Poprzednie częściArena Multiświatów - Wprowadzenie

Arena Multiświatów 1. Powiew świeżości

Uderzył go dźwięk setek tysięcy gardeł. Próbował zrozumieć choć jedno słowo, ale głosy zlewały się w wielki, niezrozumiały huk. Zdawało mu się, że otaczający go ludzie wiwatują.

Jak to się stało? Nie rozumiał gdzie jest. Jeszcze parę minut temu siedział spokojnie w swoim domu w Lehjun (Lejżun) – mieście całkowicie zbudowanym w koronach gigantycznych drzew tworzących gęstą dżunglę. Ostatnie co pamiętał, to wspaniały widok na zielone morze liści za oknem oraz stojący, gliniany kubek z kawą.

Przysługiwał mu ten luksusowy napój. Był w końcu strażnikiem i bohaterem leśnego miasta. Jednym z sześciu strażników największych miast: Lehjun, Takir, Gahju (Gajżu), Onupari, Pof i Kotaree (Kotari).

Z zamyślenia wyrwał go nowy dźwięk. Usłyszał altowy głos kobiety.

- Witajcie zgromadzeni! Wita was jak zwykle królowa Xahar ax Sanduree i dzisiaj rozpoczynamy nowy sezon! Zaczniemy standardowo – głos zdawał się dobiegać zewsząd – Na dziś mamy walkę ze zwierzętami. Tak, tak, wybrałam specjalnie trochę łatwiejsze zadanie żeby nasi dzisiejsi uczestnicy nie polegli od razu… no może przynajmniej nie wszyscy. Kogoś w końcu potrzebujemy na finał!

Lesh nie rozumiał co się dzieje. Pod stopami czuł drobne ziarenka piasku, przesypujące się pod skórzanymi podeszwami jego butów. Znajdował się na sporych rozmiarów placu. Otaczały go wysokie na wiele metrów mury. „A może to nie mury?” pomyślał. Krzyki nadchodziły z każdej strony. Dopiero teraz, na jednej ze ścian, zobaczył wielki obraz przedstawiający łysą kobietę. Zdziwił się wielce, gdy obraz się poruszył a postać zaczęła mówić.

- Zobaczmy co dzisiaj dla nasz przyszykowały nieskończone wszechświaty! Wpuścić zwierzęta! – Huk tysięcy gardeł narósł z nową siłą. Stojący na środku piaskowego placu Lesh nie mógł się odnaleźć. Zapowiedź zwierząt jednak mu się nie spodobała. Szybkim ruchem zdjął z pleców długi łuk, wyciągnął strzałę z wiszącego u boku kołczanu i naciągnął broń. Nosił ją zawsze przy sobie. Jako strażnik Lehjun musiał być gotowy na atak o każdej porze dnia.

Jego uwagę przyciągnęły teraz świecące na niebiesko kraty. Znajdowały się one po dwóch stronach areny. Za ich połyskującymi prętami ujrzał wyposażone w ostre pazury łapy i rzędy długich, białych zębów. Nie interesowało już go gdzie jest ani jak się tu znalazł. Zrozumiał, że zaraz będzie musiał walczyć o życie.

Nagle zobaczył, że oprócz niego na piaskowym gruncie stoi również inna osoba. Była to czarnowłosa kobieta. Stała oddalona od niego o jakieś pięćdziesiąt metrów. Nosiła białą bluzkę na ramiączkach i długie pomarańczowe spodnie. Na stopach założone miała coś na kształt białych butów. Kiedy lepiej się przypatrzył zauważył też zakrzywione kawałki czarnego metalu, łączące górę wysokich butów z niskim obcasem. Kobieta trzymała w ręce coś, co z daleka wyglądało jak rura, zakończona czarnymi kleszczami.

Znów wiwatowanie uderzyło ze wzmożoną siłą. Przyczyną tego wybuchu euforii było zniknięcie świecących, niebieskich krat i pojawienie się dzikich zwierząt. Pierwsze na arenę wskoczyły kotopodobne, czarne stwory. Lesh naliczył sześć bestii. Nie zamierzał marnować czasu. Pierwsza strzała wyleciała wprawiając drewniany łuk w drgania. Odległość była zbyt duża dla normalnego łuku. Łuk chłopaka nie był jednak zwykłą bronią przeciętnego wojaka. Zrobiony był z najsolidniejszego i jednocześnie najbardziej elastycznego drewna z dżungli Lehjun. Długie ramiona wymagały nie lada siły, aby je naciągnąć.

Strzała utkwiła prosto między oczami szarżującego w stronę chłopaka zwierza. Ogromny kot zaryczał wściekle i przewrócił się wzniecając chmurę piachu. Otaczające Lesha mury zawyły. Dopiero teraz zrozumiał – to nie mury. To widownia. Wielka na dziesiątki pięter widownia otaczająca piaszczystą arenę.

- Ale wspaniały strzał! – usłyszał głos łysej kobiety. – Nasz kolega potrafi nas zadziwić! Kto obstawiał, że chłopaczek padnie pierwszy mógł się porządnie przeliczyć!

Dalej nie słuchał. Musiał się skupić. Rozumiał już, że łuk to będzie za mało. Wyciągnął z kołczanu trzy strzały i wyrzucił je wysoko w powietrze. Skierował przed siebie prawą rękę. Jego zielone oczy zabłysły a przy czubkach palców dało się zauważyć przelatujące, smagane wiatrem ziarenka piasku. Wyrzucone w niebo strzały natychmiast skierowały się w stronę bestii. Niesione silnym podmuchem trafiły w kolejne cele. Widownia ryczała.

- O, ho, ho! Proszę państwa! Czy to szczęśliwy traf, czy też może nasz koleżka opanował moce wiatru?

- Zaraz tyżech się przekona! – odkrzyknął świadomy tego, że kobieta go nie słyszy. Skupił się na otoczeniu. Wiatr zaczął krążyć dookoła jego nóg, tworząc niewielkie tornado i unosząc go lekko nad ziemią. Wyciągnął nową strzałę. Ziarenka piasku zawirowały dookoła dłoni, kiedy kolejny podmuch uderzył w wystrzelony grot dodając mu mocy. Następny zwierz padł. Nie był to jednak koniec. Koty jak się okazało były dopiero początkiem. Po nich na arenę wyszły sporych rozmiarów wilki, bawoły z ogromnymi rogami, na których wiać było ślady zaschniętej krwi oraz coś, czego się absolutnie nie spodziewał, czyli małe dwunożne gady przypominające wyglądem szkielety odnajdywane w starych jaskiniach. W myślach nazwał je smokami.

Naciągnął broń ponownie. Tym razem celował prosto w szarżującego bawoła. Już miał wypuścić strzałę, gdy kolejny wybuch rozemocjonowanej widowni rozproszył go. Źle wypuszczona cięciwa spowodowała, że strzała nie dosięgła celu. Metalowy grot wbił się tuż obok kopyt stwora.

- Widzieliście to?! – darła się królowa, której wizerunek wyświetlany był na wielkim ekranie. – Tamta kobietka potrafi bawić się portalami! Ciekawie się zaczyna. Replay! Puśćcie replay!

Lesh kątem oka zobaczył, jak czarnowłosa kobieta celuje ze swojej białej rurki w ziemię, po czym zapada się w niej niczym w bezdennej dziurze. Nie patrzył, co się z nią dalej działo. Pędzący bawół był już naprawdę blisko. Lesh przyspieszył wirowanie wiatru i wzniósł się poza zasięg jego rogów. Zdezorientowane zwierzę przebiegło przez sam środek mini tornada. Wtedy właśnie spadła na nie długa strzała, trafiając prosto w szyję.

To jednak nie koniec tarapatów. Kiedy chłopak zajęty był rogaczem, wataha ogromnych wilków otoczyła go i teraz powoli zacieśniała powstały pierścień. Cały czas lewitując nad ziemią nałożył kolejne trzy strzały i wypuścił salwę. Machnięciem ręki spowodował podmuch mocnego wiatru, który i tym razem poprowadził pociski we właściwe miejsca. Czuł jednak, że słabnie. Moce elementarne były potężne, jednak wymagały umiaru od ich użytkownika. Poczuł jak trzymające go w powietrzu tornado słabnie. Teraz wisiał na wysokości, pozwalającej wilkom zaatakowanie go z wyskoku. Poczekał aż pierwszy zwierz się na to zdecyduje. W końcu szary stwór wykonał długi skok. Lesh natychmiast wylądował na ziemi. Kiedy wilk przelatywał nad jego głową chłopak wyprostował ręce. Potężna uderzenie wiatru wyrzuciło zwierza wysoko w górę. Lesh szybko nałożył kolejną strzałę i wystrzelił w nadbiegającego wilka. Następny powalony. Wiedział jednak, że jest otoczony i że nie da sobie rady ze wszystkimi bestiami. Postanowił się jednak nie poddawać.

Nagle niebeski impuls przeleciał mu tuż przed twarzą. Zobaczył jak jaskrawy pocisk trafia w ziemię pod nim. Poczuł, że spada. Ku swojemu zdziwieniu, kiedy znalazł się całkowicie pod powierzchnią gruntu zobaczył całą arenę z góry. Widział pierścień wilków oraz miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał. Uczucie spadania nie było omamem. Wyglądało na to, że wyskoczył z jednego z balkonów widowni i teraz w zatrważającym tempie zbliża się do piaszczystej nawierzchni. Przerażony krzyknął ile sił w płucach. Tuż przed uderzeniem zobaczył jednak jak ziemia pod nim się otwiera, pokazując obraz czarnego, ogromnego kota oraz kobiety z tą dziwną rurką w ręce. Przeleciał przez piasek i wylądował nogami prosto na włochatej bestii. Siła pędu wyrzuciła drapieżnika a Lesh usłyszał odgłos łamanych w kilku miejscach żeber. Kot wyhamował jego lot i teraz chłopak upadł na piaszczystą powierzchnię szurając siedzeniem po podłożu.

Kompletnie nie miał pojęcia co się stało. Kiedy otworzył oczy zobaczył czarnowłosą kobietę wyciągającą rękę w jego stronę. Złapał ją a pewny chwyt postawił go na równe nogi. Wybawczyni nie odezwała się ani słowem. Otaczający ich tłum natomiast wiwatował.

- Proszę! Co za współpraca! Jak szybko nawiązuje się nowe znajomości? Aż dziwne, prawda? – Na to pytanie odpowiedział ryk setek gardeł. – Przeanalizujmy to jeszcze raz! Wyświetlcie proszę wizualizację.

Z czterech stron areny ekrany zabłysły białym blaskiem, na którego tle zaczęły pojawiać się różnokolorowe strzałki i linie. Leshowi trudno było cokolwiek z tego odczytać. Zaczynał jednak pomału rozumieć. Jak powiedziała królowa, jego towarzyszka niedoli w jakiś sposób opanowała sztukę tworzenia portali. Wiedział, że coś takiego występuje, zwłaszcza że dobrze wyszkoleni psionicy potrafili otwierać portale i w jego ojczystym Lehjun.

Przerwał rozmyślania. Kolejne bestie rzuciły się w ich stronę. Tym razem zostali zaatakowani przez jaszczuropodobne „smoki”.

- Uuuu hu, hu! – znów dźwięczał alt wygolonej na łyso kobiety. – Widzę, że do gry wkraczają jedne z moich ulubionych dinozaurków! Drapieżne, szybkie a przede wszystkim przeurocze! – Widownia szalała. Leshowi wydawało się, że tłum krzyczy coraz głośniej z każdym zabitym stworem. O ile oczywiście dało się jeszcze głośniej.

Szybko uskoczył przed długimi pazurami osadzonymi na krótkiej łapie. Wymieniony przez królową dinozaurek zasyczał gniewnie pokazując cienki język. Tyle wystarczyło, by strzała utknęła w jego gardle. Lesh ku swojemu zadowoleniu zauważył, że na arenie nie pojawiły się już nowe zwierzęta. Problemem pozostawały jednak te nadal żyjące.

Z oddali usłyszał tupot ciężkich kopyt. To kolejny z bawołów rozpoczął szarżę w kierunku chłopaka. Lesh zebrał siły. Znów dookoła jego nóg pojawiło się niewielkie tornado. Kiedy już miał się wznieść w ostatniej chwili nieznajoma złapała go za rękę i ściągnęła na piasek. Nic nie powiedziała. Zagestykulowała tylko, udając strzelanie z łuku i wskazała palcem na ziemię. Nie wiedział co to miało znaczyć. Czy kobieta daje mu znak, że ma stać i nie ruszać się? Ale to przecież nonsens! Jeśli się stąd nie ruszy, szarżujący bizon staranuje go, kończąc najpewniej żywot chłopaka. Kobieta jednak jeszcze raz wskazała palcem na ziemię i dodatkowo tupnęła nogą. Złożyła ręce w błagalnym geście, mogącym znaczyć tylko „proszę”. Nie miał żadnych podstaw by jej zaufać. Zdecydował jednak spróbować.

Bizon był coraz bliżej. Po dużej ilości śladów po krwi można było zgadywać, że zwierz rozerwał niejedną istotę. Chłopak stał spokojnie z łukiem wycelowanym w stronę bestii. Szybko spojrzał, co robi jego towarzyszka. Czarnowłosa okazała się pobiec pod ścianę areny, uciekając przed chmarą drapieżnych dinozaurków sprawnie znikając pod ziemią to pojawiając się w innym miejscu. Lesh spojrzał przed siebie. Szarżujący bizon był już bardzo blisko. Nagle pod stopami zwierza otworzyło się wejście. Włochaty potwór zapadł się pod ziemię. Lesh szybko odwrócił się w stronę nieznajomej. Jak się spodziewał zniknięcie stwora było jej sprawką. Teraz brązowej maści bizon wypadł z impetem z otworzonego na ścianie widowni portalu i wpadł w całe stado małych gadów rozdeptując je i przebijając swoimi rogami.

Widownia szalała. Zdawało się, że ogromne ściany trybun aż trzęsą się od nadmiaru emocji.

- Proszę państwa! Tego jeszcze nie było! Załatwić całe stado pazuraków w jednej chwili!? To zasługuje na replay! Replay! Replay! Dawać powtórkę!

Lesh ucieszył się na tę informację. Wielkie koty i te paskudne gady mieli już z głowy. Szybko rozejrzał się po arenie. Zostały dwa bizony i około dziesięciu wilków. Zobaczył, że te już zmierzają w jego stronę. Miał tego serdecznie dosyć. Jako, iż wyglądało to na koniec zbliżającej się walki, zmobilizował całe swoje siły. Potężne podmuchy wiatru wyrzuciły go prosto w górę. Stworzone u stóp tornado nie pozwoliło mu spaść. Skierował obie ręce w stronę szarych psów a potężne uderzenie momentalnie przygniotło bestie w ziemię. Wyciągnął z kołczanu wszystkie pozostałe strzały i wyrzucił je w powietrze. Skierowany przez niego strumień przyspieszył opadające pociski i skierował każdy w stronę innego wilka. Widownia zaryczała gdy wszystkie bestie zostały trafione śmiertelnym strzałem.

Lesh poczuł jak opuszczają go siły. Trzymające go tornado momentalnie osłabło a on z dość dużą prędkością upadł w suchy piach areny. Ostatnim odruchem wyhamował i delikatnie zmniejszył moc grzmotnięcia. Pomyślał, że ma szczęście, że arena wysypana jest właśnie piaskiem.

Nie leżał długo. Pokonał ból i natychmiast wstał. Zobaczył jak jego towarzyszka stoi pomiędzy dwoma rozpędzonymi bizonami. Tuż przed ich zderzeniem zniknęła, wpadając w portal postawiony w piasku. Pojawiła się tuż przy ścianie areny wypadając z identycznej dziury. Dwa stwory zderzyły się a do uszu wszystkich doleciał nieprzyjemny dźwięk łamanych kości.

Pośród euforii, jaka wybuchła na trybunach, z pewnością nikt nie usłyszał cichego westchnięcia Lesha, cieszącego się, że to już koniec walki.

- Widzieliście to? Może to nie rekord czasowy, ale na pewno przyznam im najwyższą ocenę za kreatywność! Powitajcie naszego wiatrowego przyjaciela i jego zakrzywiającą przestrzeń przyjaciółkę! – krzyknęła królowa. – A więc to by było na tyle, kochani widzowie! Mam nadzieję, że było watro dzisiaj przyjść. I pamiętajcie! To dopiero początek naszej zabawy. Jeszcze raz nagrodźcie dzielnych wojaków brawami! – Widownia zaszumiała znanym dźwiękiem oklasków. Lesh stał i nie wiedział co ze sobą zrobić. Widział jak czarnowłosa kobieta rozgląda się na wszystkie strony. Wyglądała jakby czegoś szukała.

Chłopak postanowił, że do niej podejdzie. Wypadałoby jej w końcu podziękować za uratowanie życia i za współpracę. Nie musiała przecież go ratować. Wypadałoby się również przedstawić. Kiedy zrobił pierwszy krok, ogarnęła go ciemność. Cała arena zaczęła znikać przed jego oczami. Ostatnie co usłyszał to słowa „Dizkękuję serdecznie jeszcze raz za waszą obecność i mam nadzieję, że widzimy się na przyszłych walkach. Żegna was Królowa Xahar ax Sanduree!”

Ogarnęła go ciemność. Wydawało mu się, że znajduje się w nieskończonej, pustej przestrzeni. Obraz areny całkowicie zniknął i teraz powoli zaczynał się pojawiać nowy. Po krótkim czasie chłopak stał pośród wysokich drzew. W pierwszej chwili pomyślał, że znalazł się z powrotem w Lehjun. Było tu jednak za spokojnie. Las był też inny. Rosły tu głównie drzewa iglaste a temperatura powietrza nie pasowała do tej występującej w dżungli. Było też znacznie bardziej sucho.

Rozejrzał się dookoła. Po raz kolejny dzisiaj nie wiedział co ze sobą zrobić.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (18)

  • piliery 16.07.2019
    Dobrze się to czyta. Scenarzyści Kosogłosu może skorzystają.
  • Pontàrú 16.07.2019
    Dzięki, że wpadłeś :)
  • Cofftee 17.07.2019
    Zaznaczam!
  • Kapelusznik 17.07.2019
    Ok, fajna koncepcja
    Zobaczymy co dalej
    Ładnie poprowadzona walka i przedstawione szaleństwo tłumu
    Same plusiki za to

    Przy okazji:
    Projekt Kenshi upadł - bo ewidentnie mi nie wychodzi
    Demon za niedługo powróci z II częścią
    a Czarnoksiężnik również się kończy
    Więc przy okazji informuje - że planuje napisać fanfika star wars
    mam nadzieję że cię pod nim zobaczę

    Zostawiam 5
    Pozdrawiam
    Kapelusznik
  • Pontàrú 17.07.2019
    Będzie trzeba powtórzyć demona :) Przeczytam sobie jeszcze raz ostatnią część.
    Teraz trochę czasu nie mam ale spokojnie. Wpadnę pod twoje teksty bo widzę, że mam dwóch czarnoksiężników do nadgonienia.

    Funfic ze SW? A mógłbyś zdradzić w jakim okresie będą działy się wydarzenia twoich opowiadań? Stara Republika, nowa republika, Imperium, czasy poimperialne?

    Projekt kenshi był dość ciekawym pomysłem jednak spełniło się to o czym już było mówione. Moim zdaniem za mało osób wiedziało z czym to się je.

    Dzięki, że wpadłeś :)
  • Kapelusznik 17.07.2019
    Pontàrú
    Okres wojen klonów
    Myślałem o perspektywie separatystów
    Jeszcze kombinuję
  • Pontàrú 17.07.2019
    Uuuu, jak perspektywa separatystów to może być ciekawie!
  • Tomek Bordo 17.07.2019
    Pontàrú separatystów z ukrainy?
  • Kapelusznik 17.07.2019
    Tomek Bordo
    Serio?
    Serio?
    ...
    na litość Wielkiego Wybuchu i Matki natury
    Nie wiem co palisz
    ale NIE chcę tego towary
  • Pontàrú 17.07.2019
    Łoł! Chcę poznać proces myślowy! Naprawdę XD. Ciekawi mnie co siedzi pod kopułką takich osób
  • Kapelusznik 17.07.2019
    Pontàrú
    tell me more
  • Cofftee 17.07.2019
    "Usłyszał altowy głos kobiety" - coś mi tu nie gra. Usłyszał 'kobiecy alt'???

    Ogólnie trochę za dużo imion i nazw niezrozumiałych się przewinęło od początku, jak na mój gust. Czytelnik nie będzie w stanie tego zapamiętać. Ale! - fajny wstęp, ten pierwszy akapit. Intryguje.

    " Kiedy lepiej się przypatrzył zauważył " - przecineczek??

    Kurczę, fajnie napisany tekst, ale niestety ja osobiście nie odnajduję się w wykreowanym świecie, chyba gdzieś tam ta fantastyka to nie mój konik. Niemniej naprawdę udanie prowadzisz akcję, nie dzieje się ani za szybko, ani za wolno, jest to przemyślane i świadome. Jak tam wspomnial ktoś wyżej, dobrze się to czyta :-)

    Pozdrawiam,
    Kawa.
  • Pontàrú 17.07.2019
    Cieszę się, że widzę nową czytelniczkę. Dziękuję, że wpadłaś i za komentarz. Co do tych nazw na początku to zdaję sobie sprawę, że wprowadzają trochę zamieszania ale są tu konieczne. Jest to easter egg dla niektórych osób :)
    Więcej takich raczej nie planuję :)
  • kochanov 22.07.2019
    Niezłe. Ale warto popracować trochę nad dialogami. Momentami są lekko sztuczne, przesadzone, być może przez to, że Królowa wydawała się zbyt pewna siebie. Wstęp i powitanie było nieco za krótkie, w tym czasie mogłeś więcej coś napisać o tych zawodach.
    Koniec warto poprawić, ładnie zakończyć — opisz, co dalej robił bohater, gdzie się udał, przedstaw jego odczucia po walce. W tym czasie czytelnik chcę go lepiej poznać, bo postać go zaintrygowała.
    Rozumiem, że to dopiero początek, ale łatwo się zgubić. Za dużo o treści nie wiemy.
    Ogólnie sama akcja jest niezła, podoba mi się. Nieźle ją opisujesz, to Twoja mocna strona. Opisy też niezłe. Jest naprawdę dobrze, a czepiam się, bo widzę, że ma to potencjał.
    Zostawiam pięć gwiazdek.
  • Pontàrú 22.07.2019
    Co do dalszych losów bohatera to bez obaw. Wszystko jest już zaplanowane. Przecież słabo by było, gdyby całe opowiadanie skupiało się na losowych walkach na arenie, prawda? Na razie całość ma zaintrygować i zmusić czytelnika do ponownego zajrzenia ;)
    Dzięki za komentarz!
  • kochanov 22.07.2019
    Pewnie. To tylko rady z mojej strony. Nawet nie przeszło mi przez myśl, że książka ma skupiać się jedynie na walkach.
  • krajew34 03.10.2019
    Powtórzenie- normalnego łuku. Łuk chłopaka
    Tego zdania niezbyt rozumiem - Zaraz tyżech się przekona!
    Później trochę za dużo wilków. :)
    Kolejna intrygująca seria, zobaczymy dalej.
  • Pontàrú 03.10.2019
    Tyżech się przekona co jożech ma na myśli ;)

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania