4 ściany
Siedzę w czterech ścianach. Otacza mnie jedynie grobowa cisza. Moja była dziewczyna Monika, uważa mnie już dawno za martwego. Zapomniała o mnie i znalazła sobie kogoś lepszego. Patrzę przed siebie i widzę... ścianę koloru białego. Czasami przynoszą mi jakieś marne żarcie jak w więzieniu. Nie raz nic nie jadam i robię sobie kilku dniową głodówkę. Nie raz wymiotuję samą wodą. Czy się w ten sposób katuję? Może. W mojej głowie jedynie pustka. Bardzo rzadko przychodzą lekarze i dają mi środki uspakajające, a czasami nawet nasenne. To już od nich zależało. Ale jestem tu traktowany jak bezpański pies. Nie raz tracę nad sobą kontrolę i biję pięściami w ścianie. Przez taką sytuację mam parę połamanych kości, które się krzywo zrosły. Gdy podczas obchodu jakiś lekarz to usłyszy to woła resztę i kładą mnie na łóżko i przyczepiają pasami bezpieczeństwa, żebym sobie nie zrobił krzywdy, ani im. Widzą jak się wiję i uśmiechają się do mnie, a później zmuszają mnie do połknięcia tabletek uspakajających, mówiąc, że to dla mojego dobra. Kiedyś udało mi się ich nabrać, że chowałem tę tabletkę pod językiem. Niestety później nie dawali się już na to nabrać, więc kiedy kazali mi ją połknąć to sprawdzali język, a później sprawdzano, czy ich nie nabrałem, trzymając tą tabletkę pod językiem. Po sprawdzeniu zamykali drzwi i wracali do swoich obowiązków, czyli kontrolowania na ekranach ludzi chorych psychicznie.
Kiedy mi się nudziło to ciąłem się żyletką po lewej ręce, dlatego mam tak dużo blizn. Gdy patrzę na kapiącą krew na podłogę to mnie ona uspakaja. Dzięki niej czuję, że śmierć zbliża się małymi kroczkami.
O godzinie 21.00 światła zostają zgaszone. Siedzę sam w ciemnościach i to w dodatku czterech ścianach. Moi znajomi całkowicie o mnie zapomnieli. Leżę sam w otaczającej mnie ciemności i patrzę na sufit, zastanawiając się nad sobą i swoim życiem. Śni mi się koszmar i to przerażający, w którym osądzono mnie o zgwałcenie i zabicie swojej byłej dziewczyny Moniki. Usadawiają mnie na krześle elektrycznym i przyczepiają pasami moje ręce i nogi. Widzę księdza, który po modlitwie klepie mnie po ramieniu. Nie pozwalają mi wypowiedzieć ostatnich słów, ponieważ uważają mnie za chorego psychicznie. Wkładają mi maskę, przez którą będzie przechodzić prąd. Wszyscy opuszczają pomieszczenie, a ja czuję jak serce bije mi młotem. Czuję prąd w całym ciele i wiję się z bólu. Chwila odpoczynku i znowu prąd. „Niech to się już skończy.” – pomyślałem. Znowu poczułem prąd. Był mocniejszy. „Chyba zwiększyli trochę voltów.” – pomyślałem. Zamknąłem oczy. Serce moje przestało bić. Jeden ludzi sprawdził czy jeszcze żyję. Okazało się, że nie i wywieźli mnie do kostnicy.
Budzę się zlany potem. Widzę cztery ściany i ciemność. Wiję się. Słyszę zbliżające się kroki. Jeden z lekarzy zakłada mi kaftan bezpieczeństwa i zmusza mnie do połknięcia tabletek nasennych. Działają strasznie szybko. Przestałem się kręcić i zasnąłem.
Rano pojawia się jeden z lekarzy i ściąga mi kaftan bezpieczeństwa. Opuszcza mnie, bo nie lubi mnie, ani mojego towarzystwa. Rutyna. Mam jej dość. W kółko to samo. Wyciągam z pod łóżka żyletkę i podrzynam sobie gardło. Duszę się własną krwią i upadam na podłogę. Lekarz wbiega do pomieszczenia i sprawdza puls. Nie wyczuwa go. Ciągnie moje ciało i wrzuca do bagażnika. Gdy dojeżdża do lasu, gasi silnik i wychodzi z samochodu. Otwiera bagażnik i wyciąga moje ciało. Zaciąga je głębiej w las, a później obrzuca jesiennymi liśćmi. Lekarz wraca do samochodu i odjeżdża.
Komentarze (5)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania