5. KIEDY PODESZŁYŚMY POD BRAMĘ...

Kiedy podeszłyśmy pod bramę dopiero zaczęłam się zastanawiać co tu robię. Choć wyobrażałam sobie co zrobię jak tam przyjedziemy, wałkowałam w głowie kilkanaście scenariuszy,białych,czarnych,biało-czarnych, nie wiedziałam nawet co mam ewentualnie powiedzieć i czego oczekiwać. Wiedziałam tylko, że muszę tam znów być. -No myśl i działaj, nie możemy tutaj wiecznie stać.

Wtedy wyszedł do bramy mężczyzna w podeszłym wieku, był to pewnie ich kamerdyner.

-Czy były Panie umówione z Państwem? – zaakcentował wyraźnie słowo „Państwo”

-Właściwie nie, ale…

-Znajomi?

-Nie..

-W takim razie jeśli prasa lub coś w tym rodzaju radzę opuścić posesję. Nikt tu nie lubi obcych.

Wtedy Martha wtrąciła: -My tylko chciałyśmy zapytać…

-Natychmiast proszę opuścić teren bo zadzwonię po ochronę! Państwo żąda prywatności ! – Mężczyzna momentalnie zrobił się czerwony ze złości i jakby na potwierdzenie jego słów przybiegły dwa ogromne wilczury i zaczęły wściekle ujadać, a my ze strachu i zażenowania wcale nie wyglądałyśmy lepiej ..

-Dobra chodźmy – wzięła mnie za rękę .. -Elen chodź, nie warto robić sobie problemów. Stwierdziłam, że nie ma sensu. „Nadęty pajac” – wtedy tak myślałam, nie znając powodów tej wrogości.

 

***

 

Więc sprawdził się jednak czarno-biały scenariusz … pewnie zastanawiacie się dlaczego, ale już wszystko mówię. Kiedy wracałyśmy, Martha zapytała: -Czego tak właściwie się spodziewałaś, co? Że przyjedziesz tu, tak po prostu wejdziesz do domu, nie byle jakiego, w którym nikt Cię nie zna, nigdy nie widział, ma więc prawo być wrogo nastawiony, a jeszcze on będzie tam na Ciebie czekał z otwartymi ramionami? -Szydziła, i choć nienawidziłam tego, denerwowało mnie jej podejście do wielu spraw, szczególnie do takich, wiedziałam, że ma rację. I miała prawo być zła bo przyjechała tu ze mną, i na darmo. A ja nie czułam nic więcej od smaku porażki i zawiedzenia.

 

***

 

Kiedy byłyśmy już prawie u celu – niebieskiego Citroena Marthy, moją uwagę przykuła kawałek stąd ogromna stadnina. Koni było tam z dziesięć, o różnym umaszczeniu, ale tylko jeden człowiek. Dosiadał cudownego Araba, o siwej maści, niestety był na tyle daleko, że nie widziałam wyraźnie jego twarzy. Stałyśmy tak chwilę, patrząc na stadninę, skąpaną w powoli zachodzącym już słońcu, kiedy jeździec opuścił teren, i zaczął cwałować w naszą stronę, wtedy w miarę, jak się zbliżał, przez chwilę mogłam zobaczyć jego twarz.

-Widzisz, widzisz?!

-Ale co?!

-TO ON! – zaczęłam się drzeć, nie myśląc, jak głupio musi to wyglądać, że moja przyjaciółka patrzy na mnie jak na idiotkę, ale był już na tyle daleko, że nie mógł tego słyszeć.

Czyli jednak miałam rację, przeczucie mnie nie myliło. Był tu.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • refluks 24.01.2018
    Niech go ktoś za ogrodzenie wyprowadzi.
  • Nsn 24.01.2018
    ale że o co chodzi ?
  • Nuncjusz 24.01.2018
    Nsn atak trola idioty, już został zgłoszony :)
  • Nsn 24.01.2018
    Nuncjusz właśnie się zorientowałam. Kamień z serca że to tylko troll :)
  • refluks 24.01.2018
    Nuncjusz Szkoda, że nie wychlastano komentarza mego do niego.
    Teraz wiszę jak idiota i jakbym do Nsn napisał.
    Weź, niezguło, spowoduj, wykasowanie reszty.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania