Abstynent

Ostatnio czułem się okropnie. Ciśnienie niebezpiecznie skakało od minimalnego do bijącego rekordy wzrostu, skurcze łapały w najmniej spodziewanych chwilach i przy nawet lekkich czynnościach, a w stawach strzelało, jakbym miał sto lat. Na dodatek żona widząc mnie w takim stanie z uporem maniaka i wbrew mojej woli wysyłała mnie do lekarza.

- Zapisz się do rodzinnego niech ciebie, chociaż zbada – nawijała jak katarynka.

Tym razem nie zamierzałem jej słuchać, miałem dość wcześniejszych wizyt poprzedzanych często kilkugodzinnym wyczekiwaniem przed gabinetem. Krew mnie w tych kolejkach zalewała i powiedziałem basta, już wystarczy tego wtrącania się w moje życie. Rozzuchwaliła się po tym jak odniosła pełny sukces swoim kilkuletnim ględzeniem.

- Nie pij, nie pal – jakbym przekroczył próg gabinetu specjalisty, który przyczyny wszelkich moich bolączek widział w moich używkach.

Dla świętego spokoju ustąpiłem, lecz to nic nie dało. Stale doświadczałem nowych wymyślnych restrykcji, aż strach pomyśleć, co wymyśli za dziesięć lat oczywiście jak przy takim traktowaniu do żyję. Na nic się zdało moje ugodowe podejście do życia, czyli w domu albo masz rację albo spokój. W żaden sposób nie zmusi mnie do ponownego pójścia dobrowolnie do łapiduchów. Poznałem się na nich, już oni z pewnością jakąś chorobę we mnie znajdą, a robią to nie z troski o pacjenta tylko dla szmalu. Człowiek do takiego w dobrej wierze idzie, a on solidnie nastraszy, na przepisuje leków, które zalegają w aptekach po kilka miesięcy i zamiast je zniszczyć, lub utylizować wciskają w ludzi. Koncerny farmaceutyczne mają obroty i zyski, natomiast pacjent za swoje pieniądze dostaje w gratisie chorą wątrobę, a jak ona już niedomaga to w podzięce załatwią ci nerki, albo układ krążenia. Wiadomo wszystkim, że przeciętny człowiek ma kilkanaście organów i nawet nie wie o ich istnieniu dopóki nie umówi się na wizytę do specjalisty. Nagle po dotknięciu słuchawką i obmacaniu cudownymi rękami napiernicza cię tak, że prosisz o dobicie i w ten sposób skrócenie męki, lub błagasz wszystkich świętych o zmiłowanie.

Targany bólami i wyrzutami sumienia żeby ulec żonie i bezwarunkowo skapitulować, powykrzywiany jak paragraf snuję się ulicami miasta. Jedynie, co przychodzi mi do głowy w tym moim transie to dylemat, gdzie uzyskać prawdziwą pomoc w cierpieniu. Nagle mocne ręce łapią mnie za kurtkę.

- Nie poznajesz kolegi, czy udajesz?

Przypadkiem na ulicy spotkałem bratnią duszę, której bez obaw, że doniesie ślubnej mogę się wyżalić do woli. Zachęcony jego przyjacielskim wzrokiem walę wszystko, co mi na wątrobie zalega, a on po wysłuchaniu całej historyjki, po zastanowieniu mówi.

- Nadzwyczajnej brak ci alkoholu we krwi.

Mało brakowało ledwo się powstrzymałem, od przylania najlepszemu kumplowi z czasów dzieciństwa za jego głupie gadanie.

- To chyba dobrze i powinienem być z tego powodu zdrowy jak mawia moja żona – mówię wyuczoną formułkę z pamięci.

- Nie ubliżając twojej małżonce powiem tak. Kobieta, jako płeć przeciwna i o odmiennym organizmie od męskiego w swoim rozumowaniu nie bierze czynnika biologicznego, jaki naszym metabolizmem kieruje, przez to dochodzi wyjątkowo często do konfliktów i niezgody, a bywa i waśni.

Wywód przyjaciela wydawał mi się logiczny i skłaniający do refleksji i tym samym do poważnego traktowania.

- Wobec tego, co proponujesz, lub jakie widzisz wyjście z tej patowej sytuacji? – zapytałem z troską w głosie, ponieważ zdrowie i życie ludzkie jest najwyższą wartością, którą z całym majestatem prawa należy chronić od pełnoletniości do późnej starości, a dokładniej do czasu, kiedy zgodnie z prawem można kupować i spożywać mocne trunki.

- Przejdźmy do pobliskiego wyszynku i rozładujmy tam nie tylko stres skumulowany w tobie przez lata, lecz podbudujemy tam twoją zrujnowaną przez burzliwe lata wartość wewnętrzną.

Strasznie zaskoczył mnie tą swoją chłopską logiką, popartą doświadczeniami licznych minionych pokoleń skrzywdzonych samców. Mądrego warto posłuchać, więc skorzystałem z jego rady i weszliśmy do lokalu. Obsługa znała kolegę i jego upodobania, a jako stały klient musiał mieć u personelu wielkie poważanie, ponieważ ulubiony stolik przyjaciela został oczyszczony z pijackich mord przebywających przy nim. Pani Małgosia uwinęła się błyskawicznie ze sprzątaniem, zgarniając brudną ścierką rozlane piwo na podłogę i po chwili zajęliśmy miejsca. Kobieta inteligentna znała motto „czas to pieniądz” i realizowała z zapałem złote myśli czyjegoś przodka mówiąc.

- Panie Beniaminie podać to, co zawsze?

- Poproszę tylko dzisiaj w podwójnej ilości ze względu na kolegę, który na zdrowiu nie domaga – odpowiedział przyjaciel z dzieciństwa.

Obsługa lokalu spodobała mi się, była pierwsza klasa, tu nikt na zamówienie nie czeka godzinami i tak powinno być w całej gastronomii. Jak na zawołanie na stoliku zmaterializowała się flaszka polskiej wódki, a jako człowiek, którego umysł został wypaczony reklamami, identycznie jak nieświadome dziecko zapytałem.

- Dlaczego polska?

- Wiedz kolego, że polska wódka jest najlepsza na świecie i została wyprodukowana z najlepszych produktów. W niej nie znajdziesz śladu GMO, laktozy, glutenu, cholesterolu i najważniejsze w niej jest to, że posiada witaminy oraz mikroelementy tak bardzo potrzebne do życia człowiekowi na przednówku. Jest zupełnie nieszkodliwa, jeżeli po kielichu nie używa się zagrychy, w którą nie wiadomo, jaką chemię w pakowali. W skrajnych przypadkach może się zdarzyć nie możliwość pogodzenia w brzuchu dwóch przeciwstawnych produktów i następuje wtedy niekontrolowany wyrzut częściej w górę niż w dół. Oczywiście nie należy popijać byle, czym, ponieważ w trakcie rozcieńczania ulega zniszczeniu flora bakteryjna, która żyje w jelitach i później jest ją ciężko odbudować, a wyjątkowo często u osób starszych staje się to niemożliwe.

- Wychodzi, że w tym małym kieliszeczku jest ukryte samo zdrowie – powiedziałem troszkę bełkotliwym głosem po piątej kolejce, która ponownie poszła na pierwszą nóżkę, ponieważ o drugiej tego dnia zapomniałem.

- Wiedz przyjacielu, że zachodnie koncerny bardzo zazdrościły nam naszego dorobku narodowego. Dlatego w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku z pomocą przekupnych polityków, czyli wszystkich bez wyjątku, dokonały ataku na podwaliny naszego państwa przejmując za bezcen wszystkie gorzelnie. Część szlachetnych gatunków takich jak „Vistula” znikła z naszych monopolowych bezpowrotnie i tym samym rynek ucierpiał. Niestety nie tylko handel poniósł z tego tytułu straty, poszkodowane zostało również całe młode pokolenie, które z rozpaczy sięgnęło po dopalacze, niszcząc sobie w ten sposób zdrowie i zakłócając radosną społeczną atmosferę, jaka istniała w narodzie w czasach komunistycznych. Wiadomo wszystkim, że dorosły człowiek do prawidłowego rozwoju emeryckiego, musi wchłonąć w siebie przynależną dawkę dobrej chemii.

- Pamiętam smak „Vistuli” był okropny, nie dało się tego pić – nie wiem czy ktokolwiek zrozumiał mój bełkot, lecz właśnie to chciałem powiedzieć. Jednak odpowiedź kolegi upewniła mnie, że przynajmniej on pojął sens mojej wypowiedzi.

- Zgoda, przełknąć jej się nie dawało tak waliła karbidem, lecz dzięki temu na dłużej starczało i w konsekwencji mniej spożywało się alkoholu. Teraz człowiek nie wie, kiedy flachę obali.

Pomimo, że obsługa była przesympatyczna, to chciała koniecznie zakończyć pracę i iść do domu. Zachowanie takie było wbrew zdrowemu rozsądkowi, anormalne, z prostej przyczyny tam są jak wszyscy inni przez najbliższych nie doceniani i nikt tak bardzo nie potrzebuje ich jak starzy bywalcy lokalu.

Zapoczątkowana kuracja przejęła nade mną pełną kontrolę i widocznie z potrzeby nawdychania się świeżego powietrza noc spędziłem między dwoma rowami, niczym w twierdzy. Rano zjawiłem się w domu i po raz kolejny w swoim życiu tuż za drzwiami spotkałem się z pełnym niezrozumieniem, przejawiającym się nieprzyjemnym grymasem twarzy żony z argumentem w ręce.

- Cześć kochanie, nie rób takiej mimiki, bo ci się zmarszczki porobią na tej pięknej kiedyś twarzy – wyraziłem swoje obawy z troski o ślubną i dodałem.

- O, to my mamy wałek?

Wyszukany komplement dla niewiasty był nie zrozumiały i darła się okropnie, a ja jak to u spokojnego człowieka bywa, nie znałem powodu tej agresji. Usprawiedliwieniem jej irracjonalnego zachowania niech będzie świadomość, że pochodzi z Wenus, a nie jak ja z Marsa.

Średnia ocena: 4.4  Głosów: 7

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • detektyw prawdy 20.04.2018
    ,,Zapisz się do rodzinnego niech ciebie, chociaż zbada – nawijała jak katarynka." Zapisz się do rodzinnego, niech ciebie chociaż zbada – nawijała jak katarynka.
    ,,Nie pij, nie pal – jakbym przekroczył próg gabinetu specjalisty, który przyczyny wszelkich moich bolączek widział w moich używkach." Jakbym
    ,,co wymyśli za dziesięć lat oczywiście jak przy takim traktowaniu dożyję." dziesięć lat - oczywiście
    ,,po zastanowieniu mówi." Bez sensu ta kropka, mówi:
    ,,Mało brakowało ledwo się powstrzymałem, od przylania najlepszemu kumplowi z czasów dzieciństwa za jego głupie gadanie." Mało brakowało! Ledwo się powstrzymałem od przylania(...)
    ,,To chyba dobrze i powinienem być z tego powodu zdrowy jak mawia moja żona – mówię wyuczoną formułkę z pamięci." zdrowy, jak
    I wiele wiele innych bledow interpunkcyjnych. Fabula tez nie powala.
  • KarolaKorman 20.04.2018
    Ja dałam 5 :)
    Podobał mi się wywód kolegi i sama twierdzę, że czasem, podkreślam: czasem trzeba się totalnie wyluzować, a alkohol jest przecież dla ludzi.
    Pozdrawiam :)
  • Ozar 20.04.2018
    Dla mnie bardzo dobry, życiowy tekst. Co do białej wódki, to jak mawiał mój ulubiony generał Wieniawa-Długoszowski " „Czysta wódka ani munduru, ani honoru oficera nie plami”. Jestem dokładnie tego samego zdania. Także wątek opisujący los polskich wódek bardzo dobrze opisany. Piszesz bardzo życiowe teksty i pamiętam kiedyś nawet napisałem w pitoleniu dlaczego ludziska ciebie nie czytają i nie komentują, co było dla mnie bardzo dziwne. 5+ Jak zwykle
  • Justyska 20.04.2018
    Dobry tekst. Rzeczywistość opisana przystępnym językiem. A czasem można się i napic i upic. Czasem nawet trzeba :)5
  • Justyska 20.04.2018
    Dobry tekst. Rzeczywistość opisana przystępnym językiem. A czasem można się i napic i upic. Czasem nawet trzeba :)5
  • oldakowski2013 21.04.2018
    ...dożycia".. - do życia
    ..."pełnoletniości"... - pełnoletności.
    ..." nie domaga"... - niedomaga, niedomagać (stan chorobowy)
    ..."bele czym"... - byle czym.
    ..."dużej"... - dłużej.
    ...."nierób"... - nie rób.
    Znaków interpunkcyjnych nie wyszczególniam. Pozdrawiam..
  • Ciekawe opowiadanie. Ja na błędy nie za bardzo zwracam uwagę, tekst jako taki dla mnie bardzo spoko.
  • Pasja 22.04.2018
    Czasem w człowieku rodzi się potrzeba ucieczki od codzienności. Od zrzędliwej żony, od złej teściowej i w ogóle od kłopotów.
    Końcówka bardzo fajnie wszystko wytłumaczyła.
    Pozdrawiam serdecznie
  • Ozar 22.04.2018
    pasja znam to uczucie aż do bólu. To trzeba przeżyć, żeby mieć pojęcie o co chodzi. Ja tak mam już zbyt długo.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania