Analny problem

Historia ta zaczyna i w zasadzie kończy się w kałowej świątyni dumania, gdzie Grzegorz doświadczał analnej przemocy ze strony zdesperowanych hemoroidów. Jego odbyt zmienił się w sadystycznego oprawcę. Być może to własnie nomen omen uratowało dupę Grzegorza, gdyż nawet nie zauważył on momentu, kiedy w okolicy rozpętała się apokalipsa. Przyszła z deszczem, spłynęła ulicami i polami, rozkwitła w lasach i zagajnikach. Sprawiła, że wszystkie istoty żywe, których dotknęła, zmieniły się nie do poznania. Jedne przeobraziły się w szarobrunatną plazmę, inne w podskakujące kawałki bekonu, a jeszcze inne zmutowały w sposób niebywały. Większość osob zamieszkujących miasteczko Srauberry padła ofiarą deszczowego syfu, gdyż akurat wtedy przebywali na stadionie, gdzie odbywał się jarmark połączony z meczem emerytów i rencistów, a także tańcami i darmowym bzykaniem. Ludzie zajęci zabawą nie zauważyli, gdy na niebie pojawiła się dziwaczna chmura, napompowana do granic możliwości niczym cycki aktorek porno. Wiadomym było, że w końcu pęknie, oblewając okolicę podejrzaną substancją, wyhodowaną pewnie gdzieś w laboratoriach szalonych naukowców, pośród pustych probówek, maszyn do mieszania w genach i narzędzi tortur, a stworzoną tylko i wyłącznie w celu dokonania masowej masakry.

 

W pewnym momencie w drzwi toalety zmagającego się z dupnym problemem Grzegorza ktoś zapukał. Okazało się że to wielebny z pobliskiej parafii.

 

- Przepraszam, nie chciałbym przeszkadzać... - powiedział. - Słyszałem, że ktoś jęczy.

 

- Skąd ksiądz się tu wziął? - zapytał zaskoczony i zmieszany Grzegorz po rozpoznaniu tożsamości grzecznego niszczyciela prywatności.

 

- Nie wie pan co się dzieje na zewnątrz?

 

- A co takiego ważnego się dzieje? Chodzi o ten festyn?

 

- Nie. Chyba nadeszła apokalipsa.

 

- Słucham?

 

- Schroniłem się w pana domu. Proszę się tylko nie stresować.

 

- Już się solidnie zestresowałem. Wie ksiądz, mam problemy gastryczne.

 

- Rozumiem. Też kiedyś tak miałem. Po takim jednym weselu.

 

- Myślę, że u mnie ten problem poszedł w nieco innym kierunku.

 

- Też początkowo myślałem, że minąłem się z powołaniem. Od dziecka interesował mnie wszechświat, więc postanowiłem zgłębiać jego tajemnice w metafizycznym wydaniu. Koledzy mówili na mnie Nuncjusz, pewnie przez to, że byłem grzecznym chłopcem i do tego ministrantem. Potem udałem się do seminarium. Początkowo czułem się tam jak wyrzutek, ale podjąłem ryzyko i zostałem. Teraz nie żałuję. To była bardzo dobra decyzja. Natomiast moją drugą pasją jest malowanie. Tworzę głównie abstrakcje. Wrzucam zdjęcia tych dzieł później do komputera, na taki portal dla artystów-anarchistów. Kojarzy pan?

 

- Przepraszam, ale jaki to ma związek z moim problemem?

 

- Prawdę powiedziawszy to nie wiem. O, a co to za ładny strój tam panu wisi? A jakie kokardki i kutasiki. Pewnie na dożynki?

 

- Co wisi? Jaki kutasik? A, już łapię. To ubranie na festyn. Miałem tam się udać, ale problemy gastryczne mnie dopadły.

 

- Nie chciałbym przeszkadzać, ale widzę suto zastawiony stół. Mogę skosztować?

 

- Jakie suty? A, stół. Nie wiem czy gustuje ksiądz w drewnie.

 

- Chodziło mi o to, co jest na stole. Jak nic babka wielkanocna.

 

- Nie, to tylko zakalec. Też na festyn. Sam upiekłem.

 

- Hmm, smaczne.

 

- A co z tym festynem się dzieje? Wspominał ksiądz o apookalipsie. Zresztą, już prawie... Uuuch... Ooooch... Eeeeech. No, wreszcie.

 

- Jak zobaczyłem napływającą z zachodu wielką czarną chmurę, od razu zacząłem się zbierać. Dotarłem w okolice pańskiego domu, gdy solidnie chlusnęło. Musiałem się gdzieś schronić, a akurat drzwi były otwarte i... Czemu pan tak dziwnie na mnie patrzy?

 

Grzegorz akurat wyszedł z toalety, lecz nigdzie nie dostrzegł wielebnego. Co prawda słyszał jego głos, dochodzący od strony kuchennego stołu, ale nijak wypatrzyć nie potrafił.

 

- Gdzie ksiądz jest?

 

- Stoję na wprost. Aż tak schudłem, że mnie nie widać.

 

Grzegorz dostrzegł tylko jak fragmenty zakalca znikają ze stolika i rozpływają się w powietrzu. Ksiądz był najwyraźniej niewidzialny.

 

- Z tego co widziałem większość ludzi dziwacznie zmutowała w ciągu kilku sekund. Dobrze, że przynajmniej my jesteśmy normalni - skwitował wielebny.

Średnia ocena: 4.2  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Shogun 08.04.2020
    Dość surrealistycznie bym powiedział, ale ciekawie. Czym jest normalność? Trudno na to pytanie odpowiedzieć. W sumie jest ona raczej neutralna, gdyż to co dla nas nienormalne może być z kolei normalne dla drugiego. I czy w ogóle istnieje coś takiego jak normalność? Może tak naprawdę wszyscy są nienormalni? Kto wie.
  • fanthomas 08.04.2020
    Ten tekst na pewno jest nienormalny. Co do tego nie ma wątpliwości ?
  • befana_di_campi 08.04.2020
    fanthomas Dosłownie i w przenośni :p
  • Anonim 08.04.2020
    Nawiązując do słów Shogiego.
    Choroba psychiczna to de facto brudna normalność. Więc normalność dla każdego będzie inna. Dla jednego to śnieżnobiałe pranie, a dla drugiego problem analny.
    Tekst odjechany, ale kompletnie nie w moim guście.
  • cos_ci_opowiem 08.04.2020
    Po analno-fekalnym wstępie inaczej wyobrażałem sobie ciąg dalszy wizyty proboszcza :D
  • Puchacz 08.04.2020
    Fajny purnonsens :)
    Zapewne nie ma co oceniać w kategoriach literatury przez duże L, ale sprawnie napisane, śmiesznawe i z zaskakującym zakończeniem.
  • Piotrek P. 1988 08.04.2020
    Dobry surrealizm i humor. 5, pozdrawiam :-)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania