Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 88

Wojsława zasmucił ton przedstawiciela gospodarzy i z pewnym oporem wywołanym solidarnością ze swoją rasą, musiał mu przyznać sporo racji. Najchętniej w takich chwilach zapadłby się pod ziemię i wyszedł wtedy, gdy jakiś przedstawiciel innego gatunku o ludziach powiedziałby dobre słowo. Może kiedyś to nastąpi o ile uda im się usunąć z urzędu dyktatora, ponieważ tym z pewnością jest Uzurpator.

Nagle gdzieś pośród posagów rozległ się głośny wrzask – precz ludzkie pomioty, wynoście się stąd! – był on na tyle niespodziewany, że wywołał konsternację pośród wszystkich przebywających w tym miejscu. Ari musiała odczuć najbardziej ze wszystkich siłę nienawiści zawartą w tym okrzyku, ponieważ zapytała.

- Dlaczego padły te słowa i co jest ich przyczyną?

Najpierw odpowiedziało jej niewyraźne mamrotanie, które bardziej kojarzyło się monotonnym utyskiwaniem starej kobiety, niż rzeczową odpowiedzą na pytanie. Trwało to przez chwilę i przypominało coś na kształt dodawania sobie otuchy by stawić czoła wyzwaniu. Dopiero przedłużająca się cisza i wpatrywanie się wszystkich obecnych w jedno miejsce wywabiło rogatą staruchę z ukrycia. Skorupko w dzieciństwie słuchał i oglądał bajki więc na jej widok natychmiast przypomniały mu się pasujące do niej określenia - wiedźma, czarownica. Inni patrzący na nią prawdopodobnie odnieśli podobne wrażenia, sądząc po ich minach.

- To nasza zielarka i akuszerka – powiedział jeden z gospodarzy, chcąc przerwać krępującą wszystkich sytuację jaka powstała.

- Co panią tak uprzedziło do ludzi? – zapytał opiekun Naznaczonej, który sam w swoim mniemaniu dalej był człowiekiem. Dolegliwości jakie odczuwał po kontakcie z odpadami chemicznymi, ponownie przybliżyły go do schorowanej w ostatnich latach ludzkości.

- Gdy byłam młoda wychodziłam na powierzchnię nocami i przy świetle księżyca zbierałam zioła. Zawsze przed świtem z pełnymi koszykami wracałam do siebie, gdzie je suszyłam i robiłam z nich maści na różne dolegliwości. Stale miałam pełny zapas do następnej pełni. Z biegiem czasu nieszkodzące naturze rolnictwo i hodowla zwierząt zostało zastąpione zbyt wysokim nawożeniem i opryskami. Padały pszczoły masowo trute, a rozpylana chemia również zabijała zioła. Poszycie leśne, gdzie rosły najdelikatniejsze i najrzadsze rośliny lecznicze zostało rozjeźdżone kołami wielkich maszyn wykorzystywanych do ścinania drzew i takich służących jedynie do zabawy. Nawet dziewicze puszcze i rezerwaty padły łupem drwali pod przykrywką walki z kornikami. Ludzie uzbrojeni w kopcące maszyny, wyrywali i tratowali niczym jeźdźcy apokalipsy. Dbali jedynie o siebie i swoje dobro nie licząc się z nikim i niczym. Wszelkie naturalne dziury w ziemi, zwłaszcza porzucone wyrobiska i lasy nader często służyły im za składowisko wszelkiego typu odpadów. Przyświecała im tylko jedna myśl, byleby tylko dalej własne śmieci porzucić od domów, a fekalia wylać do rowów. Zawsze twierdziłam, że do śmiecia nazywającego się panami Ziemi, trzeba strzelać, jak oni do dzikich kaczek. Wybić wszelkiej maści dwunożne plugastwo, wtedy być może pozostali nabraliby choć trochę rozumu, albo lękaliby się żeby nie spotkał ich taki sam los za takie uczynki. Tylko mnie nikt nigdy nie słuchał. Najważniejsze dla przewodzącym nam tępaków było zachować naszą nędzną wegetacje w ukryciu. Lepiej nam by było zginąć z bronią w ręku niż chować się w norze.

Sędziwa zielarka i jednocześnie akuszerka wyrzuciła z siebie tłumioną przez lata złość i nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź szurając kopytkami po kamiennym podłożu poszła w miejsce, gdzie układ architektoniczny pozwalał jej szybko zniknąć słuchających jej z oczu.

- Powiedziała mocne słowa, aż mnie wnętrze rozbolało – powiedział Wojsław, który czuł się jakby był na kawałku ziemi gdzie na niewielkiej powierzchni przetrzymywano zbyt dużo i długo bydło. Pozostawione łajno uniemożliwiało przejście w czystych butach z jednego końca na drugi.

Gospodarze usiłując zmienić panującą atmosferę i ocieplić wzajemne relacje zaprosili przybyłych na przyjęcie zorganizowane na ich cześć w amfiteatrze, który swoją budową bardzo przypominał czasy antyczne. Podczas spotkania miały występować ich najmłodsze dzieci w przedstawieniu napisanym tysiące lat temu i pokazującym życie ich przodków. Goście byli ciekawi z jakimi problemami zmagali się w tamtym czasie mieszkańcy Ziemi i co było dla nich ważne. Natomiast mieszkańcy podziemnego osiedla przejawiali umiarkowane zainteresowanie, widocznie wielokrotnie oglądali ten spektakli i jego treść znali na pamięć. Jedynie nie zawiedli frekwencją najbliżsi małych aktorów, dziadkowie, rodzice oraz inni krewni przybyli w zwartych grupach i przez cały czas prowadzili ze sobą ożywioną rozmowę. Postępowanie ich i zwyczaje w tym przypadku bardzo podobne były do ludzkich, tak bardzo bliskie sercu Skorupki.

Spektakl rozpoczął się o zaplanowanym czasie, na scenie z wykonaną z rozmachem dekoracją. Widocznie jest ona w całości, albo w poszczególnych częściach przeznaczona do wielokrotnego wykorzystywania. Młodzi aktorzy mieli na sobie stroje i gadżety przenoszące ich w odległą epokę i wykonane nadzwyczaj profesjonalnie. Całość miała prawdopodobnie za zadanie nie dawać możliwości swobodnej interpretacji. Jednym słowem koło miało być kołem wozu, a nie dyskiem, słońcem czy kraterem. Pierwszym wrażeniem jakiego Wojsław doświadczył był widok współczesnej mu ulicy podczas ostatnich dni przed spotkaniem Ari. Wrażenie było dość niesamowite o ile pomijało się kopyta i rogi. Przechodnie przechodzili obok ogródka kawiarni, a on pijąc kawę i jedząc lody patrzył na przypadkowe osoby. Cześć z nich prowadziła rozmowy, inni korzystali z połączenia za pośrednictwem mikrofonu przy ustach zawieszonym na uchu, kończącym się niewielkim głośnikiem. Dziecięce wózki nie miały kół, lecz unosiły się niewysoko nad ziemią, podobnie jak pojazdy w tle. Dialogi opowiadały o codziennym życiu, problemach i nadziejach związanych z przyszłością. Prawie się nie różniły od tych ludzkich jakie pamiętał i zdominowane były przez politykę.

Drugi akt był inny i odbywał się w pomieszczeniu, gdzie toczyła się rozmowa ważnych urzędników, albo przywódców. Przedstawiano problemy z aprowizacją w dość nudny sposób, dopiero wzmianka zbyt poważna jeszcze nierogatej małej panienki, obudziła czujność Skorupki.

- Przebywamy w najbardziej nietrwałym kamieniu i jesteśmy zasypywani przez niebezpieczne resztki poprodukcyjne. Wynalezione dwa pokolenia wcześniej specyfiki stosowane w uprawach roślin, doprowadziły do zwiększenia zachorowań prostaty, nerek i jajników. W wyniku wieloletnich zaniedbań nasza żywność została zbyt mocno zmodyfikowana i nas zabija.

Wojsław gdzieś kiedyś czytał albo słuchał czegoś na ten, lub podobny kilka lat przed wojną – coroczna analiza składu chemicznego naszych pokarmów, niezbicie udowadnia, że każdego kolejnego roku drastycznie rośnie modyfikacja chemiczna tego co jemy. Rolnicy w Polsce masowo i na wielką skalę opryskują pola pestycydowymi truciznami. Dlatego w zebranych plonach roi się od glifosatu, który w pierwszym pokoleniu konsumentów nie jest szkodliwy, lecz w kolejnych zwiększa, wręcz potęguje zachorowalność na nerki, jajniki i prostatę – kolejny temat poruszony na scenie przerwał tok jego myśli.

- Dla naszego dobra i przyszłych pokoleń musimy z odpadów i piasku robić bloki skalne nieaktywne chemicznie, bardzo twarde, ciężkie, a z nich będziemy wznosić gigantyczne budowle.

Słowa wywołały nowe skojarzenia. Doskonale pamięta jak na dzień przed spotkaniem Ari przeczytał wzmiankę w Internecie. Jego uwagę przykuło nazwisko Arkadiusza Brzeskiego, o nim dowiedział się już w dwa tysiące dwunastym roku za sprawą mediów, gdy wynalazł „piec Brzeskiego”, który spalał wszystko, poczynając od plastiku po resztki z obiadu nie obciążając środowiska naturalnego, a w zamian produkując mazut. Wtedy po informacjach prasowych chciał kupić taki piec za pięć czy sześć tysięcy złotych, lecz wynalazca się wycofał z uruchomienia produkcji. Powodem zaniechania było zastraszenie go przez urzędników, że jak zbuduje maszynę do produkcji mazutu, to będzie musiał płacić akcyzę w wysokości maksymalnej dobowej wydajności pieca. Patent nie zainteresował władz polskich, ostatecznie kupił go inwestor z Afryki i pomysł Polaka wdrożył na innym kontynencie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 3

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 09.01.2020
    Spotkanie oburzone zielarki akuszerki i jej uprzedzenie do ludzi ma pewne. uzasadnienie. Jest ona zaocznym świadkiem niszczenia środowiska przez człowieka. Wszystko co pogłębiało ten proceder było spowodowane chęcią zysku. Chemia dodawana do żywności napędzała rynek, ale truła powoli. Dopiero następne pokolenia doświadczyły chorób. Piec Brzeskiego? Ciekawe rozwiązanie, jednak niedocenione.
    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania