Alchemik cz.2
"Dzieci". To była pierwsza myśl, jaka przeszła mu przez głowę. Nie mógł w końcu ich minąć, mając dwa demony na karku. Gdyby tylko tylko to zrobił, zaginęłyby. Gal uśmiechnął się do siebie. W końcu i tak musiałoby się to stać. Demony nie posiadają materialnych ciał, lecz tylko ich astralne odpowiedniki. Oznaczało to, że nigdy się nie męczą. Co on sobie myślał, uciekając przed nimi, że sobie o tak odpuszczą? W końcu to w nich najbardziej sobie cenił Lord Magon. Były całkowicie mu oddane, a jedyną rzeczą, jaką od niego chciały to dusze ofiar, które zabijały na jego rozkaz. W końcu tak łatwo jest rozporządzać czymś, co nie jest naszą własnością. Magon zyskiwał w ten sposób oddanych sługusów, sam nic nie tracąc. Wystarczyło, że od czasu, do czasu wysłał je gdzieś, na jakieś polowanko. Ostatnio zaś tych nie brakowało.
Gal zatrzymał konia i zsiadł z niego. Po chwili stały przed nim dwie humanoidalne istoty, wpatrzone w niego niczym w padlinę. Nie było wyjścia, trzeba było walczyć.
* * * * * * * * * *
Kiedy koń się zatrzymał, Kan zdębiał.
- On chce walczyć z demonami?
- Na to wygląda.
- To znaczy, że jest alchemikiem.
- I pewnie boi się nas narazić.
Kan spochmurniał.
- To zaś oznacza, że będziemy musieli się cofnąć.
* * * * * * * * * *
Demon zaatakował. Jednym, szybkim ruchem znalazł się błyskawicznie przy Galu. Próbował go uderzyć, Gal jednak schylił się, a jego dłoń zalśniła. Zaatakował, robiąc w demonie dziurę na wylot. W ten czas poczuł jak drugi z astralnych złapał go za nadgarstek. Doskonale wiedział, co zaraz się stanie. Jedyny sposób na pokonanie alchemika było pozbycie się jego rąk, tymczasem on miał jedną z nich po drugiej stronie ciała demona. Nie czekając na to, Gal otworzył dłoń i wypuścił zapieczętowaną w niej energię. Nastąpił wybuch. Alchemik ledwo stał na nogach, miał jednak pewność co do tego, że ocalił dłoń.
Spojrzał na ziemię. Demony powoli scalały się, łącząc z sobą poszczególne części ciała. Ponieważ nie tworzyła je materia, potrafiły się błyskawicznie regenerować. Gal zaczął rysować okrąg transmutacyjny w powietrzu. Nie zdążył. Demon numer dwa nie ucierpiał, jednak tak mocno, jak myślał. Gal zrobił błyskawiczny unik przed atakiem, był jednak zbyt wolny. Demon trafił ostrzem w jego ramię, przecinając powierzchownie skórę. Alchemik doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że tym razem się mu upiekło. Przy następnym ataku mógł nie mieć tyla szczęścia.
Dłoń Gala znów zalśniła. W jednej sekundzie pojawił się w niej miecz. Demon nie bacząc na to, zaatakował. Tymczasem numer jeden właśnie się scalił. Przez chwilę przyglądał się alchemikowi, po czym znajdując w jego obronie słaby punkt, ruszył do ataku. Już miał zadać cios, kiedy ziemia przed nim rozstąpiła się, a on wpadł do dziury. Kan nie czekając, aż demon wydostanie się szybko, zamknął szczelinę.
- Przepraszam, że się wtracamy, ale chyba się pan nie pogniewa.
Pierwszy z demonów spojrzał na trzech alchemików. Najwyraźnej zdając sobie sprawę, iż nie poradzi sobie, po prostu znikł.
- Gdzie on jest Leis.
- Nie ma go. Uciekł.
* * * * * * * * * *
- Pierwszy raz widziałem, by ktoś stanął do walki z dwoma demonami.
Kan spojrzał zdziwiony na Gala.
- Nie czepiaj się pana.
Leis nigdy nielubiła, gdy Kan był zbyt wścipski.
- Nazywam się Gal Lakaryon, dla przyjaciół takich jak wy, po prostu Gal.
Kan uśmiechnął się.
- Teraz rozumiem, jesteś uczniem mistrza Moyna, prawda?
- Znacie go.
- Też mi coś, także jesteśmy jego uczniami. Tak samo, jak był nim nasz ojciec.
- Jak się nazywał?
- Varion.
Galowi nagle zbledła mina.
- Znałeś go? - spytała Leis.
- Uczyliśmy się razem. Was chyba pamiętam, ale gdy ostatni raz widziałem, byliście małymi dziećmi.
- Więc wiesz, co się z nim stało?
- Niestety nie - skłamał. - Was też wezwał mistrz Moyna.
- Nie. Nas nie. Naszą mamę, ale ona jest ciężko chora i nie mogła przybyć. Więc pomyśleliśmy z siostrą, że przybędziemy zamiast niej.
- To mogę wami się zaopiekować.
Oczy Kana zapłonęły z wściekłości.
- Nie traktuj nas jak dzieci. Nie jesteśmy nimi!
- Zignoruj to, proszę. Brat jest trochę narwany.
Gal zaśmiał się gromkim śmiechem.
- Taki sam był jego ojciec.
* * * * * * * * * *
Varion zacisnął pięści, a jego wargi zaczęły drżeć.
- Dlaczego nam tego sam nie pokażesz! - krzyknął.
Moyna spojrzał na ucznia pobłażliwym wzrokiem.
- Do tego musisz dojść sam. Spróbuj tak, jak to robi Gal.
- Po co, kiedy ty możesz nam pokazać. W końcu ty to potrafisz.
- Zgadza się, tylko po co mam to wam pokazywać? Jeżeli nie spróbujecie, to się nie nauczycie. Za każdym sukcesem mój drogi, idzie tysiąc porażek.
Gal narysował okrąg, po czym zaczął rysować po kolei znaki żywiołów wewnątrz niego, łącząc je liniami z sobą i obwodem okręgu. Kiedy położył na nim dłoń, okrąg zalśnił, a z ziemi wyrósł prosty blok skalny.
- Brawo Gal. Widzisz Vairon, gdybyś robił to samo co twój przyjaciel, już dawno miałbyś to za sobą.
- Ja tylko chciałem, byś pokazał mi jak.
- A ja chcę, byście nauczyli się myśleć i ponosić konsekwencje własnych porażek. Alchemia jest bardzo niebezpieczna, jeżeli się wykorzystuje ją bez namysłu. Gdybym zaś dał ci gotowe rozwiązanie, nigdy byś nie doświadczył tego, co się z nim wiąże. A skoro tak, mógłbyś kiedyś wykorzystać swoje umiejętności tak, by zaszkodziły ci, a co gorsza innym. Każdy dar źle wykorzystywany...
- Staje się przekleństwem.
- Nie stój tak i bierz się do roboty.
* * * * * * * * * *
Haido, było olbrzymim państwem - miastem, niezależnym od cesarstwa. Od lat cieszyło się wielką chwałą, a odkąd do władzy doszedł Lon, przybywali tu wszyscy, którzy chcieli się przed nim uchronić. Tungijczycy, których ziemie spalił. Alchemicy, którzy sprzeciwili się mu i nie wyciągnęli przeciwko swoim pobratymcom rąk. Kupcy, którzy nie chcieli patrzeć, jak dorobek ich życia trafia do skarbca nowego cesarza.
- Ciekaw jestem, dlaczego Lon nie zburzył tego miasta.
Gal się uśmiechnął.
- Ponieważ jest chronione pradawną Alchemią. Współcześni Alchemicy potrafią co najwyżej odtwarzać to, co zostało stworzone. Ci starożytni potrafili o wiele więcej.
- To znaczy, bo nie rozumiem. Myślałem, że właśnie na tym polega alchemia.
- Nie, mój drogi. Pierwotna alchemia, nie tylko odwzorowywała rzeczywistość. Ona ją tworzyła. Pierwotnie alchemicy używali do tego czegoś, co nazywamy dziś kamieniem filozoficznym. Jest to tylko jednak pusta nazwa. Tak naprawdę dziś nie mamy pojęcia, czy w ogóle on istniał, a jeżeli tak to, jak wyglądał.
- To skąd wiadomo, że taka pradawna alchemia istnieje?
- Widzisz, te mury?
Kan spojrzał na okalające miasto stalowe ściany.
- No tak? I co z tego?
- A widzisz na nich chociaż jeden krąg transmutacyjny?
- No, nie.
- To jak myślisz, jak powstały. To miasto to przetransformowana góra. Wyobraź sobie, że stworzył je kiedyś jeden alchemik.
- Co?! To niemożliwe! A zasada równowagi? Jak?
- Właśnie na tym polega tajemnica tego miejsca. Całe to miasto jest czystą alchemią. Każdy, kto je zaatakuje, zostanie zniszczony przez siłę, której użyje.
- Teraz rozumiem. Ludzie z tego miasta nie otworzyliby bram "ot tak". Ponieważ miasto to jest stworzone z czystej alchemii, pochłonie każdy atak. Alchemicy zaś nic z tym nie mogą zrobić, bo nie da się transformować czegoś, co z zasady już jest doskonałe.
- Właśnie.
Komentarze (25)
"Nie mógł w końcu minąć ich, mając dwa demony na karku. Gdyby tylko je minął, zaginęłyby." - zamieniłbym szyk, na "ich minąć" oraz wywalił, zamienił, drugie "minął".
Gal zrobił błyskawiczny unik przed atakiem, był jednak zbyt wolny. - błyskawiczny, ale jednak zbyt wolny, nieco mi się kłóci, ale akurat to możesz olać, bo to prawdopodobnie zwykłe czepialstwo podyktowane irytacją, że jestem głodny :)
Takich kwiatuszków jeszcze kilka, by było, ale chciałem tylko zasygnalizować problem.
Dalej: Podoba mi się Twoja odwaga. W sensie, rozmach. Widać, że w założeniu będzie to spore dzieło i zapewne wielowątkowe.
Do tego (tu się dużo osób może ze mną nie zgodzić) fajnie, że przedstawiasz bohaterów jak i postacie drugoplanowe w akcji. W ruchu. Obrazujesz ich czynem lub dialogiem, wychodząc poza standardowe: "był wysokim, dobrze zbudowanym, szatynem". Nie jestem fanem dosadności w opisach, co widać po moich pracach.
Póki co, sumuje mi się wszystko na czwóreczkę.
Pozdrawiam
Co nie znaczy, że to się jakoś bardzo tyczy Twojego tekstu, bo po mojemu to mamy tu progres (choć opko S-F i tak najlepsze) Choczi o poparcie danego punktu widzenia.
Violet: W tekście jak mantra jest powtarzane: "Dar źle wykorzystywany staje się przekleństwem". Darem człowieka jest życie, a to opowiadanie jest o tym, jak to życie bohaterowie wykorzystają. To dopiero początek powieści więc spokojnie.
Canalus: W każdym tekście, nieważne jakim musisz zdecydować co chcesz przekazać czytelnikowi. Ja przekazuje swoją filozofię, w to co wierzę i to co dla mnie jest bezcenne. Nie da się w stu procentach oddać rzeczywistości za pomocą słów. Oddaj mi za pomocą słów "czym jest miłość". Jeżeli to ci się uda, to znaczy, że nie wiesz co to znaczy. Pisarze od tysięcy lat ją opisują i żadnemu jeszcze w stu procentach się to nie udało. Inaczej wystarczyła by jedna książka, a nie setki tomów. Każdy z nas jest inny i tu się kłania to, o czym pisał Karawan. Percepcja. Każdy miłość widzi inaczej i każdy opisuje ją w inny sposób, choć każdy jej pragnie.
Mogador: Ludzie są różni. Nigdzie nie napisałem, że mężczyźni nie okazują emocji. My robimy to w inny sposób.
Dobrze, że umiesz bronić swoich racji. Tego, w co wierzysz. Ale nie odrzucaj wszystkich argumentów z marszu.
Pewnie w niektórych kwestiach masz racje, w innych nie. Prawda gdzieś tam sobie spoczywa. Tylko argument, że mam dużą czcionkę, albo: " Jakbym się rozpisywał, to bym się nie wyrobił na sześciu stronach, to...?" No, chyba nie.
Co do "Daru, który się staje przekleństwem" - pewnie tak jest. To nieco trywialne, ale zarazem na tyle uniwersalne, że może sie wpisywać w nieformalną prawdę objawioną.
Fajnie, że chcesz sięgać głębiej. Przekazywać swoje odczucia i wiarę. Bardziej sie rozchodzi o argumentacje, którą sie podpieprasz.
Ja (jak jużpisałem wyżej) kupuję Twój tekst, ale nie kupuję Twojej argumentacji. Obostrzenia (ramy, które sobie stwarzasz) kaleczą Twoje dzieło. Nie każdą myśl da się rozpisać pięcioma zdaniami. Nie każde głębsze pochylenie się nad tematem, jest wodolejstwem.
Peace.
Pozdro
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania