Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 90

Ari dostrzegła wyraz twarzy Wojsława, emocje jakie nim targały i wyczytała z niej jego intencje. Niczym na przyjęciu przeprosiła taktownie rozmówczynię, a była to wybrana delegatka z podziemnego osiedla, w którym przebywali. Podeszła do Skorupki i powiedziała.

- Przestań się denerwować, wytrzymaj, niedługo ruszamy.

- Łatwo tobie jest to powiedzieć, ty z pewnością tego nie doświadczasz, lecz mi stale przypominają, że jestem tym gorszym.

Delikatny śmiech rozbawienia jaki zagościł na jej ustach, wyprzedził jej słowa niczym zwiastun, albo posłaniec.

- Przewodnicy nie musieli nas tutaj przyprowadzać, tylko chcieli, lub musieli. Spotkanie nasze zostało dość dawno dobrze zaplanowane i przygotowane. Jestem przekonana, że kilkakrotnie przećwiczone. Niczego nie zostawili przypadkowi oprócz tego incydentu ze samospaleniem. Dopiero wtedy dostrzegłam u nich zaskoczenie, konsternację i zagubienie. Czegoś podobnego wcześniej nie widziałam, a logicznie analizując w kilku przypadkach powinno zaistnieć.

- Jesteś pewna?

- Jak najbardziej, delegatka niechcąco się wygadała, oczywiści nie wprost, tylko nie zbyt dobrze wyuczyła się historii Naznaczonych z ich rasy, jaką mi miała przedstawić. Doskonale znała imiona i kolejność zasiadania w Radzie, lecz gubiła się, kiedy jej przerywałam pytaniami i przekręcałam fakty. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że gdy rozmawiamy zdążyła złożyć meldunek, w którym ostrzegła, o swojej dekonspiracji.

Naznaczona wróciła kontynuować przerwaną rozmowę, a Wojsław korzystając z chwili spokoju przypominał sobie i analizował wszystkie atrakcje jakimi uraczyli ich przemili gospodarze. Nawet długo nie trwało jak doszedł do podobnych wniosków co Ari. Tylko miał sobie za złe, że jest zbyt otumaniony żeby samemu to dostrzec. Minęło kilkanaście minut i uśmiechnął się do siebie, gdy dojrzał zmianę w postawie przebywających w pobliżu rogaczy. Musieli zostać uprzedzeni, że przybysze przejrzeli ich grę.

Nagle Wojsława spowiła ciemność, a wszelkie jego zmysły zaczęły zawodzić. Stracił poczucie kierunku i już nie wiedział gdzie jest góra, czy dół. Podobnie przestało istnieć pojecie prawa i lewa, ciepła, zimna. Pozbawiony wzroku skupił się na węchu i w pierwszej chwili przestraszył się, że i on zawiódł. Jednak po jakimś czasie poczuł słabą woń środków opatrunkowych. Nieprzyjemny aromat jaki zapamiętał z sal szpitalnych, z poprzedniego życia, zaczął nasilać się i po chwili uzyskał pewność tego co czuje. Powoli z oddali zaczęły docierać niewyraźne odgłosy ożywionej rozmowy. Czas stracił w nim wewnętrzny rytm. Jego ciało zapomniało kiedy i jak należy oddychać, czy sam wdech do funkcjonowania przypadkiem już nie wystarczy.

Mocny promień światła wrzynał się w niego, jak skalpel w miękkie tkanki i nie pozwalał mu na dalsze oddalenie. Ból jaki odczuwał zaraz po zatruciu chemicznym, jak bumerang powrócił i nie pozwolił mu na dalszą wędrówkę w niebycie. Wyrwał go niczym kleszcze z otchłani i zmusił do otwarcia oczu. Kiedy uchylił powieki przed sobą zobaczył zatroskaną twarz Ari. Dookoła niej stali pozostali członkowie ich grupy z minami podobnymi do goszczącej na twarzy Naznaczonej.

- Co się stało, gdzie jestem? – zapytał nieswoim głosem.

- Lepiej będzie jak to wyjaśni fachowiec – odpowiedziała kobieta i odsunęła się wraz z pozostałymi od czegoś na czym leżał.

Gdy to uczyniła, ktoś się zbliżył i przed sobą zobaczył postać lekarza z przed wieku w binoklach na nosie rogatej twarzy. Jego pochylenie nad Wojsławem spowodowało, że słuchawka stetoskopu wiszącego na szyi, wysunęła się z kieszonki białej kamizelki i zawisła nad klatką piersiową lezącego. Medyk popatrzył wnikliwie w oczy pacjentowi i powiedział.

- Najgorsze minęło, leki zadziałały i powoli wracasz do zdrowia.

- Gdzie jestem? – zapytał ponownie zniecierpliwiony.

- Na oddziale toksykologicznym naszego szpitala, przynajmniej dla ciebie tak powinna brzmieć zrozumiała odpowiedź – odpowiedział, mierząc w tym czasie puls za pomocą swoich palców i nakręcanego zegarka wyjętego z kieszonki.

- Ale ja niczego nie jadłem i nie piłem.

- Nie musiałeś. W tobie jest tyle chemii, że wystarczyłoby do wytrucia połowy miasta. Miałeś dużo szczęścia, ponieważ wszystkie związki toksyczne w twoim ciele ulokowały się w jednym miejscu. Jakby twój organizm je tam specjalnie umieścił i zamknął w czymś przypominającym sakiewkę. Silne emocje jakie tobą targały w ostatnim czasie naruszyły osłony i niewielka cześć przeniknęła do układu immunologicznego. Atak nastąpił dla ciebie w odpowiednim miejscu i chwili. Gdyby to stało się gdziekolwiek indziej nie miałbyś najmniejszych szans, a tak uratowaliśmy ci życie, zamykając toksyny na powrót w tamtym miejscu.

- Nie można było ich wyciąć, albo odessać? – zapytał pacjent.

- Odpowiem krótko, nie i wiem co mówię, ponieważ my naprawdę jesteśmy dobrzy w usuwaniu wszelkiego rodzaju toksyn.

Wojsław po takim stwierdzeniu nie był w pełni przekonany o wysokiej kwalifikacji rogatych lekarzy w usuwaniu z organizmów chemicznych zanieczyszczeń. Z prostej przyczyny, nie posiadali i nie wykorzystywali nowoczesnych technologii szkodzących środowisku. Wszelkiego rodzaju zanieczyszczenia pochodzące z uciążliwych zakładów i nie należących do ludzi, byłyby zlokalizowane bardzo szybko, a wyniki analiz zostałyby nagłośnione. Dlatego swoimi spostrzeżeniami podzielił się z podziemnym medykiem, który odpowiedział.

- Zgadzam się z tobą, ponieważ toksycznych fabryk takich jak ludzie nie posiadamy, a wszystkie niezbędne nam wyroby produkują zakłady, według waszej miary rzemieślnicze, albo manufaktury. Dlatego odpady poprodukcyjne jednych są wykorzystywane przez drugich. Wytworzony sprzęt służy wiele lat i przechodzi z pokolenia na pokolenie. Najbardziej obca nam jest moda, szczególnie częste wymiany garderoby.

Skorupko nie wytrzymał do końca wywodu i nietaktownie przerwał mówiąc.

- Zauważyłem, że u was nie występuje coś, co nazwałbym kompletnym ubraniem. Kamizelka, czy kubraczek oraz nakrycie głowy nie są tym do czego ludzie by się ograniczyli.

- Zgadzam się z tobą, lecz zaledwie półroczne wykorzystywanie ubrania to jest, zgodzisz się ze mną, gruba przesada. Kiedyś ludzie też posiadali wytrzymałe stroje, a sukienki ślubne były wykorzystywane przez kilka kobiet.

Wojsław nie ograniczył się tylko do wysłuchania i wyczekawszy odpowiedni moment powiedział.

- O ile sobie przypominam, to większość noszonych przez ludzi rzeczy rozpadała się w dość krótkim czasie. Dlatego zakup nowej garderoby wynikał z konieczności, a nie z jakiegoś widzimisie.

- Właśnie – skomentował lekarz, uderzając jedną dłonią zaciśniętą w pięść w drugą otwartą – i w ten sposób doszliśmy do wcześniejszej twojej wypowiedzi. Teraz mogę dokończyć moją wypowiedź o ubraniach. Podobnie jak ludzie pijemy wodę i od dłuższego czasu jest ona zanieczyszczona mikroplastikiem, w którego skład wchodzą syntetyczne włókna pochodzące z pranej i płukanej odzieży. Ich mikroskopijne rozmiary sprawiają, że są szczególnie szkodliwe, ponieważ odkładają się w organizmach. Wodę filtrujemy, jednak nawet najlepsze nasze filtry wyłapują do pół milimetra. Pozostałe przenikają do naszych organizmów wraz w wodą.

- Skoro o tym wiecie, to zmieńcie ujęcia na źródlane.

Rogaty medyk popatrzył na Wojsława krytycznym okiem i najprawdopodobniej w ten sposób oceniał jego zdrowie psychiczne, albo poziom niewiedzy, czy ignorancji.

Średnia ocena: 4.5  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 13.01.2020
    Pewnie słuszna reakcja Wojsława na fakt, że jest gorszym od nich. Sam fakt, że tam się znalazł i musiał wysłuchiwać tych strasznych wizji. Samospalenie było pewnie tak jak mówiła Ari niezaplanowane, ale ma pewien wydźwięk dla ludzi. Zagłada Żydów nazywana była "całopalenie, ofiara całopalna".
    Bardzo ciekawie przedstawiona teza zatruwania organizmu. U Wojsław w postaci sakiewki która w ty czasie się otworzyła i gdyby nie doktor pewnie zatrułaby cały organizm. I znowu bunt w umyśle Wojsława na temat kupowania odzieży. Problem surowców wtórnych nie zawsze dobrych.

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania