8: Porwanie księżniczki, rozdział 1: "Dotyk proroka", część druga

Żołnierz miał przywieszoną do pasa drewnianą pałkę i krótki nóż, brakowało mu tylko hełmu, który pewnie zdjął z jakiejś mniej ważnej przyczyny. Zwykli bywalcy przybytku „Przy straconej głowie” domyślili się od razu, że człowiek ten jest na cowieczornym patrolu, więc ani trochę się nie przejęli tą wizytą. Zmienili jednak nastawienie, gdy za nim weszło jeszcze trzech strażników zakutych w hełmy, z czego dwóch z nich nosiło ze sobą krótkie miecze. Wszyscy klienci, którzy mogli i potrafili, obudzili się z nocnego letargu, gotując się na wszelkie możliwe scenariusze. Kilkoro z nich położyło dłonie na poukrywanych sztyletach, z ogromną nadzieją, że użycie ich nie będzie konieczne, a reszta albo chciała uciec, albo patrzyła się głupio, albo przygotowywała się do rzucania imion co gorszych znajomków. Tylko stary zarządca straży, który nawet nie pamiętał imienia, nazwiska lub twarzy tego lub tych, którzy weszli na stanowisko po nim, i który już do reszty nie znał dzisiejszych chłopców stróżujących, zdawał się nie zwracać uwagi na zaistniałą sytuację, dalej nucąc swoje ulubione piosenki.

Evelin sparaliżował strach, a jej rubinowe oczy zastygły na mieczach strażników. Tylko nieme „koniec” wylatywało z jej ust, bo wiedziała po kogo przyszli wysłannicy lorda i domyślała się, że obstawiono karczmę ze wszystkich stron, i że nie ma stąd żadnej drogi ucieczki. Kilka dni temu odpowiedziała Piotrowi na pytanie o zażyciu trucizny lub o poderżnięciu jej gardła z jego ręki, gdyby coś poszło nie tak, i odpowiedź ta w obu przypadkach była negatywna. Nie chciała skracać własnego życia i to uczucie niestety przeważało nad wizją powrotu do domu.

- Zatrzymam ich, a ty uciekniesz tylnym wyjściem... jeśli takowe istnieje - zaproponował szeptem jej przyjaciel, schyliwszy się nad stołem. Wyglądał jakby się zbytnio nie przejmował. Może umiał ukrywać te skrajne emocje i narastającą adrenalinę, a może już pogodził się z losem doszczętnie? Może ten stan względnego spokoju zawdzięczał temu, co wypił? - Masz dużo siły, żeby pobiec, prawda? Ukryjesz się gdzieś i poczekasz, aż któryś z nas cię nie zabierze na statek. Kupię ci minutę, a nawet dwie...

„Zginiesz szybciej” zaskowyczała w myślach w jego stronę, bo nie potrafiła nic z siebie wydusić, a on oczywiście nie mógł tego usłyszeć. Teraz nie mogłaby nawet poprosić, aby to on uciekł, gdy ona dobrowolnie odda się w ręce strażników. Zresztą, teraz nie zdołałaby go przekonać w żaden sposób. Była bezsilna, tak jak zawsze. Nagle męskie ramie znów pojawiło się na stole, obok talerza Evelin, a ona jakimś cudem zdołała uwolnić się z paraliżu wywołanego przez strach i poprowadziła wzrok na twarz chylącej się ku niej osoby, która już wcześniej próbowała zdobyć uwagę kobiety. Teraz jednak nie czuć było porażającego odoru długiej alkoholizacji. Gęste, naprawdę długie, zwieszające się pod deski blatu włosy nieznajomego wyglądały na dosyć zadbane, jego usta układały się w lekkim, przyjacielskim uśmiechu, a oczy, których koloru nie dało się za nic zdefiniować - pewnie przez kąty padania świateł świec - patrzyły na Evelin z bystrością i skłamałby ten, który powiedziałby, że przemawia przez nie choćby smuga braku trzeźwości.

- Kontynuując mój nie tak dawny monolog - zaczął długowłosy mężczyzna głosem o przyjemnej dla ucha tonacji, całkiem różnej od słyszanej poprzednio. O tonacji, która już na wstępie zdołała uspokoić kobietę w pewnym stopniu - ponawiam pytanie. Czy byłaby panienka zainteresowana pomocą kogoś, kto mógłby pomóc panience w rozprawieniu się ze wszystkimi przeciwnościami losu? - Zniżył głos, a jego rysy twarzy wyraźnie spoważniały. - Czy chciałabyś, dziewczyno, abym rozprawił się z tymi pieskami lorda Karota pragnącymi ciebie porwać?

Ostatnie pytanie wpłynęło do umysłu Evelin, ograniczając jej pojmowanie do tylko tych kilku słów. Zniknął czas, zniknęło otoczenie i całą jej istotę objęła kontemplacja tego jednego zdania. Wszelkie negatywne emocje wyparowały, gdy wpatrywała się tak w tego człowieka, a duszę i naczynie tej duszy zatopiły łagodne fale ciepła. Znaczenie utracił nawet fakt, że nieznajomy wiedział, z jakiej okazji zjawili się strażnicy. Szybko jednak przebiło się przez Evelin przeczucie, że mimo wszystko musi udzielić jakiejś odpowiedzi, że nie powinna zanurzać się głębiej w zagadkową błogość, i wreszcie, że nie może pozwolić na to, żeby ten, który wyciągał do niej pomocną dłoń, musiał zbyt długo czekać. Kiwnęła więc głową, a cały urok zniknął w czasie kilku chwil, zastępując harmonię narastającym niepokojem.

Usłyszała tylko ciche szurnięcie krzesła, a zaraz przy jej prawym boku stanęła postać o bardzo długich włosach sięgających aż do pasa i chudej, wyprostowanej posturze oraz z rękoma złączonymi za plecami. Patrząc z daleka, można byłoby wywnioskować, że to ktoś, kto z dużym prawdopodobieństwem twardo stąpa po ziemi, ale z bliska... Od tej osoby biła niecodzienna aura prawdziwej mocy. Dreszcze przeszyły Evelin, prowadząc zimne iskierki od karku do koniuszków stóp, gdy na jej skórę opadła mgiełka bólu, która - według jakichś cichych podszeptów instynktu - musiała pochodzić od tego właśnie człowieka... Chociaż szczerze mówiąc, te same szepty podpowiadały także kobiecie, iż słowo „człowiek” raczej nie pasuje do nieznajomego.

- Tak? - Strażnik zauważył długowłosego i z wyraźnie wyostrzonymi ruchami zaczął powoli stąpać w jego kierunku. - Macie coś do powiedzenia może? - zapytał.

Tajemniczy osobnik nie odezwał się słowem. Stał w miejscu i wpatrywał się prosto w oczy zbliżającego się mężczyzny, którego niezachwiana mimika właśnie ustępowała miejsca zdenerwowaniu. Zdenerwowanie te ni stąd ni zowąd przepoczwarzyło się w nienawistny grymas. Szybciej niż ktokolwiek mógłby się zastanowić nad powodem nagłej zmiany w nastawieniu okutego w lekką zbroję człowieka, drewniana pałka wyskoczyła zza pasa i przy akompaniamencie ryku oraz szarży, poszybowała na spotkanie z niewinnym klientem. Klient jednak lekkim wysiłkiem ominął nadlatujące zagrożenie i bez oglądania się za siebie pozwolił, aby strażnik zatracił równowagę i roztrzaskał nos o posadzkę z desek. Trójka pozostałych strażników widocznie nie zrozumiała motywów postępowania kolegi, ale nie wpłynęło to na decyzję o wyciągnięciu oręża. Byli zdezorientowani. Tkwili tak więc w miejscu, ze swoimi groźnymi zabawkami wycelowanymi w ziemię i kontemplowali o tym, co z sobą począć. Jeden z nich, młodzieniec o kwadratowej twarzy, poczynił kilka niepewnych kroków do przodu. Evelin zauważyła, że jego usta poruszały się, jakby coś do siebie szeptał. Wszyscy zgromadzeni wstrzymali jednocześnie oddechy, gdy żołnierz zawiesił w powietrzu miecz, przygotowany do cięcia czegokolwiek, co miałoby nadejść.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (5)

  • madoka 05.04.2019
    Super!! :) Uwielbiam takie historiie!! Mam nadzieję, że będzie wątek romantyczny?
  • Szigo 06.04.2019
    Miło, że ci się podoba. A co do wątku, to raczej go nie będzie.
  • madoka 06.04.2019
    Szigo :(
  • Kapelusznik 02.06.2019
    Dobry odcinek. Czytać będę dalej
  • Szigo 02.06.2019
    Dzięki. No i bardzo dobrze, bo warto!

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania