Poprzednie częściArkan Część I

Arkan IV

Arkan IV

Dla Kim

Wrzucam kolejny odcinek Arkana. Jednak w odróżnieniu od poprzednich, ten jest prawie cały nowy, napisany w tych dniach. Różnica jest taka, że tamte były poprawiane wielokrotnie, a ten jest co prawda poprawiony kilka razy, ale nie wiem czy tej surowizny nie będzie czuć.

 

Arkan przebudził się. W lochu panowała całkowita ciemność. Nie paliły się łuczywa, a światło z zewnątrz tu nie docierało. Chłopiec otworzył oczy, ale nie zobaczył niczego poza wszechogarniającą i przerażającą ciemnością. Delikatnie spróbował wstać, podpierając się rękami. Czuł ból każdego mięśnia w nogach. To było już coś. Wyglądało na to, że nie połamano mu nóg ani rąk. Ci, którzy go bili pewnie zrobili to tak, żeby przeżył i jak najdłużej umierał w tym strasznym miejscu. Powoli ruszył przed siebie z wyciągniętymi rekami. Przeszedł tak kilka kroków, aż dotarł do ściany. Namacał zimny kamień i krok po kroku, obszedł cały loch. Tak jak myślał, nie było tu ani drzwi, ani okien, tylko wykute w skale ściany i otwór w suficie, przez który wrzucono go do środka.

Zrezygnowany usiadł pod ścianą. Wiedział już, że to, co mówili jego oprawcy, jest prawdą. Z tego miejsca nie można wyjść. Załamany i zrozpaczony zaczął płakać. Był obolały, głodny i całkowicie przerażony tym, co go spotkało. Nawet nie wiedział, kiedy zasnął i nagle... znalazł się na korytarzu, uciekając przed pomocnikiem kucharza. Wbiegł do najbliższej komnaty i nacisnął na głowę wilka, ściana się rozstąpiła, a on wpadł do tajemnego przejścia. Po chwili znów biegł korytarzem i wszystko powtórzyło się na nowo. Kiedy taki sam sen powtórzył się po raz trzeci, Arkan obudził się zlany potem. Co dziwne pamiętał bardzo dobrze każdy fragment, tak jakby wydarzył się na jawie.

Siedział tak w bezruchu i zastanawiał się, po co to mu się śniło.

- Może zaczynam już z tego wszystkiego wariować – taka smutna myśl przyszła mu do głowy. Chłopiec siedział, nie wiedząc, czy to noc, czy dzień. Tutaj w podziemiach zamku i w całkowitych ciemnościach pojęcia dnia i nocy nie istniały. Po raz kolejny ogarnęła go czarna rozpacz, a łzy znów popłynęły po twarzy. Jednak płacz nie przynosił ulgi.

W końcu zasnął i po raz kolejny zobaczył ten sam widok. Biegł i znikał, biegł i znikał. To samo cały czas. W końcu obudził się i zaczął zastanawiać co to o tym myśleć. Siedział tak i nagle doznał olśnienia.

- Przecież tu także może być taka głowa wilka – wstał raptownie i ruszył powoli w stronę ściany. Kiedy dotknął ściany, nagle przeraził się, bo straszna myśl przyszła mu do głowy.

- Tu jest tylko kamień, a przecież głowy były drewniane.

Mimo tego zaczął dokładnie obmacywać każdy kawałek, do którego zdołał sięgnąć rekami. Mijał czas, a chłopiec przechodził coraz dalej i dalej, ale wszędzie wyczuwał tylko ociosane kamienie. Powoli zdał sobie sprawę, że tu nic nie ma i jego wysiłek był daremny. Mimo tego nie poddawał się, a że loch był duży, minęło sporo czasu, nim obszedł go na około. Kiedy wydawało mu się, że dotarł do miejsca, w którym zaczął, usiadł pod ścianą. Nie znalazł niczego poza zimnym, martwym kamieniem. Znowu poczuł, jak ogarnia go przerażenie. Nagle zdał sobie sprawę, że to już koniec i zostanie tu na zawsze. Kiedy tak siedział, w pewnym momencie dotknął ręką czegoś metalowego. Wzdrygnął się przestraszony. Jednak po chwili ciekawość zwyciężyła strach i zaczął obmacywać to, co znalazł. Okazało się, że to są stare bardzo już skorodowane żelazne kajdany, które zapewne miał na rekach jakiś wrzucony tu bardzo dawno nieszczęśnik, po którym nic poza nimi nie zostało. Odrzucił je w złości i nagle usłyszał, jak uderzają w coś i spadają na ziemie bardzo blisko miejsca, w którym siedział. Zdziwiony uniósł głowę.

- Przecież ściana jest znacznie dalej – pomyślał i postanowił to sprawdzić.

Wstał na nogi i ruszył przed siebie. Nie uszedł nawet kilku kroków, kiedy o coś się potknął i z całym impetem wpadł na stojący obok słup kamienny. Poczuł tępy ból i zemdlał.

Kiedy się ocknął, poczuł przenikliwe kłucie w głowie. Dotknął ręką i wymacał potężny guz na czole. Powoli otworzył oczy. Na szczęście nic im się nie stało. Kiedy tak stał, poczuł lekki powiew zimnego powietrza. Zdziwiony naślinił palec i rzeczywiście coś poczuł. Instynktownie podążył w tą stronę, z której wiało. Doszedł do ściany i namacał krawędź, za którą nic nie było.

Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Jakimś cudem pojawiło się wyjście. Po chwili już wiedział, że ściana w tym miejscu uchyliła się, ukazując wejście do tunelu. Nie namyślając się, ruszył przed siebie krok po kroku, przytrzymując się ściany. Dopiero po kilkunastu krokach dotarło do niego, że znalazł się w jednym z tuneli biegnących przez cały zamek. Poczuł ogromną radość i ulgę. Nie czuł już bólu, zmęczenia ani głodu. Po prostu szedł i szedł tak szybko, jak to było możliwe. Po jakimś czasie zobaczył nikłe światełko. Teraz już biegł, nie zwracając uwagi na to, że prawie nic nie widzi. Jeszcze kilka metrów i zobaczył dobiegające z dziurek w ścianie światło. Tunel już nie był całkiem ciemny, ale szary. Na szczęście dla Arkana światło, które go oświetlało, było bardzo słabe, inaczej mógłby oślepnąć.

Chłopiec nie wiedział, jak długo szedł, kiedy korytarz zagrodziły drewniane drzwi. Były bardzo stare i prawie całkowicie zbutwiałe. Nie namyślając się, kopnął w nie kilka razy i te rozleciały się na kawałki. Za nimi było już tak jasno, że Arkan musiał zakryć oczy rekami i dopiero po chwili zaczął w miarę normalnie widzieć. Dalej idąc już szybko, dotarł do schodów prowadzących coraz niżej i niżej. Kiedy tak szedł, krok po kroku, poczuł ogromne zmęczenie i ból. Zmusił się jednak do dalszego marszu. Nagle stanął jak wryty. Tuż przednim na ścianie pojawiła się biała poświata. Arkan stanął oniemiały, bojąc się poruszyć. Po chwili białe światło zniknęło, a jego oczom w miejscu, gdzie poprzednio była ściana ukazały się bardzo stare, obite czerwoną blachą drzwi. Młodzieniec stał i nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył.

- To jakaś magia — przemknęło mu przez myśl — Muszę iść dalej, mam już dosyć magii, czarodziejów i wszelkiego rodzaju demonów! - zrobił niepewnie krok naprzód, potem drugi, trzeci i kiedy już miał minąć drzwi, te z głośnych hałasem uchyliły się. Arkan odskoczył w tył przerażony. Po chwili poczuł zimny powiew, tak jakby nagle uderzył bardzo mroźny wiatr. Młodzieniec bał się ruszyć. Miał wrażenie, że zza tych drzwi wyjdzie jakaś magiczna maszkara, albo co gorsza, jakaś umarła dawno temu istota, która teraz się obudziła. Zmusił się do zrobienia pierwszego, drugiego, trzeciego kroku. Kiedy minął drzwi, biegiem ruszył do przodu. Po kilkudziesięciu krokach zobaczył coś, co go przeraziło. Tunel kończył się ścianą z kamieni. Ktoś zamurował przejście. Arkan obmacał kamienie, a potem zaczął kopać z całej siły. Niestety te ani drgnęły. Młodzieniec usiadł pod ścianą i złapał się za głowę. Teraz kiedy był już prawie pewien, że korytarzami dojdzie do jakiegoś wyjścia, pojawiła się przegroda nie do przejścia. Bezwiednie zaczął płakać, ale łzy nie przynosiły żadnej ulgi. Po raz kolejny los sobie z niego zadrwił. Siedział kompletnie załamany, nie wiedząc co robić.

Nagle zupełnie niespodziewanie strach zniknął. Tak po prostu, jakby ktoś przeciął sznurek łączący go ze strachem. Arkan zupełnie bezwiednie wstał i ruszył z powrotem. Kiedy ujrzał drzwi, otworzył je i wszedł do środka. Dalej nie czuł strachu. Pomieszczenie wykute w skale było na pierwszy rzut oka, czymś w rodzaju grobowca. Na środku stał bardzo już ziszczony zębem czasu tron, a na nim siedział rycerz, a właściwie szkielet w pełnej zbroi, z hełmem na głowie. Wyglądał bardzo dostojnie, jedna ręka podparta na mieczu, druga na dużej tarczy, na której widać było czarnego gryfa na złotym tle. Arkan nadal nie panując nad sobą, podszedł bliżej. Tym razem ogarnęło go uczucie wielkiego smutku, żalu, a łzy same zaczęły mu wypływać z oczu. Wiedziony tajemną siłą podszedł jeszcze bliżej i stanął tuż przy szczątkach. Nagle koścista ręka otwarła się, a wskazujący palec wskazał na niego. Młodzieniec poczuł, jak jakaś siła zmusza go, żeby ukląkł na jedno kolano. W chwilę później dłoń trzymająca miecz uniosła broń i uderzyła lekko mieczem w lewy, a potem w prawy bark Arkana. Przez chwilę nic się nie działo, a miecz wisiał nad nim, po czym opadł na ziemię, a tuż obok czaszka i hełm. Chłopiec usłyszał ciche, chrapliwe, jakby dobywające się z podziemi słowa.

- Wstań rycerzu. Umarłem tutaj sam, otoczony przez zdrajców, gotowych mnie zabić. Jednak nie śmierci się bałem, ale zniewagi. Chcieli mnie dopaść i rozszarpać jak jakieś zwierzę, ale zdążyłem do sanktuarium, gdzie nie mogli wejść. To święte miejsce, niedostępne dla każdego. Długo, bardzo długo czekałem na kogoś, kto mnie tu znajdzie. Nie wiem, ile czasu minęło, może sto, a może tysiąc lat. Umarłem, ale mój duch nie znajdzie spokoju, dopóki ktoś moich kości nie pochowa w ojczystej ziemi. Masz czyste serce, jesteś rycerzem i chcę, żebyś to zrobił. Czy zgadzasz się?

Arkan nagle ocknął się i przeszedł go dreszcz strachu. Stał tuż przy szkielecie, który do niego przemówił.

- Gdzie ja jestem i co tutaj robię? - młodzieniec po chwili dopiero przypomniał sobie białą poświatę i drzwi.

- To nie może być prawdziwe, to jakiś sen na jawie — przez jego głowę przelatywało tysiące myśli, a jedna dziwniejsza od drugiej. Jednak oczy wskazywały coś innego. Na tronie siedział szkielet obleczony w błękitną zbroję, a obok czaszki leżał duży hełm w tym samym kolorze. Arkan odczuwał atakujące go fale gorąca na przemian z zimnem. Stał i nie wiedział, co ma zrobić, czy zostać, czy uciekać jak najdalej od tego miejsca. Po raz kolejny miał do czynienia z czymś, czego nie rozumiał.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 2

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (7)

  • Ozar 16.03.2018
    Hm... Trochę Arkanowi smutno. Żadnego komentarza. Czyżby tekst był aż tak zły?
  • MarBe 18.03.2018
    Tekst dla mnie jest interesujący i daje nadzieję na wspaniały ciąg dalszy, wystarczy tylko chcieć.
    Pozdrawiam i czekam.
  • Ozar 20.03.2018
    Dziękuje za wizytę, ciesze się bo już myślałem że Arkan to taka sierotka Marysia.
  • Kim 23.03.2018
    Ozar! Dotrę tu, nie martw się! Daj mi jeszcze trochę czasu, bom zwarzywiła! :(((
  • Kim 24.03.2018
    Cześć! Wybacz zwłokę, ale już mogę porządnie do tego przysiąść! To lecim!

    1)"Chłopiec otworzył oczy, ale nic to nie dało, bo nie zobaczył niczego poza wszechogarniającą i przerażającą ciemnością." - nic, niczego. Może się czepiam, ale skróciłabym to zdanie do "Chłopiec otworzył oczy, lecz nie zobaczył niczego poza wszechogarniającą i przerażającą ciemnością"
    2) "Delikatnie spróbował wstać, podpierając się rękami. Czuł ból każdego mięśnia w nogach. Udało mu się jednak wstać." znów powtórzenie "wstać, wstać". To drugie bym skreśliła po prostu :)
    3)"Kiedy taki sam sen powtórzył się po raz trzeci, Arkan obudził się zlany potem. Co dziwne pamiętał bardzo dobrze każdy fragment snu, tak jakby wydarzył się na jawie." - sen, sen.. to samo, skreśl drugie. Sam "fragment" wystarczy
    4)"..całkowitych ciemnościach pojęcia dzień i noc nie istniały." - zmieniłabym na "pojęcia dnia i nocy"
    5)"Poczuł tępy ból i zemdlał. Kiedy się ocknął, poczuł przenikliwy ból głowy. " ból, ból. Ozarku, musisz bardziej uważać na te powtórzenia. Zmieniłabym drugie zdanie całkowicie, by ominąć słowo "ból"
    6) " światło które go oświetlało" - przecinek przed "które"

    Także przeglądnij jeszcze cały tekst pod kątem powtórzeń, może coś pominęłam.

    Co do fabuły, naprawdę wciąga. Jestem ciekawa, czy Arkan znajdzie wyjście z sytuacji. Ma skubany wiele szczęścia w nieszczęściu. Wieczny fuksiarz :D Mam nadzieję, że się nie zniechęcasz i wrzucisz kolejną część historii.

    Jeszcze raz przepraszam, że tak długo zajęło mi dotarcie pod ten tekst. I dziękuję za dedykację :)

    Pozdrawiam!
  • Ozar 24.03.2018
    Kim nie przepraszaj. Każdy z nas ma swoje życie a opowi to tylko taki dodatek do niego. No mam dalszą część, ale to już ostatnia, więc sobie pomyślałem, że zrobię odskok związany z tym upiorem, z jego sprawą, a dopiero później powrócę do dalszych przygód Arkana poza więzieniem.
  • Ozar 24.03.2018
    Ozar Błędy zaraz poprawie

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania