8: Żniwiarz z piekieł, rozdział 1 "Strach na ludzi"

Źdźbła zboża kołysały się delikatnie przy powiewach nocnego wiatru, a między kłosami grały swe ludowe pieśnie niewidoczne świerszcze. Było spokojnie jak zawsze o tej porze, gdy chłopi i chłopki odpoczywali po pracowitym dniu na roli. Jasny księżyc królował nad tą pogrążoną w śnie krainą, przemierzając swoją gwieździstą drogę po niebie.

Ponad czekającym na żniwa polem, zaświeciła się na moment bezkształtna osobliwość i poraziła żyzną ziemię tęczowym piorunem. Wyleciał z niej niewielki obiekt, rozbijając się o podłoże. Osobliwość znikła w syku, tak niespodziewanie jak się pojawiła. Wszechobecny sen nie został nawet naruszony, a świetliki wyszły z ukrycia.

Agiuxa zbudziły czyjeś ciche szepty. Wstał natychmiastowo na równe nogi ze złotego zboża i od razu przekonał się, że pośpiech był głupstwem. Całe jego ciało sparaliżował ból okropnej rany na piersi połączony z nagłymi oparzeniami od światła słonecznego. Z jego paszczy wydobył się tylko bolesny ryk, a jego ciało samoistnie opadło w jakiś cień. Cień należący do drewnianego humanoida z kapeluszem i ubogim ubraniem, jak stwierdził Agiux przez lekko uchylone, wężowe ślepia. „Ożywiający ból...”, pomyślał. Wbił pazury w wysuszoną glebę i podniósł się powoli do pozycji siedzącej. Oczy paliły go tak, jakby zostały pokropione kwasem, ale pomimo tego zmusił się do patrzenia. Otaczały go ze wszystkich stron złote rośliny zakończone koronami z nasion.

Agiux podziwiał ten nieznajomy dla niego krajobraz, zastanawiając się otępiałym umysłem, gdzie się tak właściwie znalazł. Ciepły podmuch wiatru poruszył polem zbożowym, wzbudzając cichy szum. Pomimo obrażeń, pomagając sobie strachem na wróble, wstał, a jego zielono-czarna skóra zaczęła się dymić, powodując nowe, nieciekawe doznania czuciowe. Agiux warknął przez zaciśnięte kły, kiedy szukał wyjścia z palącej sytuacji.

- Agrr, no jak tu, przecieeż... Gdzie coś? Myśl! Tak... tak! Najprostsze rozwiązaanie, tak! - wymamrotał niewyraźnie, ponownie spostrzegając drewnianego humanoida.

Nowy strój wraz z kapeluszem okazał się dobrym pomysłem, co tu gadać, jedynym słusznym. Wężowe oczy coraz bardziej przyzwyczajały się do światła i powolne okręcanie się wokół własnej osi (co prawie posłało go znów na ziemię) dało lepszy wgląd na zaistniałą sytuację. Kilka, albo kilkanaście małych domów na południu. Na wschodzie obszerne zbiorowisko trzykrotnie większych od Agiuxa roślin, a na pozostałych kierunkach zielone wzgórza.

- No więc, no więc - wyrzekł nieco wyraźniej. - To nie mój świat. - Ruszył chwiejnym krokiem w stronę osady. - My nie możemy być tu, cała nasza wiedza temu zaprzecza. Coś musiało mi pozwolić, ale coś musiało też mnie przenieść. Co się wydarzyło... Przypomnij sobie! - spróbował krzyknąć, ale krzyk przerodził się w głośniejszy kaszel. - Grhg, Gisjus zaatakował mnie... Na srebrny róg Kustosza...

Zamyślił się i przez wyrwę w myślach dojrzał swymi ślepiami trzy sylwetki biegnące do zbiorowiska domów. Otrząsnął się prędko.

- Nie. Muszę znaleźć kogoś. Kogoś z wiedzą magiczną. Kogoś kto mi wszystko wyjaśni.

Czuł i wiedział o krwawiących ranach. Na niedomiar złego nie mógł ruszać lewą ręką, w ogóle nie doświadczał jej obecności. Była zimna. Zdecydował, że gdy znajdzie coś ostrego, spróbuje pozbyć się niebezpiecznego balastu. Daleka droga czeka.

Wkroczył do wioski, uważnie się rozglądając. Jakieś małe istotki goniły się nawzajem, kompletnie ignorując Agiuxa. Był przecież ubrany podobnie jak one i tylko poprzez twarz mogłyby stwierdzić, że oto do wioski przybył przerażający odmieniec. Zwrócił uwagę na chaotycznie rozmieszczone domy, które wniesiono ze słomy i z drewna..

Na małym placu w centrum zebrał się mały tłumek. Już przy pierwszym spojrzeniu humanoidalne stworzenia okazały się wyglądem słabe i miękkie. Swoje ciała zakrywali ubraniami wcale nie podobnymi do jakiejkolwiek formy obrony. Może oni również nie przepadali za słońcem? Wzrostem nie za bardzo się od niego różnili, ale brak dobrze zbudowanych mięśni nadrabiał ilość odmienności. Nie wyglądali na gatunek przystosowany do walki. Żadnych pazurów, brak rogów, zero wyczuwalnej magii. Prawdopodobnie mógłby ich samodzielnie wybić w pień, gdyby oczywiście był w lepszym stanie.

Agiux usłyszał rozmowę prowadzoną przez tłum. Ktoś coś mówił o jakimś potworze na polu i że zwiewał z braćmi najszybciej, ile tylko sił w nogach przed "tym czymś". „Chodzi pewnie o mnie”, domyślał się przybysz. „Ciekawe jak zareagują...” Agiux podszedł bezgłośnie. Nikt i tak nie zwróciłby uwagi, patrząc na to, jak się wspólnie przekrzykiwali. Przybysz ostrożnie klepnął w ramię jednego z chłopów, a tamten odwrócił się, niemrawo reagując na niewinną zaczepkę. Już trochę mniej spokojnie odpowiedział na zobaczenie naznaczonej bliznami twarzy zwieńczonej wężowymi oczami. Wieśniak zbladł i odskoczył w tył, przewracając się na jakąś kobietę. Wszyscy natychmiastowo zwrócili się ku Agiuxowi i też zamarli ze strachu.

- Potwór! Demon! Ratować się wszyscy!- wydusił z gardła ktoś z tłumu.

„Trafiłeś z tym demonem w sendo.”, odparł w myślach przybysz.

- Pani święta, ratuj nasze dusze - krzyczały kobiety.

- Uciekać, uciekać, ratować się! - odzywali się spłoszeni mężczyźni.

Co niektórzy zdołali się przebudzić z przerażenia i postanowili uciec. Pozostali cofali się, a twarze mieli wyraźnie zbielałe. Jedna tylko osoba wzięła się na odwagę, aby oddalać się wolniej od wszystkich, z wyciągniętym przed siebie sierpem.

- Mówcie synowie i córki tego świata - rozgrzmiał głos Agiuxa. - Gdzie znajdę władających magią? - Nie dostał odpowiedzi. - Gdzie?

Chłop z sierpem próbował coś powiedzieć, ale jego gardło wypuściło tylko jakieś poplątane sylaby. „Nie mam czasu na jakieś wymyślne groźby na takie mięczaki... Trzeba się wysilić.” Agiux w mgnieniu oka pokonał dystans dzielący go od brawurowego obrońcy z bronią o zaokrąglonym ostrzu i prawą pięścią przywalił najsilniej jak mógł w jego brzuch. Tamten wypuścił z rąk swoją broń, którą pełnym gracji piruetem przejął demon. Dzięki impetowi mocarnego (choć i tak słabego, pomijając wszelkie obrażenia) uderzenia, mężczyzna poleciał na ziemię, a Agiux przygniótł go swoją stopą i podstawił zdobyty sierp obok gardła leżącego. „Jak mnie wszystko boli...”

- Gdzie mieszka najbliższy znawca magii? Mówcie dzieci, albo poderżnę mu gardło. - Spojrzał zdenerwowanym wzrokiem na zamarły tłum. - Jeśli odpowiecie, zostawię go, jeśli nie, was też to czeka.

Zauważył kije zakończone trzema metalowymi odnogami oraz sierpy wśród kilku osób i domyślił się, że na pewno opóźnił jakieś zbiory. Oni nie kwapili się do żadnych protestów, więc chyba nie chcieli pracować. Oczywiście, że się zwyczajniej go bali, ale przecież Agiux był im równy wzrostem i mieli przewagę liczebną. No cóż, różne światy i różne gatunki muszą się od siebie różnić. „Zginęliby u nas w godzinę, najprawdopodobniej rozszarpani przez dryfiny”, podsumował wieśniaków.

Niedługo czekał na odpowiedź. Młoda kobieta wyciągnęła trzęsącą się rękę na południowy wschód i udało jej się coś wydukać:

- Www... ieedź..- jej głos drgał jak poruszona struna. - Wiedźma na moo moczarach.

Demon kiwnął głową z aprobatą i z najwyższą ulgą.

- Grzeczne stworzonko - odpowiedział tylko Agiux, odstępując od leżącego mężczyzny.

Moczary, jakaś wiedźma... Nazwa „moczary” obudziła w nim niepokój. Ale nie było w tym nic dziwnego. Nazwa ta ruszała swoją straszliwą wizją nawet potężnych Kustoszy. Ogromne macki z kolcami jadowymi, ziemia najeżona purchawami pełnymi kwasu, który potrafił przeżreć najsilniejsze karapaksy i pancerze, gejzery z krwiożerczymi robakami, i wiele, wiele podobnych nieprzyjemności można było tam spotkać. Ale, ale! Teraz już nie znajdował się w Tessinug.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania