Poprzednie częściAnturaż część 1
Pokaż listęUkryj listę

Anturaż część 7

Wtorek 18 listopada 2014 wieje dość ciepły wiatr, rano jak zwykle szkoła. Po południu po lekcjach mam trening karate, z naszej klasy chodzi ze mną na te zajęcia tylko Rony. Zdążył urodzić się jeszcze w kraju, który już nie istnieje. Jego ojczyzna Rodezja uzyskała niepodległość 11 listopada 1965 roku, on pochodzi z rodziny białych plantatorów. Mieli tam od pokoleń dużą farmę, pracowali na niej w większości czarni mieszkańcy. Rony urodził się w stolicy państwa w Salisbury, gdzie jego matkę jak była w ciąży wysłał jego ojciec. Chronił ich przed skutkami wojny domowej, 270 tysięcy białych mieszkańców walczyło z 4 milionami czarnych mieszkańców. Politycy każdej ze stron konfliktu stale podsycali nienawiść rasową, jak było do przewidzenia zwyciężyła większość. W wyniku tego konfliktu powstało państwo Zimbabwe, nastąpiła reforma rolna. Zabrano dobrze prosperujące farmy białym i dano czarnym właścicielom. Przejmując ziemię obiecywali oni swoim czarnym współobywatelom, świetlaną przyszłość pod ich Rządami. Szybko okazało się, że plantacje popadły w ruinę. Dorobek kilku pokoleń został zniszczony, przez nieumiejętne zarządzanie. Wykradanie wszystkiego, co tylko się dało zagarnąć. Biali mieszkańcy szykanowani, zaczęli masowo emigrować za granicę, aż wyjechali wszyscy. Rozjechali się po całym świecie, rodzina Rony przyjechała podobnie jak wiele innych z tego kraju do Polski. Jego ojciec przejął źle zarządzane, Państwowe Gospodarstwo Rolne w pod nyskiej wsi. Szybko wszystkim pokazał, jak dobry gospodarz potrafi z ruiny zrobić wzorowe przedsiębiorstwo rolne. Najciekawsze jest to, że prawie wszyscy pracownicy tam są czarni i pochodzą z Rodezji – Zimbabwe. Przekonali się szybko, jacy są nowi właściciele farmy, zaczęli pracownikom płacić głodowe stawki za ciężką pracę. Podnosili stale podatki, wprowadzili prawne bezprawie. Uciekli z własnego kraju i odszukali swojego byłego pracodawcę. Teraz pewnie mając tak traumatyczne doświadczenie, już nigdy nie posłuchają kłamliwych obietnic o dobrobycie, jaki ich w przyszłości czeka.

Ciężko jest zrezygnować, z możliwości zagarnięcia wielkiego majątku i chorych ambicji dla dobra ojczyzny. Pójść na kompromis, gdyby to się udało to 11 listopada w stolicy Rodezji Salisbury. Odbyłaby się defilada z okazji dnia niepodległości, maszerowałoby wojsko w zielonych mundurach, lecz o twarzach kolorowych.

Już po treningu i kąpieli jak się suszyliśmy, rozmawiałem po angielsku z Rony o jego ojczyźnie. Potrafi on tak pięknie opowiadać o przyrodzie, zwierzętach i kulturze afrykańskiej. Słuchacz przenosi się do buszu, na sawannę, lub wioski pełnej czarnych mieszkańców. Wszyscy, co go dobrze znają w jego głosie rozpoznają smutek za utraconą ojczyzną, życzę mu by tutaj na tej ziemi ją znalazł.

Zaraz po powrocie do domu, dałem rodzicom reklamę biura turystycznego „Orbis”. Przepiękne Góry Syberii -Ałtaj i powiedziałem.

- Chcę jechać na ferie z Zespołem Pieśni i tańca „Nysa”, tam będą przyszykowywać się do występów z okazji trzydziestopięciolecia działalności zespołu.

Pierwszą reakcją rodzinki było, zadawanie mi wielu pytań, lecz grzecznie powiedziałem.

- Zapoznajcie się w spokoju z ofertą, w sobotę na ten temat sobie porozmawiamy. Chętnie odpowiem na wszystkie pytania, teraz muszę odrobić lekcje i jeszcze się pouczyć na jutro.

Nic się więcej nie odezwali, tylko buzie pootwierali.

Środa 19 listopada 2014 dalej ładna, choć trochę wietrzna pogoda, rano jak zwykle standard. Dzieciaki odprowadzić do szkoły, później śniadanie na stołówce. Lekcje były minimalnie zakłócone, zauważyliśmy lekkie zdenerwowanie nauczycieli. Wszystko wyjaśniło się dla nas na drugiej lekcji „Obrony Cywilnej”, jutro do Zakładu Samochodów Dostawczych w Nysie przyjeżdża Premier. Został zaproszony na zaprezentowanie nowego modelu samochodu Nysy na 2015 rok, z tej okazji Zakłady Samochodowe zaprosiły po czterech uczni i jednego opiekuna z każdej szkoły w mieście. Dyrektor szkoły poinformował o spotkaniu, wszystkich nauczycieli z samego rana przed lekcjami. Panie oprócz jednej nie bardzo interesowały się tą propozycją, panowie przeciwnie prawie się pobili, każdy chciał iść. Wszyscy nauczyciele wychowawcy klas mieli wytypować po jednym uczniu, końcową decyzje podejmie dyrektor i wyznaczy opiekuna. Swoją decyzje oznajmi przed obiadem, uczniowie z niecierpliwością oczekiwali komunikatu dyrekcji.

Podczas drugiego śniadania stołówka szkolna rozbrzmiewała podniesionymi głosami chętnych, zobaczenia nowego modelu Nyski. Część uczniów, których rodzice pracowali w Zakładach Samochodowych, opowiadali jak wygląda nowy model, jakie będzie miał osiągi i wyposażenie. Słuchałem wszystkich tych rozmów i większość z nich wprowadzała tylko zamieszanie. Byłem świadkiem podobnych rozmów przy prezentacji dwóch poprzednich modeli. Tylko tym razem było inaczej, nigdy wcześniej nie zapraszano uczni na prezentacje nowych samochodów, lecz wcześniej nie przyjeżdżał na nie Premier. Osoby chętne zobaczenia nowego produktu zakładów. Mogły zawsze skorzystać w pierwszą niedziele po prezentacji z „drzwi otwartych”, wtedy były też w zakładowym muzeum prezentowane nowo odrestaurowane stare modele Nysek. Bez nadmiernego oczekiwania spokojnie na lekcjach doczekałem pory obiadowej.

Powoli stołówka zapełniła się wszystkimi uczniami, dyrektor wszedł na specjalnie na ta okazję, przyniesione podwyższenie.

- Proszę wszystkich o uwagę, było mi bardzo trudno podjąć decyzję, nie krzywdząc kogoś z was. Zostały sporządzone losy, cztery są pełne, pozostałe puste, ilość losów odpowiada dzisiaj obecnym uczniom w szkole. Kto wylosuje, a nie będzie chciał iść, może swój los oddać koleżance albo koledze. Opiekun podobnie zostanie wylosowany z grona nauczycielskiego, proszę podchodzić pojedynczo klasami po losy.

Korzystałem z całego zamieszania i poszedłem spokojnie po obiad, bez pośpiechu wybrałem najbardziej ulubione potrawy. Nałożyłem sporą porcję frytek, małe panierowane porcje kurczaka, dołożyłem jeszcze stek wołowy i trzy porcję coli. Usiadłem do pustego stolika, jadłem i obserwowałem całe zamieszanie z wyciąganiem losów. Pojawili się pierwsi wygrani, zaraz koło nich pełno było przegranych, którzy im zazdrościli. Losów ubywało, podobnie jak jedzenia na moim talerzu. Skończyłem jeść, został jeden mój los i było trzech szczęśliwców. Flegmatycznie podszedłem, wyciągnąłem los, sprawdziłem byłem czwarty. Wygrałem, wszyscy bili mi brawo i gratulowali głośnymi okrzykami. Pierwszy raz byłem najpopularniejszą osobą w szkole, od teraz wszyscy mnie rozpoznają.

Przez cały dzień miałem propozycje odkupienia losu, mogłem mieć motorower, rower, komputer, telefon bezprzewodowy, rolki, narty, sanki, ponton, kajak, łódkę, tylko mi to wszystko nie potrzebne, ja to już mam. Pomyślałem sobie, jeżeli jakiś przyjaciel, lub ktoś, kogo lubię poprosi mnie o los, to mu go dam. Nikt taki mnie nie poprosił, oni mi tylko gratulowali i prosili o zdjęcia z uroczystości. Po prezentacji jutro wieczorem mamy się spotkać i wszystko mam dokładnie opowiedzieć.

Wieczorem po szkole wróciłem do domu, zastałem wszystkich domowników przy komputerze, żywo coś komentowali. Byli tak tym zajęci, że musiałem dwa razy głośno, mówić.

- Już wróciłem.

Od komputera oderwali się rodzice i pogratulowali mi wygranej w loterii. Dowiedzieli się wszystkiego od dzieciaków. Powiedzieli żebym odrobił lekcję i się uczył, wrócili do komputera.

Czwartek 20 listopada 2014 ciepły wiatr wieje, zimy dalej nie widać. Wstałem rano ubrałem się wyjściowo, tak na specjalne okazje, czyli bardzo modnie. Wszystko na luzie, mam wyglądać na bogatego. Skórzana kurtka pilota ocieplana prawdziwym futrem z ciepłym kołnierzem, spodnie narciarki, na nogach oficerki z cielęcej skóry bardzo miękkie i wygodne. Mama jak mnie zobaczyła mało nie padła z wrażenia.

- Idziesz do ludzi, ubierz garnitur – powiedziała.

- Taka jest teraz moda – odpowiedziałem.

Zgarnąłem zaspane dzieciaki, za długo siedziały przed komputerem. Odprowadziłem je do szkoły i przypilnowałem dzisiejszej ich aklimatyzacji szkolnej. Oczywiście zjadłem obfite śniadanko, może tak się zdarzyć, że na obiad nie zdążymy wrócić. Wymarsz do Fabryki Samochodów Dostawczych po dziewiątej, opiekunem grupy jest nauczycielka i to jedyna kobieta mająca chęć wzięcia udziału w dzisiejszej premierze. Doszliśmy do zakładów, powoli zaczęli się z chodzić uczniowie z innych szkół. Zaproszono nas na stołówkę, gdzie na stołach ułożono, przyszykowane wcześniej dla nas smakołyki. Czekaliśmy na przyjazd Premiera i się zwyczajnie obżeraliśmy, podszedłem do drugiego stołu. Zastawiony był półmiskami, wypełnionymi przysmakami. Dopadłem się do moich ulubionych owoców morza, jednak moją degustacje przerwało pojawienie się Premiera w fabryce.

Reporterzy i kamerzyści narobili takiego zamieszania, jak tylko oni potrafią. Pojazdy z gośćmi wjechały na teren fabryki, nie dało się tego nie zauważyć. Błyskawicznie ekipy pozajmowali, przydzielone im miejsca i z trudem się ich trzymali.

Średnia ocena: 4.7  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania