Poprzednie częściA niech to! ~cz 1 ~

A niech to! ~cz 3~

Przede mną rozciąga się wspaniały widok. Lubię czasem usiąść przy oknie i wpatrywać się w gwiazdy, które są dobrze widoczne na ciemnym już o tej porze niebie. Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Drzwi od mojego pokoju się otworzyły, a w nich stanęła mama. Na jej widok ogromnie się zdziwiłam.

- Słuchaj, przepraszam. Trochę mnie poniosło.- oznajmiła, przytulając mnie do siebie.

- Zaraz, nie jesteś na mnie zła?

- Skądże znowu? Lubisz siatkę, prawda?

- Skąd to pytanie? Jasne, że uwielbiam.

- To cudownie. Zapisałam Cię do klubu, gdzie będziesz mogła rozmawiać z bardziej cywilizowanymi ludźmi, a nie z takimi jak Burton.Ubierz się i zejdź na dół. Zaraz wychodzimy.

- To już dzisiaj?- zapytałam, ale jej nie było już w pokoju.

Idąc do klubu siatkarskiego rozmawiałam z mamą, jak będzie to wszystko się układało. Czy jego członkowie polubią taką delikatną, nieśmiałą dziewczynę taką jak ja?

- Myślisz, że przyjmą mnie taką jaką jestem?- zapytałam po chwili zadumy.

- Na pewno. Ile razy mam Ci powtarzać, że to nie jest szkoła!

Wtem na moje oczy ukazała się ogromna i obszerna sala. Wejście znajdowało się z boku, w zakamarku, gdzie była tam już całkowita ciemność. Nie było latarni, jak przy głównej drodze. Tuż za płotem znajdował się stary, zaniedbany kościół do którego praktycznie nikt nie zaglądał przez setki lat. Na nasz widok trenerka krzyknęła z radością:

- Jak miło Was wreszcie poznać. Reszta przebiera się w szatni. Poznajcie się. Przywitaj się ze wszystkimi po kolei.

Po za słowem ,,Cześć" nie powiedzieli nic innego. Czułam się tak samo jak w szkole; nie chciana, odrzucona, samotna. Nikt się do mnie nie odezwał, chodź tak bardzo chciałam. Sala gimnastyczna, na której miały się odbyć zajęcia, była oświetlona lampami, Których było pełno na suficie, a parkiety odnowione, w prost lśniły czystością. Marinette nie miała odwagi podejścia do dziewczyn, więc usiadła z dala od swojej nowej grupy. Pani Leśniowska sprawdziła obecność, pomijając tylko swoją nową uczennicę, ponieważ już z góry wiedziała, że ona pewno już z reguły zaszczyci ją swoją obecnością. Trenerka uwielbiała wszystkie dziewczyny, była dla nich miła, natomiast gdy zwracała się do nowej, ta miała wrażenie iż gdyby nie to, że mama zapłaciła za tą lekcję to pewno kazałaby jej iść do domu. Najgorsze było serfowanie. Dziewczyna od samego, początku nie cierpiała tego. I chodź wiele razy próbowała, tyle trenerka zwracała jej uwagę. Po jakimiś czasie na tarasie, zamieszczonym pod sufitem, na samej górze, z niego można było oglądać z góry całe boisko pojawiło się dwoje chłopaków, mających prawie tyle samo lat co Marinete.

Kiedy nauczycielka na chwilę zajęła się telefonem, nastolatka spojżała na nich.

- No, na co czekasz? Odbij, bo przez Ciebie stracimy punkty!- krzyknęła jedna z nich.

Zaraz po rozpoczęciu nowej zagrywki dziewczyna z przeciwnej drużyny odbiła piłkę, którą błyskawicznie odbiłam. Po uderzeniu poleciała wysoko, ponad siatkę, trafiając w jednego chłopaka, stojącego na balkonie.

- Ta dziewczyna... Jest taka ładna.

- Nie obiecuj sobie zbyt wiele. Zresztą masz już jedną.

- Mam, ale Cloe to jest wybranka mamy anie moja. Zakochałem się i nikt mi nie zabroni marzyć.

- Twój kot ma inne zdanie.

- Przyzwyczai się. Zakładam, że to miła osóbka.

- Będziesz miał miło jak zaraz dostaniesz tą piłką w zęby. Uważaj!

Przyjaciel Stiv'a w momencie upadł na ziemię. Wszystkie dziewczyny pobiegły poszkodowanemu na ratunek.

Przez chwilę leżał blady, nieprzytomny, całkiem bez ruchu.

- Na latające wieloryby! Co się stało?- Pani Regina wprost zaniemówiła ze zdziwienia.

- Ta oferma jest winowajcą!- Clementine wskazała na mnie palcem. I jeszcze się pokłóciłyśmy.

- Sama jesteś ofermą, więc co się dziwisz?- dziewczynka przykucnęła przy nim i zaczęła próbować nawiązać z nim jakąkolwiek rozmowę.

- Hej, słyszysz mnie? Nic Ci się nie stało?

- Wszystko w porządku. - odpowiedział, otwierając oczy.

- Jak masz na imię?

- A..Adi..Adiren.

- Mów mi Marinette.- uśmiechnęłam się.

- Z drogi! Usuńcie się No!- rozległ się głos lekarza.

- Myślisz, że nic mu nie będzie?- usłyszałam za sobą czyjś głos.

- Dzięki Tobie na pewno przeżyje. To dużo dla niego znaczy.- ktoś złapał mnie za ramię.

- My się znamy?- zapytałam trochę zdezorientowana.

- Jestem Clementine. Przepraszam, że byłam dla ciebie taka nie miła.

- Nic nie szkodzi. Zaprzyjaźnimy się?

- Oczywiście. Wiesz co? Uwielbiam Cię, chodź za dobrze jeszcze się nie znamy.

- Kogoś mi przypominasz. Chodzimy razem do jednej klasy prawda?

- Tak. Już sobie przypominam! Ja muszę już iść, do jutra. Mam jeszcze zajęcia z języka niemieckiego.

- To Cześć.- pożegnałam się z uśmiechem na twarzy.

Przez drugą połowę treningu mama siedziała na tarasie z ponurą miną. Wróżyła ona coś niedobrego - kolejną kłótnię.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania