Poprzednie częściA niech to! ~cz 1 ~

A niech to! ~cz 9~ Najgłębszy sen

Całą noc nie spałam, ponieważ myślałam o tym domu. Nie mniej jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że być może kierowca wymyślił tą historię. Tak się zazwyczaj robi na obozach, także mogę się założyć iż tam na pewno nie ma żadnych duchów. Pani Leśniowska również się nie wyspała. Obudziła się bardzo wcześnie. Słońce było już dawno na niebie, ale wszyscy jeszcze spali. Postanowiła zorganizować wycieczkę w taki sposób, by nie budzić śpiącego jeszcze Henryka. Wstała, wzięła z krzesła ubranie i po cichu poszła do łazienki. Na dworze panował już upał, a na polanie, gdzie stało paręnaście namiotów była cisza. Kobieta czuła się jak na bezludnej wyspie. Wzięła patyk i zaczęła stukać nim o płot. Amber obudziła się najwcześniej ze wszystkich i wychyliwszy głowę, żeby sprawdzić co jest źródłem tego hałasu, zapytała:

- Co pani robi? - dziewczyna posłała jej pytający wzrok, marszcząc przy tym brwi.

- Budzę Was.- odpowiedziała z radością. Nowy dzień dzisiaj nastał, więc lepiej żebyśmy go nie zmarnowali. Wiesz która godzina?

- Szósta?- uniosła na nią zaspane oczy.

Hałas nie ustępował, dlatego też wszystkie dziewczyny chodź trwało to chwilę ustawiły się przed zieloną linią.

- Po co właściwie nas pani obudziła?- spytała zdziwiona Charlotte.

- Chcę zrobić Wam wyprawę do lasu.- oznajmiła z podnieceniem.

Po chwili zjawił się kierowca. Widocznie musiał usłyszeć zamiary pani Leśniowskiej.

- Chcesz ich wysłać do dziczy?- mężczyzna postawił się. Wiesz przecież jak tam jest niebezpiecznie!

- Jesteś nadopiekuńczy. Co niby może nam zrobić stojąca rudera?- Marta drwiła z niego, myśląc iż on to wszystko zmyślił.

- Ale w środku...- chłopak chciał przekonać ją, by ta natychmiast zmieniła zdanie.

- Mogę założyć się o 400$, że tam nie ma nic innego jak same drzewa. Doskonale poradzimy sobie bez Ciebie.- oświadczyła dumnie.

I całą grupą poszliśmy tam. Podążaliśmy kamienną, piaszczystą drogą. Na początku rzeczywiście znajdowały się ogromne rezydencje. Ponury widok nie wzbudzał u nas większego zainteresowania, więc rozmawialiśmy ze sobą na różne tematy. Droga nie miała się ku końcowi bo cały czas szliśmy prosto. Niepokój wzbudził u mnie dom, który na pewno był opuszczony, lecz jego wygląd nie był tak straszny jak z opowieści kierowcy. Parę kroków dalej znalazłam to, na co wyczekiwałam. Przed budynkiem narysowana była czerwona kreska, której nie można było przekroczyć, a na jednej z jego ścian wisiał napis ,, Ten dom został zbudowany w 1567 roku". Przyglądnęłam mu się uważniej. Szyby były powybijane, a dachówka nadawała się do wyrzucenia. Wyglądało tak, jakby ktoś specjalnie doprowadził ten budynek do takiego stanu, żeby przestraszyć innych tędy przechodzących, aby widzieli iż to samo stanie się z nim, jeżeli dotknie drzwi. Na tabliczce widniał napis ,, Nie wchodzić tam" Stałabym tak cały dzień, gdyby nie głos pani Leśniowskiej:

- Marie, chodź bo zaraz się zgubisz!- trenerka podeszła do mnie.

- Ten dom kryje w sobie jakąś tajemnicę i ja zamierzam ją rozwikłać.- odparłam stanowczo.

- Czyś ty oszalała? Nie umiesz czytać?- złościła się z faktu, że dziewczynka nie jest jej posłuszna.

- Proszę pani będę miała co opisywać w pamiętniku.- wyjawiłam jej swój plan.

- W takim razie powinnaś znaleźć lepsze miejsce. Nie masz pojęcia, jak tam jest niebezpiecznie. Nawet Henryk tak twierdzi!- oznajmiła, ciągnąc mnie za rękę.

,, Nie zasnę, póki wiem iż tam czai się coś niedobrego. Przyjdę tutaj później i nie poddam się tak łatwo".- pomyślałam, oglądając się za siebie.

Doszliśmy do drugiej części lasu, lecz brnąc przez zarośla znajdujące się nieopodal małego potoku zaczęły gryźć nas komary więc nauczycielka postanowiła jak najszybciej wycofać się i wrócić do namiotów. Zapadał zmrok, dlatego trzeba było się pośpieszyć. Nabraliśmy szybkiego tępa niemal biegnąc. Biegłam wraz z innymi, chodź od częstego oddychania złapałam ogromną kolkę, lecz mimo to nie przestawałam. Na polanę wróciliśmy wieczorem. Kierowca stał oparty o płot z poważną miną. Zobaczywszy Martę, spytał gniewnym tonem:

- Teraz mi uwierzycie?- mężczyzna był gotowy na to, że ta wreszcie przejrzała na oczy i przyzna mu rację.

- Niech Ci będzie.- westchnęła kobieta, mająca dosyć tej histerii Henryka. Faktycznie, jego wygląd nie jest zbyt ciekawy.

- Myślałem, że nigdy mi nie uwierzysz.- mężczyzna poczuł w sobie ulgę, że w końcu usłyszał to co chciał.

- Ja? Coś podobnego, ale opowiadania musisz, panie poćwiczyć.- uśmiechnęła się pogodnie. Mógłbyś napisać książkę.

- To dobry pomysł.- kierowca zamyślił się. Zastanowię się nad tym, a teraz chodźmy spać.

Oboje udali się do domu letniskowego, który jedyny w całym ośrodku był wyremontowany. Cały czas, odkąd wróciliśmy ze spaceru widzę przed sobą widok tego budynku. Ani na chwilę nie mogłam zasnąć, lecz co miałam robić? Wszystkie moje koleżanki już śpią. Zazwyczaj, gdy nękała mnie bezsenność czytałam książkę, ale tym razem nie wzięłam żadnej. By uspokoić swoje nerwy, postanowiłam wejść do wnętrza tej przestarzałej posiadłości, korzystając z nieuwagi swojej trenerki. Wsunęłam na siebie ubranie, wzięłam długi patyk, aby w razie jakiegoś wypadku mogłabym się obronić.

- Clementine, śpisz jeszcze?- spytałam,pochylając się nad nią, świecąc jej w oczy latarką.

- Nie, boś mnie obudziła!- odpowiedziała, przecierając zaspane oczy. Co znowu sobie umyśliłaś? Czyżby ma to coś związek z tym nawiedzonym...?- dziewczyna nie zdążyła dokończyć, ale jej przyjaciółka domyśliła się od razu, co chce powiedzieć.

- Domem, owszem.- odparłam dumnie. Chcę tam pójść i zobaczyć, czy dziadek Henryka nadal żyje?

- Nie ma mowy! Pewnie rozszarpały go wilki, ale rodzice powiedzieli mu tak dlatego, by nie dostał martwicy.- wyjaśniła z przekonaniem. Przecież masz dla kogo żyć, a tam pchają się tylko Ci ludzie, których nikt nie kocha.

- Mów co chcesz, ale mnie nie powstrzymasz.- oznajmiłam uroczyście, wychodząc z namiotu. Zobaczysz, jeszcze mi podziękujesz.

- Zaczekaj!- nastolatka podjęła decyzję. Muszę iść z Tobą. Kto wie, co tam na nas czeka?

Wymknęliśmy się i w mroku nocy błądziliśmy po leśnej ścieżce. Bardzo się bałyśmy, ponieważ byłam gotowa na wszystko między innymi na jakiegoś stwora, który w każdym momencie mógłby wyskoczyć zza któregoś drzewa. W starym pniu, porośniętym mchem i grzybami zobaczyłam parę zielonych oczów przyglądające się nam, jakby miały zamiar zrobić z nas kolację. Miałam lęk nawet odwrócić się za siebie, aby sprawdzić czy ktoś za nami nie idzie? W pewnym momencie, kiedy weszłyśmy głębiej w las bateria się zepsuła i przez długą chwilę błądziłyśmy po lesie. Nadzieję dawało nam jedynie jasne światło księżyca, które przedzierało się przez gęstą warstwę liści wiecznie zielonych drzew. Gdzieś w oddali pochukiwała sowa, co dodawało jeszcze większego mrocznego nastroju.

- Zanim wejdziemy...- chciałam wyznać przyjaciółce wszystko bo prawdopodobnie z tego domu możemy już nie wyjść.

- Czego właściwie się tak boimy? Tam są krzywe lustra.- oznajmiła. Wyraźnie budynek skojarzył jej się z wesołym miasteczkiem.

- Ja już wystarczająco się nabawiłam. Trzeba było nie oglądać tego okropnego filmu.- westchnęłam.

- Oglądałaś Escape Rusty The Lake?- Clementine popatrzyła na mnie zdumiona.

- A w deszczowy dzień Miasto Cieni.- przyznałam się. A i jeszcze The House. Mówię Ci dwójka jest na prawdę przerażająca.

- Ten z miasteczka Tweenpeaks? Ta budowla, ona jest czymś w rodzaju legendy.- rzekła, przyglądając się uważniej budowli.

Kiedy ta popisywała się mądrymi wyrazami podeszłam do drzwi i próbowałam oswobodzić je z desek. Dziewczyna po chwili zorientowała się, że nikt jej nie sucha spytała nadal zaskoczona.

- Co ty wyprawiasz?- przyjaciółka podeszła do mnie.

- Próbuje wejść do środka.- oznajmiłam krótko, szarpiąc za klamkę.

- Znajdę inne wyjście.- westchnęła okrążając dom.

- To ma być żart? Chcesz się przebrać za jakiegoś stwora i mnie przestraszyć?- byłam pewna, że ona właśnie tak zrobi, jak to robili mi koledzy na Halloween, gdy w czwartej klasie po lekcjach poszliśmy na puste pastwisko po drugiej stronie rwącej rzeki, gdzie znajduje się plac zabaw, czyli tam gdzie niekiedy spotykam się z moim odwiecznym przyjacielem. Jest ogrodzony płotem by piłka nożna lecąca w stronę wody do niej nie wpadła bo gdyby tak się stało to nigdy by jej już nie odzyskano chłopaki zrobili mi taki właśnie numer. Pan Rogersom, któremu niedawno zaginęły wszystkie owce, a kiedy je znaleźliśmy ten w podzięce opowiedział nam historię o tym domu, sąsiadującym z nim. Nie mówi o tym każdemu znajomemu odwiedzających go, także dziwiło mnie to, czemu wybrał akurat nas? Okazało się, że dom został dawno zbadany i oczyszczony ze złych mocy. Planowałam też tak zrobić, jakby domownicy stawiali mi opór.

- Hej, Marinette znalazłam młotek i śrubokręt.- pochwaliła się swoim odkryciem.

- Kolejna zagadka...- westchnęłam wzdychając ciężko. Na co komu to potrzebne?

- Nie wiem, może gdy sąsiedzi zamykali ten dom, to czegoś się przestraszyli i uciekli.- podsunęła mi tą myśl.

- Może.- odparłam z namysłem.

Deski trzeba było szarpać bardzo długo. Ja chwyciłam za pierwszą, a Clementine za drugą. Nic to nie dało. Wejście nadal było zablokowane. Wtem wpadłam na wspaniały pomysł. Przypomniał mi się ten film, co go wczoraj oglądałam. Główny bohater miał dokładnie taki sam problem.

- Spróbujmy na przemian. Pociągnij dwa razy za to, a potem ja wykonam tą czynność jeszcze raz.- oznajmiłam.

Po paru minutach drzwi się otworzyły. Poczułam na sobie lodowaty podmuch wiatru. W mieszkaniu było całkowicie ciemno, na przeciwko znajdowało się okno, na szybach założone zostały kraty. W pomieszczeniu stała kanapa, z której wystawały sprężyny a jej tapicerka była podrapana jakby dopadło ją jakieś zwierzę. Tuż za nią były schody, ale nie poszłyśmy tam. Stanęliśmy na środku i czekałyśmy na seans. Może ktoś się tutaj zaraz pojawi? W mroku przemknęła wysoka postać, że aż poczułam dreszcze i towarzyszyła mi myśl iż zaraz zemdleję. Musiałam, więc usiąść na wersalce mimo, że ona nie była zbyt wygodna lecz zanim to zrobiłam moja koleżanka przeszkodziła mi w tym.

- Widziałaś?- spytała przerażona, trzęsąc się jak galareta.

- Ja nawet nie patrzę.- odpowiedziałam. Kręci mi się w głowie, muszę gdzieś usiąść.

- Zaczekaj!- dziewczynka spostrzegła kartkę na siedzeniu.

- Co?- zdenerwowałam się.

- To wiadomość, ktoś pewnie nie chce żebyśmy tutaj przebywały.- wyjaśniła biorąc kartkę do ręki.

- Cud, że jeszcze nie zamieniła się w popiół. 19 wrzesień, 1964? Kilka lat po wojnie!- podekscytowałam się.

- Wiadomo, sprawdźmy lepiej co tam jest napisane.- zastanawiała się, odczytując treść listu. Było to niewiarygodne, ponieważ tusz po tylu latach zblakłby, a tutaj widziałyśmy wyraźne litery czyli tak, jakby napisał ktoś to tydzień temu.

,, W tym domu czuję coś dziwnego. Odczuwam to od pierwszego dnia, kiedy przyjechałam do pracy jako pielęgniarka. Boję się tej rzeczy...Powinnam zrezygnować?''.

- Od razu jej powiem.- oznajmiłam odważnie. Tak, popieram ją w tym.

- Zobacz, kim są Ci ludzie na tym zdjęciu?- nastolatka wzięła zakurzoną oprawę do ręki.

- Mieszkańcy tego domu. Kobieta to pewnie matka tej dziewczyny, a mężczyzna po lewej jest ojcem, ale gdzie jest opiekunka?- cały czas męczyło mnie to pytanie.

- Zobaczmy wszystkie pokoje.- rozkazała.

Drugie pomieszczenie było jeszcze gorsze. Wyglądało na to, jakby było ono w środku remontu. Panował w nim bałagan, ale nim zdążyłam cokolwiek wziąć niespodziewanie jakiś człowiek zastąpił mi drogę.

- Mam dosyć! Co to ma być do Licha?- krzyknęłam, odskakując na obok.

- Co się stało? Wyglądasz jakbyś zobaczyła ducha.- Clementine pochyliła się nade mną.

- Kukła..On... ktoś powiesił ją za szyję na sznurku...- spróbowałam coś z siebie wykrztusić, lecz przy takim widoku nie było to łatwe.

- Już wiem, o co chodziło pokojówce.- oznajmiła, po chwili dłuższego milczenia. Pokojówka tutaj weszła i proszę!

- Lepiej znajdźmy jakieś wyjście. Nie mam zamiaru dłużej na to patrzeć!- oświadczyłam.

Udało nam się przejść do dziecięcego pokoju. Stało tam łóżko, a na poduszce leżał miś. W szufladzie znajdowała się legitymacja prawdopodobnie należącej do tej dziewczyny na zdjęciu. Miała na imię Margarita Evans. Wzięłyśmy ten kawałek papieru i nagle poczułam potrzebę ubikacji. Błądząc po nieznajomych, ciemnych korytarzach czułam uczucie, że ktoś za mną idzie, ale nie miałam odwagi by się odwrócić. Gdzieś w mroku słyszałam kobiecy krzyk, płacz małego dziecka. Tym razem na widok pięciu niewiarygodnie dziwnych obrazów zawieszonych na ścianie zrobiłam się blada jak ściana i upadłam na ziemię.

- Chloe, ja muszę tam, gdzie król piechotą chodzi..- westchnęłam drżąc.

- Poczekam na Ciebie. W międzyczasie przebadam resztę.

- Nigdzie nie pójdziesz!- oznajmiłam wyniośle, tak jak robiła to zwykle mama. Zajmij się naprawą latarki! Co ja bym robiła, gdyby dopadły Cię te stwory?

- Dobrze, nigdzie się nie wybieram. Czekam tam, gdzie mnie zostawiłaś.- westchnęła, wyciągając baterię z urządzenia.

Po otwarciu drzwi na dywanie przed toaletą leżała kartka pobrudzona czerwoną farbą tak jak pozostałości.

- Zapomnij mnie.- przeczytałam zdanie, lecz zlekceważyłam to. Nagle zasłona się rozsunęła a za nią od dłuższego czasu stał mężczyzna, wyglądający tak samo strasznie jak pozostałość. No, błagam ileż można?

- Marie, wszystko dobrze?- koleżanka musiała się upewnić. Coś nie dawało jej spokoju.

- Wyjdź stąd!- rozkazał ochryple. Stał przez chwilę jak robot.

- Pan lunatykuje?- zdziwiłam się, nie bojąc się już wcale.

- Ciebie chcę spytać o to samo.- oznajmił lekko rozzłoszczony. Taka młoda dziewczyna nie powinna tutaj być.

- Umiesz mówić?- spytałam zmieszana, gdyż sama nie wiedziałam co o tym sądzić.

- Czemu miałbym milczeć? Zapomniałem nawet o swoich manierach.

- Nigdy nie próbowałeś wyjść do ludzi? Moja nauczycielka jest bardzo miła.- westchnęłam z uśmiechem.

- Spójrz na mój wygląd. Nikt by mnie nie zaakceptował, a już na pewno nie ty.- mówił przekonany.

- W porządku z pana człowiek.- skwitowałam.

- Z kim ty rozmawiasz?- zapytała zdziwiona dziewczyna, wparowując do łazienki jak torpeda. To duch Duffy!

- Ja nim nie jestem.- uciął krótko. Jest Was dwie?

- Tak...Nasz kierowca opowiadał nam o tym domu, wspominał chyba również coś o panu.

- Henryk? Ach, mój kochany wnuk! Tak długo go nie widziałem! Zmienił się?- twarz mężczyzny rozpromieniała.

- Jesteś jego dziadkiem?- spytała otwierając usta.

- Pewnie myśli, że nie ma mnie już na tym świecie, co? Tu nie jest aż tak źle, spokojnie zdążyłem już się przyzwyczaić.- tłumaczył, za każdym razem kiwając głową.

- O mało zawału nie dostałam, a pan nazywa ten gmach swoim domem?- oburzyłam się. Wolałabym mieszkać na ulicy...

- Jak długo tutaj siedziałeś? W kabinie nie ma okien, od razu udusiłbyś się.

- Przez ostatnie 40 lat.- rzekł, wzdychając.

- Pokazałbyś nam wyjście? Oszaleć tutaj można!- musiałam wyznać prawdę.

- W piwnicy znajduje się małe przejście, uważajcie na Aretha. O nim trudno byłoby Ci zapomnieć.- poradził.

- Masz w zanadrzu coś wykonalnego? Tam mieszka przecież najgorsze zło, wiem to z filmów.

- To jedyna droga ucieczki bo inaczej...- zjawa chciała dokończyć, lecz wolałam żeby nie mówiła co stanie się dalej.

- Nie strasz mnie! Masz pojęcie, jakie to jest nie miłe? Nie na darmo przedzierałam się przez puszczę, aby potem narażać się na coś takiego, żegnam!- odwróciłam się.

- Przeklęta skleroza!- złościł się. Coś jeszcze miałem powiedzieć.

- Co pan tam mamrocze?- Clementine popstrzyła się, lecz jego już nie było.

Podłoga na strychu była zawalona różnymi pudłami, dlatego też próbując przejść między nimi potykałam się prawie co chwilę. Był to chyba tył domu. Prześliznęliśmy się przez wąski otwór i weszłyśmy na zewnątrz. Okna były tak samo zaryglowane jak wejście. Trzasnęłam drzwiami wyglądającymi jak sejf. Pech chciał, że na drodze ucieczki napotkaliśmy Aretha. Wyglądał dokładnie tak, jak opisywał go kierowca.

- O, Nie nazwany.- oznajmiła Chloe ( skrót od Clementine).

Nazwała go tak, ponieważ nikt nie wie jak na prawdę się nazywa. To tylko jego przezwisko.

- Ale co właściwie?- spytał zakłopotany.

- Ty...- głos mi uwiązł w gardle.

- Tak, wiem.- westchnął smutny. Wszyscy myślą, że ten dom jest nawiedzony.

- Bo jest.- ucięłam krótko. Udało Ci się mnie przestraszyć.

- Ja nie mam nic do tego. Tutaj straszą dusze państwa Evans.- wyjaśnił.

- Zaraz, nie jesteś jej członkiem?- zapytałam mrużąc oczy.

- Ja tylko wszedłem tutaj, gdy dom był na licytacji.

- Chciałeś w nim zamieszkać? To dom opieki wydaje się milszy.- porównywałam.

- Znacie Henryka? Jestem jego kuzynem. Nie wiem czy spotkałyście dziadka? Dużo razy próbował wyjść, ale jego nieśmiałość nie pozwoliła mu na to. - opowiadał.

- Szczerze, to Marinette miała z nim do czynienia.- przyjaciółka wskazała na mnie.

- Tylko to go zniechęcało? A złe moce? Nasz kierowca wiele razy o tym wspominał...- zasypałam mieszkańca stertą pytań.

- Ach, ten Henryk. Jak zwykle przesadza.- zaśmiał się. Nie musicie się niczego bać. Wiecie, kiedy potwór wyszedłby na dwór zamieniłby się w wodę, a tym gorzej gdyby zobaczyli go ludzie. Polowaliby na niego.

- Jest jeszcze coś, o czym powinnam wiedzieć? Już wystarczy tych niespodzianek...- oznajmiłam, ocierając pot z czoła. Chcę stąd iść! Mogę mieć nawet szlaban na telewizor przez całe życie!

- Cóż, tędy nie możecie pójść. Oni na bank Was złapią, tak było ze mną, ale pokażę Wam lepsze wyjście. Pani Sander była uczulona,żeby ktoś wchodził przez drzwi frontowe anie przez komin. Zawsze dostawała zawału, gdy niespodziewanie ktoś obcy spadł z sufitu. Ufacie mi?

- Jeżeli któregoś z nich napotkamy, to będzie pana wina jak zemdleję.- ostrzegłam go.

- I tak nie żyją. A nawet jakby tak było, to nic by nie zrobili. W sumie to zdarzenie miało miejsce w trakcie wojny.- westchnął.

- A ta kobieta? Ona jest wszędzie!- skarżyłam się.

- Nie wiem, o kim ty mówisz?- zapytał zdziwiony. Odkąd tutaj jestem jeszcze jej nie zobaczyłem. Nie traćmy czasu. Zaraz będzie jasno!

- Czy tylko ja widzę duchy?- pomyślałam, z niechęcią wchodząc do mieszkania.

Ukradkiem przeszliśmy przez pomieszczenia, lecz teraz nie bałam się tak bardzo. Do pokoju gościnnego prowadził ciemny korytarz, pomalowany na bordowo. Mężczyzna opowiadał nam wszystkie historie z jego życia.

- To było takie śmieszne. Miałem wtedy pięć lat i Papp-ap pokazywał mi jak związać sznurówki.- śmiał się na cały głos.

- Ten Papp-ap to na pewno był wariat.- westchnęłam znudzona.

- Ciszej, dotarliśmy.- oznajmił szeptem. Muszę się upewnić, czy nikogo nie ma?

Przedpokój był dokładnie taki, jak poprzednio. Tylko ściany były brudne od farby.

- Już blisko.- ekscytował się. Zaraz ujrzycie światło dzienne.

Zanim złapał za klamkę ukazał się błysk, a potem hałaśliwy grzmot i na fotelu pojawiła się ta sama dziewczyna. Było to dla mnie niewytłumaczalne, ponieważ najpierw świeciło słońce a tu nagle przyszła burza. Postać wyglądała dziwacznie, podobnie jak dziadek Henryka.

- Pokojówka!- krzyknęłam przerażona i upadłam na podłogę.

- Marie, ocknij się!- dziewczynka próbowała obudzić przyjaciółkę.

Obudziłam się w szpitalu. Przy mnie siedziała mama z ponurą miną. Wyglądała, tak jakby pokłóciła się z tatą.

- Dziesięć w skali Buforta.- oznajmił lekarz.

- Zapisałam.- odpowiedziała pielęgniarka.

- Co to znaczy?- zapytała zdumiona kobieta.

- Marinette trzeba uspokoić, ponieważ musi jej spaść temperatura.- wyjaśnił. Miała pewnie zły sen.

- Ten dom znajduje się w lesie bo ja tam byłam!- przyznałam się. Mam dowody! Gdzie one są?

- Córka raczy żartować?- doktor uśmiechnął się. Przecież dawno go wyburzyli, gdyż za wiele ludzi tam weszło i zaginęło.

- Wcale, że nie! Rozmawiałam z nimi wszystkimi.- stawiałam się.

- Ten budynek widział obie wojny, ale teraz już go nie ma. Posiadłości ani domowników, a teraz odpoczywaj.- polecił wychodząc.

- Oj, Marie mówisz zupełnie od rzeczy.- mama również potraktowała to jak niewinny żart. Dobrze wiesz, że przenigdy nie wysłałabym Cię na obóz.

- Według mnie miałaś po prostu najgłębszy sen. Spałaś prawie cały dzień!- odezwał się tata po chwili zadumy.

Rodzice mogą nie wierzyć, lecz wystarczy mi to iż z Clementine wiemy, że tak faktycznie było i żadna z nas temu nie zaprzeczy.

Średnia ocena: 4.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania