Poprzednie częściZmierch Północy cz.2

Zmierch Północy cz.3

Stary gruchot wydał na początku ciche pomrukiwanie, które przerodziło się po chwili w krztuszący ryk silnika. Pierwsze kilkadziesiąt metrów w większości składały się z hamowania, przed co raz to innym dziwadłem przechodzącym lub przeskakującym przez asfaltową nawierzchnię. Nie było żadnych zasad. Co najwyżej zakaz zabijania się na jezdni. I nie był to wcale głupi i bezzasadny przepis. Kiedy jakikolwiek osobnik umyślnie bądź w wyniku wypadku zmienił się w kleistą galaretę, nie był zwyczajnie zeskrobywany i zabierany do utylizacji. Kto by chciał się tym zajmować? Zwyczajnie pierwsza lepsza osoba ściągała go z jezdni na pobocze, gdzie płynęły sobie dwa wąskie strumienie po obu stronach. Były to ścieki albo bardziej naukowo, ogólnodostępne toalety dla nieprzystosowanych. Dosyć istotne było, aby koryta, w których płynęła potencjalnie zabójcza mieszanina, były drożne. Jednak gdy jakiś prawy obywatel poczuje się zobowiązany do usłużenia ogólnej społeczności i wrzuci martwe truchło w to koryto, momentalnie zapycha je w dużym stopniu. Do tego dochodzi reakcja toksyn z płynami ciała, a to też nic dobrego nie płodziło. Co kilka metrów można było ujrzeć na poboczach podgniłe resztki jakiegoś zapewne prawego obywatela, któremu życie jednak uświadomiło wartość dla tego świata.

Pikiel po monotonnej przeprawie dojechał do pierwszego skrzyżowania. Nie było to te, o którym mówiła starucha. Oblepione pajęczynami kamienice wydawały się niezamieszkane. Tylko jeśli przyjrzałeś się dokładnie, mogłeś dostrzec pogarbione sylwetki mieszkańców. Ten świat był tak skrajnie inny niż ten, w jakim żył Ambroży. Niby pełen życia zewsząd, a jednak w istocie okrutny. Tu nie było współczucia. Zostawiłeś bachora na oknie? Spadło? No i co z tego? Kilka minut i ci z dołu zapełnią nim swoje wielokomorowe żołądki. Nie pierwszy i nie ostatni. Arbuzowe Muchy wielkości głowy w nocy są pożywieniem dla Purpurowych Bomblów zaś w dzień razem z nimi chodzą do Kwaśnych Spluw.

Mijał kolejne z pozoru takie same budynki. Rozglądał się, obserwując te same, monotonne czynności tutejszych. Rzyganie zbiorowe z balkonu o punkt ósmej rano. Jak w zegarku. Kilka sklepów z tradycyjnymi smakołykami po jednej i po drugiej stronie. Auto czołgało się mozolnie. Tego typu pojazdy były tam nie lada widokiem. Co drugi wielonóg skanował swymi gałami lekko przyrdzewiałą karoserię. Lekkie mrowienie w okolicach dłoni wskazywało, że śniadanie powinno znaleźć się w jego przewodzie pokarmowym bez zwłoki. Gruchot gwałtownie zjechał z jedni i stając na poboczu, wydał z siebie rechot, oznajmiającą chwilową przerwę w jeździe. Ambroży wyszedł i napełniwszy swe płuca porannym, przepełnionym bogatym zbiorem bakterii powietrzem, udał się do pobliskiej knajpy. Niewielka usytuowana pomiędzy dwiema starymi kamienicami nie zachęcała swym wyglądem. Jednak mrowienie nasilało się.

– Pozdrowienia kwaśnych deszczy — mruknął Pikiel, zajmując miejsce tuż przy wyjściu.

Nie musiał długo czekać. Po kilku sekundach podszedł do niego młody Dwugłowiec w jaskrawozielonym kostiumie.

W dłoni trzymał menu.

– Pan objazdem, a może stały bywalec? – spytał z dziwacznym uśmiechem na jednej i lekko niepewnym na drugiej twarzy.

– Objazdem. Sprawy służbowe.

– Coś pan zamawia?

– Nie jestem właściwie zorientowany. Może gdybym dostał tę menu, które trzymasz kurczowo w dłoni, moje szanse na zamówienie czegoś wzrosłyby — rzucił na szybko Pikiel.

Kelner nawet po tych słowach niechętnie podał menu Ambrożemu. W jego oczach widać było nieuzasadniony strach.

– To jak, coś pan zamawia? Ile można czekać? – niecierpliwił się Dwugłowiec.

Jego ręce bez opanowania trzęsły się jak galareta z Bomblowca.

– Świeże mordki z fiołkowym sosem. To może być ciekawa opcja. Skuszę się na ten przysmak.

– Oczywiście. Coś jeszcze?

– Hmm....Zębuszki bez skrzydeł. To tyle. A i jeszcze napitek. Ten cytrynowy głuszec brzmi orzeźwiająco.

Kelner odszedł w pośpiechu i zniknął za oblaną tłustą substancją zasłoną. Wnętrze wyglądało jak izolatka dla chorujących na glutozę niepowstrzymaną — często spotykaną u południowców. Ściany umazane były dosłownie wydzielinami z różnych części ciała. Większość była bezzapachowa, co pozwalało przetrwać posiłek. Pod sufitem, pomarańczowe i mandarynkowe ślady łap. Długopalczastych co wskazywało na Łaziki Piętrowe.

Po prawie dwudziestu minutach zamówione dania trafiły na stół Pikla. Mordki świeżo wycięte z Bomblowców i doprawione regionalnymi przyprawami oprócz sosu, Zębuszki bez skrzydeł. Tak spieczone, że próżno doszukiwać się w nich jakiekolwiek sylwetki i tradycyjny napitek. Posiłek, choć lekkostrawny nie był, znikną z talerzy dość szybko. Gdy Ambroży już dokonawszy płatności miał wychodzić, przed drzwiami wyjściowymi zatrzymał go właściciel.

– W ciekawe strony się zapuszcza. Przygód tu szuka?

– Tu tylko praca. Przygody na dalszy plan.

– Czego łże? Po mordzie widać, że z tych, co ubić południowców pragną — ryknął, marszcząc swe brunatne brwi.

– Zapłaciłem z nawiązką. Czego jeszcze?

– Tu nie ma miejsca dla takich. Pierwszy lepszy pozna zamiary i gardło poderżnie.

Pikiel ostrożnie wycofał się. Grubas mamrotał jeszcze coś pod nosem przez następne kilka minut, nawet gdy Pikiel odjechał spod jego meliny.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • Ritha 18.04.2018
    Ok, panie Marok. Trzymaj się, bo mam wenę komentatorską dziś.
    Przecinki na pewno do przesunięcia tu i tam, ale w paru miejscach sama mam wątpliwość, więc nie będę błędnie doradzać. Próbowałeś kiedykolwiek po napisaniu i wstępny obraniu z literówek, przeczesać tekst przez Ortograf.pl? Wyłapuje też przecinki.
    Pierwszy akapit nasunął mi skojarzenia z Pratchettem, Okropny by Ci polecił cuś jego, myślę, że to dobra droga inspiracji a propo „Ambrożego”

    „Pikiel po monotonnej przeprawie dojechał do pierwszego skrzyżowania. Nie było to te, o którym mówiła starucha” – nie rozumiem konstrukcji drugiego zdania, „Nie było to te”, te – co? Skrzyżowanie? Te skrzyżowania... ;D

    „Arbuzowe Muchy/Purpurowe Bomble/Kwaśne Spluwy” – pytanie: spisałeś sobie listę tych stworów i ich nazewnictwo czy wymyślasz na bieżąco? Pytam z troski o to, czy w trakcie się nie pogubisz to raz, a dwa – czytelnik lubi jak coś się powtarza, jak napotyka na coś o czym już pisałeś, jak może sobie z łatwością przypomnieć, że dwie części wcześniej napomknąłeś o czymś, o czym czyta teraz. Wiec – jeśli będziesz serwował co rusz to nowe nazewnictwo, to ta więź „czytelnik – Twoje uniwersum” nie wytworzy się na tyle mocno, by zaciekawić na stałe. Kumasz?

    Ok i kolejne refleksje. O tym, że widać, że się starasz, dopracowujesz opisy, dbasz o detale, ładnie piszesz o różnych rzeczach, chociażby używając niestandardowych określeń kolorów itp. – mówiłam. Serwujesz sporo absurdu, świat jest złożony, czuć grubsze zamierzenie – też mówiłam. Ale! Ale proste pytanie – o co w tym chodzi? W sensie – główny wątek fabularny, jakaś linia zdarzeń wokół której będziesz tkał te opisy i całe to tworzenia świata, dialogi itp. Musi być jakiś kręgosłup tego. Czytam trzecią część i mam mgliste pojęcie na temat o czym dokładnie jest ta seria (choć to akurat może wynikać z czytania z równoległym analizowaniem tekstu, wtedy czyta się inaczej niż na luzaka, ale jednak brak mi wątku głównego). Być może dopiero akcja sie rozkręca, ale z drugiej strony nei może rozkręcać sie zbyt długo (oczywiście to moja subiektywna opinia, ja lubię akcję od pierwszych zdań w zasadzie, lubie jak włazisz tekst, czytasz i smaga Cię po mordzie od pierwszej części. Ale do czego zmierzam – gdybym miała streścic w jednym zdaniu o czym były te trzy części Ambrożego, to bym nie potrafiła. Tylko pisy mi bombardują głowę.
    Czyli tak musisz mieć główny wątek i wokół niego tworzyć resztę, tak, żeby czytelnik mógł w jednym zdaniu pedzieć „seria Maroka opowiada o tym i o tym”. A potem do tego głównego wątku możesz elegancko tworzyć plot twisty. Musi być jakieś napięcie po drodze (bez względu w jakim gatunku piszesz). I muszą być emocje – czytelnik musi kogoś lubić/kochać lub nienawidzić w Twoim opowiadaniu. Ewentualnie ktoś go może bawić/irytować itp. Wtedy to zapada w pamięć i zaciekawia.
    Uff. I piszę to nie w kategorii zrypy, że „Ty tak nie masz”, nieeee. Za mało części by się wypowiadać o całości. Piszę w kategoriach dorady na przyszłość.

    „znikną z talerzy dość szybko” – zniknął*
    Błędów zdaje się mniej niż ostatnio. Część ok, nie odbiega od poprzednich, ale coś dziesięć kolejnych nie przejdzie na samych opisach nietypowego świata.
  • Ritha 18.04.2018
    "Tylko pisy mi bombardują głowę" - opisy* ofkors
  • marok 18.04.2018
    Dzięki wielkie. Taa powalczę z tym a może coś sensownego wyjdzie. Na razie to nic nie wychodzi. Kilka nijakich części bez większego znaczenia.
  • marok 18.04.2018
    Ritha, wątpię że mi to wyjdzie tak jak trzeba. pewnie coś zwale już na początku akcji i się całość rozsypie.
  • Ritha 18.04.2018
    Narok z takim nastawieniem, mrucząco-mamroczącym to na pewno nie. Życia, chłopie, troche, życia!
  • Ritha 18.04.2018
    Marok*
  • Cyber.Wiedźma 18.04.2018
    I tu mnie też zawiało.
    Spoko, ale wciąż nie dostrzegam jakiejś fabuły. Chyba, że specjalnie utrzymujesz to w formie... shotów? Bo tak to trochę wygląda.
  • marok 18.04.2018
    Tylko na razie. W kolejne już się pokaże
  • Canulas 18.04.2018
    "przed co raz to innym dziwadłem" - obadaj czy nie "coraz"

    "Były to ścieki albo bardziej naukowo, ogólnodostępne toalety dla nieprzystosowanych. Dosyć istotne było, aby koryta, w których płynęła potencjalnie zabójcza mieszanina, były drożne" - lekkie czepialstwo - 3x były (Dobre zastępcze słowo, to "znajdywały się".

    Ogólnie pierwszy fragment dość treściwy i zrozumiały.

    "Tylko jeśli przyjrzałeś się dokładnie, mogłeś dostrzec pogarbione sylwetki mieszkańców." - tu uwaga, ale nie zarzut. Ot, ciekawostka. Przez chwilę zwracasz siębezpośrednio do czytelnika. DObry myk, ale nie każdy lubi. Mnie nie przeszkadza. Inna droga, to: Tylko jeśli przyjrzeć się dokładnie, można było dostrzec pogarbione sylwetki mieszkańców.

    Kwieciste nazewnictwo, ale o każdym musi być kilka zdań i najlepiej nie o wszystkich naraz, bo sięzleją w papkę.

    "Mijał kolejne z pozoru takie same budynki. Rozglądał się, obserwując te same, monotonne czynności tutejszych." - 2x same
    "Co drugi wielonóg skanował swymi gałami lekko przyrdzewiałą karoserię. Lekkie mrowienie" - lekko - lekkie
    Zasada jest taka. Czym rzadsze, dziwniejsze, mniej spotykane słowo się powtarza, tym jest bardziej widoczne. Po dwa razy "się" można sie ślizgnąć okiem. Takie są widoczne.

    "– Pozdrowienia kwaśnych deszczy — mruknął Pikiel, zajmując miejsce tuż przy wyjściu." - to mi się podoba, bo zrobiłeś z tego manierę. Coś, co się powtzrza. To git.

    "– Nie jestem właściwie zorientowany. Może gdybym dostał tę menu, które trzymasz kurczowo w dłoni, moje szanse na zamówienie czegoś wzrosłyby — rzucił na szybko Pikiel." - dosć zjebana wypowiedź, a "tę menu" to kwiatek miesiąca.
    Poza tym masz tu po dialogu - "rzucił szybko". Rzucić sztbko, pasuje do wypowiedzi jedno, max dwu wyrazowej.

    "– Hmm....Zębuszki bez skrzydeł." - wielokropek ma zawsze trzy kropki. I odstępu brak.

    "Posiłek, choć lekkostrawny nie był, znikną z talerzy dość szybko." - zniknął

    Jak dla mnie, to się wyrabiasz. Cieżko było w to wniknąć, ale pomału, pomału. Jest ciągłość, elementry i wystrój, mimo że abstrakcyjne, to jednak powtarzalne.
    Ostatni dialog ok.

    Dobra, błędów gramatycznych prawie nei ma.
    Wybroniłeś się.
  • marok 18.04.2018
    Pomału idzie. Dzięki już się biorę za poprawki.
  • marok 12.08.2018
    Canulas,cicho se marzę że kiedyś wpadniesz pod serię jeszcze raz. Choć zdaje sobie sprawę że ponowne wbicie się w klimat jest chyba niewykonalne
  • Pan Buczybór 18.04.2018
    bój się, bo ci to jutro skomentuję i to ostro (!)
  • marok 18.04.2018
    Okej. Ale serio się boję. Czuję że będzie rzeź
  • marok 19.04.2018
    Chyba przeszło :)
  • Pan Buczybór 19.04.2018
    dobra, części trzy przeczytane, więc pora na krótką refleksję:

    Ogólny klimat to taki kolorowy Gaiman z większą dawką surrealizmu. Ciekawe opisy, dużo barw + całkiem niezłe budowanie klimatu. Fajnie podkreślasz ogólną obrzydliwość świata i jego mieszkańców, i mam nadzieję, że to utrzymasz.

    Co do błędów - z każdą kolejną częścią jest ich trochę więcej, ale, dzięki Bogu, Ritha i Canulas się tym zajęli, więc nie ma co się powtarzać. Ogólnie radzę dokładniej sprawdzać przed publikacją, bo kilku błędów mogłeś uniknąć.

    Ogólnie zapowiada się dosyć ciekawie. Brakuje trochę kreacji bohaterów, ale na to pewnie będzie czas w kolejnych częściach. Póki co pan Pikiel wygląda interesująco i mam nadzieję, że będzie z niego fajny charakter.

    Całość ma duży potencjał, bo widać, że wiesz co robisz, więc wszystko w twoich rękach i klawiaturze. Także, czekam na kolejne części i
    Pozdro
  • Ritha 21.05.2018
    Miesiąc przerwy... Wbicie się ponownie w myśl będzie trudne.
  • marok 21.05.2018
    Ritha wie ale to nawet lepiej. Teraz postaram się skupić na innych aspektach i odejdę od dotychczasowej
    konwencji.
  • Justyska 11.07.2018
    Muszę przyznać, że nieźle się to czyta. Lecę dalej.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania