Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Arkadia - Podróż w nieznane - "6"

- Witajcie, zmieniliście się. Każdy z was wyrósł. Strach pomyśleć do czego jesteście zdolni.

- Możemy Ci pokazać – rzekł humorystycznie Toreb.

- To nie będzie konieczne. Podążajcie za mną, Czael już na was czeka.

Tak też ruszyli przez uliczki stolicy, po krótkiej chwili stanęli na okręgu znajdującym się przed domem Apostoła oraz jego Strażnika. Przywitał ich Czael, wokół było kilku powołanych, którzy służyli Imrahowi.

- Witajcie, sporo czasu minęło. Jak się macie?

- Witaj – zabrał głos Aokin – u nas wszystko dobrze, wzrośliśmy w sile. Słyszeliśmy, że w naszej krainie jest dość spokojnie.

- Cieszymy się w tu spokojem – rzekł Czael.

- Niestety kraina Apostoła Śmierci jest oblegana przez siły zła, zakorzenili się na ich terenach, tak, iż jest ciężko nawet swobodnie przez nie podróżować – powiedział Imrah.

- Chciałbym, żebyście się tym zajęli – stwierdził Czael - oraz wyruszyli tam, gdzie Aokin powinien się znaleźć, czyli na ziemiach Apostoła Śmierci, aby nabyć wiedzę i ulżyć mu w jego misji. Następnie będę chciał, abyście udali się do Apostoła Raju, tak jest wam pisane, po drodze może być wam ciężko, lecz jestem pewny, że sobie poradzicie. Po wszystkim chcę, abyście do mnie wrócili. Czy zgadzacie się na tą misję?

- Przyjmujemy, wkrótce wyruszymy – rzekł Aokin.

- Cieszę się, widzimy się niebawem – uśmiechnął się i odszedł.

Życie należy do nas, każdy swą drogę posiadł

Każdy duszę posiadł, Bóg sam jej początkiem

Różne rzeczy dzieją się na świecie, czasami niektóre są niedostępne

I bezwzględne inne względnie mogą się dokonać

Świat jest Wielkim Cudem

Są sprawy ważne i ludzkie życie, i coś co na pewno przyjdzie

Trzeba szanować ziemskie sprawy

Dary Boga, lekiem na przeżycie

Targany emocjami, świat przynosi nowiny garściami

Nie czas na odpoczynek, trzeba zająć się swoimi sprawami

Choć nie jedno nas mami, zawsze jest coś co zbawi

Gdy czyste twe sumienie, prędzej kwiaty wszystkie zwiędną

Niż dostąpi Cię zwątpienie, że zapłacisz gorzko za czyn sprawiedliwy

Gdy wszystko było przygotowane wyruszyli na północ do krainy śmierci, Apostoła Bożego, który niesie ciężar śmierci. Szczególnym ciężarem są dla niego te dusze, które nie są gotowe do opuszczenie ziemi, które same popełniają samobójstwo lub odchodzą bez Boga.

 

Przemieszczali się konno, wiedzieli że muszą przebyć tereny bagienne, które graniczą miedzy krainą krain a pustkowiem Śmierci. Słońce w tych częściach świata jest wyjątkowo mroczne.

Bóg istnieje, ślad zostawiony

W dobre imię jest noszony

 

Po wyjściu z bagien ujrzeli pustkowia, piaszczysty ląd, lichą roślinność. Tereny te opiewają sławą minerałów, które kryje ziemia; od klejnotów po węgiel. Jednak jest to teren słabo rozwinięty rolniczo, drogi handlowe biegną głównie do stolicy, stamtąd rozlewają się na miejsca pracy ludzi. Są to dobrze strzeżone miejsca, na które mało który upadły się pokusi.

Upadli głownie z zachodniej części tej krainy, rozbili kilka porządnych obozów wzdłuż dróg handlowych, aby grabić i przelewać krew niewinnych. Jest to dość uciążliwe dla mieszkańców tej krainy. Znajduje się w niej niewielu powołanych. Są to silne osoby, jednak starcza ich na obronę miejsc pracy ludności, nie mogą sobie poradzić z sporym zapotrzebowaniem transportowym, odbywa się on sporadycznie.

Aokin i jego drużyna nie wyczuli wśród dość sporej obecności upadłych zbyt wielu potężnych, lecz może to być również oznaką ich czujności. Siły ciemności osiadły na tych terytoriach czekając na odpowiedni czas do przelania krwi. Są niebezpieczni dla ludności, dlatego też powinni zostać usunięci. Misja polegała na pozbyciu się ich. Ich ciemność wrosła w ich istnienia.

- Czuję, że jest szansa na nawrócenie niektórych z tych, których spotkamy – powiedziała Paris.

- Jednak nie to jest naszą misją, mamy przede wszystkim się ich pozbyć, zostawmy sprawę ich powrotu do normalności Temu Który Wie o Wszystkim – odrzekł Toreb.

Wyruszyli na pierwszy wielki obóz rozbity przez sługi zła. Obóz ten znajdował się na głównej drodze pomiędzy krainą krain oraz krainą Apostoła Śmierci. Było w nim kilkanaście szałasów i opychających się aktualnie tym co upolowali upadłych. Drużyna widziała z daleka ich przywódcę, wyrośnięty mężczyzna, z długimi włosami. Jego nogi pokrywało futro, stopy zmieniły się w kopyta. Taka była cena jego uzwierzęcenia, jak widać na jego twarzy nie przeszkadzało mu to, ponadto jako jedyny z nich już ich dostrzegł. Dał znać reszcie o tym jak się ma sytuacja. Drużyna zmierzała spokojnym tempem do obozu, zeszli z koni i przywiązali je do drzew, wyjątkowych w tej części świata, wyglądały niby uschłe.

Przeciwnicy już zmobilizowali swoje siły i nacierali na nich, tylko ich przywódca i dwóch pozostałych zostało w obozie. Około dwudziestu ,wyglądających na zbłąkanych ludzi, przynajmniej kiedyś nimi byli, nacierało na drużynę. Za nim się spostrzegli padło pierwszych trzech z nich od strzał z łuku Paris , które podlegały szczególnej koncentracji stojącego z tyłu Barda. Nie miało tych trzech szansy na uniknięcie tych strzał, na nic zdały im się drewniane tarcze, przez które strzały silnie przeleciały. Bard po takim wysiłku musiał chwilę odpocząć, zawsze zostawiał trochę sił, w razie gdyby któryś z jego towarzyszy potrzebował pomocy.

Zgraja upadłych zatrzymała się. Nie do końca byli świadomi co właśnie się stało, trzy strzały zmiotły z nóg ich towarzyszy. Obrócili się z niepokojem, by spojrzeć na swego wodza, ten już wyruszał w ich stronę. Odwrócili się z powrotem. Marsel była już przy nich. Swym tańcem miotała kolejnych na ziemię. Towarzyszył jej Aokin, ten rąbał mieczem sługi ciemności, tak iż i Ci padali na glebę. Po chwili zostało ich kilku, którzy powoli wycofywali się broniąc się wzajemnie. Pomiędzy poległymi byli Aokin i Marsel.

Toreb, Bard oraz Patris powolnym krokiem dołączali do nich, stanęli teraz twarzą w twarz z wodzem oraz jego przybocznych strażników, reszta zgrai znajdowała się kilka kroków za nimi.

- Czego tu szukacie? – zapytał wódz.

- Jesteśmy powołanymi z krainy krain, przybyliśmy pozbyć się cierpienia, które wyrządzacie na tej ziemi – rzekł Toreb.

- Źle trafiliście, dalej nie przejdziecie – odrzekł wódz.

- To się okaże – rzekła Marsel ruszając zwinnym krokiem z sztyletami u boku w ich stronę.

Tuż za nią podążał Aokin. Byli już blisko, w zasięgu całej trójki. Dwóch z przybocznej straży wodza ruszyło kilka kroków na przód, ku ich zdziwieniu biła z nich dość spora moc. Taniec Marsel zmierzył się z dość zgrabną obroną sporej kobiety o długich brązowych włosach. Strażniczka sprytnie wycofała się kilka kroków dalej, były zdane na siebie. Zgraja trzęsła się ze strachu kilka kroków dalej.

Aokin napotkał na swej drodze do wodza drugiego strażnika, krępego niskiego, muskularnego upadłego. Wdali się w wyrównaną walkę. Miecz Aokina ciosał z wielką siłą, jednak silny uchwyt topora oraz tarczy dawał możliwości obronne upadłemu, oddali się oni walce i odeszli również na bok.

Wódz ruszył na Toreba.

- Witaj pisklaku, będziesz miał zaszczyt zginąć z mojej lancy – w drugiej ręce trzymał on tarczę.

Tak Toreb zmierzył się z wodzem, Bard asekurował całą trójkę, a Paris znalazła się w odpowiedniej pozycji, by móc wesprzeć swych kamratów. Topór Toreba ciskał potężne uderzenia, jednak te mijały wodza, niektóre były przez niego parowane. Wódz wyprowadził kilka ciosów, Toreb zwinnie ominął część, te które go trafiły były parowane z pomocą Barda. Walka trwała.

Po chwili walki kobieta walcząca z Marsel padła obdarowana wieloma niegłębokimi ranami. Zgraja, która stała za walczącymi została sięgnięta strzałami Patris, gdy tylko próbowali dołączyć się do walki. Aokin wykończył mężczyznę, z którym walczył. A broniony silnie przez Barda Toreb przełamał obronę wodza i dobił jego istnienie.

- Sporo krwi dziś przelaliśmy – rzekła Paris.

- Masz rację, zawierzmy Bogu osąd na tymi stworzeniami – odrzekł Toreb.

Więcej już nic nie mówili, ruszyli dalej w drogę do stolicy. Oczyścili swoimi poczynaniami obóz stojący na głównej drodze między krainą krain oraz stolicą terenów Śmierci, wiedzieli jeszcze o dwóch obozach, jeden był po zachodniej części stolicy, drugi po wschodniej, okupowały one drogi handlowe pomiędzy miejscami prac ludności a stolicą. Obozem zachodnim miały zająć się siły krainy krain, miały one również patronować całe ziemie Apostoła Śmierci, aby uniknął plugawienia się na nich zła. Drużyna udała się wiec do zamku znajdującego się w stolic.

Czekał ich jeszcze jeden obóz do zniszczenia, był to obóz wschodni, jednak z powodu tego, iż wybierali się i w tamte strony, chcieli pierw udać się do stolicy. Był tam bardzo dobrze strzeżony zamek, w którym było kilku, lecz bardzo potężnych ludzi stojących murem za Apostołem.

Wkrótce dotarli na miejsce. Spory nie zakryty teren, wszędzie rozłożone namioty, niektóre przeznaczone do spoczynku inne zakrywające tylko głowę przed deszczem. Ludzie zajmujący się codziennymi sprawami i kilku strażników ich bezpieczeństwa. Tak malowała się stolica, było tu wyjątkowo ciepło. Pierwszego powołanego, którego spotkali zagaili:

- Drogi strażniku! – powiedział Toreb. Przybywamy z krainy krain, na słowo Czaela, Apostoła życia zostaliśmy przysłani by spotkać się z Apostołem Śmierci.

- Witajcie, zostaliśmy uprzedzeni o waszym nadejściu, podążajcie dalej tą drogą, w oddali rysuje się zamek, jest to miejsce, do którego zmierzacie

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

    Napisz komentarz

    Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania