Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!
Arystokrata 8
Marta przerzuciła gruby, czarny warkocz na pierś i oparłszy się wygodnie na fotelu, odwróciła w kierunku przeszklonych drzwi tarasowych. Niewolnik podał jej przyniesione przed chwilą dokumenty hipoteczne, o które prosiła archiwistę.
– Wyjdź i czekaj za drzwiami – rozkazała, kładąc sobie sporych rozmiarów teczkę na kolanach.
Potrzebowała zostać sama, aby pozbierać myśli. Obserwując przez duże okno prace porządkowe na dziedzińcu, poczekała, aż z gabinetu wyjdzie jasnowłosy niewolny, który do tej pory pomagał Marcie w porządkowaniu dokumentów. Odkąd przekonała się, że treści w aktach, i te zapisane w plikach komputera Roberta, nie zawsze pokrywają się z rzeczywistością, swoją pracę oparła głównie na wersji papierowej. Po pobieżnym przejrzeniu pism i analizie informacji uzyskanych od zarządcy była nieco zdezorientowana. Cały szereg faktów nijak się miał do obrazu Roberta, jakiego znała i za jakiego uchodził. Nie poddawała w wątpliwość decyzji o wykupieniu dużej części zadłużonego majątku Standfortów, zwłaszcza gdy chodziło o ziemię bezpośrednio graniczącą z posiadłością Raysów. A późniejsze nabycie samego domu, wraz z przylegającą do niego niedużą nieruchomością gospodarczą, było perfekcyjnym posunięciem inwestycyjnym, zważając na niewielki wkład w wykupienie weksli od wierzycieli. Musiała przyznać, że Robert Rays wykazał się w tym wypadku niezwykłą precyzją w osiągnięciu celu. Do całości nie pasowała tylko jedna sprawa: otóż jej brat, bez jakichkolwiek pisemnych zobowiązań, utrzymywał od kilku lat dwie kobiety – seniorkę rodu Standfortów i jej niepełnosprawną wnuczkę. Miesiąc w miesiąc łożył spore kwoty, w większości wydawane na rehabilitację Standfortówny. W domu, który nadal zajmowały, pracowali niewolnicy z rezydencji Raysów, a jej brat składał obu paniom regularne wizyty.
To wszystko było niezrozumiałe, biorąc pod uwagę, że Robert, za śmierć ich rodziców od zawsze obwiniał rodzinę, z którą łączyły ich sąsiedzkie i przyjacielskie stosunki. Nigdy też nie przyjął do wiadomości, że zginęli w wyniku tragicznego zbiegu okoliczności. Pałał do nich nieskrywaną niechęcią, a w chwili, kiedy z do dziś niezrozumiałych dla Marty powodów, nie doszło do zaręczyn Roberta i Kristin Standfort, niechęć zamieniła się w nienawiść. Zakończyła się również przyjaźń z najstarszym bratem niedoszłej narzeczonej. Zamiłowanie do hazard doprowadziło majątek do ruiny, po czym mężczyzna wyprowadził się na stary kontynent, prawdopodobnie do młodszego z braci Standfortów, biorąc z niego przykład i nie angażując się w rodzinne problemy. Sama Kristin, wyszedłszy niefortunnie za mąż, bez pomocy rodzeństwa, o których słuch niemalże zaginął, nie była w stanie wspierać babki i wymagającej leczenia siostry. Marta nigdy nie podejrzewałaby Roberta, że przez wzgląd na dawne czasy mógłby zaopiekować się osobami, które uważał za wrogów. Miała niejasne przeczucie, że robił to dla Kristin Standfort; przypuszczała, że wciąż łączyła go jakaś więź. Trudno było w to uwierzyć, jednak nic innego, żadne inne wytłumaczenie Marcie nie przychodziło do głowy. Miłość wiele mogła zdziałać, ale czy aż tyle?
Odwróciła się od okna i podjechała z fotelem z powrotem do biurka. Odłożyła dokumenty na bok i zerknęła na swoje zdjęcie stojące w rogu biurka – wykonano je, gdy była jeszcze nastolatką. Miała brata filantropa! Czyżby miał też dwie twarze? Wciąż go nie znała, albo już go nie znała. Jak wiele jeszcze się dowie o nim i co jeszcze się wydarzy?
Zerknęła na monitor podglądowy: z holu domu wychodziły rozbawione Suzann z Wiktorią. Sądząc po strojach, zapewne udawały się na kolejne przyjęcie. Coś ścisnęło Martę koło serca. Też miała ochotę być taką beztroską i zadowoloną z siebie…
To pomieszczenie, bardziej przypominające katownię niż gabinet, z przytłaczającymi ciężkimi meblami, o szarych ścianach, z wszelkiej maści łańcuchami, linkami i bloczkami zwisającymi z sufitu oraz innymi sprzętami służącymi do torturowania, źle na nią wpływało. Z niecierpliwością oczekiwała przenosin do swego własnego biura, w którym dobiegał już końca remont. Po rozmowie z Martinem i ustaleniu technicznych kwestii odświeżenia wnętrza postanowiła również przeprowadzić się do domu dla gości. Od dawna nieużywany budynek, po dostosowaniu do jej potrzeb, mógłby zapewnić komfort i wygodę, a przede wszystkim intymność, której brakowało w rezydencji. Po dokonanych zmianach całkowitej transformacji uległ charakter budowli – pałac nie przypominał już klimatem dawnego rodzinnego domu, a atmosfera, nawet tak wytwornego i ekskluzywnego pensjonatu, zupełnie jej nie odpowiadała. Zerknęła w dół monitora, gdzie po kolei wyświetlały się obrazy z kamer usytuowanych w ważnych, jak się domyślała, dla Roberta miejscach. Zaraz po podglądzie na dyżurkę pojawił widok z kamery w celi Drugiego. Siedział na podłodze, oparty o ścianę, z głową schowaną między kolanami, dokładnie tak jak widziała go dwie godziny temu. Tylko teraz trzymał coś w dłoniach. Zrobiła zbliżenie, dostrzegła na nadgarstkach krew i otarcia od więzów, a w dłoniach ściskał… zdjęcie.
Komentarze (20)
Dzięki za czytanie tego nieludzkiego świata. Pozdrawiam.
Nie pasuje mi to zdanie co całej reszty. Jakbyś na obrazie "Nocna straż" walnęła różowe serce. Taki mój odbiór za ujawnienie którego przepraszam. Zostawiam piątala. :)
Autorka wie, jak oceniam, to się już nie będę powtarzać.
Pozdrawiam
Dziękuję za zajrzenie.
Pozdrawiam.
Dziękuję za zerknięcie i komentarz. Pozdrawiam.
Pozdrawiam.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania