Poprzednie częściA niech to! ~cz 1 ~

A niech to! ~cz 8~ Najgłębszy sen

Nim skończyła się jedna przygoda, zaczęła się druga. Był to czerwiec, a raczej jego koniec.Jakby to ująć... Postanowiła zmienić swój styl. Kiedy przyszłam ze szkoły, po zakończeniu roku szkolnego zastałam ją w kuchni, malującą paznokcie, chodź nigdy wcześniej tego nie robiła. Mówiła, że lakier na jej paznokciach jest ciężki i czuje się tak, jakby miała przyklejoną plastelinę.Gdy jej to powiedziałam, co o tym sądzę ta obraziła się. A co dziwne, tata nie zamierzał nic z tym zrobić. Wręcz przeciwnie; poparł ją w tym. Tym razem zezłościłam się okropnie.

- Co ty robisz?- spytałam zdziwiona.

Kolorowe paznokcie symbolizowały tylko jedno; niezadowolenie ojca. Przypomniała mi się taka sytuacja, kiedy z mamą rozmawiało się swobodnie tylko na temat nauki.

- Maluje się, nie widać?- zapytała wyniośle.

- Wiesz, jakoś mi się to nie widzi.- oznajmiłam, ze złością rzucając plecak na podłogę. W takim wieku? Masz 50 lat! Nie sądzisz, że to lekka przesada?

- Dziewczyno, ty nawet nie wiesz co to znaczy!- kobieta zaczęła się śmiać.

- W jakim sensie?- zaniepokoiłam się, posyłając tacie pytające spojrzenie. Ojciec na pewno maczał w tym palce.

- Jedziesz na obóz! Cieszysz się?- w jej głosie słychać było wyraźne podniecenie.

- Jaki znowu biwak?- tym razem zdziwiłam się nie na żarty. Nie sądziłam, że wysłałaby mnie pierwszy raz z grupą współpracującą na zajęciach ze mną na zajęciach piłki siatkowej, której jeszcze nie znam za dobrze, a jednak...

- Będziesz udawać, że nic nie pamiętasz?- mama oburzyła się. Chodzi o ten, o którym wspominała pani Leśniowska.

- Tata...- musiałam szybko zaimprowizować. Nie zgodziłby się! Trzeba za niego zapłacić 900 złotych! W życiu nie byłoby go stać na tyle pieniędzy!

- Nie stawiaj oporu bo nie tak Cię wychowałam! Pojedziesz tam czy tego chcesz czy nie!- krzyknęła. Miałam wrażenie, że pewno słuchać ją w całej klatce.

I nic nie odpowiadając w złym humorze poszłam do swojego pokoju, się spakować by w każdej chwili być gotową do drogi. Położyłam walizkę na łóżku i patrząc się w okno czekałam na przyjazd autobusu. Na szczęście zabrałam również swoją komórkę, bym mogła kontaktować się z moimi przyjaciółmi, którzy będą daleko od tego miejsca. Rozmyślałam nad tym, jak będzie wyglądały wakacje w chacie z bali? Dla pocieszenia włączyłam sobie film, który był straszny. Na całym ciele czułam dreszcze. W takich miejscach, gdzie była kręcona scena zawsze czaiła się jakaś zmora. Było to małe pomieszczenie zakończone starymi, zardzewiałymi kratami. Po drugiej stronie stał wysokiego wzrostu człowiek, ubrany w czerwoną bluzkę. Nie można było stwierdzić kim on naprawdę jest, ponieważ jego twarz zakrywała maska, w kształcie dzioba kaczki. Byłam tak przerażona iż myślałam, że on tutaj po mnie przyszedł.

- Jesteś gotowa?- kobieta weszła do pokoju córki. Już z daleka zobaczyła nadjeżdżający autokar.

- Prawie...- westchnęłam, odkładając komputer na bok.

Wtem z kieszeni walizki wypadł telefon.

- Nie, tego nie możesz wziąć ze sobą.- oznajmiła, kładąc go na najwyżej półce w kuchni, żeby także mój brat nie miał do niego dostępu. To nie będzie Ci potrzebne. Nie wiele trzeba, by ktoś Ci go ukradł.

- A jeżeli mi się coś stanie?- spytałam podchwytliwie. Zaczęłam widzieć w tym same pozytywy bo mama po paru dniach zorientowałaby się, że ta decyzja była jednym, wielkim, nieprzemyślanym błędem.

- Wtedy zadzwonią do mnie.- oznajmiła ze spokojem.

Brayan usłyszawszy tą rozmowę, wybiegł z pokoju i zaczął krzyczeć, jakby jakiś łobuz zabierał mu cukierka.

- Marie, proszę nie jedź!- ściskał mnie mocno. Mamusiu...

- Nie rób mi słodkich oczu bo i tak mnie nie przekonasz.- burknęła, odciągając go ode mnie. Baw się dobrze!

Chłopiec wyrywał się z silnych objęć swojej mamy. On jedyny był przeciwny odejściu siostry. Nie wiedział jednak, że ona niedługo wróci.

- Dłużej go nie utrzymam.- westchnęła. Idź już!

Szybko zamknęłam za sobą drzwi, by brat nie poszedł za mną.

W pojeździe przebywała już spora część dziewczyn, które uczęszczały ze mną do tego klubu. Stanęłam na początku ( tuż przy kierowcy) i rozglądnęłam się za wolnym miejscem. Położyłam bagaż u góry i zmęczona od ciężaru walizki usiadłam. Przy oknie siedziała Charlotte, tak więc by nie spowodować kłótni przesiadłam się na inne miejsce.

- Czego chcesz?- spytała niegrzecznie, ściągając słuchawki, które miała na uszach.

- Niczego.- westchnęłam, odwracając się.

,, Mogłabym towarzyszyć każdemu ale nie jej "!- pomyślałam, ocierając pot z czoła.

- Jednak zmieniłaś zdanie.- Clementine popatrzyła na mnie, uśmiechając się przy tym radośnie.

- Ty też?- wytężyłam na nią oczy. O ile pamiętam ona nic mi o chęci wyjazdu nie mówiła.

- Opowiadałam Ci o tym przecież przez pół godziny, ale nie to jest najważniejsze.- oznajmiła pogodnie, wyciągając z plecaka słodycze.

- Szczerze mówiąc, mama tego tego chciała.- odparłam wzdychając.

- Zobaczysz, że będziesz się fajnie bawić.- pocieszała mnie nie przejmując się niczym, jakby jechała tylko na jeden dzień.

- Ja się niczego nie boję.- ucięłam krótko. Nad następnymi wyrazami, które cisnęły mi się na język musiałam się zastanowić, ponieważ nie byłam pewna czy zdradzić moją tajemnice czy też zostawić ją na póżniej?

Nastała chwila ciszy. Każdy wyjął ze swojej torby telefon i wpatrywał się ze zawiętością w jego świecący ekran. Pani Leśniowska zobaczywszy tą ponurą atmosferę, postanowiła rozweselić śpiewem i grającą gitarą. Kierowca musiał to znieść bo śpiew naszej treneki był fatalny. Nikt z nią nie śpiewał bo jej bezwdzięczny głos ich do tego zniechęcił, a do tego mało kto znał słowa tej piosenki. Moje koleżanki natychmiastowo się ucieszyły, ponieważ nagle zrobił się okropny hałas, by sprawić wrażenie idealnych słuchaczy. Po chwili zadumy wyjaśniłam przyjaciółce, co mnie gnębi.

- Obawiam się, że będę spała sama. Znaczy...- chciałam wytłumaczyć jej na czym polega mój problem , żeby ta nie zrozumiała mnie źle. Boję się, że kiedy się obudzę na skraju łóżka to wyląduje na podłodze.

- Nie spadniesz.- odpowiedziała pewna swego czyli tak, jakby wiedziała iż tak na pewno będzie.

Mój pokój dzielę teraz z Brayanem, dlatego byłam spokojna ponieważ gdybym miała złamać sobie rękę ten odrazu by mnie obudził a teraz będę musiała radzić sobie zupełnie sama. Ponury krajobraz iglastych drzew ciągnął się w nieskończoność, a parę kilometrów dalej wśród nich zobaczyłam tabliczkę ze znakiem miasta. Trudno ją było bowiem dostrzec wśród ściółki leśnej bo był on umieszczony na zielonym tle tak jak kolor koron niektórych drzew. Hotel, w którym mieliśmy nocować tej nocy okazał się być zajęty. Autokar stanął. Pani Leśniowska wysiadła lecz nam kazała zostać. Korzystając z okazji, wybiegliśmy na świeże powietrze jak ptaki wypuszczone z niewoli. Kobieta stanęła przy ladzie.

- W czym mogłabym pomóc?- zapytała, widząc autobus pod jej stanowiskiem pracy.

- Zarezerwowano nocleg na dzisiaj, pokoje dwuosobowe.- oznajmiła, wręczając jej pieniądze.

- Wszystkie są zajęte.- westchnęła zatroskana.

- Słucham? Nie wierzę pani! Co ja teraz zrobię?- zezłościła się chowając należność z powrotem do portfela.

- Niech pani zobaczy w Jasieniu.- rzuciła krótko. Tam zawsze są wolne miejsca, o ile się nie mylę iż teraz na pewno też tak będzie. Ludzie co rok wiecznie się mnie o to pytają.

- Dobrze, dziękuję.- pożegnała się i wychodząc przekazała kierowcy dalszy plan zdarzeń.

Gdy silnik zatrzeszczał wszyscy popatrzyli na nauczycielkę pytającym wzrokiem. Przecież cel podróży miał być właśnie tutaj.

- Zdaje się, że wszystko jest chwilowo zajęte, ale nie martwcie się znajdziemy coś innego.- westchnęła, kiedy pojazd posunął się do przodu. Z ciekawości zajrzałam do atlasu samochodowego, który pożyczyłam od taty w razie jakiegoś kryzysu i zorientowałam się, że droga do Jasienia znajduje się w odległości kilometra. Jest to boczna szosa, pierwsza w prawo. Zajechaliśmy tam około godziny dwudziestej i zatrzymaliśmy się obok zabytkowego kościółka. Droga przez wieś prowadziła do pałacu Halibutów ale wątpliwe było czy zdołamy otrzymać tam pokój. Mina starszego pana, który teraz odpoczywał, siedząc przy drodze mówiła sama za siebie. Widać było po nim wyraźne zmęczenie, także nie było to konieczne, by utrudzać go pytaniami. Był przecież środek lata, ośrodek Jasień zwabił chyba wielu turystów. Należało raczej skierować się do miejsca przeznaczonego na camping zwanym ,,Gromada". Początkowo, wjeżdżając tam zachwyciliśmy się wspaniałym widokiem pięknie wyremontowanego basenu. Nie wiedzieliśmy jednak, że najgorsze dopiero nastąpi.

- Widzicie? To lekarstwo dla moich oczów!- oznajmiła z nosem przyklejonym do szyby Nadia.

- Ja zagłosuje na golfa.- wyrwało się komuś z tyłu. Widocznie zauroczył się widokiem nauczycieli, którzy tego uczą.

- Ten plac?- przemówił niespodziewanie kierowca. On należy do panny Miley i mają tam wstęp tylko te osoby, które jej dobrze zapłacą.

- Też chciałabym być bogata.- Charlotte zamyśliła się głęboko.

- W takim razie gdzie jest nocleg dla tych biedniejszych?- zapytała odważnie Clementine, jakby nieśmiały chłopak był jej wujkiem.

- Zobaczysz. Nie będę zbyt wiele mówił bo wygląd doskonale to zastąpi.- skwitował, łapiąc za hamulec postojowy.

Tym razem trenerka też przestraszyła się tej recenzji mężczyzny.

- Jesteśmy na miejscu.- uciął krótko, otwierając drzwi.

- Pan żartuje?- skrzywiła się Amber na widok tego zaniedbanego miejsca. Nic więc dziwnego, że podróżnicy rzadko tu przyjeżdżają.

- Niestety nie. Kiedyś przebywało tutaj mnóstwo ludzi, ale od czasu pewnego zdarzenia nie sądzę, żeby ktoś tutaj jeszcze był.- odparł przyglądając się tej dzielnicy znajdującej się blisko lasu.

Chciałam się wykazać ogromnym zasobem słów. Wszyscy wysiedliśmy z autobusu i ustawiając się przed zieloną linią, która namalowana była na asfalcie czekaliśmy na panią Leśniowską. Kobieta podeszła do półek zamieszczonych nad siedzeniami i zaczęła z nich po kolei ściągać bagaże dzieci. Były bardzo ciężkie, także nie było takiej możliwości by ona sama wyniosła je z autokaru, dlatego też kierowca postanowił jej pomóc zanim wyruszy w powrotną drogę.

- Potrzebuje pani pomocy?- spytał, stając obok niej.

- Jeżeli pan chce...- westchnęła, z trudem trzymając ostaniom walizkę, która w całości ją obciążała.

- Mów mi po prostu Henryk.- przyznał się wreszcie. Jemu to imię wydawało się śmieszne, gdy je się wymawiało, więc nie chciał o tym mówić w obecności tak wielu dziewczyn.

- Nazywam się Marta.- oznajmiła od niechcenia.

- Skąd pan wie o tym miejscu?- spytała niepewnie.

- Kiedyś, gdy miałem ledwie dwanaście przyjechałem tutaj na wakacje. Rodzice wysłali mnie na obóz, by oczy nie zepsuły mi się od komputera- jak to sami twierdzili- za długo przy nim siedzę. Nie pamiętam dokładnie co tam się wydarzyło, ale dziewczęta na pewno zorientują się, o jakie miejsce chodzi. W samym środku lasu, gdzie na około rosły kwiaty i drzewa stał obszerny dom. Wtedy był chyba nowo wybudowany, ale teraz może wyglądać niezbyt ciekawie.- rzekł, stawiając bagaż na ziemi.

Słyszeliśmy tą rozmowę, więc podeszłyśmy pod same drzwi i wbiliśmy w nich pytający wzrok.

Pani Leśniowska wiedziała, że ta przyjaźń zakończy się długą znajomością.

Obydwoje uśmiechnęli się do siebie i stanęli przed grupą, która długo czekała na chłodnym powietrzu. Trenerka rozglądała się z niepokojem w okół siebie. Zniszczone dachy domów letniskowych budziły u nas strach.

- Opowie nam pan co się działo w tym domu?- spytałam z nadzieją, ale autobusu już dawno przy nas nie było.

- Wygląda na to, że będziemy musiały radzić sobie zupełnie same. Nikt z dorosłych już nam nie pomoże- oznajmiła Clementine, informując pozostałość.

- To gdzie będziemy nocować, mądralo?- prychnęła Charlotte. Była przyzwyczajona sypiać w ekskluzywnych hotelach. Zobacz, te budynki do niczego się nie nadają!

- Może to nie jest najlepszy pomysł, lecz zawsze to coś.- uspokoiłam ją.

- Lub rozbijemy tu namioty.- wtrąciła się pani Leśniowska, wyjmując ze swojego plecaka parę worków z odstającymi drutami. Na takiego rodzaju sytuacje zawsze trzeba być przygotowanym.

- Jednak może być gorzej.- westchnęła zawiedziona Amber, klęcząc na ziemi, wbijając drewniane kołki w trawę, żeby namiot otrzymany od swojej nauczycielki dobrze się trzymał. Na przeciw walących się już domów znajdowało się sporo przestrzeni. lecz ona w szybkim tempie się zapełniła. Każda para musiała błyskawicznie znaleźć sobie miejsce na camping. Zajęło nam to chwilę zanim je znaleźliśmy. W najgorszym razie mogłyśmy rozbić swój namiot w tym samym miejscu, gdzie przed niedawnym czasem według mojej mapy znajdował się obóz harcerzy. Kiedy wszyscy, skończywszy stawiać swoje mieszkania weszli do środka niespodziewanie zjawił się kierowca.

- Co ty tutaj jeszcze robisz, Henryk?- Marta wytężyła na niego oczy. Myślałam, że pojechałeś...

- Chciałem, ale postanowiłem iż skoro gdzieś tutaj w pobliżu czai się duch to nie powinniście być same. Autobus zaparkowałem na parkingu, więc tym lepiej dla Was.- rzekł, uśmiechając się lekko.

Głos mężczyzny był donośny, a w lesie zawsze panuje echo, dlatego też Amber słyszała jego słowa ponieważ musiała wstać, by napić się wody.

- Słyszałyście?- dziewczyna zaczęła krzyczeć z radości budząc przy tym swoje koleżanki.

- Co się stało?- zapytałam, przecierając zaspane oczy. Wyglądacie jak byście zobaczyły jakiego przystojnego chłopaka.

- Och, nie mądra Marie.- Amber zaczęła się śmiać. Chodzi o to, że nie będziemy musiały tutaj spędzać ani chwili dłużej.

- O czym ty mówisz? Przecież nie ma auto...- Clementine chciała jej udowodnić, że pewno to był sen, ale na widok maszyny dokończyła wyraz z zdumioną miną.

- Niespodzianka!- zaśmiała się pani Leśniowska, kiedy wyszliśmy z namiotów, aby zobaczyć ten cud. Będziecie mogły wrócić wcześniej do domu.

Wszystkie zaczęłyśmy tańczyć z radości, lecz potem ona znikła.

- Zaraz podjadę tutaj autokarem. Poczekajcie na mnie.- rozkazał. Nic jednak nie poszło zgodnie z jego planem.

- Nie ma takiej potrzeby.- oznajmiła. Stracilibyśmy godzinę, a nikt nie miałby ochoty zostawać w tym nawiedzonym mieście.

Podeszliśmy pod drzwi ale zanim kierowca zdążył je otworzyć maszyna stoczyła się jadąc tyłem.

- Extra.- westchnęła Nadia zawiedziona.

- Wygląda na to, że nie wrócimy do miasta za wcześnie.- oznajmił z powagą bo przecież to on sam był winny. Zapomniałem o hamulcu.

Amber oczy powoli się zamykały od tak długiej podróży.

- Ktoś tu powinien iść do łóżka.- trenerka uśmiechnęła się.

- Nie chce nam się spać, prawda dziewczyny?- dziewczynka zwróciła się do grupy stojącej z boku.

- Ani trochę?- spytał zdziwiony.

- Teraz na pewno nie zasnę bo będę myślała o moich rodzicach, który się o mnie martwią.- westchnęła.

- Chcecie posłuchać historii?- zapytał tajemniczym tonem, jak robią to cyganki wróżące przyszłość.

- Skoro tego chcesz...- odpowiedziałyśmy chórem, siadając na ziemi.

- Ty też, Marinette?- nauczycielka tym razem zdziwiła się ogromnie. Myślałam, że nie lubisz takich mrocznych historii. Pierwszy raz, gdy opowiadałaś o sobie, to mówiłaś o tym przez pół godziny. Takie historie zazwyczaj są opowiadane na obozach, a ona taka właśnie była.

- Na lekcjach oglądaliśmy straszniejsze filmy.- odparłam obojętnie, jakby opowieść kierowcy była bajeczką dla małych dzieci.

- Zdziwisz się tej historii film nie równy.- wtrącił się mężczyzna.

- Opowie ją pan wreszcie? Jeśli to tak ma wyglądać, to my wracamy do łóżek!- oświadczyła Amber, ziewając.

- Jak wcześniej wspomniałem w wieku dwunastu lat pojechałem do dziadka. Moja mama tego chciała, a ja nie mogłem jej się się sprzeciwić.- chłopak cofnął się ze swoimi wspomnieniami wstecz o 10 lat.

- Cóż, ja też nie jestem tu z własnej woli.- oznajmiłam szeptem.

- I w młodości mieszkałem w drewnianym domu, a nie wspomnę iż znajdował się on blisko lasu. Któregoś dnia wybraliśmy się do lasu. Zapuściliśmy się głęboko. Szliśmy cały czas piaszczystą drogą, wiodącą przez środek lasu. Kiedy opowiadał mi o moim wujku, gdy z nim tutaj był ja oglądałem domy. Na początku tej puszczy były tylko nowe lub wyremontowane budowle, a im dłużej się szło tym one stawały się coraz biedniejsze. Na samym końcu stał opuszczony dom. Dziadek też się zdziwił. Widział go bowiem pierwszy raz tak jak i ja. Wybudowany był w 1745 roku, więc nic dziwnego. Zaciekawieni podeszliśmy bliżej. Drzwi były zabite dwoma białymi deskami. Prawdopodobnie sąsiedzi zamknęli ten dom dla bezpieczeństwa innych, gdy Ci w sposób niewyjaśniony młodo odeszli. Wierzą, że ich duch nadal tam straszy. Gdy weszliśmy do środka nagle zagasło światło, a po znalezieniu latarki dziadka już nie było.

Nim skończył swoją opowieść, wszyscy już zasnęli także Marta i Henryk również poszli spać.

Średnia ocena: 1.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KonstancjaC 22.02.2017
    Daje 4 za długość utworu, jak dla mnie trochę za krótkie.Reszta ciekawa:)))
  • detektyw prawdy 22.02.2017
    aha czyli mamy tydzien czekac na takie razem 8 linijek tekstu
    ja podziekuje

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania