@Agatka( fragment)

Dobra, kurwa.

Gdzie ja jestem?!

Co jest do cholery grane?

Patrzę jak te sukinkoty pakują moich rodziców do karetki. No i jeszcze mnie. Mam na twarzy jakąś maskę i kilka kroplówek, podłączonych do mojego ciała. Coś mi robią, nakłuwają. Dobra, mniejsza w to.

Rozglądam się wokół. Gdzie jestem? Znam chyba to miejsce. Droga. Las. Jechałam tędy z rodzicami.

O cholera. Wypadek? Mieliśmy wypadek? Jak to?

Idę w stronę karetki, jednak moje stopy są niewiarygodnie ciężkie. Czy z moimi rodzicami wszystko w porządku? Rozglądam się dookoła. Nic, tylko las.

- Kobieta żyję- słyszę i oddycham z ulgą..- Z mężczyzną wszystko w porządku?- zapytał ktoś, po czym film się urwał.

 

Obudziłam się na środku placu. Stałam pośród ogromnych telewizorów, który nie wyświetlały żadnego filmu. Było mi okropnie zimno, cała się trzęsłam. Rozejrzałam się w poszukiwaniu wyjścia, jednak to jakby nie istniało.

Usiadłam zrezygnowana trzęsąc się jak galareta. Do mojej głowy jęły dopływać głosy, których wcześniej nie znałam, ani nie słyszałam.

Gdzie ja byłam do jasnej cholery? Wstałam i rozpędziwszy się spróbowałam przebić ścianę. Odrzuciła mnie z impetem. Z powrotem wylądowałam w miejscu, z którego wyruszyłam.

Zgrzytnęłam zębami. Co to miało być? Jak miałam wrócić do siebie? Co to była za chora gra?

Zimny wiatr przeszył mnie do szpiku kości. Znowu zadrżałam.

Telewizory. Co mogły oznaczać telewizory? Myśl, Agatka.

Serio? Serio ja siebie tak nazwałam? A może nie ja?

Zaczęłam chodzić nerwowo po pomieszczeniu szukając jakiejś wyrwy, dziury, czegokolwiek. Nic. Wszystko było ze sobą spójnie połączone.

Tupnęłam wściekle nogą o ziemię. Co z moim tatą? Myślałam. Nie znałam jego stanu zdrowia. Nie dojrzałam go na miejscu wypadku.

Znów zaczęłam chodzić nerwowo po pomieszczeniu. Dziura? Jakaś malutka dziura? Serio nic?

Warknęłam pod nosem.

Jasna cholera!

Co to miało być? Jakiś teatrzyk? Pokaz marionetek? Czemu wszędzie były tu telewizory? Co to było za miejsce?

Telewizory.... cóż to mogło oznaczać? Telewizory.... usiadłam na tyłku myśląc intensywnie.

Telewizory.

-Oko. - zgadłam.

Ściany puściły. Ekrany roztrzaskały się na miliony drobnych kawałków, a deszcz szkieł zasypał mnie ze wszystkich stron. Ukryłam głowę w dłoniach i przeczekałam, aż deszcz minie.

Podniosłam wzrok. Przede mną ukazała się droga.

Lodowa droga.

Jasna cholera, ależ tam musiało byś ślisko.

Agatka!

Co to do było? Skąd dobiegł ten głos?

SKUP SIĘ AGATA.

Lodowa droga, dobra. Ależ tam musiało być zimno!

Gdy ten fakt do mnie dotarł, siły niemal mnie opuściły. Nienawidziłam, gdy było mi zimno.

Wzięłam głęboki wdech i choć nie za bardzo chciało mi się wstawać, ruszyłam we wskazanym kierunku. A może niewskazanym? Kto to wiedział !

Musiałam jak najszybciej dostać się do moich rodziców. Musiałam być pewna, że żyją. Oboje.

Przeciągnęłam się sennie. Tak nie chciało mi się iść. Poważnie musiałam?

Ehh.

Całe życie pod górkę.

Nie denerwuj mnie, Agatka.

Kto to mówił do cholery? Rozejrzałam się, jednak poza rozbitymi telewizorami, nikogo nie potrafiłam się dopatrzeć.

Wzruszyłam ramionami. Postanęłam stopą na tafli lodowej.

Bożeee!

Przecież ona była taka cieniutka. I, że niby ja miałabym przez to przechodzić? Żeby wpaść do lodowatej wody?

Nigdy w życiu.

Chciałam zawrócić, jednak ktoś wymierzył mi potężnego kopa, tak, że znalazłam się samoistnie na bardzo cienkiej krze.

Spróbowałam obejrzeć się za siebie, by dowiedzieć się kto to zrobił, jednak musiałam trzymać równowagę, a obecna sytuacja nie pozwalała mi na zbyt pochopne ruchy.

Cóż miałam zrobić? Iść dalej, czy zawrócić?

Na samą myśl o tym bestialskim znieważeniu, którym był kop zaczęłam posuwać się wolnymi krokami do przodu. Jak ten ktoś mógł mi to zrobić?

Klęłam pod nosem siarczyście, gdy moje stopy ślizgały się po lodowym gruncie.

No co Ty wyprawiasz?

- Zostaw mnie w spokoju!- ryknęłam na całe gardło, byleby pozbyć się właściciela głosu, w mojej przestrzeni.

Gdzie ja byłam? Czy ja, aby na pewno powinnam się tu znaleźć? Może nastąpiła jakaś pomyłka, błąd, cokolwiek.

Nie. To raczej nie wchodziło w grę. Musiało istnieć jakieś logiczne wytłumaczenie.

 

Choć logika... Ona nie miała tu prawa bytu. To było jakieś dziwne miejsce, tyle zdołałam wydedukować. I było pierońsko zimno. Ten fakt bolał mnie najmocniej.

O czym Ty myślisz?

Głos znowu mnie zbeształ. Czy on potrafił tylko besztać?

-Myśl, przecież nie jesteś tu bez powodu. Jesteś sprytniejsza ode mnie.

Zmarszczyłam brwi.

-Co?- zapytałam cicho, jednak głos jakby zniknął. Gdzie się podział?

Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam myśleć. Nie mogłam wykonać ruchu. Jak miałabym się posuwać po lodzie, który mógł się w każdej chwili zapaść?

Ufff... Ależ nie chciało mi się myśleć.

No tak. Jedynie zachowując równowagę. Tylko jak? Te pęknięcia na krze, budziły we mnie trwogę.

- BO ZNOWU DOSTANIESZ!

Otrząsnęłam się próbując pozbyć się nieproszonego gościa. Kim on był? Dlaczego wiedział, co robię?

Dobra. Ruszam. Walić system.

Krok, jeden, drugi. lód, aż zatrzeszczał pod wpływem nagłego ciężaru. Nie potrafiłam znaleźć ośrodka.

Jezus Maryja. W co ja się wpakowałam? Jak miałabym się tu przemieszczać?

Szybko.

Odpowiedź zagrzmiała w mojej głowie. Szybko? Spięłam wszystkie mięśnie. A więc musiałam biec.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania