Atramentowa woda.
Rzuciłam kiedyś do wody kamień.
A tą wodą był atrament.
Czarny i nie skończony, taki w którego toni.
Smutku czarna łza, łzę goni.
Rzuciłam kiedyś pod niebo pustym kałamarzem.
By tam u góry ktoś domyślił się, o czym marze.
Lecz kałamarz zaczepił o papierowe chmury.
O posypały się z nieba śnieżnobiałe wióry.
Kiedyś, gdy usiadłam obok atramentowej rzeki.
Zamknęłam na chwile powieki.
A gdy się obudziłam, zamoczyć chciałam w niej pióro.
Lecz z nieba spadł kałamarz, a z nim kawałek papierowego nieba.
I wtedy zrozumiałam.
Że niczego mi już więcej nie trzeba.
Komentarze (3)
http://www.opowi.pl/niechetny-poslaniec-5-wspolne-a22454/#comment-181666
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania