Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Arystokrata 12
Dotarła do saloniku, w którym siedziała Suzann i małomówny, zawsze znudzony mąż Wiktorii. Oboje śledzili przebieg licytacji na dużym monitorze. Pochłonięci rozwojem sytuacji, nie zauważyli jej wejścia. Usiadła wyczerpana w głębokim fotelu. Natychmiast pojawił się niewolnik z obsługi. Zanim jednak zdążył cokolwiek zaproponować, odesłała go gestem dłoni. Zaczęło schodzić z niej napięcie, Przymknęła na chwilę oczy i położyła głowę na oparciu. Wrażenia, adrenalina i wypity alkohol… Ocknęła się nagle, gdy z niepohamowaną furią do pomieszczenia wkroczyła Wiktoria.
– Jak mogłeś mi to zrobić! – krzyczała do męża już od samego wejścia. – Jeszcze moment i bym przelicytowała tę górę bezużytecznego mięsa! Co ty sobie myślisz, że możesz tak ze mną pogrywać?!
Pasja i wściekłość, z jakimi wykrzykiwała poszczególne słowa, ze wszech miar były godne uwagi.
– Zrobiłeś ze mnie kretynkę i ośmieszyłeś na oczach tylu ludzi! Jesteś skończonym, nędznym fiutem! – Miotając się po pomieszczeniu zauważyła Martę. Jej widok nie tylko nie powstrzymał rozsierdzonej kobiety, ale wręcz rozbudził jeszcze większą furię. – Będziesz się ruchał ze swoją kochanką forsą, bo na pewno nie ze mną! – Rzuciła w mężczyznę torebką, którą z właściwym sobie stoickim spokojem złapał i odrzucił w kąt; jak widać był już przyzwyczajony do takich wybuchów swojej dużo młodszej żony i napady agresji specjalnego wrażenia na nim już nie wywierały.
– Kretynem to byłbym ja, gdybym zapłacił za jakiegoś bezużytecznego darmozjada taką furę pieniędzy – odciął się.
Po minie widziała, że to było chyba wszystko, co miał do powiedzenia w tej sprawie. Na moment zapanowała cisza. Rozzłoszczona kobieta wzrokiem pełnym ironicznej dezaprobaty ogarnęła obecnych, jakby szukając poparcia dla swoich słów.
– I co ten spasiony wieprz będzie z nim robił?!
– Dokładnie to samo, co ty. – Mężczyzna, nie przepuścił okazji, aby dopiec swojej zirytowanej małżonce.
Suzann parsknęła śmiechem. Marta, gdyby nie chodziło o Kaja i wyczerpanie, uczyniłaby to samo. Nie wiadomo, jak skończyłaby się ta słowna potyczka pomiędzy małżonkami, ponieważ Wiktoria już otwierała usta, zapewne z ciętą ripostą, gdyby nie wejście do saloniku starszego pana miarowo stukającego laską. Julien Sanders pojawił się w towarzystwie Martina i niewolnika niosącego na tacy dwa kieliszki czerwonego wina. Emanujący dostojeństwem starszy mężczyzna ignorując towarzystwo, podążył wprost do wtulonej w głęboki fotel dziewczyny.
– Panno Rays, jestem absolutnie pod wrażeniem! – Oddał laskę Martinowi i sięgnął do tacy po kieliszki. Podał jej jeden z nich i wzniósł toast. – Gratulacje! Wypijmy za ten spektakl ludzkiej próżności! To był prawdziwy majstersztyk. – Usiadł obok niej podekscytowany. – Twój dziad byłby z ciebie dumny.
– Dziękuję. – Ten człowiek podobał jej się coraz bardziej. – Jednak uważam, że jest pan dla mnie zbyt łaskawy.
– Moje drogie dziecko, możesz sobie uważać co chcesz, a ja swoje wiem. – Rozparł się wygodnie w fotelu i znudzonym wzrokiem przebiegł po twarzach obecnych. – Nie da się nie zauważyć, że pieniądze potrafisz robić jak mało kto, ale wirtuozeria, z jaką grasz zarówno na ludzkich emocjach, jak i cudzych portfelach, jest nieprawdopodobna.
Dawno nie otrzymała tylu komplementów, co dzisiejszego wieczora, i mile podrażniło to jej kobiecą próżność.
– To prawda, fascynujący wieczór… – wtrąciła ni stąd, ni zowąd Wiktoria, która trochę ochłonęła, chociaż w jej oczach ciągle gościł trudny do określenia błysk. Coś pomiędzy zaskoczeniem i gniewną złośliwością. – Wejście z tym niewolnikiem na sam koniec… Po prostu przeszłaś samą siebie. – Wszystkie oczy zwróciły się ku rudowłosej, gdy usiadła nonszalancko na krześle podstawionym przez niewolnika i założyła nogę na nogę. – Wyobraź sobie teraz, kochanie, co by się działo, gdybyś wystawiła zupełnie innego niewolnika…
Po tych słowach zapadła dziwna, pełna napięcia i wyczekiwania cisza. Marta ożywiła się i zwróciła na przyjaciółkę bratowej pytający wzrok. Nie miała pojęcia, co ma na myśli, ale ton, jakim wypowiedziała to zdanie, wystarczył, aby skupiła na niej uwagę, na czym prawdopodobnie zależało kobiecie. Nie inaczej zareagowała Suzann i mąż Wiktorii, który jakby zbudził się z jakiegoś letargu. Natomiast reakcja Martina nerwowo przeczesującego włosy i napięte wyczekiwanie Sandersa, który zastygł z kieliszkiem w ręce, mocno zaintrygowała nie tylko gospodynię…
– Masz na myśli Drugiego? – spytała z ostrożną uwagą.
Odniosła wrażenie, że właśnie dotknęła czegoś szczególnego, a kobieta uśmiechnęła się wrednie.
– Bystra dziewczynka – pochwaliła. – Teraz pomyśl, kto nie chciałby zawalczyć o takiego niewolnika.
– Możesz jaśniej? Nie wiem, co masz na myśli – odparła zgodnie z prawdą. – Jakiego niewolnika?
– No właśnie! Jakiego?!
Jak na komendę, wszyscy odwrócili się w kierunku wejścia. Marta, zdążyła jeszcze ujrzeć, jak z twarzy Wiktorii odpływa wszystka krew i kobieta robi się momentalnie śmiertelnie blada.
Stał w drzwiach, niedbale oparty o framugę, ze zmierzwionymi włosami, kilkudniowym zarostem na ogorzałej twarzy i na wpół rozpiętej wojskowej kurtce. Morderczy, leniwy uśmiech i senne, szkliste spojrzenie złotych oczu skierowane było na jedną osobę…
– Cześć, braciszku!
Komentarze (10)
Pozdrawiam serdecznie.
Myślę, że pochwały Marty przez Sandersa wcale nie rozluźniły towarzystwa, a raczej jeszcze bardziej spięły, ale nie wypadało tego pokazywać przy tak zacnym gościu. Interesuje mnie ten brat. Kogo to brat? Bo nie wiemy, kto mówił tę kwestię, a wchodząca postać, nie będę oszukiwać - intrygująca, jakby z innej bajki. 5 :) Pozdrawiam serdecznie :)
Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.
powiem tylko, dobre to :)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania