Poprzednie częściAri odcinek 1

Ari odcinek 95

Gdyby ktoś Wojsława zobaczył w tej chwili z pewnością powiedziałby, że jest oszołomiony i nie wie co się z nim dzieje. Jeszcze chwilę wcześniej leżał na posadce w siedzibie Rady Naznaczonych i widział jak rozpada się budowla, grzebiąc pod gruzami będących w środku. Ari i pozostali ocaleli, oprócz niego, widocznie to oni mają odbudować planetę ze zniszczeń jakie uczynił człowiek i przemieszczenia się płaszcza ziemskiego. Widocznie wszystko na Ziemi wróciło do stanu poprzedzającego erę człowieka. Gigantyczne miasta, zdobycze cywilizacyjne i osiągnięcia nauki w jednej chwili przestały istnieć. Ocaleli ze zniszczeń i ci którzy opuszczą matecznik, będą zmuszeni do wspólnej egzystencji o ile nie popełnią wcześniejszych błędów i nie skoczą sobie do gardeł. Chciałby kiedyś zobaczyć jak Ziemia będzie wyglądać za pięćdziesiąt, albo sto lat, gdy zaleczą się jej blizny i wygoją rany. Najprawdopodobniej puszcze wyrosną na gruzach miast, albo w ich miejscach powstaną jeziora. Równie dobrze mogły całe kontynenty zapaść się w odmętach oceanów, a na ich miejsce wynurzyły się nowe. Lasy, czy prerie opanują stare i nowe zwierzęta. W dorzeczach rzek, czy na brzegach jezior i mórz powstaną nowe osady istot rozumnych, niekoniecznie ludzkich, by po pewnym czasie przerodzić się w miasta.

Teraz już wiedział w jakim celu pramatka sprowadziła na Ziemię Sasquatki. To do nich należała obrona Naznaczonej, a nie do niego. Widocznie od samego początku wiedziała jak bardzo on zawiedzie. Jeszcze nie dopuszczał do siebie innego wytłumaczenia własnego niepowodzenia i nie znajdował usprawiedliwienia swojej porażki. Może byłoby inaczej, gdyby bezdusznemu udało się w pełni naprawić jego uszkodzone ciało. Przynajmniej gęsta mgła w jakiej się znalazł, skrywała jego zakłopotanie nawet przed nim samym.

Tkwił zawieszony w jakimś obłoku i nie wiedział w jaki sposób w nim się znalazł, gdzie właściwie jest i co w nim robi. Kilkakrotnie próbował wyjść z tej mgły. Początkowo nieśmiało bojąc się, że spadnie przesuwał na przemian bose stopy po czymś bardzo gładkim, niczym po szkle. Tylko żadna tafla szklana nie jest aż tak duża. Później chodził, nawet biegał i nie dotarł do jej końca. Nawet uklęknął i przysunął twarz blisko niej, żeby to sprawdzić. Pomimo długiego trwania w niewygodnej pozycji nie zaobserwował niczego mogącego nakierować go do rozwiązanie zagadki. Podobnie nie był w stanie znaleźć wytłumaczenia dla swojego wyleczenia. Wreszcie zadał sobie pytanie - Czy tak wygląda śmierć? – długo zastanawiał się nad odpowiedzią i nic nie był w stanie wymyśleć do czasu odczucia pragnienia i głodu.

- Czyżbym jednak umarł i znalazł się w zaświatach. Może wkładanie do miejsca pochówku pokarmów w dawnych czasach było potrzebne. Wiele kultur nie stykających się ze sobą, w różnych częściach świata praktykowało ten zwyczaj.

Dawno nie był głodny i spragniony od czasu spotkania Marii, a właściwie Ari. Wtedy ona go po raz pierwszy i ostatni nakarmiła. Później jadł i pił, lecz nie czuł sytości. Jakby te czynności robił z przyzwyczajenia, aż do czasu kiedy nie wiedzieć dlaczego je zaniechał.

- Dobrze, że jest ciepło inaczej dupa by mi zmarzła – pozwiedzał głośno do siebie i nasłuchiwał powrotu echa. Gdyby tak było świadczyłoby to, że w tamtym kierunku jest jakaś ściana. Kilkakrotnie nawet głośno krzyknął, lecz bez powodzenia. Kiedy nie było najmniejszego odzewu przez chwilę czuł się rozgoryczony. Postanowił porzucić ponure myśli, które go nawiedzały i skupić się na swoich pozostałych zmysłach. Wzrok odpadał widział tylko mgłę i panowała kompletna cisza. Poczucie upływu czasu istniało i z każdą chwilą dawało o sobie znać w postaci burczenia w brzuchu.

Istniało jeszcze coś w postaci odczuwania ruchu. Wojsław kiedy to odkrył był zaskoczony i w pierwszej chwili myślał, ze mózg go zawodzi i płata mu figle. Jednak skupił się na wspomnieniu jazdy pociągiem. Koniecznie musiał swój pomysł sprawdzić i zamknął oczy. Usiadł i usiłował usnąć. Przymknął oczy i się rozluźnił. Kilkakrotnie bardzo powoli obracał się, aż uzyskał pewność.

- Przemieszczam się w tamtym kierunku – powiedział wyciągając palec przez siebie, początkowo ten gest był niepewny, lecz po kilku próbach uzyskał pewność.

Widocznie zmysły jakie w sobie posiadał, zwłaszcza dwa równowagi, nie zawiodły go i tym razem. Nawet ucieszył się tym odkryciem, lecz w tym czasie mgła zaczynała się rozpływać. Teraz dostrzegał pasma bardziej, lub mniej intensywne. Pospiesznie wstał i z zaskoczeniem stwierdził, że widzi przed sobą miasto, a mgła opada. Najmocniej w oczy rzucała się lazurowa barwa nieba, bardziej pasująca do czystej wody niż do powietrza w górze. Daleko nad budynkami wznosiły się wysoko ośnieżone szczyty gór i one wdawały się jakieś dziwne, ponieważ śnieg był różowy. Mogło być to spowodowane jakimś chemicznym zanieczyszczeniem, więc powinien się o to martwić, ponieważ miał czas przywyknąć do czegoś podobnego. Przedziwny koloryt kwadratowych i prostokątnych budynków z płaskimi dachami też dał się wytłumaczyć. Poszczególne fragmenty elewacji zostały wymalowane różnymi kolorami. Bardzo przypominało to wykupione mieszkania w kilkurodzinnych budynkach w latach dziewięćdziesiątych w okresie transformacji. Wtedy bardzo szybko okazało się, że społeczeństwo polskie wcale nie jest takie jednomyślne jak wszystkim się wydawało. Kiedy ludzie stali się właścicielami swoich lokali bardzo pragnęli zaakcentować ten fakt i narzucać swoją wole pozostałym. Poczynając od utrzymania czystości w częściach wspólnych, poprzez dobieranie kolorytów w klatkach schodowych i elewacjach. Utrzymanie terenu dookoła posesji też stanowiło okazję do zwady. Nawet gdy minęło ćwierć wieku i zaczęto odnawiać zabytkowe elewacje, to i tak były one zeszpecone przez powstawiane różne okna.

Mgła opadała i każdej chwili groziło Wojsławowi odsłonięcie przed mieszkańcami miasta jego czterech liter. Gdy mleczna osłona sięgała pępka, nagle coś co nie było wiatrem, ponieważ na swoim nagim ciele nie odczuwał najmniejszego powiewu, przywiało do niego kawałek tkaniny. Niebieski materiał owinął się dookoła niego i odruchowo w pierwszej chwili chciał go z siebie zerwać. Jednak powstrzymał się od tego, gdy zauważył, że jest czysty i nie jest to jakaś stara brudna szmata. Dłonią pogładził sukno, lecz pod palcami nie wyczuł struktury tkania. Gładką powierzchnią przypominało grubą folię, a nie bawełnę, jedwab, czy len. Zawsze był przekonany o swojej zdolności odróżniania materiałów pochodzenia naturalnego od tych wykonanych z włókien syntetycznych. Tylko w tym przypadku nie potrafił określić z jakim ma do czynienia. Był przewiewny, zapewniał ciepło i czuł się w nim dobrze, jakby w czymś takim zawsze chodził. Odczucie było wyjątkowo realistyczne i obawiał się popsucia magii chwili swoim zaprzeczeniem.

Kiedy mgła całkowicie zniknęła ze zdumieniem na swoich stopach dostrzegł sandały. Obuwie musiało być szalenie wygodne, skoro nie czuł go wcześniej na nogach. Mógł stać dalej w jednym miejscu i czekać na pojawienie się jakiegoś mieszkańca, albo iść i ich poszukać. Wybrał drugą opcję i śmiało ruszył przed siebie po ulicy wyłożonej bardzo równymi wielkimi kamiennymi płytami. Gładki szeroki trakt i wygodne obuwie pozwalały mu na pokonywanie drogi z jak najmniejszym wysiłkiem. Koniecznie musiał znaleźć jakąś fontannę, studnię, strumyk ,albo kran do miejskiego wodociągu i ugasić pragnienie. Cisza jaka panowała w wyludnionej miejscowości powinna mu pomóc w usłyszeniu szumu wody. Jednak szybciej niż się spodziewał bardzo mu to przeszkadzało. Gdyby było inaczej z pewnością odwiedzałby się nawet na migi, gdzie może zaspokoić pragnienie. Powoli stawało się to jego obsesją i nic innego się nie liczyło - koniecznie muszę się napić inaczej oszaleję – powtarzał w kółko. Droga stawała się katorgą, a on szedł przed siebie w poszukiwaniu jakiegoś ujęcia. Bardziej wyczuł niż zobaczył studnię. Usta same zbliżyły się do wypływającej wody i zaczął łapczywie pić. Gdzieś kiedyś słyszał o powolnym w takim przypadku zaspokojeniu pragnienia, lecz jego rozsądek został wyłączony. Długo nie trzeba było czekać na skutki, zakrztusił się, ogarnęły go konwulsje i uderzył głową o kamienną cembrowinę.

Jak długo leżał tego nie wiedział, lecz gdy wstał na nogi z zaskoczeniem stwierdził, że znalazł się na środku wielkiego placu, zabudowanego dookoła jakimiś wysokimi budowlami wzniesionymi z kunsztownie obrobionego kamienia. Chaotycznie rozglądał się w koło i nie wiedział, co robi w tym miejscu. Jeszcze przed chwilą umierał, a znany mu świat przemieniał się w gruzy. Ponownie popatrzył na swoją klatkę piersiową, gdzie jeszcze chwilę wcześniej była ogromna wypalona dziura. Zamiast rany i zniszczonego kombinezonu, dostrzegł na sobie intensywnie niebieską rzymską, albo grecką tunikę. Pamięć z ostatnich chwil powoli mu wracała i przypomniał sobie o wędrówce w poszukiwaniu wody.

- Ależ mnie zamroczyło – powiedział do siebie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (1)

  • Pasja 19.03.2020
    Ciekawa część. Wojsław Znalazł się w chmurach. Jego dywagacje o wybawieniu ludzkości, o tym kto przeżyje i co pozostanie po apokalipsie jest w miarę oczywista. Ogarniająca go mgła myśleć o śmierci. Jednak uwalnia się i widzi miasto. Czuje głód i pragnienie. Kiedy traci na chwilę przytomność i budzi się widzi przemianę swojej osoby. Czy tak wygląda jego nowe życie?

    Pozdrawiam

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania