Poprzednie częściA niech to! ~cz 1 ~

A niech to! ~ cz 4~

Gdyby nie to, że zaraz po przyjściu do domu zrobiła tą swoją słynną minę, która oczywiście wróży, że się obraziła dzień byłby taki jak zwykle. Nie lubię takiego zachowania, ale tym razem postanowiłam trzymać buzię na kłódkę. A najgorsze będzie jutro to, że jest piątek trzynastego.

 

Nad Paryżem słońce powoli wschodzi ku niebu. Jego jasne promienie powoli rozgarniają mrok otaczającej miasto mgły. Moja mama wyszła do pracy wczesnym rankiem , więc w zamian jej domowe obowiązki przejęła Ciocia Natalie i wyniosła kuzynka Leslie. Dziewczynka usiadła przy telewizorze i zaczęła oglądać swój ulubiony serial, który matka zakazała oglądać, wyciągając argument, że po pierwsze zepsują jej się oczy, siedząc tak blisko ekranu a po drugie ten film jest dla dorosłych i nie powinna go oglądać. W zamian zaproponowałam jej zabawę lalkami.

- Nie tak szybko młoda damo! Ten film jest przeznaczony dla osób, które skończyły szesnaście lat.- ciocia szybko wyparowała do pokoju, kiedy usłyszała tytuł ,, To wspólne życie''.

- Ależ Mamo. Proszę, pozwól mi to oglądnąć chociaż raz.- błagała.

- Co byś powiedziała, gdybyśmy pobawiły się lalkami?

- Nic z tego. Ja zawsze przegrywam.- westchnęła ciężko.

- Tym razem wygrasz.- powiedziałam, uśmiechając się. Pozwolę Ci być biedronką.

- Wreszcie! Tyle na to czekałam. Ależ się cieszę!- Leslie czym prędzej pobiegła na poddasze.

- Dziękuję, że się nią zajmiesz. Już sama nie wiedziałam, jak mam jej to tłumaczyć.- kobieta otarła pot z czoła.

- To nic takiego. - oznajmiłam, udając się do swojego pokoju.

Kiedy weszłam moja ulubiona figurka była zepsuta. Doszłam do wniosku, że moja kuzynka tego nie chciała.

- Ja...Nie wiedziałam, że ona jest uszkodzona.

- Spokojnie, nie będę krzyczeć. Sama ją naprawie.

- Chciałabym być taka jak ty.

- Córeczko, chodź na dół. Już wystarczająco się pobawiłaś. Marinette musi zaraz wyjść do szkoły.- z kuchni rozległ się głos cioci.

- Ok, muszę iść. Do kończymy zabawę, jak przyjdę.

I wyzbierawszy wszystkie rzeczy pognałam z ciężkim plecakiem do przedpokoju.

- Miłej nauki skarbie. Nie zapomnij kanapek.

- Dziękuję. Jesteś kochana.- ucałowałam ją i wyszłam.

Przed szkołą stało mnóstwo ludzi. Moja koleżanka, zobaczywszy, że już przyszłam od razu wytłumaczyła co to ma znaczyć to całe zbiegowisko.

- Hej. Nie uwierzysz, co się właśnie stało?- Clementine przybiegła do mnie zdyszana.

- No Cześć. Zamieniam się w such.- odpowiedziałam.

- Pamiętasz tego chłopaka? On Ciebie szuka bo chce Ci podziękować.

- Lepiej, żeby mnie nie zobaczył. Cała szkoła by o tym mówiła. Powstałaby plotka, że mam chłopaka.

- No to chodźmy. Panna Miller nie cierpi wpisywać spóźnień.

- A zwłaszcza na koniec semestru.- zaśmiałam się.

Ostry dźwięk dzwonka wypełnił szkolny korytarz. Uczniowie powoli zaczęli wpychać się do swoich sal, gwar powoli zanikał, aż na korytarzu zrobiło się całkiem pusto i cicho. Tylko na pierwszym piętrze słychać było powolne szuranie miotły, którą sprawnie operowała pani Rebeka - woźna i szefowa sprzątaczek. Pierwszą lekcją w tym dniu miał być język polski. I był. Wszyscy szybko pozajmowali swoje miejsca. Nauczycielka weszła tuż za Alanem, który o mało nie przyciął jej nosa drzwiami. Pani Miller usiadła przy biurku, wyjęła ze swojej torby stos kartek po czym rzekła:

- Zaraz rozdam Wam proponowane oceny. Niech rodzice podpiszą je tu, na dole.

- Będę miała szlaban na jakieś dwa tygodnie.- westchnęłam, kiedy dostałam kartkę w swoje ręce.

- Ja będę miała o wiele gorzej. Mama mnie zabije jak to zobaczy.

- Ukryj oceny gdzieś głęboko w szufladzie, tam gdzie Twoja mama nigdy nie zagląda.

- A co, jak odkryje? To będzie po mnie. Wolę nawet nie myśleć, co wtedy będzie?

- Na pewno nie nastąpi to dzisiaj.- powiedziałam, uspokajając ją.

- Wszyscy dostali kartki?- zapytała nauczycielka.

Klasa przytaknęła.

- Przekażcie swoim rodzicom, aby przyszli na zebranie. Będzie spotkanie z bibliotekarką, która udzieli im rad, jak zachęcić Was do czytania książek. A później będzie normalne spotkanie ze mną.

- Raczej jak zmusić nas do chodzenia do szkoły.- zaśmiał się głośno Burton.

- Co cię tak bawi? Może nam powiesz to i my się pośmiejemy.

- Nic poważnego. Archie mnie rozśmiesza.- oznajmił, uśmiechając się fałszywie.

- W takim razie niech ten chłopak się przesiądzie albo..- panna Miller się zamyśliła. Po jej głosie można było wywnioskować, że wpadła na jakiś chytry plan. Podejdź do mnie chłopcze.- kobieta po patrzyła się na zdezorientowanego chłopca.

- Ale proszę pani...- nastolatek nie był chętny do rozmowy z nauczycielką, gdyż już z góry wiedział, co go będzie czekało.

- Chodź, chodź.- zachęcała.

Archie wstał i powędrował z niechęcią do biurka.

- Skoro masz tak dużo do powiedzenia, to na pewno wiesz kim był Jan Kochanowski?- spytała kobieta, otwierając jego zeszyt.

- Em, lekarzem? Piosenkarzem? A może Muzykiem?- chłopiec nie był pewny swej odpowiedzi.

Po klasie przeleciał cichy pomruk.

- Nie. Widzę, że nie uważałeś na lekcji, kiedy o tym mówiłam. On nie był ani lekarzem,ni piosenkarzem. A po za tym odpowiedź jest błędna. Co wtedy robiłeś?- pani pokiwała przecząco głową i poprawiła swoje szare okulary, które miała na nosie. No, dobrze daruję Ci, ale na następną lekcję masz to umieć.

- Dobrze, będę pamiętał.- przytaknął Archie i wrócił do swojej ławki.

Staruszka zamknęła dziennik, po czym dodała:

- Idziemy do biblioteki. Ustawicie się na korytarzu.

W niej było bardzo mało ludzi, a w dodatku nie było za bardzo czym się zainteresować. Wszyscy z mojej klasy porozchodzili się po regałach. Musiałyśmy rozmawiać ze sobą ściszonym głosem tak, aby panna Jenkins nie zwróciła nam uwagi. Dyskretnie przykucnęłyśmy przy ostatniej półce i od niechcenia przeglądałyśmy książki, w poszukiwaniu jakiejś przyzwoitej lektury, która by się nadała.

- Hm, nic ciekawego nie ma na tej półce. Tylko same tragedie i dramaty..

- Masz rację. Nigdy nie sięgnę po ani jedną książkę napisaną przez Al'a Dente, Poli Ester, a sam tytuł literatury Jest'a ,,Proszę wejdź!" mnie przeraża. Aż mam na sobie dreszcze.- skarżyła się Clementine, przekładając ją na lewą stronę.

- Czy tutaj istnieje jakieś opowiadanie, które wiąże się z czymś innym, niż smutek, rozpacz, wypadek i śmierć?

Dziewczynka lekko się uśmiechając przerzuciła jeszcze parę cienkich komiksów i tam, gdzie stała przedziałka z literą ,,Z'' utworzył się niewielki otwór, przez który zobaczyła chłopca, który był bardzo podobny do tego, któremu Marinette próbowała pomóc. Dziura powstała z tego, że ktoś wypożyczył te książki,które mają tu stać.

- Zobacz, tam jest Twój znajomy!- krzyknęła.

- Kto? Pokaż!

Wtem do chłopca, o blond włosach podbiegła blondynka i zaczęła opowiadać mu o książce, którą tu kiedyś widziała.

- Zachwycające!- Adiren podrapał się po głowie. Poszukaj jej, a gdy zdołasz ją znaleźć to przeczytasz mi ją.

- Zaraz przyjdę. Wydaje mi się, że zostawiłam ją właśnie..- Cleo przykucnęła przy najniższej półce i gorączkowo szukała tej swojej cudownej książki, która ją bowiem olśniła.

- Mam! Znalazłam!- nastolatka chwyciła ją w swoje objęcia.

Zanim przyjaciółka wskazała dziewczynie, co tam zobaczyła, pole widzenia zasłoniła jej gruba powieść.

- Zakochana w lodziarzu? Wielkie dzięki.- zaśmiałam się. Wiesz co? Chyba ją przeczytam.- stwierdziłam po chwili namysłu.

- Każdy znalazł jakąś książkę?

Na głos panny Miller wszyscy stanęli przed nią i przytaknęli. Jedynie Adiren nie miał żadnej, więc czym prędzej się wrócił.

Dziewczyny, mimo iż ich nauczycielka ma donośny głos one i tak jej nie usłyszały spośród stosu książek.

- Gdzie jest ta Marinette? Lekcja się powoli kończy a jej nie ma.

Usłyszawszy swoje imię, błyskawicznie zjawiłyśmy przy pani, nie patrząc przed siebie. Chłopak też pędził szybko, a niedługo potem się na siebie natknęli.

- Ojej, przepraszam! Nie zauważyłam. Nic Ci nie jest?- spytałam, podając mu rękę. Ależ ze mnie niezdara.

- Nic mi nie jest.- oznajmił, uśmiechając się.

- Uch, co za ulga.

- Twoja twarz..Już gdzieś ją widziałem. O ile mnie pamięć nie myli, masz na imię Mainette?

- Marie, tak łatwiej zapamiętać.- westchnęłam.

- Dobrze. Ja muszę już iść, ale możemy się spotkać po szkole jeśli będziesz chcieć?

- Ok, odezwę się w tej sprawie.- odpowiedziałam, czując iż na sobie pojawiły mi się rumieńce.

Na przerwie postanowiłam poradzić się Clemientine, co o tym myśli?

- Co mam teraz zrobić? Czekałam na to całe życie i nie chcę mu odmówić, ale wiem iż mojej mamie się to nie spodoba.

- Na pewno nie będzie miała nic przeciwko, jeżeli on tylko odprowadzi Cię do domu. Zresztą, co złego może się stać? To tylko Twój kolega.- odparła, wyjmując kanapkę z pudełka.

- Nie wiem, co bym bez Ciebie zrobiła? Dziękuję! Jesteś kochana.

Ostatnią lekcją w tym dniu, którą miał mieć Adiren była matematyka. Przez pięć minut, pozostałych do końca chłopak zerkał na zegarek. Steven zaniepokojony tym jego wyczekiwaniem zapytał bez ogródek:

- Dokąd się tak śpieszysz? Czyżbyś się stęsknił za tą wyrozumiałą dziewczyną?

- Tak jakby. Wytłumaczę Ci to, kiedy wyjdziemy ze szkoły.- oznajmił, wkładając książki do plecaka.

- Na koniec chciałbym ogłosić dwa ogłoszenia.- Pan McLaren wstał z krzesła i zarzucił swoją torbę na ramię. Jutro będziemy omawiać równania z algebry abstrakcyjnej, a do tego będą Wam potrzebne ołówki i cyrkle, więc proszę abyście o nich nie zapomnieli.

- Tak, proszę pana.

Gdy zadzwonił dzwonek Adiren jako pierwszy wypadł z klasy i z prędkością wiatru zszedł na dół w takim tempie, że jego najlepszy przyjaciel nie był w stanie go dogonić.

- To powiesz mi wreszcie, co chodzi?- chłopak gotów był dowiedzieć się, czego powodem jest to dziwne zachowanie?

- Jeżeli już musisz wiedzieć...- nastolatek sięgnął po worek. Zakochałem się, tylko proszę nie mów nikomu o tym, a zwłaszcza Cleo.

- Zaraz, podoba Ci się Marinette? Można było się tego po Tobie spodziewać, ale to będzie nasza tajemnica. Słowo daje, nic nie powiem. Nawet swojej mamie. Przysięgam z ręką na sercu!- obiecywał.

- Dzięki. Przynajmniej na Ciebie można liczyć. Cieszę się, że mam takiego przyjaciela.

- Powodzenia Ci życzę, abyś wypadł jak najlepiej.

Chłopcy przybili sobie piątkę i Adiren z zaciśniętymi zębami wyszedł przed szkołę. Dziewczyny jeszcze nie było, więc usiadł na schodach i pogrążył się w myślach, patrząc w niebo.

,, Cleo mogła by nie istnieć. Kto wie, czy nie zepsuje mi związku z Marie? "

- Och, ale mocno bije mi serce. To będzie mój najlepszy dzień.

- Pamiętaj, po prostu bądź sobą.- przypomniała jej Clementine zaraz przed wyjściem. A później zadzwoń do mnie i opowiesz mi jak było?

- Dobrze. Trzymaj za mnie kciuki.- powiedziałam, chwytając za klamkę.

Chłopiec na widok swojej koleżanki natychmiastowo zerwał się z betonu, kiedy ją zobaczył.

- Cześć.- przywitałam się, kładąc plecak na ziemię, gdyż od jego ciężaru bolało mnie już ramię.

- Hejka.. No cześć.- ten sam nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Miał jednak tą ulgę, że w pobliżu nie było nikogo.

Przyglądnęłam mu się bliżej i na czwartym palcu dostrzegłam tajemniczy pierścień.

- Gdzie sprzedają taki pierścionek z kotem?

- Nigdzie. Ja dostałem go od wujka. Na urodziny... Tak, na urodziny. Widzę, że lubisz czytać książki.

- Wprost uwielbiam. Zdążyłam już przeczytać wątek ,, Zakochana w lodziarzu"

- Super. Fajny tytuł.- uśmiechnął się. Ja też kocham czytać. Dziś wypożyczyłem powieść pt ,,Przygody Tintina"

Rozmawiało nam się bardzo dobrze, dlatego też straciliśmy poczucie czasu.

- O rany! Już czwarta!- Adiren spojrzał na zegarek.

- Do domu mam daleko, a plecy dalej mnie bolą. Nie udźwignę takiego ciężaru.

- Odprowadzę Cię, a przy okazji wezmę Ci plecak.

- Dziękuję, chociaż ty mi pomożesz.

Przez całą drogę do domu rozmawialiśmy ze sobą na różne tematy. Byłam wniebowzięta.

- To już tutaj. Widzisz ten liliowy dom?- spytałam.

- Tak. Jest bardzo ładny.

- Będziesz pamiętał nazwę ulicy, czy mam Ci zapisać?

- Nie trzeba. Wystarczy, że przypomnę sobie słowo Wall i od razu będę wiedział.

Wtem na krzaku zobaczyłam malutkiego, bezradnego ptaszka, leżącego nieruchomo.

- Biedaczysko ma złamane skrzydło. Zajmiesz się nim?

- Ja nie mogę. Moja mama ma alergię na ptaki. Szczególnie na takie jak on.

- No to do zobaczenia jutro.- pożegnałam się i wyjęłam klucz z kieszeni. Może ciocia zgodzi się na zwierzątko w domu.

- Zapomniałaś o czymś. Proszę, twoja torba.

- Ach, znowu zapomniałam. Nic cię nie boli od tego noszenia?

- Nie. Zapewniam Cię, że wszystko dobrze.

Trwało to chwilę, za nim się rozstaliśmy. W domu czekała na mnie mama. Tym razem nie była jednak aż tak zdenerwowana, aż poprzednio. Wręcz przeciwnie przywitała mnie szerokim i radosnym uśmiechem. Zamykając drzwi, rzuciłam plecak na dywan i pobiegłam do kuchni.

- Hej, mamo. Jak Ci minął dzień?

Mój brat siedział przy stole, zajęty rysowaniem kolorowych kresek, nic nie mówiąc. Wydawało mi się to dziwne, ponieważ zwykle kiedy przychodziłam ze szkoły, miał dużo do powiedzenia.

- Cześć Brayan. Co rysujesz?- zapytałam, głaszcząc go po głowie.

Widząc, że mama nagle straciła poczucie humoru zaglądnęłam jej przez ramię, co piszą w tej gazecie?

- Co tam masz?

- Dobrze wiesz co.- burknęła.

I nic nie odpowiadając zabrałam tornister i poszłam do swojego pokoju. Położyłam ptaka na miękkiej poduszce, podłożyłam pod jego skrzydło coś twardego, a na koniec owinęłam bandażem.

- Już po wszystkim. Zaopiekuję się Tobą. Nie bolało Cię, prawda?

Zwierzątko podniosło lekko głowę.

Wtem do drzwi zapukała mama, więc schowałam ptaszka za zasłonę i wyjęłam zeszyt udając, że odrabiam zadanie.

- Nie przeszkadzam Ci?

- Właściwie miałam zamiar wziąć się za naukę.- westchnęłam.

- Tylko się pośpiesz. Za niedługo wychodzimy.

,, Zadanie może poczekać"- pomyślałam wychodząc z pokoju.

Z tego wszystkiego zapomniałam poinformować swoją przyjaciółkę jak było na spacerze z Adirenem? I znów rozpoczęła się długa, przygnębiająca droga. Kiedy grube, drewniane drzwi z lekkim zgrzytem się otworzyły nikt oprócz Clementine nie zwrócił na to uwagi, że przyszła ich ulubiona koleżanka. Wszyscy z mojej gruby stali przy pojemnikach z piłkami wpatrzeni w nie, jak sroki w gnat. Gdy po przebraniu wyszłam z szatni, ta obrzuciła mnie stertą pytań.

- I co? Jak było? Miałaś do mnie zadzwonić.

- Miałam drobny problem z ptakiem.- oznajmiłam szeptem, tak aby mama się o tym nie dowiedziała.

- Jutro mi go pokażesz.- uśmiechnęła się lekko. No to opowiadaj!

- Było fantastycznie! Pomógł mi nieść plecak i w ogóle.. Był tak rozmowny, że przyszłam do domu godzinę później niż normalnie powinnam.

- To się cieszę, że nawiązałaś z nim taki bliski kontakt.

- Chciałabym tylko, żeby nikt nie stanął nam na drodze.

- Na przykład on?- spytała, wskazując na młodego chłopaka, wchodzącego do klubu.

- A ten czego tu chce?

- Chciałam powiedzieć Ci o nim wcześniej, ale mówię teraz.

- Kim on właściwie jest?

- Nazywam się Richard.- rzekł wyniośle.

Na myśl, że miałabym z nim być robiło mi się słabo. Wiedziałam, że Adirenowi na pewno się to nie spodoba.

- Witaj, ja mam na imię Marinette.

- Chcesz być moją przyjaciółką?

- Jasne, czemu nie?- odpowiedziałam, wchodząc na salę gimnastyczną, gdzie była rozwieszona siatka.

Tuż po nas weszła starsza klasa, grająca już perfekcyjnie, dlatego też poszliśmy trochę dalej prawie że na koniec hali. Pani Regina była dziś dziwnie spokojna, taka zamyślona. Siedziała na ławce z chusteczką w ręce i co chwilę wycierała łzy, które miała w oczach, a przy ścinie stali komornicy, którzy wynosili bramkę do piłki nożnej.

- Słuchajcie, jeżeli dzisiaj nie wygracie to będziemy musieli się rozstać bo klub ma zadłużenia i zostanie zamknięty.

- Damy z siebie wszystko! Nie zawiedziemy pani.

- Będę Wam kibicować.

Jeszcze przed rozpoczęciem mieczu zrobiłyśmy między sobą krótką naradę.

- Dziewczyny, może i nie umiemy za dobrze grać, ale dajmy z siebie wszystko.

Przeciwniczki okazały się być o wiele silniejsze niż my. I chodź starałyśmy się o jego dobro, nijak nam to nie wychodziło. Tamci zdobywali coraz więcej punktów niż my, a moja drużyna nic nie mogła na to poradzić. Z dołu widziałam, jak mojej mamie na tym zależy. Wiedziałam, że będzie na mnie zła, kiedy dowie się o przegranej, ponieważ na moje kształcenie wydała już 100 złotych, a to dla niej o wiele za drogo, dlatego też walczyłam o wygraną bo w przeciwnym razie już nigdy nie zobaczyłabym trenerki, a co gorsze moich koleżanek, które i tak jeszcze mnie unikają.

- Hurra! Wygrałyśmy! I co teraz przedszkolaczki? Od jutra klub nie będzie istniał! Nowa dyrektorka, nowe zasady.

- Zaraz, o czym ty mówisz?

- Och, ty nic nie rozumiesz niemądra istoto. Jeśli chcecie, żeby to miejsce nie zostało zlikwidowane, proście ją o to, o ile Was wysłucha, ale wierzcie mi. Ona ma lodowate serce i żelazne zasady.

- Jeszcze się zdziwisz. Przekonamy ją!- wtrąciła się któraś z dziewczyn.

- Nie wiem, jak tobie, ale mi ta sytuacja wydaje się dziwna.- Clementine zaczęła coś podejrzewać.

- I tak nie zdołamy uratować tego miejsca.- westchnęłam. Trudno, wszyscy mnie znienawidzą.

Na korytarzu czekała zdenerwowana mama.

- Gdyby nie Twoja głupota, to byście nie przegrały.

- A czy to moja wina, że miałyśmy do czynienia akurat z takimi wysokimi i wrednymi dziewczynami?

- No dobrze, porozmawiamy o tym w domu. Podoba Ci się ten chłopak?

- Em, nie obraźcie się ale mam Adirena. On mi w zupełności wystarczy.

- W porządku. Będziemy w kontakcie.- chłopak uśmiechnął się.

Jej chyba nie spodobał się ten pomysł, ale co mogła zrobić. To była moja decyzja, nie? Bądź co bądź koleżanki nie robiły z tego tragedii, tak jak te w mojej szkole, gdy im coś nie wyszło.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania