Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 80

Wędrowcy mieli przed sobą bardzo inteligentne człekozwierzę, które może być bardzo przydatne jako sprzymierzeniec i przyjaciel, lecz jako wróg szalenie niebezpieczne. Dlatego Ari musiała dowiedzieć się od niego więcej.

- Dlaczego śledzisz nas od dłuższego czasu?

- Kilka dni temu pod wieczór, kiedy wyszedłem na powierzchnię w poszukiwaniu jedzenia, dostrzegłem wędrującą bezdrożami niezwykłą grupę w towarzystwie wilków oraz ptaków. Wzajemne relacje i groteskowość postaci pozwoliła mi mieć nadzieję, że wasz los jest podobny do mojego. Gdyby tak było w istocie to oznaczałoby, że wyprodukowano znacznie więcej indywidualności niż ja sam. Dopiero dłuższe podglądanie z ukrycia, dało mi sposobność zobaczenia waszej odmienności od istot stworzonych laboratoryjnie. Jesteście zupełnie inni od hybryd wyhodowanych laboratoryjnie, więc wasze gatunki muszą mieć własny język, cywilizację, kulturę i dorobek naukowy. Niestety nie mogę chociażbym bardzo pragnął czegoś podobnego powiedzieć o sobie.

- Twoja analiza jest spójna i wyjątkowo trafna. Tylko co nakłoniło ciebie do przyjścia z pomocą naszemu rannemu przyjacielowi? – kolejnym pytaniem Naznaczona pragnęła poznać pobudki sztucznie wyhodowanego inteligentnego stworzenia.

- Pomimo szczerych chęci nie jestem w stanie w sposób racjonalny i przekonywujący wytłumaczyć swojego zachowania. Zanim coś, albo ktoś zagonił was do tego podziemnego wejścia, mnie wprowadził do niej przymus i irracjonalna ciekawość. Uczucie było niezwykle silne, jakby moje istnienie zależało tylko od tego, żeby do tej, a nie innej nory wejść. Kierowany przez nieokreśloną siłę brnąłem do podziemnego jeziora i tam czekałem na coś niezwykłego, co miało się wkrótce wydarzyć. Kiedy was dostrzegłem, poczułem się rozczarowany i pragnąłem ukryć się głębiej, lecz nie byłem w stanie się ruszyć pomimo wysiłku. Moje stopy przywarły do podłoża, jakby zostały do niego przyklejone. Przerwałem swoje wysiłki, gdy dostrzegłem niezwykłą próbę waszej przeprawy. Ten gość – wskazał ręką na leżącego Wojsława – zamiast unieruchomić pompy wodociągu i załatwić sprawę zatruwania wody, poszedł oczyścić ujęcie dla potworów mieszkających na powierzchni. Ludzie są dziwni, tym bardziej odmienieni, jak on. Dlatego pomimo starań nie zrozumiem człowieka. Jest w nim tyle samo dobra ile zła, a być może tego drugiego jest znacznie więcej.

- Dlaczego o sobie mówisz w rodzaju męskim? – niespodziewanie padło pytanie zadane nie wiadomo przez kogo.

- W świecie stworzonym przez człowieka, to mężczyzna jest tym, który decyduje i ma rację. Pozostali, a zwłaszcza kobiety, mogą się tylko przyglądać i najlepiej było jak nie zabierały głosu. Jedynie córki na ojców maja jakiś wpływ…

Niezwykły przybysz przerwał dość nagle i zaczął śpiewać w sposób niezwykle monotonny. Nikt z obecnych nie rozumiał powodów jego zachowania. Mamrotanie i zawodzenie bardzo przypominało występy indiańskich szamanów w filmach o dzikim zachodzie. Nawet dźwięk bębnów pojawił się nie wiadomo skąd. Jednym wyjątkiem był brak wibracji, jakby te odgłosy rozbrzmiewały jedynie w głowach słuchaczy.

Dookoła zawodzącego, w bliskiej odległości, pojawiła się biała smuga, przypominająca ulubiony trik filmowców, kiedy chcieli pokazać zjawy. Wrażenie było tak łudząco podobne, że ci z grupy wychowani na telewizji ponownie znaleźli się w roli widza. Inni dostrzegli w niezrozumiałym zjawisku mgłę bardziej w pewnych miejscach skoncentrowaną. Tylko Sasquatki w tym zobaczyły coś niezwykłego. Przypatrywały się z intensywnością świadczącą o wielkim skupieniu, starały się ze wszystkich sił nie przeoczyć najmniejszej smugi.

- Dawno nie podziwiałam potężnego szamana przy pracy – wyrwało się jednej z sędziwych, owłosionych matron.

Biel dookoła nieprzytomnego Skorupki układała się w linie przypominające groteskowe postacie, wymarłe zwierzęta i występujące współcześnie. Widma ludzi również starały się zbliżyć do leżącego Wojsława, lecz jak cała reszta bezskutecznie.

- Nie dadzą rady, są zbyt słabi do wyparcia toksyn z organizmu – powiedziała przejętym głosem jedna Sasquatka do drugiej.

- Poradziliby sobie gdyby trucizna była pochodzenia naturalnego, ponieważ oni są przywiązani do tego świata.

Człekozwierzę nie zrezygnowało pomimo widocznego fiaska jego wysiłku i utraty sił. Wbrew zdrowemu rozsądkowi wzmógł siłę swojego głosu, co spowodowało, że zaczął powoli się rozpadać od tyłu. Początkowo zjawisko nie było widoczne, lecz z czasem ubytek ciała zwiększył się znacznie. Walka o ratowanie Wojsława była przegrywana i na nim też można było to dostrzec. Wżery w ciele w miejscu kontaktu z odpadem chemicznym się pogłębiały i zaczynały zagrażać ważnym organom.

Kiedy postać niezwykłego szamana rozsypała się w pył, białe widma zniknęły, a wraz z nimi zamilkła muzyka. Cisza jaka zapadła była niesamowita, mogła tylko oznaczać, że z Wojsława odpłynęło życie. Widocznie poświęcenie się jego dla ratowania ocalałych ludzi na powierzchni zakończyło się tragicznie.

Odgłos pracujących pomp przybrał na sile, albo tylko przebywającym w podziemnej jaskini tak się tylko wydało. Podobnie na początku rozświetlenie się skał wydawało się tylko złudzeniem. Jednak pojawienie się czerwieni, błękitu, lazuru, iskrzącego brązu pod postacią niewielkiej tęczy rozwiało wszelką wątpliwość. Intensywność barw oszałamiała i zmusiła wszystkich do chwilowego oderwania wzroku od centrum. Podobnie, jak wcześniej podczas wejścia Człekozwierza w postać szamana.

Sasquatki, również tym razem nie były w stanie zachować spokoju i nie pokazywać po sobie jak bardzo są wstrząśnięte tym, co widzą. Nikt przez miliony lat na tej planecie nie miał zaszczytu widzenia i przebywania w pobliżu wysłanników czterech żywiołów ognia, powietrza, wody i ziemi.

Obie Sasquatki o ile wcześniej miały wątpliwości kto wysłał Człekozwierza z misją ratowania Obrońcy Naznaczonej, w tym momencie się jej pozbyły. Musiała sama pramatka twórczyni wszystkiego podjąć interwencję.

Tęcza składająca się z czterech kolorów zawisła nad Wojsławem i jej promienie w postaci przypominającej krople deszczu zaczęły zwilżać leżącego. Oprócz tego, że ciało zapadało dalej się w sobie żadnego innego efektu nie było widać. Nagle pojawił się nie wiadomo skąd w zamkniętej jaskini wiatr. Zaczął łączyć ze sobą kolory w jeden tworząc wir i w niego został wciągnięty nieprzytomny Skorupko. Trąba powietrzna obracała się szybko w jedną stronę, a mężczyzna powoli w drugą. Dzięki temu członkowie niezwykłej wyprawy mieli możliwość przez krótki czas, dokładnie obejrzeć głębokie rany zrobione przez kapiące z góry odpady chemiczne.

Wiatr jeszcze bardziej wzmógł swoją siłę wirowania i zwiększyło się nasycenie kolorów. Wojsław skrył się całkowicie w kokonie zrobionym z czterech żywiołów i przez pewien czas nie było widać, co się z nim dzieje. Widowisko trwało kilka minut i w jednej chwili się skończyło. Żywioły z wiatrem znikły nie pozostawiając po sobie najmniejszego śladu, a Skorupko stał na chwiejących się nogach, podparty poszczerbionym mieczem, i w postrzępionym ubraniu. Rany po wcześniejszych oparzeniach zniknęły, skóra ściemniała i nabrała odcienia południowca.

- Jak się czujesz? – zapytała Ari podchodząc do mężczyzny chcąc go ochronić przed upadkiem.

- Bywało gorzej – odpowiedział.

- Teraz to przesadzasz – powiedziała Prima.

- Pamiętasz, co ci się przytrafiło? – przerwała byłej szczurzycy, pytaniem zaciekawiona Sasquatka.

Wojsław skupił się nad odpowiedzią i przypominał sobie kolejne wydarzenia od chwili wejścia do niewielkiej jaskini i natrafienia na żrącą przeszkodę. Jego plan pokonania trudności był prawie doskonały, do czasu gdy postanowił ochronić ludność korzystającą z skażonego ujęcia wody.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 29.10.2019
    Ciekawa część nakłaniająca do zastanowienia się nad samozagładą ludzkiej jednostki. Człekozwierzę potrafi wiele lecz nie potrafi uzasadnić swojego zachowania. Sztuczna inteligencja wyhodowana w laboratorium nie jest w pełni przystosowana do środowiska.
    Wojsław uratowany, a jego przyjaciele uczestniczyli w pokazie uzdrowienia.

    Pozdrawiam ciepło
  • Podobno nie ma chorób, których nie można by wyleczyć, może co najwyżej nie być jeszcze wiedzy na to pozwalającej. Jeśli znajdziemy lekarstwa na wszystkie choroby, staniemy przed innymi problemami, takimi jak długowieczność i przeludnienie Ziemii, co zaczyna już nam doskwierać. Niektóre teorie głoszą, że naturalną koleją rzeczy jest podbój innych planet. Czyżbyśmy byli, my ludzie, kosmiczną szarańczą?

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania