Poprzednie częściA niech to! ~cz 1 ~

A niech to! ~cz 6~

W domu panowała cisza. Mama siedziała w kuchni, zmartwiona, trzymająca tablet na kolanach. Brayana także nie było słychać. Łagodnie położyłam plecak w przedpokoju. Byłam całkowicie pewna, że pomiędzy rodzicami doszło do sprzeczki. Inaczej nie byłaby tu taka atmosfera, jakby przed chwilą zmarła babcia, a nawet gorzej. Na palcach weszłam do kuchni, tak żeby mnie nie zobaczyła.

- Ukrywasz coś przede mną?- zapytała z wyrzutem.

- Yyy...Nie.- odparłam, drżąc.

- Mówiłaś, że będziesz mieć świadectwo z paskiem. Zerknęłam na listę, ale Ciebie tam nie było. Są tam wymienione tylko cztery osoby...

- Widocznie tusz się skończył i nie wydrukowało całości.

- Ach, pewnie masz rację.- uśmiechnęła się, wstając.

- A co do świadectwa..Nie martw się. Zdobęde ten pasek dla Ciebie.- oznajmiłam dumnie.

Zegar wybił godzinę szesnastą i do domu wszedł tata. Mama nie zdążyła ugotować obiadu, co zdenerwowało go jeszcze bardziej.

- Co to ma znaczyć? Ja tu ciężko pracuję i co zastaje? Puste gary..

- Takie masz zdanie o kobietach? Mają prać, prasować, sprzątać?

- Owszem.

- To się grubo mylisz! Nigdzie to nie jest napisane. Mam dosyć bycia kurą domową!

- To znaczy, że się rozwodzicie?- spytałam z nadzieją, że ojciec natychmiast przeprosi mamę za to, co powiedział.

Nikt nie odpowiedział. Kiedy mama zaczęła mi tłumaczyć, ten wyszedł, trzaskając drzwiami.

Przy obiedzie postanowiłam opowiedzieć jej o tym, że klub wcale nie został zlikwidowowany.

- Muszę Ci coś powiedzieć.- westchnęłam, stając przy niej gdy ta wyciągała talerze z szafki.

- Mogę odejść od stołu? Nie jestem głodny.- spytał chłopiec. Wolał pograć na komputerze, niż wysłuchiwać problemów nękających Marie.

- Nie.

- Czemu?- grymasił chłopiec.

- Posłuchaj chociaż raz, co ma do powiedzenia Twoja siostra. O co chodzi?

- Ten klub...- zaczęłam, ale mi szybko przerwała.

- Nie chce o nim słyszeć!- oburzyła się.

- Pozwolisz mi skończyć?- zezłościłam się. Wcale nie jest tak jak myślisz!

- To właściwie jak?- spytała zaciekawiona. Myślała, że już nic z tego nie będzie.

- Jest nowy dyrektor, ale to niczego nie zmienia bo nadal mamy szansę na wygraną i odzyskanie naszej sali!- oznajmiłam rozemocjowana.

- O czym ty mówisz, dziecko?- zapytała zdumiona.

- No, o zawodach..Nie wszystko stracone!- w moim głosie słychać było wyraźne podniecenie.

- Na prawdę nie mam pojęcia o co Ci chodzi, tylko jak wygracie, skoro prawie nic przez ten czas nie wypracowałyście?

- Damy radę. Przecież nie na darmo należę do tego klubu.

- A pani Leśniowska? Ponoć strasznie jej nie cierpiałaś...- kobieta przypomniała sobie o tym w ostatniej chwili.

- Tak, było.- skinęłam głową. Po paru zajęciach zrozumiałam, że tak musi być. Nie każdy jest idealny.

Brayan nic z tej rozmowy nie rozumiał, ponieważ jeszcze nie dorósł do takich spraw, ale mimo to mama kazała mu się w nie wdrożyć.

- Widzę, że spodobało Ci się to miejsce.

- Tak. Szczerze mówiąc, przyzwyczaiłam się do niego. I żaden dyrektor mi tego nie zabierze!- mówiąc to, poczułam w sobie siłę, że ten plan na pewno mi się powiedzie.

I biorąc telefon, zadzwoniłam do Clementine.

- Kiedy będzie ten turniej? Wiesz już coś o nim?- spytałam, wychodząc z kuchni.

- Prawdopodobnie w sobotę.- odpowiedziała.

- Musimy się sprężać. Pasowałoby wygrać i udowodnić, że praca pani Leśniowskiej nie poszła w las.- westchnęłam. Wiedziałam, że tego właśnie od nas oczekuje.

- Możesz na mnie polegać. Jutro sprawdzimy, co planuje nasz dyrektor Mayor?

- Masz na myśli zemstę?- zapytałam, przerażona.

- Tak jakby. Jeszcze pokażemy całemu światu, na co nas stać, a co najlepsze- Twój szkolny problem zniknie już na zawsze!

- To się cieszę. Wszystkiemu byłam winna właśnie ja.- oznajmiłam z radością.

- Spotkajmy się o dziesiątej bo finał zaczyna się pół godziny później, a my musimy jeszcze ustalić co i jak będziemy robić, aby dążyć do sławy.

- Dobrze, będę o dziewiątej.

I rozłączając się, ponownie weszłam do kuchni.

- Z kim ty rozmawiałaś?- kobieta odwróciła się od zlewozmywaka.

- Clementine dzwoniła. Mecz będzie pojutrze, przyjdziesz o wpół do jedenastej?

- Myślę, że tak, o ile coś nie zatrzyma mnie w pracy.- oznajmiła, wzdychając ciężko.

- Ah, w porządku.- westchnęłam, lekko zawiedziona.

Średnia ocena: 3.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • Stern 16.02.2017
    Długość tej części mnie powaliła... Nie wiem nawet co ocenić. Lepiej poczekam na więcej...
  • Adam T 17.02.2017
    Trochę wkradło się zamieszania do dialogu przy obiedzie, w zasadzie nie wiadomo kto i co mówi. Ty wiesz kogo masz na myśli, ale ja nie. Nagle pojawia się kwestia chłopca, warto więc byłoby napisać, kto w ogóle zasiadł do tego obiadu. Nie bój się opisywać dialogi, staraj się tylko unikać w nich powtórzeń. Bohaterowie, w czasie mówienia, jakoś się zachowują, coś robią w tym czasie, ich twarze przybierają jakieś grymasy związane z emocjami, ktoś może nerwowo puka palcami w blat stołu.może dziać się mnóstwo rzeczy, które,kiedy je opiszesz, sprawią, że jako czytelnik, wczuję się w atmosferę rozmowy. Pozdrawiam i życzę wytrwałości,ja też cały czas uczę się pisać :))
  • NariNati 17.02.2017
    Aha spoko :)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania