Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 4

Wtedy nie zdawałem sobie sprawy, jakie skutki spotkanie z tym podporucznikiem w przyszłości mi przyniesie.

Ciotka Sandra zaprosiła nas na obiad do swojej ulubionej restauracji w Warszawie, kiedy przyjedzie do centrum, wstępuje wtedy do tego lokalu. Przeważnie towarzyszy jej wujek, lub któryś z synów. Często spotyka się tam ze swoimi klientami, ona organizuje wesela. Kilka zorganizowała właśnie w tej restauracji, ponieważ tam jest piękna sala balowa. Wyśmienita kuchnia, gra przy takich okazjach jeden z trzech bardzo modnych obecnie zespołów muzycznych, współpracujący z tym lokalem. Obsługa ją tam doskonale zna i jest traktowana, jako specjalny stały klient. Właśnie tacy, tam nie musza oczekiwać miesiącami na wolny stolik. Ciotka wynajmuje u nich salę weselną na wiele lat do przodu, to ona musi zadbać o uczestników ceremonii i o wystrój Sali. Każda uroczystość ma swoje motto dekoracyjne, wszystko zależy od nowożeńców, lub wynajętego dekoratora wnętrz. Teraz była tylko z nami, ponieważ jej mężczyźni wojskowi zajęci byli swoimi obowiązkami. Pomimo naszego towarzystwa zachowywała się tak jakby była w pracy, mamę takie zachowanie bardzo irytowało. Nigdy obie nie przepadały za sobą, wzajemna niechęć musiała powstać wiele lat temu. Pozostali nie zwracali specjalnej uwagi na wzajemną relacje kobiet przy stole, tylko spożywali ze smakiem podane dania. Nasz posiłek musiał być bardzo drogi, ciotka rachunek zapłaciła, jakby to kosztowało naprawdę niewiele. Mama chciała go uregulować, lecz w sprytny sposób bratowa pozbawiła jej takiej możliwości. Niewiele brakowało do powstania otwartego konfliktu, tylko tato podziękował za gościnę. Przeprosił za tak szybkie rozstanie, ponieważ obiecał dzieciom zwiedzanie stolicy.

Całą rodziną zajęliśmy miejsca na drugim otwartym piętrze autobusu, przeznaczonego do zwiedzania stolicy. Przewodnik z mikrofonem w ręce opowiadał nam o zmianach, jakie zaistniały na ulicy Marszałkowskiej. Całkowicie ją przebudowano i przywrócono wygląd z przed drugiej wojny światowej. Obecnie jeszcze kilka ulic Warszawy ma być przeznaczona do rewitalizacji, jedynym problemem jest ich wytypowanie. Natomiast dokumentacja i finansowanie robót ma pochodzić z krajowego funduszu rozwoju. Przyjemnie się zwiedzało i pogoda tego dnia dopisała wyjątkowo ładnie, było stosunkowo ciepło jak na porę roku.

Wieczorem poszliśmy na dworzec centralny, zahaczając po drodze o litewską restaurację. Dziś ruch podróżnych na stacji był wyjątkowo duży. Część osób wracała podobnie jak my, z oglądania defilady i później resztę dnia przeznaczyli na zwiedzanie. Odebraliśmy bagaż z przechowalni, chodnikiem ruchomym dojechaliśmy na peron. Po wjechaniu na peron pociągu „Karkonosze” zajęliśmy miejsca zarezerwowane, zmęczeni ułożyliśmy się do snu.

Środa 12 listopada 2014 dalej ładna, choć trochę wietrzna pogoda, obsługa pociągu przed Kamieńcem Ząbkowickim obudziła nas. Mieliśmy przesiadkę i czekaliśmy na połączenie dziesięć minut, w domu byliśmy kilka minut po szóstej. Rodzice poszli na siódmą do pracy, mi przypadła jak zwykle rola odprowadzić dzieciaki do szkoły. Całe szczęście, nie musieliśmy się martwić o śniadanie, mamy wykupione pełne wyżywienie w szkole. Poszliśmy prosto na stołówkę i tam już każde z nas przyłączyło się do swoich kolegów i koleżanek z klasy. Lekcje rozpoczęły się o ósmej i moje trwały z przerwami na drugie śniadanie i obiad do szesnastej trzydzieści. Następnie jeszcze zjadłem podwieczorek przed wstąpieniem na świetlicę. Spokojnie tam odrobiłem zadania domowe i mogłem jeszcze z Aronem i z pomocą opiekuna świetlicy, omówić projekt naszej pracy z fizyki.

Wracałem z Aronem do domu, chodzimy razem do jednej klasy i jesteśmy dobrymi kolegami. Mieszkamy niedaleko od siebie, ja przy ulicy Zacisze, on na Marchlewskiego. Aron jest Żydem, urodził się w Izraelu, jego dziadkowie urodzili się w Polsce i później wyemigrowali. Jak jego rodzice zginęli w zamachu terrorystycznym, to dziadkowie w trosce o jego bezpieczeństwo zabrali go do miasta, z którego wcześniej sami wyjechali. Kiedyś czuli się w Nysie jak intruzi, dziś jak sami twierdzą, to tu jest ich prawdziwy dom.

Wychodzi na to, że jestem za młody i z własnego doświadczenia nie jestem w stanie dostrzec różnicy jak było kiedyś i jak jest dzisiaj. Jakie nastąpiły zmiany w mentalności społeczeństwa i podejścia do osób innej wiary, kultury i mówiących innym językiem, jedzących inne potrawy. Każdego człowieka moje pokolenie traktuje jednakowo, nie wyobrażam sobie żeby mogło być inaczej. Może jest to wpływ szkoły, klasa moja podobnie jak inne liczy piętnaście osób i z tego to dwoje to Polacy. Wszyscy jednakowo rozrabiają jak jest okazja, sprzeczają się, przepychają, czy biją, czy to ma jakieś znaczenie, bo dla mnie nie.

Czwartek 13 listopada 2014 dalej ładna pogoda i wieje wiatr, nawet mocniej jak wczoraj. Lekcje w szkole minęły bez problemów, dwie godziny w klasie komputerowej minęły nam wyjątkowo szybko. Nasza klasa tworzy stronę internetową o Nysie, jesteśmy prawie przekonani, że do końca szkoły nam się to uda. Roboczo nazwaliśmy ją Nasza Nysa Nasze Miasto „NNNM” i chyba tak pozostanie. Wszyscy mamy inne priorytety chłopaki chcą umieścić wszystko o fabryce samochodów i o udanych przeróbkach ich pojazdów, zwiększaniu mocy silników. Motocyklach SHL, WSK, WFM, Junak, czy reanimowanej marki Sokół. Dziewczyny chcą umieścić zespół muzyczny, szkołę tańca i modelek. Razem chcemy tylko sport i bibliotekę.

Wieczorem po szkole odprowadziłem swoją dziewczynę, ona ma na imię Ateniada i jest Greczynką. Podobnie jak jej babka, matka, występuje w zespole pieśni i tańca ‘Nysa”. Ładnie tańczy, nie tylko tańce greckie, lecz jeszcze bałkańskie. Pięknie śpiewa po Grecku i Polsku, jutro ma występ z zespołem na małej scenie w Teatrze. Mała scena różni się od dużej tym, że widownia dużej mieści 633 widzów, a mała 158 widzów. Teatr Miejski przy Wałowej siedem wystawia rocznie dwieście spektakli i występów artystycznych. Prawie każdego dnia coś artystycznego się tam dzieję, od godziny osiemnastej, z wyjątkiem przerwy wakacyjnej i poniedziałków. Po drodze wstąpiliśmy do Teatru, w wejściu wyłączyłem telefon. Wystawiali „ Przewrót Majowy”, ciekawe przedstawienie było i zostaliśmy do końca. Po spektaklu spacerkiem doszliśmy na Piekarską pod jej dom, w bramie pożegnaliśmy się. Umówiliśmy się wieczorem w sobotę, wcześniej jestem umówiony w Bibliotece Miejskiej na Sukienniczej dwa. Mamy całą grupą przyjaciół biblioteki o czternastej przenosić z sukiennic na pierwsze piętro nowe książki w języku Ormiańskim, powoli brakuje miejsca na woluminy, pomimo rozbudowania o drugą część. Wszystkie większe grupy narodowościowe mieszkające w Nysie i gminie, chcą mieć książki w swoim języku. Zarejestrowano ponad trzydzieści grup narodowościowych i niedługo może okazać się, że Polacy nie są wcale w Nysie najliczniejsi.

Ateniada chodzi do klasy siódmej G, jej klasa jak inne wielonarodowościowe liczy piętnastu uczniów. Klasy jednonarodowościowe mają po dwadzieścia uczni, taki jest standard, u nas w szkole nie ma tak liczebnych klas. W szkole na korytarzu w przerwach jak mamy czas to się spotykamy, spożywamy jednak posiłki osobno, wszystkie pary tak robią. Spędzamy razem czas po szkole o ile nie mamy innych zajęć. Musieliśmy się teraz rozstać, moi i jej rodzice wydzwaniali za nami, tak późno się zrobiło. Szybko wróciłem do domu i w progu mama na mnie troszkę nakrzyczała, że wcześniej nie przedzwoniłem i nie uprzedziłem o spóźnieniu.

Piątek 14 listopada 2014 ciepło, lecz od rana pada i wieje porywisty wiatr. Początek dnia standardowy, dzieciaki idą ze mną do szkoły. Tam je wciskam do grupy małolatów z ich klas i w końcu jestem wolny, mam czas dla siebie. Zaraz po śniadaniu jeszcze przed lekcjami odbieram dwa ręczniki z pralni i zanoszę do szatni sportowej. Dzisiaj mam dwie godziny wychowania fizycznego, a po szesnastej już po szkole trening judo. Wszystkie zajęcia fizyczne i treningi kończymy pod prysznicem, pilnują tego nauczyciele i trenerzy. Uczniowie starszych klas mają już nawyk, brania prysznica z maluchami bywa różnie. Kilka razy w dziejach szkoły zdarzało się, że po większych przerwach w nauce, trzeba było szorować brudasów. Chyba nikt nie lubi wąchać zjełczałego potu i brudnych skarpetek. Samym zdawaniem pobranych ręczników nie musimy się martwic, zabiera z łaźni mokre ręczniki obsługa. Odnosi je do pralni i zdaje w imieniu ucznia wypożyczającego.

Szkołę opuściłem o osiemnastej dziesięć, musiałem dobrze się wysuszyć po treningu. Wcześniej zjadłem kolacje, bardziej wole jeść na stołówce niż w domu. Stołówka szkolna zapewnia mi szwedzki stół i możliwość wyboru potraw, w domu muszę jeść to, co przyszykuje mama.

Przedzwoniłem do domu i powiadomiłem, że wstąpię jeszcze do Teatru na występ Ateniady. Przejście na Wałowa zajęło mi kilka minut i na dodatek miałem problem z dostaniem się do środka. Mała widownia była zapełniona po brzegi, musiałem się wcisnąć na stojąco pod ścianę. Występ był po każdym tańcu i piosence nagradzany brawami. Występ finałowy wywołał owacje na stojąco, nie czekałem do samego końca i wyszedłem jeszcze przed tłokiem. Wróciłem do domu z chłopakami i dziewczynami z naszego osiedla.

Średnia ocena: 4.3  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Slugalegionu 29.07.2015
    Mama chciała go uregulować, lecz w sprytny sposób bratowa pozbawiła jej takiej możliwości. - Chciałbym wiedzieć jak konkretnie, jeśli łaska: )

    ała scena różni się od dużej tym, że widownia dużej mieści 633 widzów, a mała 158 widzów. - Powtarzam to już któryś raz, ale ty chyba tylko piszesz, no nie? Liczby w opkach słownie. Trochę przeszkadza mi masa tekstu. Nie chodzi o długość rozdziału, a o to, że on wygląda jak ściana.

    Może odzielaj

    od siebie

    akapity w ten sposób,
    zamiast tak?

    Leci cztery: )

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania