Poprzednie częściA niech to! ~cz 1 ~

A niech to! ~ cz 5~

Nim zdążyłam się obudzić, już zdałam sobie sprawę z tego, jaki jest jutro dzień? Nastawiałam się na to, że uśmiech mamy zniknie już pewnie bezpowrotnie. Miałam jednak plan, który ułożyłam sobie dwa dni temu, tak aby przeminęło to bezboleśnie i bez jej wiedzy bo nie zasługuje na coś takiego z mojej strony. Postanowiłam skłamać. Tylko ten jeden raz. I wyspana wyszłam. Tata właśnie wychodził z kuchni, kiedy się na niego natknęłam, chodź wolałam, żeby już poszedł do pracy. Brayan jeszcze śpi, więc wreszcie mogłam spokojnie pogadać z mamą.

- Cześć, już wstałaś?- mama włączyła telewizor.

- Cześć, co dzisiaj zrobiłaś na śniadanie?- liczyłam na to, że dziś będą moje ulubione płatki.

- Proszę, Twoje ulubione dnie. Na pewno się ucieszysz.

- Och, jesteś kochana!

- A to zebranie nie powinno być dzisiaj?

- Tak, ale No...Jak by Ci to powiedzieć. Nasza pani zachorowała..- westchnęłam. Próbowałam zachowywać się tak, aby nie wzbudzić u niej najmniejszych wątpliwości. Mówiła, że wróci dopiero po feriach.

- Dobrze, po świętach też jest dobra pora na zebranie.- uśmiechnęła się i postawiła na stole, obok miski.

- Jak tam więź z Twoimi koleżankami z klasy? Ich zachowanie się poprawiło?

- Clementine zmieniła się nie do poznania. Mówię Ci. Zupełnie inna dziewczyna. Jesteśmy przyjaciółkami, a pomyśleć, że kiedyś okropnie się nie lubiłyśmy.

- To się cieszę. Ubieraj się, a ja zrobię drugie śniadanie, takie jakie lubisz.

,, Zapowiada się ciekawy dzień. Już nie mogę doczekać się miny Adirena."- pomyślałam, wkładając sok do plecaka.

- Uważaj na siebie. Szczególnie na przejściach. Kierowcy bywają czasem bezmyślni.- oznajmiła. Postaraj się wrócić troszkę wcześniej, ponieważ dzisiaj spodziewam się wizyty cioci z Gryfowa.

- Dobrze. Naprawdę się cieszę, że nas odwiedzi. Muszę powiedzieć jej o czymś ważnym.

Mama przyjrzała mi się badawczo.

- Niby o czym?- spytała. Może mi powiesz?

- Przesyłka jakaś była?- zapytałam, zmieniając temat.

- Nic o niej nie wiadomo.

- Egoiści jedni! Oni robią mi to specjalnie!- burknęłam. Ta paczka jest dla mnie ważna bo zamówiłam ją miesiąc temu i jeszcze nie przyszła. Zaczęło mnie to denerwować.

- Marinette, to nie od nas zależy. Ani ja tego nie przyśpieszę ani tata.- warknęła, marszcząc brwi.

Wolałam nie rozpoczynać kolejnej kłótni, aby nie zepsuć sobie dnia. I w dobrym nastroju wyszłam. Po przyjściu jednak mój wspaniały humor zgasł, gdy zobaczyłam swojego przyjaciela całującego się z tą zarozumiałą dziewczyną. Obiecałam sobie samej, że już nigdy nie dam się namówić na chłopaka.

- Mamy problem.- westchnęła Clementine.

- Właśnie widzę.- odparłam zdenerwowana, zakładając ręce na piersiach. Niech sobie ją ma. Od tego momentu koniec z chłopakami!- postanowiłam.

- To co będziesz ze mną mój ty misiaczku?- zapytała Cleo wbijając w chłopaka błagalny wzrok.

- Muszę załatwić sprawę. Marie, zaczekaj!- zawołał, podchodząc do mnie.

- Jeśli to jest to, co myślę...Nie chcę z tobą rozmawiać.- westchnęłam.

Miałam teraz o wiele poważniejszy problem. Oczywiście nikt oprócz Clementine się mną nie zainteresował jak zwykle. Nie narzekałabym gdyby przed lekcjami było inaczej, ale jest jak jest. Z ponurą miną weszłam do klasy. Zrzuciłam z siebie plecak i ściągając krzesło z ławki, trzasnęłam nim ze złością. Nauczycielka oczywiście musiała się czegoś doczepić, zwracając mi uwagę.

- Marinette, nie hałasuj. Słychać Cię w całej szkole...- prychnęła.

,, Nie tylko mnie "- pomyślałam. Tak się składa, że Burton jest tu jedynym powodem tego haosu.

- Pokazaliście rodzicom oceny?- spytała zaciekawiona.

,, Wolałaby pani nie wiedzieć co wtedy by się stało, gdybym to uczyniła."- kolejna myśl wpłynęła mi do głowy.

Wszyscy ze zmieszanymi minami przytaknęli.

- Nie było łatwo, co? Widzicie, czasami trzeba podjąć ten trudny krok.

,, Tak, a ten krok bywa bolesny i kończy się karą"- westchnęłam w myślach. I wpatrując się w okno, pogrążyłam się w nich, udając iż słucham kazania panny Miller, które zajmuje niemalże całą lekcję.

Lekcja dłużyła mi się w nieskończoność. Cały czas myślałam o Adirenie. Moją fantazję w pewnym momencie przerwała nauczycielka.

- Marinette!- krzyknęła, otwierając dziennik.

- Słucham?!

- Kiedy rozpoczęła się druga wojna światowa?

- Em, w 19...- odparłam cicho, zastanawiając się jak z tego wybrnąć.

Wtem za sobą usłyszałam czyiś głos. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom bo jeszcze nigdy nikt mi nie pomógł wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.

- osiemnastym.- szepnął mi do ucha.

- Dobrze, ale następnym razem uważaj.- oznajmiła z lekkim uśmiechem.

- Dzięki. Gdyby nie ty to pewno dostałabym uwagę...

Gdy kobieta zajęła się przygotowaniami do lekcji, odwróciłam się aby podziękować swojemu wybawicielowi. Za mną siedział chłopak z ciemnymi włosami. Musiał być tu nowy, ponieważ wcześniej go nie widziałam.

- Nie ma za co.- westchnął, kierując wzrok na książki.

- Marie, nie rozmawiaj na lekcji!- panna Miller odwróciła się.

- Porozmawiamy później, zgoda?

- Ok.- odpowiedział, wyciągając z piórnika długopis.

Zaraz po skończonej lekcji kontynuowaliśmy naszą rozmowę.

- Jestem Marie, a ty?

- Nazywam się Jamie Carter.- wynamrotał.

- A to jest...Clementine.- oznajmiłam, wskazując na swoją przyjaciółkę.

- Cześć!- przywitała się, chodź wcale nie miała ochoty podać mu dłoni. Uważała, że Adiren byłby lepszym towarzyszem niż on.

- Hejka- odwzajemnił powitanie.

- Gdzie mieszkasz?- spytałam bez wahania.

- Wesllarska, 267.- odparł bez ogródek.

- To parę ulic bliżej ode mnie.

Chłopak wczoraj przeprowadził się tu, nie mając pojęcia o żadnej z ulic tego miasta. Teraz, kiedy Marinette ma innego kolegę, zapomni o tym starym. Przynajmniej Jamie nie sprawi jej przykrości. Tak jej się przynajmniej wydawało. Przed szkołą czekał oparty o barierki, znajdujące się przy schodach Adiren. Chciał ją przeprosić, za to co zaszło rankiem. Widząc, że ma innego towarzysza jego zapał zgasł, gdyż dziewczyna nawet na niego nie popatrzyła. Steven zaczął mu dogadywać.

- Chciałeś poczuć smak miłości i masz. Straciłeś ją już na zawsze!

- Weź tak nie dołuj.- chłopak zezłościł się. Cleo mnie do tego zmusiła. Co miałem zrobić?

- W twoim świecie mieścisz się tylko ty i Cleo. O czym ja wtedy myślałem, proponując Ci zakład? Dziadek miał rację, że z tym nie ma żartów!

- Stiv, spokojnie.Od zawsze nie lubiłeś Marie...- Adiren próbował go uspokoić. Ten jednak mu odmówił.

- Ale zacznę.- oznajmił, odchodząc.

Dom nowego ucznia był ogromny. Można by śmiało rzec, że mieszka w rezydencji. Przed nim znajdowała się wielka, drewniana buda, do której przykuty był srebrnym łańcuchem mieniącym się w słońcu jak disco kula pies. Widząc, jak podchodzi do niego wogle się go nie bojąc, zapytałam zdumiona:

- Co ty robisz? On Cię pogryzie!

- Nic mi nie zrobi. Jest udomowiony.

- Widać, że uwielbia ten przysmak.

- Tak, wujek dawał mu to do 15 marca.

- Dlaczego tak krótko?

- Bo zmarł. Nie wiem co się stało. Wyszedł z domu późną nocą i...

- Przykro mi.- westchnęłam.

Na widok swojego pana szczeniak zaczął szczekać i biegać po całym podwórzu. Kobieta, słysząc ten hałas wyszła przed dom bo to było znakiem, że jej syn wrócił już ze szkoły.

- Jamie, wróciłeś już?

- Na mnie już czas. Do zobaczenia jutro!- pożegnał się, biegnąc w stronę domu.

- Cześć!

Idąc chodnikiem postanowiłyśmy sprawdzić, czy klub faktycznie został zlikwidowany? Nic się nie zmieniło. Lampy wiszące na suficie nadal tam były, połyskujący czystością parkiet też oraz siatka na środku sali. Kantorek był zamknięty, ale drzwi od szatni były lekko uchylone. Z niej usłyszałyśmy czyiś głos. Ktoś był w środku! Przy oknie, tam gdzie stoi parę pucharów siedział młody mężczyzna, który śmiał się na głos jak czarownica z udanego eksperymentu. Na jej drzwiach wisiała kartka z napisem ,,Nowy Dyrektor, Mayor"

- Myślałem, że niedożyje tego dnia! Już się nie mogę doczekać, kiedy to miejsce wypełni się nowymi uczniami. Ci teraźniejsi są do niczego!

- To znaczy, że klub nie został zamknięty. Mamy nowego dyrektora!

- Tak, piszą, że on oferuje tą salę w nagrodę tej drużynie, która wygra zawody. Jednym słowem udowodni, że nikt jej nie pokona. Finał jest pojutrze. Mamy jeszcze jedną szansę, aby odzyskać godność. Zadzwonie do Dayen. Ma tyle siły w sobie, że bez obaw przerzuci piłkę na drugą stronę.

- Też bym tak chciała. Z tej racji, że nie umiem serwować do drużyny wybierają mnie ostatnią. Przez to straciłam najlepszą przyjaciółkę, jaką można było mieć.- kiedy sobie o niej przypomniałam, od razu się rozpłakałam.

- Dobrze, już dobrze. Masz mnie. Ja nigdy cię nie opuszczę. Będziemy przyjaciółkami na zawsze, do grobowej deski. Wykonam jeszcze krótki telefon, a ty idź do domu.

- Ok, do jutra.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Okropny 16.01.2017
    Krótkie. Dużo błędów. Niespójności stylistyczne. O czym to właściwie jest?
  • NariNati 17.01.2017
    wiem, bo dopiero zaczęłam pisać tą część

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania