Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 85

Wojsław chodził wzdłuż ogrodów zawieszonych dość wysoko nad podłożem i w podświadomości o czymś takim albo podobnym kołatało mu w głowie. Gdzieś, kiedyś słyszał o wiszących ogrodach, lecz w tym momencie nie pamiętał o miejscu, które umożliwiało mu lokalizację. Musiało być to dawno i przeczytał o tym w wzmiankach o cudach antycznego świata. Nagle doznał olśnienia i już wiedział, że coś takiego istniało w Babilonie, a okres świetności przerwały podboje. Jednak nie wiedział, co ludzkość jeszcze utraciła podczas grabieży zdobytego miasta. Jakie skarby były ukryte ze starej cywilizacji za grubymi bardzo starymi murami. Mocno rozbudowany system kanałów dostarczających życiodajną wodę stał się wrotami najeźdźców.

Kiedy podziwiał wiszące ogrody, dookoła niego zebrał się spory tłumek ciekawskich gapiów, składający się wyłącznie z rozumnych rogatych istot. Dzieci, gdy skierował wzrok na nie, chowały się za matkami, a ojcowie wychodzili do przodu by bronić swoją rodzinę w przypadku zagrożenia z jego strony.

Wojsław był nie mniej ciekawy ich widoku niż oni. Patrzył i zastanawiał się, co powinien o dziwacznych, jak dla niego stworach sądzić. Prawie każdy dorosły osobnik miał na sobie ozdobę w postaci najczęściej kamizelki. Część miała tylko nakrycia na głowie, albo ozdoby z klejnotów i nic po za tym. Rogate stwory, tak jak i on musiały należeć do ssaków, świadczyły o tym piersi samic, podobne do kobiecych, lecz owłosione. Młode sztuki miały jędrne niczym u panienki, a stare chude i obwisłe. Swoich organów płciowych nie skrywaali, jakby one były czymś naturalnym i tym zasadniczo różnili się od ludzi.

Prawdopodobnie zaczęliby go dotykać niczym zwierzątko w zoo, lecz interwencja jednego z przewodników przerwała te niecodzienne spotkanie. Przedstawiciel ich gatunku musiał mieć wielkie poważanie, albo władzę. Wystarczyło kilka gardłowych słów i zostali sami.

- Co im powiedziałeś? – zapytał zaciekawiony Skorupko.

- Że jesteś gościem Rady Starszych i że nie jesteś dziwolągiem. Proszę nie dziw się ich zachowaniu, lecz oni nigdy nie widzieli człowieka, a coś nieznanego zawsze przyciąga uwagę i wywołuje strach.

- Śmiałe posunięcie, lecz, że ciebie posłuchali to jestem zaskoczony.

- Oceniasz innych z pryzmatu ludzi jakimi się otaczałeś i dziwi ciebie odmienne zachowanie, od tego jakiego spodziewasz się w takiej sytuacji.

Wojsław po zastanowieniu się zdał sobie sprawę, że faktycznie osądzał innych według powszechnie stosowanego schematu. Czyli oceniał podobnie jak ogół, od stopnia pokrewieństwa, posiadanych znajomości i dzielił według uznania, a nie za osiągnięcia, wiedzę oraz umiejętności, o ile nie był to ktoś obcy. Niespodziewanie doświadczył, tak jak przybysze uczucia odrzucenia, które towarzyszy człowiekowi wkraczającemu w nieznane od wieków.

Rozproszone światło wytworzone przez porosty rosnące głęboko pod ziemią budziło w nim niepokój, prawdopodobnie dlatego, że miało odcień zgniłej zieleni. Nigdzie na powierzchni nie spotkał takiej barwy, z wyjątkiem błyskającego oświetlenia dyskotek, lecz w nich bywał dawno i sporadycznie. Dość szybko zaprzestano używać takiego odcienia, ponieważ zimna barwa nie sprzyjała zabawie i przy niej ludzie znacznie mniej wydają, niż gdy są oświetlani barwami ciepłymi, albo gorącymi, które wpływają na zwiększone spożycie alkoholi i napojów.

Krocząc za przewodnikiem krętym wąskimi chodnikami, pośród rozstępującego się przed nimi tłumem tubylców, rzadko miał sposobność dostrzec zaułki i sutereny. Mogło być to spowodowane budową dużej jaskini w jakiej przebywali. Ściany budynków postawione w części z bloczków marmurowych nie świeciły, widocznie odłupanie od macierzystej skały i jego obróbka powodowały jego martwość i wydalenie z siebie mikroelementów potrzebnych do wegetacji porostów. Jednak czyniono wysiłki by przynajmniej fasady domów w jakiś sposób ozdobić. Powszechnie do tego używano białego wapna i farby w jasnoniebieskim odcieniu. Zestawienie kolorów nawiązywało do zabytkowych greckich miasteczek. Tylko w tym podziemnym osiedlu koloryt był wzbogacony minerałami i kamieniami półszlachetnymi wkomponowanymi w ściany. Pośród nich najwięcej było okazałych kryształów górskich, ametystów, agatów i hematytów. Skorupko wypatrzył jeszcze karneol i chryzopraz, zaledwie część nierozpoznanych pozostałych widział, a ogrom różnorodności oszałamiał.

Przewodnik doprowadził go do okazałego placu usytuowanego najprawdopodobniej w centralnej części jaskini, gdzie dostrzegł swoich przyjaciół konferujących ze sporą grupą gospodarzy. Kiedy podszedł bliżej zorientował się, że rozmowy toczą się w zasadzie pojedynczo. Jedynie Ari towarzyszyły dwie Sasquatki i nie odstępowały jej nawet na krok, gdy się przemieszczała. Godnie zastępowały obrońcę podczas jego niefrasobliwej nieobecności, albo występowały w roli doradczyń, lecz tego z oddalenia nie mógł ocenić. Najbliżej niego znajdował się Azyn, który w wielkim skupieniu słuchał jakieś sędziwej autochtonki, trzymającej w rękach zabytkowy wolumin. Czytała na głos coś z niego i dopiero zbliżenie się dało możliwość Skorupce zorientowania się w poruszanym temacie. Okazało się, że jest to saga z przed tysięcy lat opisująca losy ocalałych mieszkańców Ziemi po wybuchu gigantycznego meteorytu. Podczas kataklizmu ucierpiały nie tylko gatunki rozumne, lecz przede wszystkim zwierzęta, najbardziej te mieszkające najbliżej epicentrum. Wiele z nich później nigdy nie odzyskało wielkości poprzedniej populacji, a bliskie pokrewieństwa poskutkowały wymarciem. Najbardziej interesował byłego szczura rozdział poświęcony jego rasie od początku sprowadzenia ich przez pramatkę na błękitną planetę, do przewrotu Uzurpatora. Właśnie wtedy jego rasa nagle i tajemniczo znikła z planety. Wysnuto kilka teorii próbujących to wyjaśnić, lecz dopiero niedawno za sprawą Wojsława okazało się, że wszystkie są błędne. Azyn poinformował o tym swoja rozmówczynię, a ona nie bacząc na to, że zniszczy starą księgę, szybko na jej marginesach naniosła informację o jego powrocie. Zainteresowała ją wzmianka dotycząca Primy i nie chcąc tracić okazji dowiedzenia się więcej, przeprosiła rozmówcę i wcisnęła się w powstałe grono fanów dawnej szczurzycy.

- Czego ciekawego dowiedziałeś się o tym miejscu? – podchodząc zapytał Azyna mężczyzna.

- Teoretycznie bardzo wiele, ponieważ moim zdaniem nie chowają przed nami żadnych tajemnic. Tylko rozwój ich obecnej cywilizacji przebiegał w izolacji i z tego powodu pewne rzeczy są dla mnie nie zrozumiałe, a szczególnie jedna.

- Jaka?

- Zagadką dla mnie jest ich zdolność porozumiewania się z nami językiem twoim i Ari.

- Co w tym dziwnego przecież ty, Prima, Sasquatki, napotkani leśni ludzie, wilki, nawet wrony mówiliśmy tym samym, a przewodnicy i kilku przedstawicieli ich rasy wychodząc na powietrznię byli zmuszeni znać język mieszkających tam ludzi dla własnego bezpieczeństwa.

- Tylko wcześniej rozmawiałem z dziećmi i ich matkami.

- Może mają jakiś system edukacyjny, który uczy ich mowy potencjalnych wrogów.

Obydwaj każdy po swojemu starali się na swój własny sposób rozwikłać zagadkę skoro, aż tak powszechna znajomość ludzkiej mowy nie była potrzebna. Zrozumiałym i bardziej przydatnym byłaby znajomość kilku języków osób mieszkających nie tylko na najbliższym terenie. Rozważania ich przerwał odgłos fletu, co musiało być czymś wyjątkowym albo niecodziennym, ponieważ nagle zamilkły wszystkie prowadzone rozmowy. Zebrani na placu obrócili się w stronę, z której dochodziła muzyka i zamarli w oczekiwaniu. Grający zbliżał się sądząc po dźwiękach i w niedługim czasie ukazał się, wychodząc za narożnika budynku. Muzyk z wiankiem na głowie zrobionym z kwiatów, kroczył w rytmie na zwierzęcych nóżkach, stukając do taktu kopytkami. Krótki ogonek, jak u kózki, merdał w różne strony, a palce rąk płynnie przemieszczały się po instrumencie. Tanecznie podszedł do Wojsława, przez chwilę pograł i jak zakończył utwór, powiedział coś w rodzimym języku. Obrońca Naznaczonej niczego nie zrozumiał, lecz po chwili dotarło do niego znaczenie tych słów. Jeszcze w pełni nie rozumiał w jaki sposób to się stało i przez pewien czas zastanawiał się jak coś takiego jest możliwe.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Pasja 30.12.2019
    Prowadzisz czytelnika po tajemniczych obszarach i zaskakujesz niezwykłą formą. Paleta kolorów i wiszących ogrodów przypomina ogrody Semirandy.
    Czy tak będzie wyglądać świat po apokalipsie?
    Okazało się, że jest to saga z przed tysięcy lat opisująca losy ocalałych mieszkańców Ziemi po wybuchu gigantycznego meteorytu... A jednak coś pozostanie po przodkach. Zupełnie jak w czasach obecnych. Odkrywamy coraz ślady naszej cywilizacji.
    Pozdrawiam serdecznie
  • "- Co im powiedziałeś? – zapytał zaciekawiony Skorupko.
    - Że jesteś gościem Rady Starszych i że nie jesteś dziwolągiem. Proszę nie dziw się ich zachowaniu, lecz oni nigdy nie widzieli człowieka, a coś nieznanego zawsze przyciąga uwagę i wywołuje strach.
    - Śmiałe posunięcie, lecz, że ciebie posłuchali to jestem zaskoczony." – To jest dobre! Jakby tak spojrzał na nas ktoś z innego świata, innej planety, to musiałby odnieść wrażenie, że jesteśmy dziwolągami. Czy jakaś inna rozumna istota niszczyła by świat w którym żyje? No raczej nie...

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania