Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 10

Niedziela 23 listopada 2014 pochmurno temperatura powyżej zera jest bezwietrznie. Siedzę w swoim pokoju i szlifuje swój kiepski Rosyjski, na feriach nie chcę w sklepie czy kawiarni mówić w większości na migi. Wystarczy mi takiej konwersacji, już w wakacje nad morzem czarnym wystarczająco w ten sposób się porozumiewałem. Wcześniej wydawało mi się, że dobrze znam Rosyjski zawsze na lekcjach w szkole otrzymywałem bardzo dobre oceny. Okazało się tam, jak tubylcy szybko i potocznie potrafią posługiwać się językiem. Wystarczyło kilka prostych zdań i musiałem prosić, by mówili wolniej.

Kornelia bezceremonialnie wcisnęła się do mojego pokoju i robiła wszystko żebym odłożył wszystko i nią się zajął.

- Dobra siostrzyczko, co ciebie sprowadza, stęskniłaś się za mną – powiedziałem.

- Mama, a później tata powiedział, że ty odpowiesz na moje pytania – powiedziała siostra.

- Nie możesz sprawdzić w komputerze – zaproponowałem.

- Przestań ja mam siedem lat i dopiero się uczę czytać i pisać, chodzę do pierwszej klasy, zapomniałeś – oznajmiła w tonie i z gestem dojrzałej osoby.

- Poddaję się pytaj – ze słodkim uśmiechem powiedziałem.

Wołanie mamy „obiad na stole” przerwało trzygodzinne zadawanie pytań. Czy w Ałtaju jest ładnie, jaka będzie tam temperatura jak pojedziemy na ferie, czy są tam niebezpieczne zwierzęta, jak mam się ubrać? Będę mogła sama jeździć na nartach, kto będzie mnie pilnował, co ludzie tam jedzą. Jak będą mówić, to ich bardziej zrozumiem jak tych nad morzem czarnym? Jak wysokie są tam góry, czy to jest daleko od nas? Długo będziemy tam jechać, z kim będę tam się bawić. Tych pytań było tysiące, teraz rozumie rodziców mieli jej dość i wysłali do mnie. Zaraz po obiedzie wyparowałem z domu, w obawie przed drugą serią pytań siostry. Poszedłem się przejść nad rzekę Nysę Kłodzką, było bezwietrznie tylko z nad wody ciągnął przenikający chłód. Szedłem ulicą Czerwonej Armii, później Aleją Spacerową, ulicą Pocztową, Rynek i tak doszedłem do Piekarskiej. Przed swoim domem czekała na mnie Ateniada, już razem poszliśmy do Teatru na Wałową. Tam na małej scenie odbywała się ostatnia próba zespołu „Nysa”, mają dzisiaj wieczorem występ. Spotkałem tam koleżanki z klasy Xixa, Jelena, Petr, Tomira, Albena i jeszcze były Aya i Daria to mnie zaskoczyło, koledzy z klasy Eantan, Wuk ich się spodziewałem. Reżyser przedstawienia poprosił mnie o pomoc, mieli problem z nagłośnieniem. Moje umiejętności z pewnością zareklamowała Ateniada i już do końca byłem z zespołem. Nawet musiałem wyjść na scenę i ukłonić się bijącej brawa publiczności. Konferansjer na zakończenie występu wywołał mnie po nazwisku, jako osobę odpowiedzialną za nagłośnienie na dzisiejszym występie. Odprowadziłem jeszcze swoją dziewczynę do jej domu i wróciłem na łono rodziny późnym wieczorem.

Poniedziałek 24 listopada 2014 słońce pokazało się od samego rana tylko w tedy byłem już w szkole. Jakoś dziwnie się czuję, nauczycielka zauważyła zmiany na mojej twarzy. Podeszłe do mnie, przyłożyła rękę do mojego czoła.

- Waw masz gorączkę, zgłoś się do pielęgniarki – powiedziała.

Poszedłem do gabinetu, tam pielęgniarka zmierzyła mi gorączkę, oceniła mój stan i wysłała do przychodni. Dowlokłem się do lekarza, w rejestracji zarejestrowali mnie do lekarza ogólnego. Pielęgniarka w rejestracji odszukała moją kartotekę i już z nią poszedłem pod gabinet. Przed drzwiami siedziało kilka osób, lecz zostałem przyjęty jak tylko wyszedł pacjent właśnie badany. Lekarz mnie osłuchał, zaglądnął do gardła i stwierdził zwykłe przeziębienie, nie grypa. Panika okazała się niepotrzebna, teraz mam iść do domu i się położyć. Dostałem lekarstwa w przychodni, jest to dawka do wieczora. Rodzice jak wrócą z pracy, wykupią receptę.

Przyszedłem do domu, zgodnie z zaleceniem lekarza wziąłem lekarstwa i położyłem się do łóżka. Laptop postawiłem obok i po wejściu na stronę szkoły, poprosiłem o kod dostępu. Wpisałem kod dostępu i otrzymałem aktywne wejście do mojej klasy. Teraz mogłem bez ruszania z domu być na wszystkich lekcjach, odpowiadać na pytanie i elektronicznie przesyłać sprawdziany i kartkówki. Wejście ucznia różniło się tym od wejścia rodzica, że rodzic otrzymywał nieaktywny kod dostępu do klasy. Jeżeli opiekun tylko chciał mógł w dowolnej chwili aktywować łącze i sprawdzić, co jego dziecko w danej chwili robiło na lekcji. Czas archiwalny rejestracji obejmował trzydzieści dni, żaden rodzic nie mógł powiedzieć, że nie wie, co robi lub robiło jego dziecko na lekcjach. Od czasu zamontowania w klasach kamer, wiele się zmieniło już mało, kto twierdził, jak bardzo jest skrzywdzony przez nauczyciela. Cisza się na lekcjach zrobiła, mówili, jakby mak ktoś zasiał.

Podczas przerwy zadzwoniłem do mamy do pracy i powiedziałem, że jestem w domu dostałem gorączkę z przeziębienia. Lekarz przepisał mi lekarstwa, dostałem pigułki na dzisiaj w przychodni, mam leżeć i się wygrzać.

Minęła jedna godzina lekcyjna, jak sprzątająca u nas pochodząca z Rumuni pani Loredana, zjawiła się. Mama nie mogła wyjść z pracy, to ją powiadomiła. Zaraz zrobiła mi ciepłe picie z soku malinowego i poprawiała poduszki w czasie trwania lekcji. Wszyscy w klasie na podglądzie to widzieli i jak zadzwonił dzwonek, to nie wytrzymali i zaczęli się zemnie nabijać.

Katalin zaproponował, masaż nogami w wykonaniu mojej obecnej pielęgniarki. Ponoć sto dwadzieścia kilo wyciśnie ze mnie przeziębienie.

Wizja tak wykonanego masażu wydawała im się bardzo śmieszna, po kolei dokładali nowe propozycje opieki nad chorym. Zakończyli żarty dopiero jak Keke powiedział, że zaproponuje wszystkim lekarzom, przepisywanie takiej opieki, jako błyskawiczne lekarstwo na przeziębienie.

Mama jak wróciła z pracy, powiedziała mi.

- Widocznie twój organizm potrzebował chwili odpoczynku, ostatnio miałeś wyjątkowo pracowity okres. Wykorzystaj ten czas jak leżysz w łóżku i poucz się troszkę, niedługo zakończenie półrocza. Nie zostawiaj wszystkiego na ostatnią chwilę, przed nami święta i ferie.

Miała rację, gorączka nie chciała mnie puścić do soboty, dostałem obfity katar i niewielki kaszel. Przez ten czas uczestniczyłem w lekcjach elektronicznie, przesyłałem wypracowania i kartkówki. Z Rony dokończyłem prace z chemii, właściwie to on fizycznie dokończył, ja tylko elektronicznie mu pomagałem.

Niedziela 30 listopada 2014 dostałem zgodę na wstanie z łóżka i nic poza tym, mam dzisiaj wstać i powoli przyzwyczajać się do jutrzejszego powrotu do szkoły. Zaraz po śniadaniu mama przypomniała tacie o imieninach jego ojca Andrzeja, wręczyła mu słuchawkę w rękę i przypomniała o przekazaniu życzeń w naszym imieniu. Tato przedzwonił, odebrała babcia Aurelia i przez chwilę rozmawiali zanim dziadkowi przekazała słuchawkę. Dziadkowie, rodzice taty mieszkają w Łodzi w półtoramilionowym mieście przy Alei Włókniarzy. Babcia pracuje w zakładach przemysłu dziewiarskiego „Olimpia” i jest kierowniczką. Dziadek pracuje w przedsiębiorstwie modernizującym przemysł Łodzi, jest tam majstrem. Jego firma od połowy lat dziewięćdziesiątych ma sporo zamówień, szczególnie od czasu jak pracownicy stali się właścicielami swoich zakładów. Unowocześniał Zakład Igieł i Części do Maszyn Dziewiarskich „Famid”, wiele Zakładów Przemysłu Bawełnianego im „Juliana Marchlewskiego”, im „Stanisława Kunickiego”, im „Obrońców Pokoju”, im „1 maja”, im „Armii Ludowej”, im „Generała Waltera”, im „Hanki Sawickiej”, im „Dzierżyńskiego” znane, jako „Eskimo”, im „Harmama”, im „Dubois”. Produkują w tych zakładach materiały z czystej bawełny i również na życzenie odbiorców stosują w nich różne domieszki. Firma dziadka ma też wkład w modernizacje Łódzkich Zakładów Obuwia i Wyrobów Gumowych „Stomil”. Miasto Łódź nie jest tylko centrum przemysłu włókienniczego, są tutaj umiejscowione nowoczesne zakłady sprzętu elektronicznego. Produkują w nich komputery i telefony bezprzewodowe, jest to polska dolina krzemowa.

Dziadkowie powoli szykują się do przejścia na emeryturę. Obydwoje twierdzą, że przychodzi czas robić miejsce dla młodego pokolenia. Sami dochowali się trójki dzieci, tata urodził się w Łodzi podobnie jak jego siostra Anita i młodszy brat Teodor.

Ciotka Anita jest kapitanem kutra dalekomorskiego, choć jest to zawód nietypowy dla kobiety. Całymi miesiącami przebywa na łowiskach przeważnie na Atlantyku, ma męża Gwidona. Wujek pracuje przy produkcji morskiego sprzętu ratunkowego, mają córkę Roksanę ona ma jedenaście lat i mieszkają w Ustce.

Brat taty jest kawalerem, jest geologiem rzadko, kiedy jest w kraju. Często przebywa za granicą, najwięcej spędza czasu na Syberii, zawsze jak jest tam lato. Twierdzi, że tam jest wyjątkowo pięknie, można jeszcze zobaczyć miejsca gdzie nie stanęła ludzka noga, są to tereny dziewicze. Kiedy przyjeżdża w odwiedziny, przywozi mi zawsze ciekawy minerał, kamień półszlachetny i na czternaste urodziny podarował mi mały samorodek złota. Zebrałem już z tych prezentów piękną kolekcje, często jak ktoś z bliskich znajomych przychodzi do nas, to mnie prosi czy może pooglądać. Ateniada podobnie jak koleżanki z klasy uwielbia patrzeć na kryształy i kamienie półszlachetne.

Tato dziadkom musiał opowiedzieć ze szczegółami wszystko, co się wydarzyło od czasu jak z nimi rozmawiał. Babcia po dwudziestu minutach straciła cierpliwość, do wyciągania wiadomości od taty i poprosiła synową do telefonu. Obie były tak zajęte rozmową i miały tak dużo do powiedzenia, że tato z moją pomocą ugotował obiad. Mama musiała jeść już odgrzewany, zdążył porządnie wystygnąć i jedliśmy razem, tylko my już podwieczorek.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania