więc wyliczać na palcach:

„Co wiedziałam i osiągnęłam?”:

Po pierwsze: to nie była katastrofa, ale zamierzone działanie władz – najpierw ewakuowali rodziny spodziewające się dzieci i zdolne do rozrodu. Innych pozostawili samym sobie i podłożyli ładunki wybuchowe, aby wszyscy myśleli, że nastąpiło trzęsienie ziemi.

Po drugie: zrobił to prezydent i jego sprzymierzeńcy – premier i reszta władz przebywała gdzieś uwięziona lub martwa.

Zamyśliłam się. Należało zmienić nazewnictwo. „Władze” to pojęcie ogólne. Nie wszyscy należą do „tych złych”. A nawet jeśli tak, to nie każdy byłby zdolny do sprzedaży dzieci i zabijania niewinnych, po to by nabić sobie kasę. „Dobrze więc” – zaczęłam kolejne liczenie:

Raz: „prezydentowi” założyli hale, gdzie hodują sobie poddanych, którzy będą im rodzić dzieci, by mogli sprzedawać je „zagranicznym”.

Dwa: ludziom w halach będą wmawiać śmierć dzieci przy porodzie, zapewne jako efekt uboczny stresu czy katastrofy i oferować adopcję pociech, których zagraniczni nie chcieli.

„Tak jak w przypadku mojej siostry” – wtrąciłam, szybko jednak wracając do podsumowania:

Trzy: co do mojej rodziny – odkryłam, że mama zmarła przy porodzie, ojciec zaś z wycieńczenia i choroby, na usługach pary cudzoziemców. Wiedziałam, gdzie ulokowano ich prawdziwe groby.

Cztery: w trumnach, w których mieli spoczywać potencjalni polegli, znajdowały się kamienie, zatem masowe pogrzeby stanowiły jedną wielką fikcję.

Pięć: sama doświadczyłam narzucenia woli przez prezydentowych, gdy wybrali Radka na mojego męża i dali pozwolenie na gwałt…

Znowu poczułam ból, ale tym razem innego rodzaju. To nie było cierpienie tylko zwykłe poczucie niesprawiedliwości. Złość zaczęła wypełniać wszystkie myśli. Potrząsnęłam jednak głową.

„Dobrze, a co chciałabym zyskać?”:

Jeden: odnaleźć siostrę.

Dwa: dowiedzieć się czy Paula też została skrzywdzona i jej pomóc.

Trzy: przetrzeć oczy ludziom w halach i powiedzieć im, że ich bliscy nadal mogą żyć...

„Ale co to da? Czy po katastrofie, my – ocalali, byliśmy na tyle silni, by sprzeciwić się poplecznikom prezydenta?”

Może inni nie zdają sobie sprawy, ale:

Po pierwsze: mieliśmy znaczną przewagę liczebną. Jeśli przekonalibyśmy więcej osób, powinno udać się pochwycić strażników, a potem po nitce do kłębka dotrzeć na górę i obalić prezydenta.

Po drugie: wcześniej od strażników, trzeba jednak wyciągnąć informacje, gdzie jest premier i reszta władz, a potem ich oswobodzić.

„O ile w ogóle żyli” – wtrąciłam, prędko powracając do wątku:

Po trzecie i ostatnie: na koniec pozostanie jedynie wierzyć, iż ocalimy zniewolonych, wygnamy zagranicznych i wszystko powróci do normy…

Z rozmyślań wytrącił mnie Adam, który przeciągnął się i mrucząc, z zamkniętymi oczami, wtulił twarz w nagie piersi. W przypływie impulsu pocałowałam jego zamknięte powieki, czując delikatne łaskotanie długich rzęs. Spojrzał zaspany i zapytał:

– Czemu nie śpisz?

– Myślę – odpowiedziałam zdawkowo.

– O czym? – Przetarł oczy i rozciągnął się ponownie.

– O tym, co przed nami i jak wiele trzeba zmienić, żeby wszystko wróciło do normalności.

Przyglądał mi się przez chwilę, badając nastrój. Następnie objął mocniej i pocałował w ramię.

– Nie martw się. Damy radę. Będzie dobrze.

Uśmiechnęłam się nieznacznie. Oboje wiedzieliśmy, że grozi nam wielkie niebezpieczeństwo i możemy zginąć. To mogły być ostatnie beztroskie chwile. Żadne jednak nie dopuszczało myśli, iż się nie uda. Zdawaliśmy sobie sprawę, że łatwo nie będzie, ale poza nadzieją nic innego nam nie pozostawało. A wiadomo przecież, że ona umierała jako ostatnia. Nie miałam pojęcia czy wszystko będzie dobrze. Adam też go nie posiadał, niemniej musieliśmy się karmić dobrą myślą, tak długo, jak tylko możliwe.

Pełna wątpliwości, zerkając przez brudne okienko chatki, witałam budzący się dzień. Słońce zaczynało prześwitywać przez ogołocone gałęzie drzew. Do głowy przychodziło tylko jedno stwierdzenie:

– Musi być dobrze – stwierdziłam cicho i pogładziłam zmierzwione włosy. Zamknęłam oczy, aby nie zauważył łez, które pojawiły się znikąd. Obawiałam się, co przyniesie nam jutro.

Musi…

 

***KONIEC CZĘŚCI IV***

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Shogun 08.02.2020
    Podoba mi się ten rozdział. Dobre podsumowanie dotychczasowych wydarzeń. Teraz akcja ruszy z kopyta :). Jedno mnie tylko cały czas zastanawia. O co chodzi z tym sprzedawaniem dzieci? Czy jest to tylko proceder dla pieniędzy i zysku, czy ludzie z tego kraju są jakoś na swój sposób niezwykli. Nie wiem, takie domysły, ale wydaje mi się, że tę państwo wcześniej było dość hermetyczne, zamknięte na kontakty zewnętrzne. Nurtują mnie te kwestie. Zobaczymy czy w dalszych częściach coś z nich poruszysz :).
    Pozdrawiam ;).
  • Kocwiaczek 08.02.2020
    Będzie wspomniane, dlaczego zagraniczni przybyli do kraju Lilianny, ale być może zbyt lakonicznie. Zapiszę sobie jednak tę uwagę, aby to mocniej zaakcentować.
  • Shogun 08.02.2020
    Dziękuję uprzejmie :). Myślę, że powieść na tym zyska, bo jest to ciekawy wątek.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania