Poprzednie częściA gdy zgaśnie ogień... [1]

A gdy zgaśnie ogień... [5]

Kiedy przyjaciele dotarli na miejsce padał już gęsty, rzęsisty deszcz. Wielkie krople, spadały na ich długie włosy, nasiąkając je zimną wodą i wywołując uczycie chłody, przeszywającego ich aż do palców u stóp. Młodzieńcy ujrzeli przed sobą wielką, dwupiętrową chatę. Nad wejściem do środka wisiała zawieszona pionowo tablica z napisem: "Stara Wierzba", a pod spodem poziomo, mniejszymi literami: "Wolne pokoje". Przed wejściem do tawerny stała trójka pijanych mężczyzn, ubranych bardzo nieschludnie, przemokniętych do suchej nitki, przeklinających i krzyczących w stronę nieba, w złości, a niebo nie pozostając im dłużne smagało ich niemiłosiernie po twarzach, biczem ukręconym z kropli deszczu.

 

Z lewej strony znajdowała się stajnia, gdzie podróżni, goście gospody mogli zostawić swoje konie na czas pobytu w mieście. Adin i Feniks zaprowadzili rumaki do środka i wręczyli stajennemu po srebrnej monecie. Zdjęli bagaże z koni, schowali je do zamykanych na klucz dębowych skrzyni znajdujących się w innej części pomieszczenia, za co stajenny znowu zażądał zapłaty. Feniks pstryknął, więc z kciuka kolejną srebrną monetę, którą mały chłopiec, w zbyt dużych na niego ubraniach bez problemów złapał w locie.

 

Adin otworzył masywne, żelazne drzwi i weszli do karczmy. Ich oczom ukazało się smętnie wyglądające pomieszczenie, oświetlone tylko świecami wiszącymi na ścianach po bokach sali, tuż obok oprawionych starych map, skór i trofeów myśliwskich. W powietrzu dawało się wyczuć zapach stęchlizny, pieczeniny i tytoniu. Z końca sali usłyszeli wolną, relaksującą, ale wesołą muzykę, graną na flecie, skrzypcach i bębenkach przez trzech muzyków. Na przeciwko drzwi młodzieńcy ujrzeli wielki, drewniany blat, za którym stał stary, łysiejący gospodarz, ubrany w szary, płócienny fartuch kuchenny, ciasno opinający jego tłusty brzuch. Pod nosem nosił siwe wąsy tak długie, że zawijał je za uszami z obawy przed przytrzaśnięciem ich szufladą, ukrytą za ladą, w której trzymał pieniądze. Na wysokich krzesłach tuż przed nim siedziała dwójka mężczyzn. Jeden z nich pił dużymi łykami piwo z wielkiego drewnianego kubka. Drugi oparł rękę na blacie, którą przytrzymywał swoją zmęczoną, zatłuszczoną i brudną głowę popijając przy tym wódkę ze szklanki. Tuż obok płonęło palenisko, a na rusztach piekły się rozmaite mięsiwa.

 

-Gdzie Morlo? Widzisz go? - zapytał Adin rozglądając się po pomieszczeniu, na co Feniks kiwnął przecząco głową. - Pewnie przyjdzie później - dodał.

 

Na końcu sali, w samym rogu, na przeciwko muzyków siedział stary Moo, doświadczony wojak, weteran wielu wojen z piratami na Morzu Bursztynowym. Przed wielu laty oskarżony jednak o dezercję został skazany na oślepienie i ogłuszenie, rozgrzaną do czerwoności szablą. Życie w ciszy spowodowało, że z czasem zapomniał jak wymawia się słowa. Umiał jedynie wypowiedzieć coś co brzmiało jak: "Moo", dlatego też ludzie tak go przezywali. Ze wszystkich jego zmysłów, oczywiście oprócz przytępionego już dotyku został mu jedynie węch i smak, dlatego też jego wnuk codziennie późnym popołudniem przywoził go powozem do "Starej Wierzby", żeby dziadyga mógł zakosztować piwa lub innych mocniejszych trunków. Na stole przed sobą miał położoną deseczkę z wbitymi dwoma gwoździami. W zależności od tego czy chciał się napić piwa bądź wódki, kładł zardzewiałą końską podkowę na lewym bądź prawym szpicu, a żeby zawołać barmana krzyczał głośno: "Moooo!". Rankiem jego syn wracał, płacił gospodarzowi i zabierał starca do domu.

 

Za oknami gospody szalała burza. Co chwilę odgłos potężnego grzmotu wprawiał drewnianą podłogę w drgania, a błyskawice rozświetlały małe okna, gdzieniegdzie pokryte pajęczynami.

 

Znaczna większość gości karczmy, całkowicie ignorując panującą na zewnątrz burzę, skupiona była na środku sali. Przy kwadratowym stole siedziały cztery osoby otoczone przez głośną grupę kilkunastu innych. Adin wraz z Feniksem zamówili sobie po kuflu piwa i dołączyli do gapiów. Każdy z czwórki siedzących miał postawioną przed sobą wysoką, przezroczystą szklankę, która podzielona była miarką na sześć równych części. Grali oni w "duszka". Ta niewinnie nazywająca się gra polegała na wypiciu jednym duszkiem całej zawartości owej szklanki według określonych zasad. Zgodnie z ruchem wskazówek zegara uczestnicy gry umieszczali sześcienną kostkę w niewielkim drewnianym kubku, wyrzucając ją po chwili na blat stołu. Liczba oczek, którą wyrzucili informowała Mistrza Gry, do której kreski należy nalać im piwa. Następnie zawodnicy musieli wypić całą zawartość szklanki bez jakichkolwiek przerw. Ten kto padł pierwszy na stół czy to z przepicia, zmęczenia czy też po prostu zwymiotował, automatycznie przegrywał. Gra trwała aż do wyłonienia zwycięscy. Gapie głośno dopingowali swoich faworytów, stawiali oni bowiem pieniądze na to, kto wygra, kto przegra lub po ilu miarkach padnie na stół. Pijący nic nie wygrywali, ale za to mogli się upić za darmo. W zgiełku podawano im obrzydliwie wyglądające kawałki wytopionego tłuszczu zwierzęcego, chleba bądź też innego pożywienia w nadziei, że to pomoże im wytrzymać dłużej.

 

Feniks postawił siedem srebrnych monet na tęgiego mężczyznę, ubranego w ciemnozieloną szatę, noszącego krótko przyciętą kozią bródkę i długie włosy splecione w warkocz sięgający niemalże drewnianej podłogi.

 

-W piciu masa jest najważniejsza. Zobaczysz Adin! Wzbogacimy się! - powtarzał do znudzenia Feniks przyjacielowi do ucha, bojąc się żeby nikt z obcych go nie podsłuchał.

 

-Ja chyba postawię na kogoś innego... - odpowiedział Adin przyglądając się pijakom. Wyjął dziesięć monet, a Feniks i reszta gapiów widząc na kogo stawia szczerze go wyśmiali, wytykając palcami i szczerząc się.

 

Po około dwudziestu minutach gry, wśród "żywych" ostała się już tylko dwójka duszkowników. Toczyli oni między sobą bardzo zażarty pojedynek. Ku zdziwieniu Feniksa jego faworyt odpadł jako pierwszy, wymiotując na posadzkę już po trzeciej rundzie losując dwie szóstki i jedną piątkę. Zawiedziony chłopak podszedł więc do lady, za którą stał właściciel, a za ostatnią srebrną monetę, którą znalazł w kieszeni kupił połowę pieczonego kurczaka oraz duże piwo, a następnie usiadł na wysokim krześle. Na środek sali powrócił jednak na finał. Jeden z zawodników będących nadal w grze, szczupły i bardzo niski wzrostem, czarnowłosy mężczyzna w średnim wieku, z powodu dużej ilości wypitego alkoholu, lekko zamroczony kiwał się na boki, wciąż jednak zachowując częściową świadomość. Z dzikich okrzyków tłumu można było wywnioskować, że to jemu kibicowała znaczna większość gapiów. Na przeciwko niego siedział, ktoś na kogo nie postawił nikt oprócz Adina. Była to młoda dziewczyna i to właśnie na jej zwycięstwo chłopak obstawił aż dziesięć srebrnych monet. Jej szczupłą, ostro wyglądającą twarz zdobiły szmaragdowe oczy, w których chłopak dostrzegł zapał i odwagę. Mocny makijaż dodawał jej niesamowitej dzikości w wyglądzie. Kręcone, krucze włosy swobodnie zwisały na jej wąskie ramiona, ciasno otulone przez dopasowaną do jej sylwetki czarną koszulę rozpiętą z przodu do połowy kusząc mężczyzn swoimi wdziękami. Na swoim krześle zawiesiła długi, czarny płaszcz.

Niski mężczyzna, z którym teraz piła złapał kość, wrzucił ją do kubka, a następnie wypuścił na stół. Oczom wszystkim ukazała się szóstka. Wśród tłumu słychać było jęk zawodu. Wysoki mężczyzna, który pełnił rolę Mistrza, wypełnił szklankę pijaka do ostatniej kreski, a ten przechylił i wypił ją jednym haustem. Po opróżnieniu naczynia wytarł mankietem koszuli krople piwa spływające po jego brodzie, wyciekłe kącikami ust, a szklankę odłożył do góry dnem uderzając w stół. Przyszła kolej na dziewczynę. Chuchnęła w kostkę na szczęście po czym zatrzęsła nią w kubku.

 

-Tak jest! - krzyknął Adin, jako jedyny cieszący się w tej chwili uczestnik zabawy, widząc jedno oczko na środku grzbietu kostki.

W tym momencie dziewczyna zauważyła chłopaka, mrugnęła do niego długimi rzęsami. Odgarnęła mokre włosy, ze spoconego czoła, przechyliła szklankę i bez problemu wypiła jej zawartość. Adin klasnął mocno w dłonie.

 

W kolejnej rundzie Gronn, jak na niego wołano, złapał drżącymi rękami kubek, a ktoś stojący za jego plecami podniósł kostkę i wrzucił za niego do niewielkiego kubka. Gronn z wielkim problemem wziął zamach i wytoczył na blat stołu piątkę. W tłumie zapanowała niesamowita wrzawa. Gronn podniósł kufel i przystawił go do ust po raz kolejny. Będąc w połowie jednak wypluł to co już połknął i z wielkim hukiem uderzył czołem w stół, tracąc przytomność. Dziewczyna wygrała.

 

-Skoro jesteś teraz bogaty to może postawisz mi piwo? - rzekła do Adina uśmiechając się, a w jej głosie słychać było tylko niewielki bełkot.

 

Adin nie zdążył odpowiedzieć, kiedy nagle ktoś w grupie kłócących się gapiów, z całej siły rzucił o podłogę kuflem wypełnionym piwem, rozbryzgując alkohol na mężczyznę stojącego obok, a ten wyskoczył z pięściami na jeszcze innego myśląc, że to on zmoczył nogawki jego spodni. Kiedy brał zamach, żeby go uderzyć pięścią, szturchnął kolejnego. Wywiązała się zacięta bijatyka, w której uczestniczyła już większość gości tawerny. Muzycy przyspieszyli skoczną melodię, nadając tempo walczącym. Gospodarz wyszedł na środek sali, jednak próba uciszenia tłumu okazała się całkowicie bezowocna. Dostał on bowiem kuflem w głowę i spadł obok przewróconego stołu.

 

-Moo! Moo! Moo! - krzyczał strasznie mocnym głosem starzec siedzący na końcu sali, nie mogąc doprosić się kolejki wódki.

 

Wśród dzikiego tłumu Adin nie mógł dostrzec swojego przyjaciela. Odciągnął dziewczynę na bok i biegł wzrokiem po pomieszczeniu szukając Feniksa. W końcu go wypatrzył. Po tym jak ktoś potrącił go i wytrącił jego kurczaka z kamiennej miseczki on także wmieszał się do walki. Adin dostrzegł przyjaciela siedzącego na klatce piersiowej jakiegoś chłopaka większego od niego i obkładał go po twarzy, wyjątkowo wielką, nadgryzioną, wypieczoną na brązowy kolor nogą kurczaka.

 

-Chciałeś mojego kurczaka to go żryj! - krzyknął i zaczął wpychać swojemu przeciwnikowi mięso do gardła. Ten jakoś dał radę się wyswobodzić i mocnym uderzeniem pięści trafił Feniksa w szczękę, powalając go do tyłu.

 

Nagle z ogromnym impetem otworzyły się wrota wejściowe do tawerny, uderzając prosto w czoło jednego z walczących z olbrzymią siłą, całkowicie go obezwładniając. Podłoga zaczęła drżeć, a wibracje powędrowały aż do końca sali. Tłuszcza i muzycy zastygli w ruchu i zaprzestała walki, widząc kto wszedł do środka. Tylko z końca sali słychać było ciągłe okrzyki: "Moo! Moo!". Oczom wszystkim ukazała się postać tak wysoka, że musiała schylić głowę, żeby zmieścić się w drzwiach. Nie była ona jednak sama. Związanego wielkoluda prowadziło dwóch dobrze zbudowanych mężczyzn, ubranych w lekkie, czarne kolczugi i trzymających w ręku drewniane pałki. Tuż przed nimi szedł średniego wzrostu, ubrany w drogie szaty człowiek, już z daleka wyglądał na kogoś piastującego ważne stanowisko. Z całej czwórki kapała woda, a w miejscu tam gdzie stali zaczęła tworzyć się niewielka kałuża.

 

-Którzy to? -zapytał olbrzyma w rozkazującym tonie jeden ze strażników.

 

-On był tylko jeden - odpowiedział Morlo z wyraźną niechęcią i wskazał swoim grubym palcem podnosząc obie masywne ręce w kierunku młodego, rudowłosego mężczyznę rozmasowującego swoją szczękę.

 

-Przeszukać go! - krzyknął szlachetnie urodzony jegomość. - I uciszyć tego ślepca!

 

Momentalnie dwójka strażników podskoczyła do Feniksa. Ten nie chcąc zostać przeszukanym zaczął się z nimi szarpać, jednak strażnicy mający nad nim znaczną przewagę fizyczną, z łatwością przewrócili go na posadzkę i dokładnie zrewidowali. W jednej z sakw przywieszonych do jego pasa, znaleźli kamień, wbudowany w siedmiokątny medalion, który to zdawał się teraz żarzyć od środka, odbijając płomienie paleniska i świec w kierunku dziesiątek ciekawskich oczów.

 

-Panie! Czy to jest to? - krzyknął jeden ze strażników.

 

-Starcze, kufel wody! Szybko! - rozkazano gospodarzowi , który odzyskał już przytomność, a ten chwilę później przyniósł to o co go proszono.

 

Adin popatrzył na Morla z niesamowitą pogardą i zaciskając pięści w geście złości i podszedł do niego.

 

-Chcieli mnie zamknąć, a wiesz, knoty trzeba dostarczyć. Grozili też mojej rodzinie, a gdzie mielibyśmy pójść jakby nas wywalił? - powiedział do Adina, spuszczając wzrok ku ziemii a jego oczy wypełniły szczere łzy. -Ale ciebie nie wydałem, nie wiedzą, że się znacie. Ktoś widział jak z wami rozmawiałem - dodał szeptem po chwili patrząc Adinowi prosto w oczy.

 

Wyglądający na bogacza mężczyzna złapał medalion i cisnął go do chłodnej wody. Kamień od razu zmienił kolor na czarny. Na twarzach całej trójki, usta wygięły się w kształt konturów łódki rybackiej widzianej z boku. Szlachcic wyciągnął z kieszeni płaszcza malutki, wyszlifowany i mieniący się w blasku ognia diament i położył go na podłodze. Z medalionu wyjął czarny teraz kamień i uderzył nim w diament, który to rozleciał się w pył.

 

-Brać go! - krzyknął krezus wskazując na Feniksa. Po chwili strażnicy wywlekli chłopaka z gospody, zostawiając spętanego Morlo na środku sali, w towarzystwie Adina, zwyciężczyni gry w duszka oraz tłumu liżącego swoje siniaki.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania