Poprzednie częściArleta! Rozdział 1

Arleta! Rozdział 5

Wyglądałam potwornie. Byłam bladsza od gejszy. Moje ciuchy były brudne i śmierdziały. Miałam włosy splecione w koka. Bardzo dużo schudłam, moje nogi były... ich praktycznie nie było. Trzymałam w dłoni papierosa. Spojrzałam w górę. Wszyscy w około, śmiali się, gadali o totalnie bezsensownych rzeczach, bawiły ich takie głupoty, ale co się dziwić. Jimmy też się śmiał, siedział tam z nimi. Jedynie ja byłam z boku. W końcu dzisiaj kończę 17 lat. Szczerze mówiąc, sądziłam, że spędzę je inaczej, kompletnie inaczej. Nie bolało mnie to ani trochę. To po prostu były moje przemyślenia i stwierdzenia, że rzeczywistość, w której teraz żyję, mogłaby być inna. Pozbyłam się rodziców i siostry, ale czułam, że to nie koniec. Chciałam, żeby wszyscy dali mi spokój. Czy to tak dużo? Nie chcę, aby za mną wszyscy latali. DZISIAJ KOŃCZĘ 17 LAT. A to prawie jak 18, czyli byłam prawie dorosła. Mogłam sama decydować o swoim życiu, nawet jeżeli je niszczę. Przejdźmy do tego co działo się w piwnicach. W naszych domach tak właściwie. Co tydzień były organizowane ,,konkursy'', a do wygrania były najczęściej papierosy, chociaż narkotyki też czasem były, wtedy brało udział więcej osób. Wyzwania były różne, czasami tak idiotyczne, ale nawet śmieszne. W każdym bądź razie, ja też brałam w nich udział. Co najmniej raz w miesiącu. Jimmy mnie do tego namawiał, a ja głupia się zgadzałam.

Najgorsze było to, że w tych piwnicach czasami pojawiały się osoby młodsze ode mnie, ba! Niektórzy nie mieli nawet czternastu lat. Najczęściej to byli chłopcy. Przychodzili tu, aby się ,,pobawić''. To mnie denerwowało, ale byłam pewna, że jak zaczną ćpać to szybko nie przestaną. Wszyscy na początku sądzili, że ich uzależnienia związane z narkotykami są niemożliwe. Uważali, że są zbyt mocni, aby ulec czemuś takiemu. Zawsze się tak mówi, ja też byłam takiego zdania. *,,Najpierw bierzesz tylko w soboty, ale tak ci się podoba, że zaczynasz też we wtorki i we czwartki. A potem już nie ma odwrotu.'' Stajesz się ich częścią, śnią ci się. Zrobisz dla nich wszystko. Brzmi to jakbyś wyznawał komuś miłość i tak w sumie jest. Miłość wiąże się z uzależnieniem, a uzależnienie z miłością. Te dzieci jeszcze nie wiedzą, że pakują się w niezłe problemy, nikt nie ma pojęcia, prócz nas, którzy są już w tych problemach dosyć głęboko.

-Hej, Arlecia. Co tak myślisz? - odezwał się Jimmy i kucnął przy mnie.

-O niczym ważnym.

Uśmiechnął się i wrócił do grona ludzi, którzy ciągle się śmiali. Było nas nawet sporo, ale każdy miał tutaj miejsce. Tylko szczęściarze spali na kanapach (taką osobą był Jimmy, raz, czy tam dwa nawet ustąpił mi miejsca), a reszta musiała leżeć na podłodze, co raczej nie było przyjemne, ale wtedy kompletnie byliśmy na to obojętni.

Zawsze w moje urodziny przychodziło masę osób, ale z rodziny. Nie zapraszałam znajomych ze szkoły, nie chciałam jakoś specjalnie obchodzić dzień, w którym to pojawiłam się na świecie. Jednak rodzice nie odpuszczali i zapraszali rodzinę, starali się, aby było wszystko idealnie i żeby moja osoba nie była w tym dniu smutna. Udawało im się to. Tym razem pewnie nie byłoby inaczej. Do moich 11 urodzin, pamiętam, że zawsze, ale to zawsze bawiliśmy się z kuzynami w policjantów i złodziei. Przeważnie byłam złodziejem i to właśnie mnie było najtrudniej złapać. Bardzo szybko uciekałam i zresztą też chowałam się w niesamowicie dziwnych miejscach, nie macie pojęcia jaki ubaw miałam z tego, gdy mnie tak wszyscy szukali albo próbowali dogonić. Gorzej było kiedy mnie złapali. Wtedy było ciężko uciec. Mimo to w dalszym ciągu nie czuję tęsknoty za nimi wszystkimi.

 

Całe to towarzystwo mnie już brzydziło, a najgorsze było to, że wyglądałam jak oni, byłam tacy jak oni. To też było okropne. Narkotyki już mnie nie cieszyły, po prostu brałam je, żeby się uspokoić i zapomnieć o tym, gdzie jestem i z kim. Postanowiłam to wszystko zmienić. Zaczęłam ,,dbać o siebie'', mimo że jedyne o czym teraz marzyła to była kąpiel, cudowna kąpiel z bąbelkami. Pomógł mi Jimmy, jak zwykle zresztą. Wiedziałam, że zarabia niemało, nie miałam pojęcia jak, ale nie liczyło się to dla mnie. Dał mi kilkaset złotych, a nawet poszedł ze mną wybierać ciuchy. Co jak co, ale miał niezły gust, mimo że nie było tego po nim widać. Moim celem było ,,,nabranie mamy'', wrócę do grzecznego stylu życia, a nadal będę ćpać, proste jak linijka. Szybko z tym nie odwlekałam i dzień później pojawiłam się przed drzwiami mojego domu. Mnóstwo wspomnień wracało. Coś pięknego. Nacisnęłam na dzwonek. Cisza. Znów naciskam. Cisza. Ponownie. Słyszę krzyki, prawdopodobnie mamy. Kroki są coraz głośniejsze. Serce wali mi jak młot, mimo tego, że nie powinnam się bać, przecież to MOJA MAMA. Musi mnie przyjąć, prawda? Co z tego, że ją wcześniej odrzuciłam skoro jestem tylko dzieckiem i mam prawo do błędów. Chociaż ona ma również ma. Nie o czym ja w ogóle myślę? Mama zawsze mnie kochała, zawsze przy mnie była, nie zrobi mi tego, co ja jej zrobiłam. Moje myśli zostały przerwane, kiedy drzwi lekko się uchyliły.

-Kto tam? - zapytała.

-Mamo, to ja - powiedziałam cicho.

Otworzyła szerzej drzwi, była zaskoczona, bardzo zaskoczona.

-Czego chcesz? - zapytała sucho.

-Poprawię się, obiecuję! Rozumiesz? Postaram się być inna - blefowałam, ale musiałam. Nie miałam innego wyboru.

Widziałam łzy w oczach mamy. Chwyciła mnie za policzki i mocno przytuliła do siebie.

-Nie masz pojęcia jak się cieszę! Arleciu, mój skarbie. Kocham cię! - całowała mnie bez końca - co tak stoisz? Wchodź do środka! Już Ci przygotuję obiad.

Jak kazała mama tak weszłam do środka. Było czuć uroczy zapach. Było ciepło i stałą przede mną moja mama.

-Natalii nie ma? - zapytałam.

-Jest na mieście z koleżankami.

-A tata? - znowu zadałam pytanie.

-Oj, nie wiem, skarbie.

-To dlaczego ty siedzisz w domu?

-Pokoje się same nie posprzątają, a obiad nie ugotuję! - zachichotała.

To mnie właśnie denerwowało, wszyscy sobie poszli hen w dal, a biedna mama zostawała w domu i robiła wszystko, aby nam było po prostu jak najlepiej. Ja mimo tego, że siedziałam zawsze w domu, nigdy jej nie pomagałam, buntowałam się. Kochała nas. Mnie też.

-Mamo, tata nie będzie miał nic przeciwko temu, że wrócę?

Uwielbiałam używać słowa ,,mamo'', było dla mnie czymś niezwykłym i pięknym.

-A co on ma do tego? Jesteś jego córką, moja droga i nie ma innego wyboru! - znowu się zaśmiała.

Dopiero teraz spostrzegłam jej urodę. Miała wspaniałą sylwetkę. A jej uśmiech raził radością w ciągu kilku mil.

Ja byłam Arletą. Tylko Arletą, która nieczęsto się uśmiechała.

 

*Cytat z filmu; ,,Przetrwać w Nowym Jorku''. Polecam każdemu!

Średnia ocena: 4.6  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • KarolaKorman 21.01.2015
    Śledzę i czekam na kolejny odcinek.
  • Megi :3 23.02.2015
    Podoba mi się. Błędów nie zauważyłam. Historia się rozkręca. 5 :).

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania