Abstrakcyjne przygody, cz. 1. & 2.

1. Światło w tunelu.

 

Skórzane buty grzęzły na zamokłej dróżce, gdy Ada i Piotr przeprawiali się przez nią. Co jakiś czas tylko drogę rozjaśniało blade światło, które zwiastowało grzmot wyładowania elektrycznego.

 

- Daleko jeszcze? – Krzyknął mężczyzna, naciągając mocniej kaptur na głowę. – Zaraz tu będzie lawina błotna.

 

- Co?

 

- Pytam, czy daleko jeszcze.

 

Ada pokiwała przecząco głową, którą było widać przez chwilę dzięki piorunowi.

 

Poruszali się mozolnie, z trudem człapiąc przemokniętymi butami po ścieżce. Między palcami stóp czuli wodę, a reszta odzieży kleiła im się do ciał. Te nieprzemakalne płaszcze, jakimi reklamował je sprzedawca, teraz przemoczone były do suchej nitki. Piotr nawet nie myślał o stanie zawartości plecaka, który był uszyty z zamszu. Od czasu do czasu pociągnął za jego ramionka żeby sprawdzić, czy ten wciąż znajduje się na plecach. Dysząc ciężko obejrzał się za siebie.

 

Ciemno. Wyciągnął przed siebie rękę i ledwo ją dostrzegł w gęstym deszczu i mroku nocy. Opuszczając ją, zobaczył w oddali nikłe światło. Podskakiwało, do góry i w dół. Nie rozjaśniało nic, choć Piotr nie mógł oprzeć się wrażeniu, że obiekt zbliża się do nich. Odwrócił się i podbiegł do Adrianny. Nie ryzykował wołania jej, nie wiedział, co depcze im po piętach. Złapał ją za ramię i pokazał światło w oddali.

 

- To on. – Powiedziała cicho, raczej do siebie. Dodała głośniej – schowajmy się, tutaj, za te krzaki.

 

Wskoczyli rychło za drzewa przy ścieżce, a deszcz odpuścił na chwilę. Przykucnęli, obserwując drogę i wyglądając za nieznanym. Nie odzywając się do siebie, trwali tak w bezruchu przez kilka minut. Mokra skóra dała o sobie znać, swędzenie dopadło całe ciało, które zastygło skulone.

 

Przez długie minuty nie słyszeli nic, oprócz ulewy. Chcieli już zrezygnować, poddać w wątpliwość to, co zobaczyli, gdy w powietrzu rozniósł się wesoły gwizd układający się w przyjemną i prostą melodię. Spojrzeli po sobie i przykucnęli niżej, chowając głowy w ramiona. Dostrzegli już światło lampy, jak teraz się okazało, niesionej przez krasnoluda. Czerwona, szpiczasta czapa zdobiła mu głowę. Broda powiewała na boki w rytm podskoków, którymi krasnal pokonywał odległość.

 

- O co chodzi? – Zapytał gestem Piotr, kiwając na drogę i rozkładając ręce. Adrianna odpowiedziała również gestem, odchyliła głowę dając znać, że czas wrócić na ścieżkę i podążać za krasnalem. Wbiegając na drogę zaledwie chwilę po tym, jak nieznajomy tędy przebiegał, dojrzeli przed sobą kota. Zdali sobie sprawę z jego obecności, ponieważ chmury na chwilę tylko odsłoniły żółty księżyc, który natychmiast rzucił światło na cały las.

 

- Kogo licho niesie, o tej porze w lesie? – Zapytał kot, miotając ogonem na lewo i prawo, unosząc go i opuszczając. Piotr chciał coś powiedzieć, lecz Adrianna przyłożyła sobie palec do ust, a jemu zasłoniła usta, dając znać, żeby się nie odzywał.

 

- Idziemy za krasnalem, ja wraz z tym brzydalem. – Odwracając się do kota, odpowiedziała Adrianna. Piotr spróbował się odezwać, ale znów został powstrzymany.

 

- Lepiej trzymaj rym, inaczej będzie dym. – Szepnęła Adrianna. Kot tylko wyszczerzył kły.

 

- Krasnal wam ucieka, światełko nie zaczeka. Na waszym miejscu bym już gnał, ile Bóg wam w nogach dał…

 

Kot wstał i kilkoma susłami znalazł się na uboczu lasu. Wszedł weń i zniknął, zlewając się z otaczającą ciemnością. Piotr i Adrianna rzucili się śpiesznie za krasnalem, pędząc, co tchu. Światło było daleko i zdecydowanie się od nich oddalało, ale wciąż było widoczne. Tylko to się teraz liczyło. Gubiąc buty w grząskiej ziemi ludzie pędzili przed siebie. Raz jeszcze księżyc pojawił się za ich plecami, oświetlając drogę. Wzdłuż ścieżki, w stronę krasnala, biegł również kot, zabawiając się rymami.

 

- Dwójka po nocach biega, nie wiedząc, co ich czeka. Dziwy się czają w mroku przed nimi, które tylko ja, oczami kocimi, dostrzegam i ostrzegam! Nie wszystko jest takie, na jakie wygląda, strzeżcie się smoka, co jak krasnal wygląda – po czym zamilkł i nie odezwał się już więcej, aż do końca podróży. Ten zaś nadszedł rychle.

 

***

 

2. Warzywny dom.

 

Piotr bynajmniej domyślał się tego, w czym może mieszkać krasnal. Nigdy wcześniej nie brał udziału w takiej przygodzie i stojący kilkaset metrów w górę drogi domek różnił się w każdym calu od wyobrażeń mężczyzny. Deszcz już nie padał, a chmury się rozwiały, więc księżyc jasno oświetlał wszystko swoim blaskiem. Teraz mogli dokładnie zbadać miejsce, w którym kilka minut szybciej zgasła lampa. Buda szeroka i długa na pięć kroków, wysoka na kolejne tyle, cała z zewnątrz obwieszona była warzywami i owocami. Na przemian zawieszone były bakłażany i jabłka, owoce cytrusowe, winogrona, ziemniaki i marchewki. Powieszono je tak gęsto, że nie sposób było dostrzec, z czego zbudowany jest dom krasnala. Zmoczone minionym deszczem ozdoby na ścianach zewnętrznych wyglądały co najmniej apetycznie.

 

- Czy można coś stąd zjeść, tak jak niesie wieść? – Zapytał Piotr, gdy zbliżali się do domu.

 

- Co?

 

- Pusto w brzuchu mam, czy mogę zrobić am-am?

 

- Ha, ha, ha – wybuchła śmiechem Adrianna. Piotr rozłożył ręce.

 

- Przecież trzeba rymować przez kota! – Rzucił zły półszeptem, jakby nie chciał, żeby kot ich usłyszał.

 

- Już nie – odpowiedziała, wciąż zanosząc się śmiechem. – Tylko, jak do ciebie mówi.

 

Podeszli bliżej domu. Zatrzymali się przy metalowej wannie, której dno wypełniały białe świeczki, a z jednej z nich unosiła się delikatna nić dymu. Choć nie mogli być pewni, założyli, że znajdują się przed wejściem do domu. Przed próbą zapukania czy znalezienia klamki zdecydowali się jeszcze rozejrzeć po tym, co mogło być podwórzem. Zardzewiałe sprzęty gospodarstwa domowego leżały w różnych odległościach od siebie, zdecydowanie nieużywane już od lat. Większość z nich była przytrzymywana przez trawę, która obrosła je u spodu i nie zadowalając się tylko tym, wciąż pięła się ku niebu. Pług, przewrócona taczka, łopaty leżące na ziemi, trochę z tyłu jakaś zdezelowana przyczepa – a wszystko to łączył beznadziejny stan.

 

- To jakiś rolnik? Może on robi te sprzęty? – Zapytał Piotr.

 

- Nie wydaje mi się. Nie dosięgnąłby do pługa, w ogóle sprzęt jest zrobiony na kogoś ludzkiego wzrostu. – Piotr pokiwał głową zgadzając się opinią Ady. Że też sam tego nie zauważył. – Nie myślę też, żeby to robił. Szkoda, że nie domyśliłam się tego szybciej, kiedy tu wchodziliśmy. Kot miał rację.

 

- Rację z czym?

 

Ada jednak nie odpowiedziała. Zbliżyła do miejsca, w którym wcześniej stali. Świeca przestała się już dymić, więc kobieta najpierw wysunęła rękę przed siebie i włożyła ją między warzywa i owoce. Odsunęła delikatnie dynię i truskawki, wymacała drewnianą ścianę przed sobą i zapukała cicho. Coś od razu chrząknęło, dobył się jednostajny dźwięk sugerujący przesunięcie blokady spod drzwi z drugiej strony, a na końcu usłyszeli klucz przekręcający się w zamku. Drzwi uchyliły się nieznacznie. W szparze stanął krasnal, ten sam, za którym szli – poznali go po czapce, choć ubrania nie nosiły śladu podróży czy deszczu. Adrianna pochyliła się, kłaniając się nieznacznie. To samo zrobił Piotr, kopiując ruchy kobiety. Krasnal skrzywił się lekko, lecz otworzył drzwi i kierując otwartą dłoń w stronę wnętrza budy, zaprosił ludzi do środka. Piotr rozejrzał się po pomieszczeniu i nagle kilka rzeczy wydało się dziwnych. Nie było tu okien ani żadnego paleniska, a przecież w pomieszczeniu było jasno. Gdzie swoje źródło miało światło? I dlaczego jest tutaj tak przyjemnie ciepło? Słyszał, że drzwi były zaryglowane, a przecież nie ma tu ani żadnej skrzyni, ani dodatkowych desek, ani nawet zamka czy kłódki. Podłoga była drewniana i tylko na środku pomieszczenia, ledwie zauważalnie, znajdowała się niewielka ramka – zapewne ukryte wejście do piwnicy. W pokoju nikt się wciąż nie odzywał, wszyscy stali i mierzyli się wzrokami, choć kontakt z krasnalem nie łatwo było utrzymać, a jego spojrzenie – ciężkie i przeszywające, sprawiało, że Piotr od razu odwracał głowę. Adrianna już otwierała usta, gdy krasnal nagle się odwrócił, podszedł do ramki i podważył ją dłonią. Ramka, wraz z częścią podłogi, uniosła się na zawiasach do góry, ukazując skrywany w dole świat. Łagodne, błękitne światło biło z tajemniczego wejścia. Krasnal odwrócił się w jego stronę i wskoczył weń. Piotr ruszył szybko za nim, przyglądając się wnętrzu. Spoglądając w prawo widział w oddali góry ogromne, ośnieżone na szczytach, do których chmury nie mogły się wzbić. Z drugiej strony znajdowało się morze i wydawało się, że nawet słychać fale. Bezkresne, ciągnące się aż po horyzont. Dwóch pozostałych stron nie zdołał sprawdzić, ponieważ Ada pociągnęła go za ramię do tyłu.

 

- Jak on tam wszedł? Tu nie ma żadnej drabiny. – Wciąż spoglądając w wejście w podłodze, Piotr ciekawie przyglądał się temu miejscu.

 

- Postaraj się nie mówić nic, gdy on tu wróci. Być może nie będzie to już krasnal, więc skup się i zrób wszystko, żeby nie było po tobie widać zaskoczenia. Udawaj pewnego siebie i nie odzywaj się do mnie, dopóki znów nie wejdziemy w las.

 

Dźwięk szumiącego powietrza dobiegł ich uszu, gdy Ada skończyła mówić. Potężne uderzenia zwiastowały, że coś wielkiego i latającego zbliża się do nich od spodu. Piotr przełknął ślinę, wyprostował się i cofnął lekko jedną nogę – jego sekwencja ruchów, gdy staje w obliczu nieznanego. Uderzenia stawały się coraz głośniejsze, a dźwięki powietrza przypominały te, gdy za oknem złowieszczo szalał wiatr, wyrywający drzewa z korzeniami. W końcu nastąpiło ostatnie, mocne uderzenie skrzydłami, zdecydowanie tuż pod podłogą. Po chwili do pomieszczenia wleciał miniaturowy smok, rozmiarami przypominający małego psa. Był pokryty łuskami, zielonymi przy łbie i niebieskimi na ogonie. Karmelowe oczy pozbawione źrenic mrugały jak gadzie ślipia – pionowo zamykały się i otwierały podczas mrugania. Smok o tych niedorzecznych rozmiarach, przypominający raczej jego dziecięcą wersję, wylądował w końcu, a chata zatrząsnęła się.

 

- Śmiertelna kobieto – głos smoka zadrżał w pomieszczeniu, wypełniając je niskim i ponurym dźwiękiem. – Wywiązujemy się ze swej obietnicy. Na zewnątrz znajdziesz to, o co prosiłaś. A teraz odejdź. Zostaw nas i nigdy więcej nie zbliżaj się do tych lasów.

Następne częściAbstrakcyjne przygody, cz. 3.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania