*****Aranea Sapientes*****

Rzadko się zdarza, żeby ktoś hodował pająki.

Svenko nie dość, że je hodował, to przeprowadzał z nimi eksperymenty i testował, jak dużo da się pająka nauczyć.

I tak od lat.

Arachnida są stworzeniami prowadzącymi żywot absolutnie samotniczy. Svenko postanowił to zmienić i wprowadzić w świat pajęczaków gatunek wiodący życie stadne.

W wieku 12 lat zainteresował się entomologią.

Pewnego dnia obserwował małego motylka, który zaplątał się w pajęczą sieć. Runął na niego pająk nieco mniejszy niż skrzydlata ofiara. Podczas gdy motał motyla w unieruchamiające go coraz bardziej kleiste więzy, zwrócił na nich uwagę duży pająk krzyżak z sąsiedztwa, którego sieć stykała się z powietrzną konstrukcją mniejszego pobratymca. W kilka chwil znalazł się przy walczącym o życie motylu i swoim drobniejszym krewniaku. W następnych sekundach obok unieruchomionego skrzydlatego owada, znalazł się obezwładniony przez krzyżaka słabszy agresor.

Od tego dnia- a było to przed dwudziestu sześciu laty- Svenko mnóstwo wolnego czasu poświęcał na studiowanie życia i obyczajów arachnoidów.

Do siedmiu lat wstecz pracował na uniwersytecie. Obronił doktorat i pracując naukowo, równolegle prowadził pracownię zootechniki.

Kiedy w odstępie dwóch miesięcy pomarło się jego rodzicom, pozostał na uczelni już tylko godzinowo, prywatnie całkowicie oddając się badaniom i eksperymentom z ośmionogami.

I dzisiaj odniósł pierwszy, naprawdę znaczący sukces.

Jego stado wyhodowanych stawonogów zapędziło- niezaprzeczalnie współpracując ze sobą- w róg pokoju szczura wędrownego, którego przed tygodniem Svenko Nikič schwytał w klatkową pułapkę.

Teraz wszystkie osiem pająków tak szczelnie oblepiało ze wszystkich stron gryzonia, że zoolog nie widział nawet skrawka ofiary małego stada arachnoidów. Wysysały one z drgającego w konwulsjach szczura ciepłe jeszcze życie. Skromna uczta potrwała około pół godziny.

Zmodyfikowane eksperymentami pająki Svenka były średnio dwukrotnie większe od tych żyjących w naturze. Ważyły do pół kilograma, tułów osiągał 18 cm, zaś rozpiętość nóg 40.

Theraphosa blondi (Ptasznik Goliat) nazywała się forma wyjściowa jego stale ewoluujących pajęczaków.

Punktem zwrotnym hodowli okazał się klon największego osobnika w „sześcioosobowej” jeszcze wtedy grupie pajęczaków. Sklonował go dla Svenka jeden z nielicznych jego przyjaciół, niemiecki genetyk Jörn Lehmann. Na prośbę Jörn dokonał także manipulacji na komórkach pnia klonu. Celem tej ingerencji w komórkach macierzystych było osiągnięcie masowego wzrostu niespodzianek związanych z przekazywaniem kolejnym pokoleniom cech dziedzicznych. Czyli coś, co jest korzystne w każdej hodowli eksperymentalnej.

Po wielokrotnym krzyżowaniu klona, Nikič sprowadził w końcu na świat pierwszego pajęczego wielkoluda.

Nazwał swoją (!) odmianę:Tarantula Duplex Giant (Tarantula podwójny gigant).

Zapłodniona samica nosiła oczywiście na grzbiecie- po wykluciu się- kilkadziesiąt okazów potomstwa. Jednak z tego znamiennego wylęgu Svenko zabrał jedynie dwa, rzucające się już w oczy, największe okazy spośród licznego miotu.Trzymał je oddzielnie, aż te dorównały rozmiarami innym dorosłym osobnikom. Resztę rodzeństwa celowo nie karmione stado pożarło w przeciągu jednego dnia. Różnych wcześniej rozmiarów członkowie stada byli dzisiaj bez wyjątku olbrzymami.

Cała ósemka Tarantula Duplex Giant tworzyła obecnie współpracujący stadnie- techniką niezwykle operatywną i wysokowydajną- zespół ośmionożnych maszyn do zabijania. Szczur dla drużyny jego pajęczych monstrów był zaledwie zakąską, żadnym przyzwoitym obiadem.

Teraz, chwilowo syte, skryły się pod rozłożystą palmą w rogu pomieszczenia, obejmując wzajemnie swoje owalne ciała w chaosie kilkudziesięciu nóg. W pokoju doświadczalnym było chłodno. Dla ciepłolubnych pająków wręcz zimno. Nikič świadomie obniżał temperaturę, obserwując, jak zwierzęta poradzą sobie z tym problemem. I istotnie nauczyły się zbyt niską dla nich temperaturę 10-12 stobni Celsjusza efektywnie zwiększać wzajemnym przytulaniem się do siebie. Uczony odczytał na termometrze kierunkowym, że po skonsumowaniu gryzonia w mikrośrodowisku splecionych szczękoczułkowców panowała teraz gorączka dochodząca do ponad 40 stopni C. Czyli temperatura optymalna dla pajęczaków od milionów lat mających za środowisko naturalne dżunglę brazylijską.

*

Tego dnia, zasypiając późnym wieczorem, Svenko Nikič dumał już nad następnym eksperymentem ze swoimi „pajączkami”.

Jedno wiedział na pewno: przyszedł czas dla jego „Giantów” na większe myśliwskie wyzwanie, niż marny szczur. Pies, duży (najlepiej agresywny) pies będzie stanowił doskonałą nową szkołę życia dla jego watahy coraz skuteczniejszych ośmionożnych kilerów…

*

Zdobycie agresywnego, napastliwego psa okazało się jednak w praktyce znacznie trudniejsze, niż to sobie wyobrażał onego wieczora przed zaśnięciem. Kundli w jego podupadłej dzielnicy, zwłaszcza w zdziczałym parku, było bez liku. Niestety nie tyle były agresywne, co płochliwe lub wręcz strachliwe. Na próby zbliżenia się do nich z kawałkiem kiełbasy, podkulały pod siebie ogon i w te pędy czmychały mu czym prędzej z widoku. Po wielokrotnych nieudanych staraniach zwabienia jakiegoś większego psiego przedstawiciela, zdecydował się na wizytę w przytułku dla zwierząt.

I to był strzał w dziesiątkę!

Pośród kilkadziesięciu mniejszych i większych psiaków, wypatrzył trzy szczególnie agresywne osobniki. Żaden z nich nie przebywał w jednej klatce z którymś z pozostałych. Svenko kręcił się po zwierzyńcu około godziny, aż w końcu został zagadnięty przez jedną z pracownic: „Czy mogłabym panu w czymś pomóc?”. Powiedział, że chciałby kupić jakiegoś pieska, któremu mógłby zapewnić lepszy żywot i w lepszych- niż te tutaj- warunkach. Poprosił o jeszcze kwadrans na namysł.

Dostał go i teraz musiał się w końcu zdecydować.

Dwa napastliwe kundle miały średnio imponujące rozmiary. Trzeci, i chyba najbardziej agresywny z tej trójcy, był wyrośniętym mieszańcem dobermana. To jego musiał dzisiaj zdobyć... Nie miał wyboru! Następnym razem podejrzliwi pracownicy ośrodka mogli przecież odmówić sprzedaży („A co się stało z tamtym psem?”).

Wybulił za dobermana znacznie więcej niż się spodziewał. Nie dyskutował jednak. Zapłacił. Na pysk założono psu kaganiec i Svenko Nikič wymaszerował z terenu charytatywnej placówki z raczej uradowanym Bello (takie imię psa ujawnili jego dotychczasowi opiekunowie). Obawiał się, jak to będzie z przewozem tego olbrzyma jego niewielkim prywatnym twingo. Czworonóg usiadł jednak spokojnie na przednim siedzeniu dla pasażera i całę drogę był spokojny, obserwując z wielkiem zaciekawieniem połykaną przez samochód drogę.

Jednak Bello ciągle jeszcze napawał go strachem. I chyba dlatego przetrzymał zwierzę w kagańcu aż do wieczora.

Ostatecznie, kiedy pies zaczął skamlać żałośnie, zaprowadził go do sypialni. Zamknął tam i przygotował w kuchni iście królewskie żarcie. Rodzaj zupy z wielkimi kawałami przygotowanej wcześniej świeżej, surowej wieprzowiny. Wszedł z pachnącą michą do sypialni. Bello natychmiast rzucił się w stronę nęcących woni.

– SIAD! – ryknął zdecydowanie i… pies spoczął grzecznie na zadzie, patrząc na Svenka z drżącą niecierpliwością.

Odstawił miskę na podłogę za sobą. Pewnie tym razem, podszedł do czworonoga i po raz pierwszy zdjął mu z pyska kaganiec.

– Siaaad! – komenderował ostrzegawczo, i pies posłusznie nie ruszał się z miejsca.

Zadowolony, Svenko podniósł naczynie z jedzeniem i postawił je bezpośrednio przed psią bestią. Z pyska zwierzaka ciekła strugami ślina, lecz psisko wpatrywałao się w swojego nowego pana w posłusznym oczekiwaniu…

Z wahaniem, nie okazując jednak strachu, pogłaskał Bella po wielkim łbie.

– Okey… żryj, Bello– powiedział tym razem łagodnie, wskazując palcem na michę.

Po niecałej minucie pojemnik był pusty, a to co rozchlapane pies wylizał z parkietu do czysta.

*

Następne dni spędził niemal w całości z Bello.

Po dwóch tygodniac zrozumiał, że pies zdobył jego serce i nie chce go juz ofiarowac swoim „Giantom”. Naturalnie z eksperymentów nie zamierzał rezygnować.

Zauważył, że pająki zaczynały być agresywne względem siebie. Oznaczało to, iż były wygłodniałe.

I tu pomógł mu przypadek i… Bello. Paręnaście kroków od swojej posiadłości, spacerował z dobermanem od strony parku. Tam też, trochę dalej, wypatrzył dużego kota, który skupiony, wyraźnie czatował na coś w wysokiej trawie.

– Bierz ! – rozkazał cicho – i niebawem pies przynósł wijącego się w wielkim pysku rudego kocura. Svenko wyjął go ostrożnie ze śmiercionośnej paszczy i przytulił do piersi. Zjeżone w trwodze zwierzę, uwonione z kłów Bella, z miejsca się w jego rękach uspokoiło.

Nikič natychmiast ruszył z psem u boku do pokoju eksperymentalnego.

*

W trzech czwartych pomieszczenie zajmowała klatka z pająkami. Osiemnaście metrów kwadratowych. Pozostały metraż dawnego pokoju gościnnego, 1,5 metra na 4, czyli 6 m² był wolną powierzchnią, z której zootechnik przez metalową siatkę obserwował swoje modyfikowane "gianty". Niewielkie drewniane i dość już sfatygowane drzwi otwierały się od podwórza do tej właśnie części, służącej lustracji i kontroli wydarzeń w klatce. Vis a vis wejścia z zewnątrz, cztery metry dalej znajdowały się drzwi, przez które zootechnik miał dojście do swojego wielkiego terrarium bezpośrednio z mieszkania.

Teraz wkroczył z psem do środka, zwracając się ku wnętrzu pajęczego miniśrodowiska.

Zdębiał.

Migiem odkrył dwa zadziwiejące fakty.

Siatka odgraniczająca klatkę od strony obserwacyjnej posiadała dwa okienka z przezroczystej płyty ceramicznej. Jedno, niewielkie, umieścił przy wykafelkowanej podłodze. Tamtędy podawał stawonogom żywy pokarm. Drugie tkwiło w małych drzwiczkach o wymiarach 140 na 60 cm. Wchodził przez nie- ostatnio rzadziej- gdy planował jakieś zmiany w królestwie ewoluujących arachnoidów. I, jak dotąd, pająki akceptowały wizyty w klatce ich jedynego żywiciela.

Teraz jednak w środku był… tylko jeden giant.

Wisiał na siatce tuż nad małym okienkiem, które jakimś cudem… wpadło do wnętrza terrarium.

Rejon „głowy” pająka… pobłyskiwał niebieskio, co było dla Svenka czymś nowym.

Niebieski wpatrywał się w niego intensywnie, a jego oczy- także novum- były wielkie niczym duże, głęboko czarne guziki.

Odniósł irracjonalne wrażenie, że - jakkolwiek wydawało się to niemożliwe- Niebieski szpera... w jego myślach… .

*

Ledwie naszła go konkluzja, że Niebieski staje się zbyt niebezpieczny i chyba musi go wyeliminować, Niebieski jakby drgnął w głowie Svenka.

W tejże chwili usłyszał koło ucha gwałtowne kłapnięcie pyska dobermana. Wiedział już: wszystkie gianty były za jego plecami i… zaczynały atakować.

Schylił się błyskawicznie i wrzucił kota do klatki przez okienko przy podłodze.

W tym momencie Bello uśmiercił kolejnego gianta. Zoolog zerknął szybko z odrazą na spływającą z zaciśniętych szczęk psa brunatnoczerwoną miazgę: krew i wnętrzności próbującego zabić jego lub psa pająka. Pozostałe ośmionogie monstra tkwiły pod sufitem… w pajęczynie (od kiedy zaczęły pleść pajęczą sieć?!) i szykowały się do kolejnego ataku. Półtora metra nad nimi ogromne stawonogi wisiały splecione na podobieństwo gigantycznego roju pszczelego, niczym groźba nieuniknionej zagłady.

Po raz pierwszy Nikič poczuł ogarniającą go panikę. Bello zaskowyczał żałośnie. Jednym susem dopadł wyjścia i po chwili razem z psem znalazł się na zewnątrz.

Zatrzasnął drzwi.

Bryznęły na niego trzewia gianta, który runął za nimi i zakończył żywot pomiędzy drzwiami a ramą.

Svenko dyszał ciężko. Uświadomił sobie, że niewiele brakowało a postradałby życie.

Prawdopodobnie razem z Bello.

Spojrzał na wielkiego dobermana. Pies popiskiwał cicho.

W pierwszej chwili pomyślał, że Bello siedzi na zadzie. Zaraz jednak spostrzegł wyciągnięte daleko za nim tylne kończyny. Bezwładne jak nitki makaronu. Zostały sparaliżowane ukąszeniem jednego z atakujących giantów.

*

Dał swojemu dwutygodniowemu psiemu przyjacielowi silny zastrzyk usypiający, z którego ten nie mógł się już wybudzić.

Z trudem doniósł bezwładne ciało zwierzaka do drzwi prowadzących od wewnątrz mieszkania do przedsionka kontrolnego jego pajęczego terrarium. Dłuższą chwilę obserwował przez okienko w drzwiach wnętrze klatki. Ku jego zadziwieniu gianty były w środku. Zwisające wcześniej w części kontrolnej grono ośmionogich kilerów zniknęło. Pająki przebywały ponownie w swoim mikrośrodowisku. Wiedział czemu: zgromadziły się w pobliżu gzymsu w górnym rogu klatki. Siedział tam zjeżony kocur. Koleiny raz zdumiony, stwierdził na ziemi pod kotem zwłoki dwóch stawonogów. Były okaleczone, a wokół nich walały się poodrywane odnóża - kot walczył efektywnie o swoje życie!

Svenko podjął spontaniczną decyzję: dorzuci do kota na żer drapieżnym arachnoidom ciepłego jeszcze psa!

Zdeterminowany wpadł do przedsionka i zwalił na posadzkę cielsko dobermana. Migiem nacisnął klamkę prowadzącą na zewnątrz. Wyskoczył nie patrząc, czy pająki rzuciły się za nim. Jednak zanim zatrzasnął drzwi poczuł, że coś mu smyrnęło między nogami. Aż wrzasnął z przerażenia. Ale przecież drzwi zamknął, więc nic więcej nie mogło dotrzeć na dwór. Popatrzył za pająkiem, który zdołał się wymknąć w ślad za nim. Gianta nie było, natomiast kilka metrów dalej przysiadł owijając starannie łapy ogonem... kot, który zabrał się właśnie do toalety po bitwie z obcymi mu stworami. Jakby nigdy nic pilnie wylizywał swoje rude futerko.

*

Nakarmiwszy wygłodniałego Rudzika (jak zaczął kocura nazywać), zabrał go ze sobą do sypialni.

Wziął prysznic w przyległej łazience, po czym położył się do snu. Rudzik umościł się w zagięciu kolan Svenka. Zaakceptował to chętnie. Myślał jakiś czas ze smutkiem o stracie Bella. Jednak zmęczony dramatycznymi wydarzeniami minionego dnia, po paru minutach zasnął kamieniem.

Był to ostatni sen w życiu Svenka Nikiča... .

*

Niebieski spoglądał sponad żyrandola na zasypiające pod nim dwie istoty.

Kiedy uznał, że pogrążone były twardo w sennych majaczeniach, wśliznął się najpierw do podświadomości walecznej futrzanej kreatury, z którą nie zdążyli sobie poradzić na skutek wizyty człowieka, ich żywiciela. Futrzak śnił akurat o swojej walce z nimi- jego prymitywne myśli przepełniała trwoga, co powodowało mimowolne drgawki gibkiego ciała podczas sennych bojów.

Niebieski przeniósł się do mózgu mężczyzny.

Zafascynowany pojął wreszcie, że dzięki eksperymentom tego człowieka, sztuczna, przyspieszona ekstremalnie ewolucja obdarzyła go inteligencją. Buszował po rezerwuarach pamięci i doświadczeń naukowca. Po „przejrzeniu” (i przyswojeniu) zarejestrowanych bogactw umysłu uczonego, coraz lepiej rozumiał znaczenie inteligencji na Ziemi. Wiedział teraz, że ludzie są najpotężniejszą rasą istot żywych na tej planecie. Jednocześnie czuł, jak opanowuje go nieposkromiony głód informacji. Posiadł właśnie całą wiedzę i inteligencję zootechnika. Stał się teraz mądrzejszy od niego, bo dodał do swojej jego inteligencję, wiedzę tego groźnego psa, a nawet i tę kota- tak, uświadomił sobie, był przez ludzi nazywany futrzak.

Tak, górował już inteligencją nad śpiącym pod nim przedstawicielem Homo sapiens sapiens. Nie zapominał przy tym o fakcie, że- jak wyczytał w głowie żywiciela- żaden człowiek na tym globie nie posiadł dotąd umiejętności telepatii. A on był właśnie telepatą i mógł wpływać na inne świadomości. Zwłaszcza zaś na umysły nietelepatyczne. Telepatia była ludziom znana, ale jedynie z teorii. Niebieski pogrążył się w rozważaniach nad implikacjami wynikającymi ze zdobytej dziś wiedzy i z jego przewagi nad ludźmi w postrzeganiu pozazmysłowym... .

*

Wiedział w międzyczasie, że Homo sapiens był wprawdzie gatunkiem najwyżej uorganizowanym na Ziemi, ale jednocześnie mordującą bezsensownie na prawo i lewo drapieżną degrengoladą natury i niewybaczalnym błędem ewolucji.

Nie mógł zatem pozostawić swojego stwórcy przy życiu.

Miał świadomość, że tylko były żywiciel Giantów znał istotę ich tożsamości, jak również ewentualne możliwości zakończenia bytu nowej inteligentnej rasy arachnoidów: Aranea sapientes. Żywiciel stanowił więc jedyne zagrożenie dla plemienia Niebieskiego. Żaden inny człowiek nie miał zielonego pojęcia o ich egzystencji. Pomyślał o walecznym i niewinnym przecież kocie. Biedny kotowaty nie ma nawet jak wyjść stąd na wolność. Chyba że ktoś z ludzi znajdzie go w tym domu. Inaczej zdechnie z głodu. Wydedukował, iż w końcu przyjdą tutaj koledzy z pracy Svenka, aby sprawdzić, czemu on przestał się zjawiać w pracowni zootechniki. Jeśli jednak przyjdą dopiero za miesiąc, futrzak zdechnie do tego czasu z głodu... chyba że...

*

Po tygodniu Rudzik wypił resztki wody, jakie znalazł w łazience. W końcu boleśnie dolegał mu zarówno głód, jak i pragnienie. Dobroczyńca Rudzika wciąż spał głęboko i nie reagował na jego coraz rozpaczliwsze i głośniejsze miauczenia.

Kot najpierw ugryzł do krwi ucho śpiącego. Nic się nie stało, więc łapczywie zlizywał obficie płynącą z małżowiny krew. W następnych dniach z rozkoszą konsumował te lub inne- wedle uznania i kaprysu- partie ciała śpiącego człowieka.

*

Po pewnym czasie Niebieski nie był już jedynym myślącym członkiem ich mnożącego się lawinowo, aczkolwiek wciąż jeszcze niewielkiego społeczeństwa. Minęło następnych parę miesięcy... i każdy nowonarodzony Giant- Niebieski przyjął nomenklaturę Nikiča i jego naród tak się teraz nazywał: plemię Giantów- był już nieodmienie istotą myślącą.

*

Park za posesją ich stwórcy przechodził w gęste lasy, które ciągnęły się aż do morza znanego ludziom jako Adriatyk. W tych też lasach osiedlili się tymczasowo. Zawisali w koronach najwyższych drzew, tworząc tam niewidoczne z ziemi siedziby w kształcie kokonów. Nielicznych już Giantów nieinteligentnych traktowali jak ludzie swoich chorych umysłowo. Dawali im jeść i pielęgnowali do śmierci. Żywot pierwotnych Giantów był wielokrotnie krótszy niż życie najnowszych generacji Aranea sapientes.

W gąszczach lasów żyło dużo niedźwiedzi. Były dla Giantów smaczną, doskonałą dla zabezpieczenia ich dalszego rozwoju, żywnością . Niebieski robił częste wypady na tereny odwiedzane w celach rekreacyjnych przez ludzi. Wyłuskiwał tych, którzy dysponowali wielką, niedostępną mu dotąd wiedzą. Nauczył się tak szperać w ich skomplikowanych mózgach, że nawet tego nie dostrzegali. Ludzi nie zabijał (nie zabijali) na razie. Tłumaczył chętnym do tego energicznym młodym, że na razie są jednak za słabi, aby zdecydować się na konfrontację sił z aktualnymi panami tego świata. Młodzi uczyli się błyskawicznie. Szczególnie ci, którzy poczęli odziedziczać po nim zdolności pozazmysłowe. Telepatia umożliwiała Niebieskiemu natychmiastowe przekazywanie wiedzy swoim potomkom.

Nie przekazywał wszystkiego- zamierzał pozostawić dla siebie podziw i szacunek narodu Giantów. Musiał pełnić rolę ich wodza. Jak długo będzie żył. Był w tej chwili najinteligentniejszą istotą trzeciej planety Układu Słonecznego. A żył będzie jeszcze- jak już wnikliwie przestudiował- przynajmniej kilkaset lat.

Nagle powstał nowy problem.

W ich rejonie coraz częściej pojawiali się pracownicy nadleśnictwa i różni naukowcy. Dowiedział się od nich, że dostrzeżono wymieranie populacji niedźwiedza brunatnego w obrębie najbliższych kilkuset kilometrów kwadratowych.

*

Niebieski i jego młodzi przyboczni, wierni mu i ufni jego niezmierzonej mądrości Kosmacz i Kapłan, przykucnęli na skale u brzegu morza. Wódz wyciągnął jedno z ośmiu odnóży wskazując na przepływający tankowiec.

- Takim pływającym obiektem wyruszymy w świat- przesłał myślowy komunikat swoim młodym towarzyszom. - Mogę sterować postępowaniem każdego człowieka, więc najpierw dostaniemy się takim właśnie tankowcem do ojczyzny naszych przodków, Brazylii.

Pobożny Kapłan pomyślał z nabożeństwem do pozostałych giantów:

- Tak nam dopomóż Svenikiczi, Panie nasz i Stwórco na niebiosach!

______

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Elżunia 13.06.2018
    ...przeczytałm jednym tchem

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania