7. Terapia
Mój tok działania jest prosty: mam problem, to konsultuje go z wybranym mieszkańcem mojej głowy i prowadzimy tak długo dialog, aż obniżmy stopień dylematu.
Zwykle wspólnie dochodzimy do wniosku, że i tak niedługo umrę i nie ma czym się przejmować.
,,Pamiętaj, że życie stoi przed tobą otworem. Tylko pamiętaj który to otwór." - Moje teraźniejsze motto.
Kiedyś ,,exegi monumentum", a dzisiaj cytat z kabaretu. Jak to człowiek z wiekiem upada na wartościach. Gloria lat poprzednich gaśnie, a jej nędzne resztki przypominają przepaloną żarówkę.
Takie życie.
Ostatnio towarzyszem takich rozmów jest Ryu.
Co się trochę mija z celem, bo Ryuś jest raczej istotą, która ma na wszystko wyjebane i robi tak, by tylko mu było dobrze. Oczywiście przejawia objawy altruizmu, ale rzadko.
Może dlatego jest moim ulubieńcem? Bo ja tak nie umiem?
Wychowałam się w stosunkowo zdrowej rodzinie. Oczywiście nie licząc drobnej patologii, jaką jest wstrzykiwanie dużych dawek sarkazmu i czarnego humoru już od najmłodszych lat. Z początku trochę mi to utrudniało życie, ale, jak to mówią, do wszystkiego idzie się przyzwyczaić. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez dania słownego pstryczka w nos komuś z mojego bliższego otoczenia. Stało się to wyrazem sympatii z mojej strony.
Jak kogoś lubię, to go cisnę.
Bywa, że przeginam, że nie widzę granicy dobrego smaku. Nie wiem na ile mogę sobie z niektórymi pozwolić.
Kiedy moja szczera osoba zamienia się w chamską?
A może ja po prostu jestem suką?
- Jeżeli tak, to zaszczekaj.
- Wiesz, że nie o to mi chodzi.
Dzień, jak co dzień. Ciało zajęte chlebem powszednim, a umysł pracuje na najwyższych obrotach.
- Staram się wprowadzić element komediowy do tej rozmowy, bo zaczęło być za poważnie.
- Właśnie zdałam sobie sprawę, że do dupy z ciebie terapeuta.
Poprawiłam poduszkę, którą oparłam o skraj kanapy. Mogłabym wymyślić sobie tu jakiś fotel terapeutyczny, ale tylko bym się potem nasłuchała.
- Nie moja wina, że znowu pierdzielisz od czapy.
- Na tym to polega. Ja mówię, ty słuchasz i udzielasz dobrych rad.
- A na koniec płacisz mi stówkę i wychodzisz... Możemy już przejść do tego momentu?
- Od kiedy jesteś takim materialistą?
Wzruszył tylko ramionami. Zawsze taki robi, jak nie zna na coś odpowiedzi.
- Wymagania ma, ale odpowiedniego wykształcenia nie zafunduje... - mruknął tylko.
- Nie ogarnął byś... Brakuje ci liamowej inteligencji.
- Oj cicho. Dałbym radę.
- Jasne. Jakbyś bzyknął całą akademicką kadrę, to może. Chyba już ustaliliśmy, że to Liam robi u was za mądralę?
- Ta? Skoro tak, to czemu do niego nie pójdziesz?
- Bo nie ma czasu... I często nie rozumiem co do mnie gada.
- Niewiarygodne... Stworzyła go, a nie ogarnia.
- To tak dla urozmaicenia sobie nędznego żywota.
I dla możliwości zaskakiwania samej siebie. Ciekawe czy dużo jest takich autorów, którzy w trakcie pisania swoich historii sami siebie potrafią zadziwić?
- Cudownie. To jak? Kończymy?
- Jeszcze nie. Nie usłyszałam od ciebie diagnozy.
- Taka, jak zawsze. Skrajne niedojebanie.
- Cham.
Nieprofesjonalnie. Złośliwe. Wybitnie głupie.
Ale pomaga.
Komentarze (11)
Fakt, chwilami poważnie.
Znów dość uroczo. Spowiedzi c.d.
Interesująco piszesz.
A pstryczek jako wyraz sympatii... to jest to! :)
Stać Cię w pisaniu na więcej, to oczywiste.
4. :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania