Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 26

Uspokojony przez odreagowanie na silne bodźce, których doświadczył i po znalezieniu sensownego wytłumaczenia, przestał się zajmować swoim pojazdem i uznał, że niedługo wszystko minie. Natomiast skoro maść jest tak dobra, to on musi nauczyć się ją wytwarzać i z nowym zapałem przystąpił do zbierania oraz nauki wytwarzania ziołowego specyfiku.

Ładna, słoneczna pogoda z ciepłym wiatrem szybko wysuszyła pranie i mężczyzna zaczął szykować się do drogi powrotnej. Zamierzał jeszcze przed nocą dotrzeć do drogi asfaltowej, wtedy przestanie martwić się możliwością zakopania na piaskach i czekania do rana na uzyskanie jakieś pomocy przy wyciąganiu auta.

- Bardzo dziękuję za dobro jakiego od pani doświadczyłem, a zwłaszcza za dar łagodzenia bólu. Nadeszła najwyższa pora żebym się szykował do powrotnej drogi, skoro na zakup staroci nie mogę liczyć.

- Daleko pan jedzie?

- Do Wałbrzycha. Mam spory kawałek do przejechania, a ponieważ mam pani maść to nie muszę mieć środków odurzających uśmierzających ból. Mogę pozwolić sobie na stratę i bez antyków wrócić do domu. Teraz w pierwszą niedzielę miesiąca na giełdzie staroci w Świdnicy zarobię na skromne utrzymanie i w końcu nie muszę walczyć z samym sobą.

- Wałbrzych, gdzieś słyszałam tą nazwę – zastanawiała się głośno Maria.

- Wcale się nie dziwię skoro to byłe miasto wojewódzkie i kiedyś o nim było głośno w całym kraju. W nim istniało kilka kopalń węgla kamiennego oraz masa zakładów pracujących na potrzeby górnictwa. Do teraz zachowała się jedna koksownia.

Kobieta prawdopodobnie nie słyszała już jego słów, tak bardzo zatopiła się w myślach, że świat dla niej przestał istnieć. Skorupka powstrzymał się od przeszkodzenia w rozmyślaniach i poszedł po swoje ubranie wiszące za domem na sznurkach. Tam przebrał się i złożył w kostkę otrzymane na czas schnięcia za małe na niego ubranie. Kiedy wrócił, gospodyni stała w tym samym miejscu i dalej nad czymś się intensywnie zastanawiała. Ubranie otrzymane od niej położył na ławce stojącej przed domem, zabrał garnek z maścią, przesypał do reklamówki zebrane przez siebie zioła i powiedział.

- Dowidzenia pani i dziękuję za gościnę.

Podszedł do swojego samochodu i z żalem stwierdził że środki odurzające przestały działać, gdyż auto było takim samym wrakiem jak wcześniej, ale na całe szczęście nic go nie boli. Stary poobijany grat stał przed nim, drzwi od strony kierowcy ledwo udało mu się otworzyć. Zajął miejsce za kierownicą i próbował uruchomić silnik, przekręcenie kluczyka w stacyjce nic nie dało kontrolki pozostały ciemne.

- Cholera bez pomocy mechanika nie ruszę z miejsca – powiedział do siebie sięgając na półkę deski rozdzielczej po smartfona. Przycisnął przycisk, ekran się rozświetlił, palcem wykonał zawiły ruch odblokowujący i spojrzał w wyświetlacz - Mogłem się tego spodziewać na tym pustkowiu – powiedział sam do siebie.

Z lewej strony wyświetlacza przesuwał się w kierunku prawej obudowy napis „połączenia alarmowe”. Miał jeszcze nadzieję na znalezienie zasięgu na zewnątrz pojazdu. Bez chwili zwłoki wysiadł i z telefonem ręku zaczął chodzić najpierw dookoła samochodu, a następnie domu. Jego wysiłki nic nie dały komunikat nie przestał być wyświetlany. Postanowił wejść wyżej i tam spróbować. Najlepszym i najprostszym rozwiązaniem było skorzystanie z domu., tylko potrzebował zgody. W tym celu podszedł do Marii, jednak ona stała dalej w tym samym miejscu i była pogrążona w myślach. Przechodząc obok niej zastanawiał się czy powinien jej przeszkodzić i wyrwać ją z tak mocnego skupienia. Gdyby mówił o czymś niezwykłym albo rewelacyjnym mógłby przypuszczać, że jej niesamowita reakcja to jego wina. Tylko on nie mówił o niczym ważnym, wspomniał zaledwie o swoim mieście, którego świetność jego zdaniem minęła.

Dalej bez wiary oraz nadziei na sukces kręcił się dookoła budynku w poszukiwaniu sygnału. Nawet wszedł na spróchniałą drewnianą drabinę ryzykując spadniecie i na nic jego wysiłki się nie przydały.

- Pan jest z pewnością głodny – powiedziała niespodziewanie Maria kiedy mijał ją w poszukiwaniu sygnału któryś kolejny raz.

- Nie powiem nie na zaproszenie i nie zaprzeczę, że zgłodniałem…

Gospodyni już go nie słyszała, tak bardzo pochłonęło ją nowe zadanie. Nie oglądając się za siebie poszła prosto do kuchni szykować posiłek. Skorupka poszedł za nią. Nie miał wyjścia był potwornie głodny i chciał dowiedzieć się czy ma w domu telefon albo Internet. Zastał ją usiłującą ukroić chleb, kromki były nierówne i poszarpane. Postanowił ją wyręczyć przy tej czynności z obawy, że jeszcze zrobi sobie krzywdę. Zajęła się smarowaniem masłem i z tym miała spore trudności. O mało nie oblała się wrzątkiem i w ty momencie miał dość. Delikatnie objął ją za ramiona i posadził na krześle przy stole. Szybko opanował sytuację i dokończył szykowanie kolacji.

- Proszę, niech pani coś zje – powiedział do niej, kiedy siedziała dalej bez ruchu nad talerzem, a herbata dawno była już zimna.

Uniosła do ust bezwiednie kromkę chleba i zanim ugryzła zapytała.

- Gdzie mieszka pan w Wałbrzychu?

- Na początku ulicy, która nazywa się Szybka.

- Czy tam na początku ulicy po prawej stronie jest mały cmentarz?

- Mały? Tak bym go nie nazwał, to jest prawdziwa nekropolia i dzięki temu obok niej udało mi się kupić tanio bardzo zniszczony niewielki budynek.

- Czy daleko za cmentarzem w kierunku góry, może nawet dwa kilometry, stoi jednopiętrowy biały dom z niewielkimi gospodarczymi zabudowaniami na skraju wsi, niedaleko lasu. Prowadzi do niego polna droga obsadzona czereśniami. Teraz drzewa powinny być pełne owoców od kremowych przez czerwone po prawie czarne?

- Zaraz za cmentarzem zaczyna się las i drogą można dojść do nieczynnego kamieniołomu podgórze obok którego jest wjazd do tunelu kolejowego pod Młyńcem Małym. Żadnych budynków, a tym bardziej wsi w tamtym miejscu nie ma.

- Jest, jestem tego pewna i duży kościół z czerwonej cegły z wieżą z zegarem po lewej stronie, do którego szliśmy zawsze w dół też. Można było do niego wejść pokonując pięć schodków, jednym z czterech wejść obok siebie, pierwsze było w wieży. Trzy pozostałe w samym kościele nad najbardziej okazałym była podobizna jakiegoś świętego, lecz jego imię zapomniałam. Tato podczas drogi wtedy mówił, że do kościoła na mszę zawsze się idzie wygodnie i szybko. Wraca się ciężko, ponieważ wcześniej prowadzi cię Bóg.

- Przepraszam, że być może wydam się niegrzeczny i powiem, że tam niedaleko siebie są dwa kościoły. Pierwszy mały i szary jest przy ulicy Marii Skłodowskiej Curie, drugi znacznie większy, który idealnie pasuje do pani opisu jest przy ulicy Władysława Reymonta, ale jest nieczynny od wojny i pozbawiony od kilkunastu lat dachu nad wieżą. Przechodziłem obok niego raz i zegara na wieży nie zauważyłem.

- Musi być – odpowiedziała z przekonaniem i nagle dodała – zabierze mnie pan z sobą, koniecznie muszę odwiedzić mój dom.

- Przykro mi, nie jestem w stanie, samochód mam popsuty.

- Niech pan nie kłamie widziałam, że jeździ – powiedziała patrząc w jego oczy oskarżycielsko.

Pozostało mu jedynie ulec przed niesłusznym oskarżeniem. Zgodzić się z jej propozycją i poczekać na jej bagaż. Był dużym chłopcem i doświadczenie jakie przez lata zdobył podpowiadało mu, żeby nie spierał się z kobietą, która uważa, że ma rację. Nawet nie podejmował próby wyprowadzania jej z błędu. Lepiej będzie poczekać, niech się przekona jak bardzo się myli, i że to on ma rację.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 6

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Z kobietami się nie dyskutuje, no przynajmniej z niektórymi nie :)
    Coś czuję, że auto jednak zapali :)
  • Pasja 11.09.2018
    Witam po długiej przerwie w czytaniu. Wspomnienia przylatują jak ptaki w najbardziej nieoczekiwany momencie. Pewnie samochód ruszy, kiedy Maria będzie gotowa do podróży.
    Pozdrawiam serdecznie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania