Oj K a l i l k a→Przeczytałem odczuwaniem. Interpretacji ''werbalnej'' się nie podejmuję. Jeno pomyślałem przez chwilę, o akceptacji czegoś. Ale tekst bardzo mi podszedł na ścieżkę, po której idę. Pozdrawiam-5
Dzień dobry
Arteria życia biegnie przed siebie, czasem zbacza z toru, ale kiedyś powraca na właściwy. Chociaż już pokaleczona, ale ma tyle siły w sobie, że walczy. Nigdy nie wiemy kiedy przestanie w tej arterii pulsować życie, kiedy krew zacznie krzepnięć i oddychać.
Strasznie mocno zaakcentowałaś smaki naszego istnienia. Słodko słony i kwaśny jest ten obraz naszej wędrówki, gdzie na końcu stoi ona niezmieniona i zawsze gotowa nas porwać w swoje ramiona. Ona nie wybiera, ma plan swój i nikt jej nie ucieknie. Ci co mówią, że uciekli to tylko chwilowe zadławienie. Pięknie obrazujesz wyszukanym i eleganckim stylem i magia słów zakrywa brzydkie obrazy, chociaż one istnieją zawoalowane.
Pozdrawiam pięknie
Witaj Pasja, już późną porą...
Przepięknie odczytałaś tekst w tym drugim znaczeniu, jako życie, jako krew płynąca od serca. I o tym zbaczeniu...i ucieczce, bardzo ciekawe spostrzeżenia. Dziękuję Ci bardzo!
Kall, poprzednia, ekhm, wersja była majaczko-miażdżąca, nieopierzona, nieujarzniona, strumieniowa. Ta jest jej pozostałością. Pięknie wygładzoną, etycznie poprawną pozostałością. Bez tych szaleńczych myślo-odprysków tekst - pomimo że nadal świetny - ubożeje.
Piątka oczywiście, ale i tak...
Oj Can, Oj Can, palę się ze wstydu coś Ty widział i czytał. A masz tę wersję jeszcze ? możesz mi rzucić bokiem, bom zamalowała na niej, noi powstał inny tekst;)) To tutaj to coś innego. Tamto to była próba napisania strumieniem. I chyba pogadamy;)
O krzywdzeniu i się przeciwstawianiu jemu. Tak najogólniej.
: ) Pierwszy odczyt był nieźle pokręcony, przez chwilę myslałam (pączki, arterie), że tekst jest o walce z cholesterolem. wszysko mi pasowało.
Niezłe, daje do myślenia.
Wrotycz nie zawsze się da wgryźć ;) nie zawsze też od razu.
Ale tak finalnie NAJOGÓLNIEJ tak o samokrzywdzeniu się.
A w sumie rozbiorę to:
Mamy słodki pękający od goryczy pączek, drożdże potrzebne są do wyrośnięcia ciasta w cieple, tutaj jest gorycz, która rozsadza pączek coś słodkiego a wewnątrz jednak zepsutego, to na czym miał urosnąć pączek niszczy go, pozorna słodycz, która okazuje się goryczą – to taka moja metafora do uczucia, które ma rosnąć, ładnie w ciepłych warunkach, a jest uczuciem, które rosło na pozornej z wierzchu słodkości,aż za słodko, aż pękło, bo poczuło gorycz, Słodkość jeszcze była udawna, taki lepik na muchy i „panienki”,
Ten co tak naprawdę nie słodzi, ma swój lepik który wygląda jak cukier, dziewczyna daje się nabrać, szczególnie gdy poczuła się zagubiona w jakimś miejscu on się pojawia oferuje pomoc, bo sama na niego trafiła, wskoczyła na oślep w popłochu za jego skórkę, zaczęła kosztować”cukru”, on gdy się nią najadł, zlizał, a tym samym uzależnił od cukru,....a sam zaczął szukać następnych zagubionych sarenek, szukających drogi ucieczki z ruchliwej ulicy, do tego robi to co robi a ona robi to co robi, kompulsje obsesje i próby zastępcze w postaci innych cytryn , które tylko ją ranią, w tej kolejnej ucieczce od uczucia bólu goryczy i kwasu, już walczy sama ze sobą,
Tak to odczytałam, gdy głupawka z cholesterolem mi przeszła.
Chociaż cytryny nie, tu mi się wyinterpretował gorzki rozsądek, realne spojrzenie bohaterki na siebie samą.
Dzięki, pomogłaś.
Bo tu troszkę tak- po drugiej stronie lustra myli, bo dla mnie, po drugiej stronie z tym co została gdy poznała jego prawdziwe ja, te za skórką, a tym samym została uwięziona ze swoim nieradzeniem sobie z tą zaistniałą sytuacją, próba nawet pogoni za nim, za czymś co to te uczucie zastąpi. Ale tak czułam że chyba końcówka Ciebie już dobrze naprowadziła. Dziękuję również
Kiedy wreszcie się zatrzymasz? Takie pytanie zadał mi kiedyś zakonnik w czasie spowiedzi... tak mi się teraz przypomniało.
Dla mnie piszesz tak... tak... jakbyś zawarła pakt z poezją.
Pozdrawiam i wiadomo..5:)
Justyska wszyscy pędzimy..., wszystkiego jakby za wiele; wiele rzeczy i spraw ważnych ucieka nam przez palce, a z drugiej strony jesteśmy czasami jak ten chomik u DD w kołowrotku, dla mnie to pęd w martwym punkcie na autopilocie. Dziękuję Ci pięknie i pozdrawiam cieplutko
Przeciwstawności ludzkiej analizy życia. To że nie wypominamy nie znaczy, że nie pamiętamy. Krzywda zawsze pozostanie krzywdą i nidgy nie będzie odkupiona zasługą. Może być przeważona dobrymi uczynkami, lecz nigdy kwasu nie osłodzisz. Baj
Komentarze (24)
Arteria życia biegnie przed siebie, czasem zbacza z toru, ale kiedyś powraca na właściwy. Chociaż już pokaleczona, ale ma tyle siły w sobie, że walczy. Nigdy nie wiemy kiedy przestanie w tej arterii pulsować życie, kiedy krew zacznie krzepnięć i oddychać.
Strasznie mocno zaakcentowałaś smaki naszego istnienia. Słodko słony i kwaśny jest ten obraz naszej wędrówki, gdzie na końcu stoi ona niezmieniona i zawsze gotowa nas porwać w swoje ramiona. Ona nie wybiera, ma plan swój i nikt jej nie ucieknie. Ci co mówią, że uciekli to tylko chwilowe zadławienie. Pięknie obrazujesz wyszukanym i eleganckim stylem i magia słów zakrywa brzydkie obrazy, chociaż one istnieją zawoalowane.
Pozdrawiam pięknie
Przepięknie odczytałaś tekst w tym drugim znaczeniu, jako życie, jako krew płynąca od serca. I o tym zbaczeniu...i ucieczce, bardzo ciekawe spostrzeżenia. Dziękuję Ci bardzo!
Piątka oczywiście, ale i tak...
... i tak.
: ) Pierwszy odczyt był nieźle pokręcony, przez chwilę myslałam (pączki, arterie), że tekst jest o walce z cholesterolem. wszysko mi pasowało.
Niezłe, daje do myślenia.
Ale tak finalnie NAJOGÓLNIEJ tak o samokrzywdzeniu się.
A w sumie rozbiorę to:
Mamy słodki pękający od goryczy pączek, drożdże potrzebne są do wyrośnięcia ciasta w cieple, tutaj jest gorycz, która rozsadza pączek coś słodkiego a wewnątrz jednak zepsutego, to na czym miał urosnąć pączek niszczy go, pozorna słodycz, która okazuje się goryczą – to taka moja metafora do uczucia, które ma rosnąć, ładnie w ciepłych warunkach, a jest uczuciem, które rosło na pozornej z wierzchu słodkości,aż za słodko, aż pękło, bo poczuło gorycz, Słodkość jeszcze była udawna, taki lepik na muchy i „panienki”,
Ten co tak naprawdę nie słodzi, ma swój lepik który wygląda jak cukier, dziewczyna daje się nabrać, szczególnie gdy poczuła się zagubiona w jakimś miejscu on się pojawia oferuje pomoc, bo sama na niego trafiła, wskoczyła na oślep w popłochu za jego skórkę, zaczęła kosztować”cukru”, on gdy się nią najadł, zlizał, a tym samym uzależnił od cukru,....a sam zaczął szukać następnych zagubionych sarenek, szukających drogi ucieczki z ruchliwej ulicy, do tego robi to co robi a ona robi to co robi, kompulsje obsesje i próby zastępcze w postaci innych cytryn , które tylko ją ranią, w tej kolejnej ucieczce od uczucia bólu goryczy i kwasu, już walczy sama ze sobą,
Chociaż cytryny nie, tu mi się wyinterpretował gorzki rozsądek, realne spojrzenie bohaterki na siebie samą.
Dzięki, pomogłaś.
Nic nie szkodzi:)
Początek bardzo fajny, racja cukier łatwo pomylić z solą. 5 jak nic ;)
Dla mnie piszesz tak... tak... jakbyś zawarła pakt z poezją.
Pozdrawiam i wiadomo..5:)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania