Alkoholik
Gdy wracał pijany, moja rodzicielka nie pozwalała mu wejść do domu. Często przychodził w podartym ubraniu, gdyż, gdy matka zabierała klucz od furtki, a on przechodził górą, zawieszał się na wystających ozdobnych prętach. Raz nawet, schodząc, wywinął fikołka. I od tamtej pory miał ukruszoną jedynkę. Wyszedł z domu z pieniędzmi na dentystę, lecz powrócił z podbitym okiem, niezrobionym zębem i pustym portfelem. Matka wtedy przeraziła się i chciała dopaść tych, którzy odważyli się tknąć jej męża. Wściekła się jednak, gdy okazało się, że dostał on łomot od barierki, kiedy zapijaczony wywalił się na schodach monopolowego.
Kłótnie, gdy wracał w tym stanie, były naprawdę krwawą wojną. Nieraz latały kapcie, nieraz sztućce, a w sytuacji krytycznej także talerze. Zależy co było pod ręką.
Ojciec miał swoją komórkę do zadań specjalnych. Oddaloną od domu co najmniej sto metrów. Lecz często miałam wrażenie, że ten smród pijacki taką odleglość bez problemu pokonuje. Matka kiedyś zaglądała do jego dziupli. A to zmienić zasłonki, a to pościel czy zmieść choćby odchody myszy. Później jednak przestała. Za bardzo bolały ja nogi, by stać na stołku, wpinając materiał w karnisze, gdy ojciec każdego dnia, łapiąc równowagę, odsłaniał okna. Ja zaś nie wybierałam się tam nigdy, chyba za bardzo mnie brzydził. On. I jego nora. Był jednak moim ojcem. I widywaliśmy się w domu, tym prawdziwym, naszym, gdy od święta wracał wpół trzeźwy a nie napruty w trzy światy. Wtedy mama nawet pozwalała mu zostać. I na obiad, i na noc. O świcie musiał się napić.
Czara goryczy przelała się, gdy wyszło na jaw, że mama ma kochanka. Na szczęście ten nigdy nie stanął na mojej drodze. Tata dowiedział się przypadkiem, gdyż wrócił w lepszym stanie, niż kalkulowała. Widok jakiegoś ważniaka zakładającego garnitur mocno go ruszył. Mama nie wykazała wielkiego wzruszenia, a wręcz obrzuciła ojca wiązanką pretensji, że to jego wina. Tego dnia z żalu rozpoczął swój alkoholowy maraton i wrócił po kilku dniach, nieco inny. Śmierdział tak samo, upity był tak samo, lecz coś nie grało. Początkowo ciężko mu było spojrzeć na moją rodzicielkę, choć ta zalewała się łzami cały wieczór. Później, gdy jedliśmy obiad, a on wreszcie spotkał się z wanną i włożył na siebie coś czystego, oznajmił, że startuje z odwykiem. Jego zdaniem - permanentnym. Wskazał nam stojąca przy drzwiach walizkę. Na mnie nie zrobiło to wielkiego wrażenia, ostatnim razem jego odwyk trwał dwa dni. Podpisał wypis i wymaszerował wprost do ulubionego sklepu. Do domu przecież od razu wrócić nie mógł. Wtedy obie go zwyzywałysmy. Matka ucieszyła się jednak. Ciężko było mi stwierdzić czy to z powodu wiary w ojca czy może z faktu, że teraz będzie miała więcej czasu dla kochanka. Żegnał się, a ja z kultury życzyłam mu powodzenia. Przeprosił mnie za wszystko i ucałował.
Minął dzień, drugi, trzeci, czwarty, piąty a on nie wracał. Ponoć także nie pojawiał się pod sklepem. Gdzieś w głębi serca odczułam ulgę, że może tym razem tacie wreszcie coś wyszło. Wyglądałam przez okno, patrząc na jego komórkę. Jej szyby bardzo sczerniały, jakby przeżywały żałobę, że właściciel wyszedł.
Gdy minął tydzień, popłakałam się ze szczęścia, a mama pojechała do wszystkich sklepów w okolicy zapytać się, czy ojciec do nich nie przychodzi. Nikt go nie widział. Wtedy powiedziała mi, że już skończyła z kochankiem, a ojcu daje jeszcze tydzień czasu na przemyślenia w ośrodku i wtedy pojedzie go odwiedzić i przeprosić. Ja przez ten czas nie mogłam znaleźć sobie miejsca. Cały czas patrzyłam z oddali na jego dobytek. Te okna tak czerniały... Obiecałam sobie, że jak ojciec wytrzyma kilka dni, to pójdę i mu tam posprzątam.
Zaopatrzyłam się w gorsze ubrania, rękawiczki, worki do śmieci, kubek, jakieś ściery i ruszyłam w kierunku tej pijackiej posiadłości. Wiedziałam, że z puszkami i bałaganem na podłodze sobie poradzę, jednak ciekawiło mnie, czym zdołam usunąć ten czarny osad z okien.
Gdy dotarłam pod drzwi, szybko zrozumiałam, że to będzie o wiele gorsze zadanie, niż przypuszczałam. Nie musiałam nawet otwierać rudery, by poczuć tak paskudny smród, który sprawił, że aż załzawiły mi się oczy.
Kiedy odważyłam się pociągnąć za klamkę, wyleciała chmara głośnych i nabuzowanych much. Zasłoniły mi wszystko, a ja odskakując, prawie upadłam. Dopiero po chwili, gdy opanowałam obrzydzenie, zobaczyłam ojca wiszącego na żyrandolu. Zaczęłam krzyczeć, nie dowierzając, a im dłużej drzwi pozostawały otwarte, tym szybciej szyby robiły się białe. Czarny osad odfrunął. I faktycznie zwiastował żałobę.
Z tym, że ojciec umierał już za życia.
Komentarze (14)
"Gdy wracał pijany, rodzicielka nie pozwalała mu wejść do domu." Tu bym jedynie coś zmieniła, bo przez słowo rodzicielka, pomyślałam, że chodzi o pokrewieństwo między kobietą a mężczyzną, a nie narratorem.
Mogło jednak być tak, że przed poznaniem mamy tata był zupełnie normalnym abstynentem i zmienił się dopiero po wejściu w związek. Wówczas mielibyśmy znów do czynienia z bajka o Pięknej i Bestii, ale tym razem Pięknym byłby tata, a Bestią mama. I po ślubie/narodzinach dziecka Bestia zostałaby Bestią, a Piękny uległ jej złym wpływom, albo został tak zgnojony (zdrada lub zdrady), że sa sie wepchnął w łapy alkoholu żeby tylko nie być świadomy świata w którym przyszło mu żyć. Naciągane, lecz nie niemożliwe.
W każdym razie to skądinąd bardzo dobre opowiadanie opisuje sam smutny koniec, natomiast nic nie wiemy o praprzyczynach takiego stanu rzeczy. To nie zarzut, każdy sobie może dopowiedzieć sam, czemu do tego doszło.
Bardzo dobry tekst.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania