Alkoholik, który okazał skruchę.

Wysiadłem z zatłoczonego autobusu, miałem jeszcze dyszkę ale na kolacje nic. Koło przystanku jest rozległe osiedle, które pamięta wszystkich sekretarzy KCPP. Osiedla mają to do siebie, że w ich pobliżu są sklepy spożywcze i tanie sklepy odzieżowe. Ja wybrałem sklep spożywczy. W sklepie mało ludzi, tak więc szybko skierowałem się do półki z alkoholami. Lubię czarne piwo – ponoć jest zdrowsze od jasnego. Ma więcej witamin. A niepasteryzowane to już miód dla duszy.

 

Wracając ze sklepu coś zauważyłem. Postać ta, wzywała mnie ruchem dłoni, ale nie w celu pozdrowienia tylko pomocy. Ruch dłoni był poniżej linii klatki piersiowej. Ciało jego, przywarło do ściany kiosku. Myśli podpowiadały mi, że chce po prostu pieniądze na gorzałkę, ale to nie to.

Z bliska widziałem go już lepiej. O głowę mniejszy od mnie, włosów nie widziałem;miał czapkę z naszywką, ,,Clippers,, , jego ręce i twarz okalała nienaturalna czerwień. Sprawą charakterystyczną okazał się jednak, jego oddech, nie był to aromat przyjemny. Jego wyziewy były mocniejsze, od soli trzeźwiących, służącej współczesnej medycynie. Dostrzegłem przy jego kostce, małe futerko, które groźnie na mnie powarkiwało. Spytał ze strachem w głosie. A może odczuwał wstyd, który był zmieszany ze strachem.

Prze.., czy mógłby pan...tam mnie zaprowadzić, to jest tam gdzie te światła. - wskazał ruchem ręki, na wielkie wejście do bloku, gdzie tylko przy jednych z trzech wejść, świeciło słabe światło.

Pomogę panu – odparłem bez chwili wahania.

Spojrzałem mu w oczu. Niestety. Zaczął płakać.

Niech pan zadzwoni pod 12, tam moja żona jeszcze nie śpi – poinformował, przed elektroniczną skrzynką. - Ona jest głucha, musi pan dzwonić dłużej.

Oczkej, niech się pan nie martwi, mamy jeszcze jedenaście numerów do wyboru – odpowiedziałem, śmiejąc się w jego stronę. Taki ze mnie optymista.

Słaby głos, odezwał się w domofonie:

Sucham? Co?...Pijaczysko jedne!!! - wrzasnęła, streściłem jej sytuację.

Twarz staruszka była na tyle zmieszana, że powierzył mi głos. Tak więc.

Niech pani szanowana, wpuści męża do środka. - mówiłem. - On cały czas tylko o pani mówi, jak to panią bardzo mocno kocha – skłamałem, mając na dzieje, że taktyka zda się na coś. Udało się.

Staruszek poruszał się o kuli, trzymał ją w lewej ręce. Na początku podpierałem jego prawe ramię. Moja zmora zaczęła się, kiedy nagle zatrzymał się w pół ruchu, poczułem że jego ciało drży. Trzymałem go obiema rękoma, aby nie stracił równowagi, podparłem jego plecy, moimi dłońmi, które też były czerwone z zimna. Nie mogłem pozwolić, żeby zrobił sobie krzywdę, tuż przy samych drzwiach chałupy. Jego masa ciała nie przeszkadzała mi zbytnio, staruszek ważył może ze 50 kg.

Numer dwanaście, zadzwoniłem i chwilę czekaliśmy. Aż do momentu.

Niech pan, idzie i tak dużo pan zrobił – odpowiedział mając łzy w oczach.

To niech się pan trzyma i nie zagląda do kieliszka.- powiedziałem – Zbyt często.

Morał jest taki :

,, Nie wszystko zdaję się nam, tak jest w rzeczywistości,,.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania