Zmierch Północy cz.2
Starucha na początku opornie mimo wcześniejszych chęci uporczywie zbaczała z tematu, wtrącając wyrwane z kontekstu propozycje i relacjonując ostatni tydzień, na jej zapyziałej ulicy. Oba łby, każdy z osobna, przetwarzały każde słowo czy zdanie w taki sposób, aby jak najdalej odbiec od wątku tajemniczej instytucji wspomnianej przez Ambrożego. W rogu salonu tuż pod sufitem upleciona była gruba pajęczyna oblepiona kleistą substancją o glutowatej konsystencji i kolorze porannej trawy. Po chwili ów substancja zaczęła wydzielać bardzo intensywny zapach.
— Moje maleństwo już się obudziło — powiedziała uradowana, szybko podchodząc do uplecionej pajęczyny.
Gdy zbliżyła się wystarczająco blisko, z lepkiej substancji wychynęły dwa dziwaczne odnóża, zakończone hakowatym pazurem.
— Kolejna abominacja ze śmietnika? - spytał z pogardą Pikiel.
— Nie tym razem. Znajoma podarowała mi cztery jaja. Co prawda trzy zjadłam na kolację, ale jedno zachowałam na czarną godzinę. Nie zdążyłam wrzucić na patelnię. Wykluło się z niego wspaniałe stworzenie. Na początku myślałam, że to rodzaj jadalnego Romka. Teraz już zupełnie nie wiem jak mam je zaklasyfikować .
— Faktycznie interesujący gatunek. Pewnie można by o nim dyskutować jeszcze wiele godzin, ale nie jest to celem mej wizyty. Krótka piłka. Kibel dla Informatyków. Wszystko, co wiesz.
Zamyśliła się przez chwilę. Obie głowy zwrócone były na kamienną twarz Ambrożego. Jego bystra błękitna para oczu skutecznie odpierała ataki gałek ocznych staruchy.
— Pchasz się tam, gdzie ktoś twojego pokroju nie ma życia.
— Moje życie jest istotne, wtedy gdy mam robotę i mogę działać. Bezczynność równa się u mnie z bolesną i powolną śmiercią.
— Północni mało o tym słyszeli. Tam, gdzie bilony sypią się po ulicach, temat ten jest praktycznie nieznany. Zachodni średniacy coś wiedzą, ale mają świadomość, że kończyny przy ciele będą mieć tylko wtedy gdy swe otwory gębowe na pewne sformułowania odłączą. U nas pomiędzy śmieciami, brudem pomieszanym ze skrzepniętą krwią martwych ciał plugastw i innych żebrzących w mrokach o kawałek ludzkiego, czy innego mięsa jest plotka albo historia, jak kto woli, o nich. Powstali gdzieś na obrzeżach miasta niedaleko fabryki południowej. Początkowo była to niewielka, ale zwarta i prężnie działająca grupa różnych tworów tego świata. Byli tam, Dwugłowcy, Plackownicy, a nawet Bomblowce. W początkowych zamierzeniach ich celem była infiltracja poszczególnych grup. Wtargnięcie do najgorszych slumsów i pod bramy elit. Mieli zbierać informacje o ewentualnych tajnych posiedzeniach i przekazywać je Głównemu. Był on ich szefem. Decydował o najbliższych krokach, jakie mieli podejmować. Mimo że powstali na terenach ściekiem i kwasem płynących to wielu z nich pochodziło z Porcelanowej Misy, najbogatszej dzielnicy na północy. Taki był początkowy zamysł. Nikt jednak nie wie, do czego to miało im posłużyć. Zresztą ta instytucja już od lat nie dała znaku życia.
— Rozpadła się od wewnątrz?
— Nikt tego nie wie. Ostatnio nasiliły się żerowania Bomblowców na parapetach. Muszę wzmocnić zabezpieczenia, żeby jakieś ścierwo mi nie wlazło do środka.
— I to wszystko?
— A co chciałeś więcej? Zresztą powiedziałam wszystko, co wiedziałam. Chcesz mnie na siłę do ściany przystawiać? Nie tym razem. Chcesz wyciągnąć więcej informacji? Szukaj Walentego. Wiesz gdzie. Jak ta gadzina będzie w chałupie, to twoje szczęście będzie w szczytowej formie życiowej.
Pikiel widząc, że wyciągnął z obu głów po sto procent informacji, wyszedł na klatkę schodową. Paskudny fetor unoszący się wokoło oznaczał, że mieszkańcy rozpoczęli wędrówki po piętrach. Zszedł szybko. Na skrzyżowanie gdzie miał dojechać, prowadziła tylko jedna droga. Nie należała do tych z gatunku przyjemnych i z ładnym widokiem. Godziny rannych przechadzek właśnie się rozpoczęły, co dodatkowo komplikowało sprawę. Te zaledwie cztery kilometry w prostej linii mogły być najdłuższe w jego życiu.
Komentarze (37)
„W rogu salonu tuż pod sufitem upleciona była gruba pajęczyna oblepiona kleistą substancją o glutowatej konsystencji i kolorze porannej trawy” – to jeszcze bardziej git
„—Moje” – spacji brakło
„Gdy zbliżyła się wystarczająco blisko z lepkiej substancji wysunęły się dwa dziwaczne odnóża,” – musi być przecinek oddzielający zdania pojedyncze, przed „z lepkiej”
„— Moje życie jest istotne, wtedy gdy mam robotę i mogę działać. Bezczynność równa się u mnie z bolesną i powolną śmiercią” – dialog też się broni
„gdzie bilony sypią się po ulicach temat ten jest praktycznie nieznany” – tu też przecinek przed „temat”, jak masz zdanie złożone i kilka czasowników, to oddzielasz pojedyncze zdania przecinkami, „sypią się po ulicach” to jedno zdanie z jednym czasownikiem, „temat ten jest praktycznie nieznany” to drugie, pomyśl o tym na spokojnie, tam dalej też jest kilka takich rzeczy, obadaj
„Jak ta gadzina będzie w chałupie, to twoje szczęście będzie w szczytowej formie życiowej” – widać, że myślisz, nad doborem słów, dobrze
„Pikiel widząc, że wyciągnął z obu głów po sto procent informacji” – hehe
„Pikiel widząc, że wyciągnął z obu głów po sto procent informacji. Wyszedł na klatkę schodową” – to powinno być jedno zdanie oddzielone przecinkiem, a nie dwa, „widząc (cos tam...), wyszedł”, jedno
„mogły być najdłuższe w jego żyć.” – w czym jego? ;)
Jest git Marok, serio mi się podoba ta Twoja seria. Nakurwiaj ;)
Gwiazdy, pozdrowienia, baju
Marokok, cementuj łopko, bo za 3h wpadam
Gupiś Canulasie, jedziesz nawet jakby to melex miał byc. Cabrio melex i pół-ślepa wariatka za kolkiem.
Naprawiaj Marok, oszczedzisz roboty innym xd
"Oba łby i każdy z osobna przetwarzał każde słowo i każde zdanie"
Oba łby osobno przetwarzały każde zdanie - po co udziwniać. Jeśli koniecznie chcesz zostawić swój zapis, to: Oba łby, każdy z osobna, przetwarzały każde słowo czy zdanie.
" W rogu salonu tuż pod sufitem upleciona była gruba pajęczyna oblepiona kleistą substancją o glutowatej konsystencji i kolorze porannej trawy." - spoko. Ładne, długie zdanie.
"Gdy zbliżyła się wystarczająco blisko, z lepkiej substancji wysunęły się dwa dziwaczne odnóża, zakończone hakowatym pazurem." - 2 odnóża jednym pazurem zakończone czy pazurami? Poza tym zdanie ok, ale pokażę Ci jak wyjebać "się", bo masz tu 2x się.
Gdy zbliżyła się wystarczająco blisko, z lepkiej substancji wychynęły dwa dziwaczne odnóża, zakończone hakowatym pazurem.
Zaczynam kupować świat Twoich surrealii. To dobrze wróży.
"Wykluło się to wspaniałe stworzenie. Na początku myślałam, że to rodzaj jadalnego Romka. Teraz to już zupełnie nie wiem co to. - tu masz 4x słowo "to". Nie może tak być.
Wykluło się z niego wspaniałe stworzenie. Na początku myślałam, że to rodzaj jadalnego Romka. Teraz już sama nie wiem czym jest. - wyjebałem 3x "to". Musisz o każdym detalu myśleć. Wielokrotna śmierć jest jedyną drogą do Walhalli.
"— Faktycznie interesujący gatunek. Pewnie można by o nim dyskutować jeszcze wiele godzin, ale to nie jest cel mej wizyty i ty dobrze o tym wiesz." - za bardzo bla, bla, bla.
— Faktycznie interesujący gatunek. Pewnie można by o nim dyskutować jeszcze wiele godzin, ale nie jest to celem mej wizyty.
"Jego bystra błękitna para oczu skutecznie odpierała ataki gałek ocznych staruchy." - a tu znów ładnie. Coraz więcej masz rokujących zdań. Jest co zostawić.
"U nas pomiędzy śmieciami, brudem pomieszanym ze skrzepniętą krwią martwych ciał plugastw i innych żebrzących w mrokach o kawałek ludzkiego czy innego mięsa jest plotka albo historia jak kto woli o nich." - tu musiszdokąłdnie pociąć przecinkami, bo się zlewa.
"Wiesz gdzie. Jak ta gadzina będzie w chałupie, to twoje szczęście będzie w szczytowej formie życiowej." będzie/będzie - popracuj nad zmianą sam. Bez wskazówek.
Ok. Są surrealia. Seria w nich tonie. Mało roztłumaczasz. Czy to dobrze, czy źle, zobaczymy dalej. Wciąż można to dopieścić pod kątem cięć nadpowiedzeń. Spójników itd. Będzie większa dynamika i smak. Jednak na tym drewnie da się już rzeźbić. Już warto. Nie wiem ile było błędów na początku, ale teraz pod kątem gramatycznym nie jest źle.Fabularia się rozwijają spokojnie. Nie podpalasz sie i nie łądujesz na siłę infantylnych twistów.
Pamietam Twoją mini-serię o jakimś końcu świata. Facet z kobitą uciekali samochodem. Do hotelu trafili. No to tamto, a to - niebo i ziemia. To sie robi ok.
Wciąż dużo pracy, ale rokuje to. Wiesz, że piszę szczerze.
Ogarnij se Galerię Złamanych Piór - Feliksa W. Kresa i (przede wszystki) Jak Pisać. Pamiętnik Rzemieślnika S.Kinga. Pomogą Ci.
Jest ok. Jestem na tak.
5-
:)
Inaczej nie zbudujesz nic u nikogo. Progresy idą skokowo, ale poza napierdalaniem od czasu do czasu, jeśli tekst jest rokujący, trzeba też to docenić. Każdy ma prywatną skalę ocen, według własnego wzorca. Ja prakrtyczne czytam większość jego tekstów i na tle owej większości, ten jest rokujący.
Czy się wyłożysz
Czy się obronisz.
Póki co - oceniamy przez pryzmat poszczególnej części, ale przyjdzie czas na podasumowanie.
Też pamiętaj, że ja wpadłem do Ciebie, gdy byłeś już po pierwszych korektach. Nie wiem jak tekst wyglądał na początku, więc takie pierdzielenie ma wymiar stricte dywagacyjny.
Ale gwarantuję C, że takie etapy są normalne. Jakbyś się wjebał do mnie, trzy minuty po publikacji, znalazłbyś w chuj bubli. A robię ze 6 korekt przed wstawieniem + progam i ktoś jeszce czyta.
WIęc tekst się broni jako ta część, choć faktycznie nieco zagmatwany jest.
Tylko widzisz. Tutaj już wchodzimy w sferę odczuć mocno subiektywnych. Nie każdemu podejdzie, bo kazdy ma inną tolerancję na dziwadła. "Ja sam napisałem zjebane "Torby Braci Czu', więc mi abstrakty leżą, ale też nie można odmówić Remigusowi, jeśli jemu nie.
Każda opinia, jeśli wyrażona w oparciu o cos i nie odnosząca się personalnie, winna być rozpatrywana jako cenna.
Pigyłkując wypowiedź: Tekst się broni jako sam twór, choć cząstkowość oceny powstała rónież w oparciu o docenienie progresu.
Na 100% - Z wiarą i detalicznym podejściem. Ale przede wszystkim z zaangażowaneim i jeszcze raz WIARĄ. Koniec przekaza
Łep -zamiast Łeb.
Choć - zamiast Chodź i w chuj innych.
Naprawdę - droga nie składa sięz trzech susów, tylko tysiaca drobnych kroków i systematyczności.
Ciao
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania