Autobiografia, rozdział: Biedroneczki

:Później planuję poprawić wersyfikację itepe:

 

Biedroneczki

 

Pamiętam, że pierwszego dnia pobytu u mnie na chacie rysowaliśmy

we trójkę - każdy sam - psychologiczny portret Piotrka.

Wyszło z tego dwóch psychodelicznych kosmitów i jeden kontur głowy

ze znakiem zapytania w środku. Piotrek był dziwny.

 

Młody pochodził z Poznania i dilował, Z tego, co zrozumiałem, chyba głównie

kwasem, ale chemikiem był na tyle dobrym (myślał nawet o studiowaniu farmacji),

że starał się dilować wszystkim tym, co w danym momencie

uznawał za towar o wysokim stosunku jakości do szkodliwości.

Był pasjonatem narkotyków, co w takich przypadkach zwykle kasuje

szansę dorobienia się wielkich pieniędzy, choć nie wykluczam,

że takie się przez jego ręce przewijały. Podejrzewam, że nigdy

nie sprzedał, ani nie doradził nikomu jakiegoś chemicznego komba,

zanim sam go na sobie nie przetestował. O jego dilach chciałem

wiedzieć jak najmniej - w przypadku, gdyby capnęła nas policja,

nie byłbym zmuszony do kłamstw. Nie podobało mi się to, co robi Młody.

Mówiłem mu nieraz, że moim zdaniem sprzedaje dzieciakom śmierć.

Na terenie mieszkania wprowadziłem całkowity zakaz posiadania

i konsumpcji, ale kieszeni im nigdy nie trzepałem, więc trudno powiedzieć,

czy, co i kiedy tam w siebie wpychali.

Młody twierdził, że jego fach to dziedzictwo po ojcu, który pierwszą kreskę

posypał mu, kiedy ten miał dwanaście lat. Ojciec spierdolił, a matka -

- jakaś była modelka, średnio się nim interesowała. Młody miał koło 18 lat

i wyglądał na bardzo zrównoważonego chłopaka, który wie, czego chce od życia.

Pamiętam, że kiedy zapytałem go o te chęci odpowiedział:

-Nadchodzą ciekawe czasy. Najbliższe lata przyniosą najpewniej ciekawe zmiany.

Chcę wziąć czynny udział w tych wydarzeniach.

Młody czytał wówczas jakąś antologię, czy historię anarchizmu, ale jego największą

wartością było chyba to, że interesował się w moim mniemaniu wszystkim wartym

zainteresowania. Dobrze filtrował informacje i nigdy chyba w jego towarzystwie,

kiedy była nas tylko dwójka nie czułem się znudzony, ani podkurwiony.

Potrafił bardzo trzeźwo oceniać sytuację i kojąco wpływać na otoczenie.

Wadą młodego było to, że wszędzie się spóźniał i leciał jeszcze przy tym w chuja,

Było to o tyle kłopotliwe, że przez pewien czas w ogóle nie dysponowaliśmy

telefonami i ciężko było się trafić po tym jak przekroczył akademicki

kwadrans, bo nie mieliśmy w zwyczaju czekać do oporu.

 

Młoda była chyba z Warszawy. Interesowała się kickboxingiem i mefedronem.

Młody powiedział jej ponoć, że ją kocha, ale następnego dnia miłość się skończyła.

Miała 15 lat i w sumie była fajną, bezkonfliktową dziewczyną, choć na widok

nowej sympatii Młodego doznawała automatycznego wkurwu i nawet najbardziej

misternie budowana sielanka bandu w sekundę szła się paść. Młoda lubiła też

rysować. Miała na pewno ku temu predyspozycje - pokazywała mi kiedyś zeszyt

z jakimiś mangowymi szkicami. Nie pamiętam już, bo raczej mętnie przedstawiała

swoją historię, czy uciekła akurat z domu, czy zakładu poprawczego. Z całej

naszej ekipy miała chyba najwięcej wtyk na mieście, a że każdy z nas był w tym

całkiem niezły, można to uznać za nielada osiągnięcie.

Szybko założyliśmy zespół muzyczny i gang, choć nie bardzo wiedzieliśmy, co się

z tym robi. W drodze losowania szefem gangu została Młoda, zespół szefa nie miał

bardzo długo. Jedynym przywilejem wynikającym ze stanowiska Młodej było właściwie

tylko to, że bodaj trzy razy dziennie mogła wymówić magiczną formułę "Chcę papierosa"

i papieros miał się znaleźć. Były to dość infantylne początki, ale z mojej perspektywy -

- perspektywy pomysłodawcy, gang miał zacieśniać jakoś nasze więzi i budować relacje

oparte na odpowiedzialności za czyny i słowa. Miał być system kar, takich jak publiczne

łojenie pasem na gołą dupę i nagród, takich jak kebab. Wszyscy kochaliśmy kebaby.

Kiedy zakładaliśmy się o cokolwiek, jedyną tak naprawdę walutą przewidzianą dla zwycięzcy

był kebab.

Nazwę zespołu wymyślił Piotrek, patrząc na szkic wiszący nad moim łóżkiem.

Szkic przedstawiał zblazowaną biedronkę o trupiej główce wpisaną w kształt odwróconego

serca. Nazwa została przyjęta jednogłośnie z wielkimi bananami na ryjach wszystkich członków

zespołu. Bo kto by, kurwa, nie chciał, żeby konferansjer zapowiadał jego band słowami

"A teraz wystąpią dla Was Biedroneczki"? Gangowi nadaliśmy tę samą nazwę. Planowaliśmy tatuować

sobie Biedronkę w sercu jako symbol przynależności do niego, ale ostatecznie nigdy do tego

nie doszło.

 

*

 

Narkotyki

 

Kiedy wchodziłem z Biedronkami do apteki, wiedziałem, że najbliższe pół godziny mam z głowy.

Uwielbiali konwersować z magistrami farmacji, błyskawicznie wymieniając wiedzę i doświadczenia.

W przeciwieństwie do magistrów znali nie tylko skład chemiczny produktów, o których była mowa.

Dysponowali też zwykle informacją, w jakich krajach dana subtancja jest legalna, a w jakich nie.

Raz tylko, nie do końca dowierzając w to, co widzę i słyszę, zapytałem pani magister w podsumowaniu

rozmowy, czy choć część z rzeczy, które reszta bandu opowiada to fakty. Odparła, że wszystkie.

 

Nie nauczyłem się przez ten wspólnie spędzony czas o narkotykach zbyt wiele, choć czasem

pytałem, na przykład o podstawowe podziały substancji, ze względu na skład lub działanie.

Zdecydowanie szybciej uczyłem się, patrząc jak Biedronki zachowują się pod ich wpływem.

 

Każda z Biedronek lubowała się w innej używce.

 

Młoda jak wspomniałem, szalała za mefedronem. Nie wiem, czy była w stanie pójść za kreskę

na całość, ale myślę, że była w stanie dać dużo. Sytuacja nigdy tego jednak nie wymagała,

bo Młoda była za dobrym socjotechnikiem, na takie poświęcenia.

-Sęp sępa nie osępi. - mawiała Młoda.

 

Młody preferował miks kodeina+wino. Znikał czasem gdzieś bez słowa, po czym wracał wyczilowany

po paru godzinach, informując że gapił się pół dnia na rzekę.

 

Piotrek kochał marihuanę. Nie miał tak rozległej wiedzy ogólnej o dragach jak Młody,

ale marihuana to był jego konik. Kiedy pytałem Piotrka jak wyobraża sobie wymażoną starość,

mówił, że siedzi przy kominku i pali zioło. Kiedy pytałem Piotrka, czy wolałby mieć zajebistą

żonę, czy marihuanę, odpowiadał, że zioło. Uznaliśmy z Młodym, że częstotliwość z jaką Piotrek

wymawia słowo zioło w ciągu dnia jest trochę przerażająca i Młody podjął się zadania wyciągnięcia

Piotrka z uzależnienia marihuanowego.

-Akodin kasuje wszystkie uzależnienia. - oświadczył z dumą Młody, wręczając Piotrkowi pudełko.

Zapomniał niestety dodać, że sam w sobie jest, jak można się było domyślić, uzależniający.

Piotrek po akodinie widział różne rzeczy, na przykład piekło. Piotrek zapytany o to, jak piekło

wygląda, odpowiedział bez zastanowienia:

-Piekło to jest takie bardzo ciasne pomieszczenie, w którym jest Ci bardzo źle, ale nie możesz

nic z tym zrobić, bo nie możesz się w nim poruszyć.

Piotrek miał wiele podobnych przemyśleń, którymi potrafił zakończyć długą, wydawałoby się

nierozstrzygalną dyskusję.

 

Ja w tamtym czasie chlałem niemało, ale główne uzależnienie stanowiły dla mnie dziewczinki.

 

*

 

DJ Tonka

 

Jedna z historii, która najlepiej definiuje chyba charakter grupy działa się w dniu koncertu

legendarnego DJ-a, którego, jak szczegółowo informował Piotrek, czasy świetności przypadały na lata

90-te. Nie kojarzyłem człowieka, ale w związku z tym, że w dniu imprezy Piotrek powtórzył jego ksywę

ze sto razy, wryła mi się w głowę, a Piotrek otrzymał w końcu ksywę, identyczną jak jego idol

z dzieciństwa. Nie pamiętam, dlaczego na koncercie nie pojawiła się Młoda. Albo dostała od nas

zakaz za jakieś krzywe akcje z dragami, albo miała wóczas ciekawsze rzeczy do roboty. Ale raczej

to pierwsze. Ruszyliśmy więc z Młodym i Piotrkiem w z Ursynowa do Tematu Rzeka, ujebując

se wcześniej twarze fluorescencyjnymi farbkami w oczekiwaniu na liczne ultrafioletowe światła.

Każdy z nas dodatkowo miał na sobie koszulkę, krótkie gacie i buty. Uznaliśmy, że warto wziąć

też srajtaśmę, bo impreza ma być w plenerze. Uznaliśmy, że nie warto brać pieniędzy,

bo pieniędzmi nie wygrywa się imprez. Mieliśmy też zaplanowaną bijatykę każdy na każdego, którą

mieliśmy odpalić w jakimś najmniej odpowiednim momencie imprezy oraz zawarty zakład o kebaba o to,

kto pierwszy klepnie DJ-a Tonkę w dupę.

Srajtaśmę straciliśmy od razu - euforycznie wyrzucona w tłum pod sceną przybrała na chwilę formę

serpentyny. Piotrek na widok Tonki trochę odjechał. Zaczął włazić od frontu na konsoletę i tłumaczyć

Tonce, że jest jego największym fanem. Nie wiem, co tam jeszcze napierdalał, ale kiedy zdejmowałem go

za gacie z podwyższenia posmutniał znacznie i przekazał mi zdanie, które jemu przekazał jego idol:

-Another time, another planet.

-Chodźmy szukać alkoholu, Piotrek.

Mój plan był następujący - znajdujemy na plaży pustą butelkę po Jacku Danielsie. Kołujemy do niej

trochę koli, do której dolewamy wodę, żeby mikstura nabrała barwy Jacka i udajemy kogoś majętnego,

żeby wbić się do sektora VIP. Butelka znalazła się szybko, kolę dostaliśmy za odśpiewanie "Girl!",

ale z tego co pamiętam, dużo czasu zajęło mi kołowanie wody - pewnie wdałem się tradycyjnie w rozmowę

z przypadkowymi ludźmi nad rzeką. Kiedy się obejrzałem, chłopaków już nie było. Ruszyłem nieco skołowany

w stronę sceny. Usłyszałem nagle nawołujący mnie głos Młodego. Stali już z Piotkriem w sektorze VIP-ów,

palili zioło i chlali prawdziwego Jacka.

-Przegraliśmy kebaba, Maciek. Piotrek klepnął Tonkę w dupę. - stwierdził.

Zabawa trwała - czasem przysypialiśmy, czasem budziły nas szalone dźwięki "Don't You want me babe".

Zakłady o kebaba szły tej nocy gęsto, a nad ranem zobaczyłem jak Piotrek siedzi gdzieś na boku z Tonką

i rozmawiają jak najlepsi kumple. Ja już wcześniej odhaczyłem sprawunki wieczoru - zapytała mnie,

czy zostanę jej mężem, zadeklarowała, że zostanie moją żoną, ale przy takim jej poziomie najebania

dzień następny mógł przynieść gwałtowne emocjonalne zwroty. Zobaczyłem, że frontalną próbę podejmuje

swoim dziwnym bansem Młody. Wybrał oczywiście drugą najładniejszą pannę na imprezie, a ja uznałem

wówczas, że przyszedł czas bijatyki. Po chwili leżeliśmy we trójkę jeden na drugim, dusząc się wzajemnie

i tarmosząc, za co się dało. Ostatecznie zostałem na piasku sam, a że było mi błogo, zacząłem

naukę brejka, kładąc się od czasu do czasu i obsypując garściami ziaren po twarzy i włosach.

Podszedł do mnie jakiś typek i zapytał, czy jeszcze coś ogarniam? Kiedy potwierdziłem, zadał pytanie

pomocnicze:

-A zdajesz sobie sprawę z tego, że cały jesteś ujebany zieloną farbą?

Przypomniałem sobie, że ultrafioletów jednak nie było.

Brudni, wyczerpani i szczęśliwi wróciliśmy do domu.

Piotrek zbudował sobie w pokoju ołtarzyk z autografem Tonki i planował go wysłać do rodziny,

która siedziała w Islandii.

 

*

 

Bejowanie

 

Łaziliśmy z Kasjo po mieście, szukając sielanki i inspiracji. Okazało się, że Piotrek

i Kasjo pasują do siebie jak chłopiec do dziewczynki - jego solówki były mistrzowskie

i choć nie miał chyba jeszcze wtedy zbyt wielu melodii w głowie, to co grał brzmiało

wspaniale. Nagraliśmy wtedy parę unikatowych jego wykonań na tablecie, a ja nie mogłem

uwierzyć, że idzie nam z kompozycjami tak gładko. Graliśmy często, z braku innych

instrumentów, na cztery ręce, co uważam za jedno z ciekawszych życiowych doświadczeń -

- kiedy spotyka się dwójka ludzi z zerowym doświadczeniem gry, jest ona, moim zdaniem,

w stanie złapać wspólną falę, choć nie ukrywam, że ścieżka do fali jest wąska i wiedzie

nierzadko przez długaśną dolinę kocich fałszy, bluzgów i wzajemnych oskarżeń.

Najbardziej lubiłem stroić falę z Młodym.

-W życiu nie widziałam tak wolnych ludzi.-stwierdziła po godzinie przebywania z nami

jakaś nieznajoma.

Coś w tym było. W życiu nie czułem się tak odprężony i pozbawiony trosk. Choć w tle zgrzytały

jeszcze jakieś moje romanse, spadały systematycznie na coraz dalszy plan.

Poznawaliśmy coraz większe ilości ulicznych grajków i innych stałych rezydentów ulicy -

- żuli, anarchistów spod tarasów i deskarzy spod Kopernika, pod którym często siadywaliśmy,

ze względu na bliskość KFC - darmowej dolewki i kibla.

Z kasą było coraz gorzej, ale nikt się tym specjalnie nie przejmował - żarcie kołował

Piotrek, w dzień donosząc zupę od jakichś sióstr zakonnych, a wieczorem bagiety

z jakiegoś lokalu gastro w okolicach Chmielnej.

6 dni minęło jak z bicza strzelił, a ja w związku z nową pracą, której się podjąłem,

próbując wkręcić do niej jak najwięcej Biedronek, a o której napiszę nieco później,

postanowiłem, że nie wyprowadzam się jeszcze ze stolicy.

 

Odkrywaliśmy swoje przekonania, wady, zalety, nawyki, ciała i historie.

 

Młody twierdził, że seks z kobietą, której się nie kocha jest ostatecznie bardziej frustrujący

niż masturbacja. Mimo to ruszył na Mazury z taką właśnie panną. Podczas jego nieobecności

natknąłem się przypadkiem w pokoju na jakieś papiery. Były to dokumenty z ośrodków,

głównie zamkniętych, leczenia uzależnień. Z zapisów wynikało, że Młody był agresywny,

wielokrotnie rozpierdalał szyby w drzwiach i podburzał pensjonariuszy oddziałów,

namawiając do rewolty i ucieczki.

 

U Piotrka zwróciłem po pewnym czasie uwagę na tatuaże. Wszystkie były dosyć koślawe,

ale bardzo oryginalne, zarówno w stylu jak i warstwie przedstawieniowej. Nie miały nic

wspólnego z rozwijającą się w Polsce na całego hipsterką. Okazało się, że wszystkie tatuaże

robili mu najebani ziomkowie, podczas gdy on sam również był nietrzeźwy. Zwróciłem uwagę

na wszystkie oprócz jednego.

Spaliśmy we czwórkę w ciasnym pokoju. Dwa materace wchodziły trochę na zakładkę, a kiedy wchodził

drugi pojawiał się dodatkowo problem z otwieraniem drzwi do pokoju - leżący musiał podnieść nogi,

a wychodzący odgiąć gąbkę. Prawdziwy jednak problem pojawił się, kiedy chciałem rozdzielić

miejsca do spania. Zaproponowałem, że Młoda śpi z Młodym, a Piotrek ze mną. Piotrek zdecydowanie

zaprotestował i zasnął na półsiedząco gdzieś w kącie. Piotrek twierdził, że siedział 9 lat za

kradzieże, w związku z tym podejrzewaliśmy z Młodym, że w więzieniu mógł być niewąsko cwelony -

- przy całym ogromie cech powszechnie uznawanych za męskie, miał równie dużo tych przypisywanych

kobietom. Nie drążyliśmy jednak tematu, bo uznaliśmy to za kompletnie nieważne. Często, kiedy

przedstawialiśmy Piotrka jakimś nowym ziomkom, padało zdanie:

-To jest ten co napierdalał się z czterema kolesiami na pawilonach?

Albo

-To jest ten, co napierdalał się na Krakowskim?

Wiedzieliśmy w związku z tym, że Piotrek w czasie ulicznych spin nie zawiedzie i to nam wystarczało.

Tatuaż, który przegapiłem to była kropka pod lewym okiem. Przegapiłem, bo obce mi było znaczenia tego symbolu,

który ostatecznie rozwiał moje podejrzenia dotyczące tego, że Piotrek słabo radził sobie w więzieniu.

Kropka świadczyła o przynależności Piotrka do gitów, czyli "więziennej elity". To sprawy sądowe doprowadziły

do tego, że mogliśmy Piotrka poznać. Deportowano go podobno z Islandii w związku z jakimiś warszawskimi

zaszłościami i ciągle opowiadał o tym, że chce wracać, bo Polska to dziki kraj. W kwestii dziczy, trudno

było się z Piotrkiem nie zgadzać. Łaziliśmy wtedy w ciuchach przypominających bardziej piżamy niż odzież dzienną,

bo były to jedyne w miarę czyste ubrania na chacie, a żyliśmy na tyle intensywnie, że średnio chciało

nam się prać. W latach 90-tych ulica zakwalifikowałaby nas jako regularnych żuli, ale nie - był dwudziesty

pierwszy wiek i wszystko podpadało pod hipsterkę. Co i rusz ktoś na ulicy wyzywał nas od pedałów.

Herold Piotrek przekazywał wówczas głośno info o tym, że nasi adwersarze są kurwami i albo dochodziło

do rękoczynu, albo kończyło się wymianą gróźb i groźnych min.

 

Młoda miała jakieś niezażegnane konflikty ze squatersem Kubusiem, u którego wcześniej z Młodym rezydowali.

Postać Kubusia urastała w moich oczach po ich relacjach do jakiejś legendy - jakby trząsł anarchistyczną

połową warszawskiej ulicy. Ale ja lubiłem wówczas hiperbolizować i ostatecznie nigdy nie poznałem go na tyle,

żeby wyrobić sobie o nim jakieś konkretne zdanie. Siedział zwykle z ziomkami na Prostej pod pałacem.

Zawołał ją do siebie, kiedy szliśmy we trójkę, jeszcze z Piotrkiem. Widziałem, że Młodą zmroziło. Podeszliśmy

więc razem z nią. Kubuś zagotował się na nasz widok, tym bardziej, że nachyliłem się nad nim mocno,

pragnąc usłyszeć, co ma do powiedzenia. Przez czas, który uznałem za wystarczająco długi, nie był

w stanie wykrztusić z siebie słowa.

-Whatever. - skwitowałem. - Chodźmy stąd.

-O co chodzi? - zapytała go, lekceważąc moje słowa, Młoda.

-Oni mają odejść. - odpowiedział.

-Bo, kurwa, co? - zapytałem, otwierając coraz szerzej oczy.

-Mam wstać?

-Mam usiąść?

-Jak ja wstanę, to Ty usiądziesz.

Wkroczył Piotrek:

-Jak masz coś zrobić, to to zrób. - tak, lepiej tak zwanych rozmów chuja z butem, zakończyć się nie da.

-To prowokacja. - stwierdził Kubuś, ale spokojnieszy wyraźnie po słowach Piotrka.

Ostatecznie odpełznęliśmy na bok zostawiając Młodą z Kubusiem, bo przecież wszyscy kochaliśmy w głębi

serca pokój, kwiaty i białe, kurwa, gołębie.

 

Czasem szukaliśmy Czarka, który przeniósł się podobno na Pola Mokotowskie, bo sprzedał liścia

jakiejś śródmiejskiej panci, za to, że, jak mówiły plotki, dała z kopa w jego gitarę.

Podobno ścigała go większa ekipa menelo-panków. Antagonizmy i sympatie między grajkami kwitły w najlepsze,

a jedyną postacią, której nikt nie odważył się fikać był chyba Bard. Szkoda, że nie udało mi się nigdy

doprowadzić do spotkania Barda z Czarkiem. Rumuna prędzej, czy później musiał jednak przecież wylądować

na peryferiach, bo za często, za głośno i zbyt wulgarnie lubił na mieście wyrażać dezaprobatę wobec grania

kowerów, a umówmy się - mało kto wychodził wówczas na ulicę ze szlachetnych pobudek prezentowania

twórczości własnej.

 

Czasem spotykaliśmy na mieście Żula. Żul zaakceptował z marszu wszystkie Biedroneczki, ale na rikszę bał

się ich wpuszczać, bo mówił, że po mefedronie mogą mu wykorkować za kierownicą. Wspierał nas na tyle,

na ile mógł podwózkami i historiami o swoich klientach albo ludziach z miasta. Czasem skołował kradziony

telefon, czasem namawiał, żebym dla niego jeździł. Jakieś przymiarki nawet były. Jedyny klient, którego

przewiozłem rikszą za kasę to była kombatantka. Kobieta ledwie szła, zaproponowałem, więc, że podwiozę,

a płacić może co łaska. Narzekała całą drogę spod Zamkowego na Bankowy na moje rowerowe skile, po czym

na koniec zaczęła mi podawać banknoty - kolejno 100,50,20 złotych, prosząc, żebym potrzymał. Ostatecznie

wygrzebała dychę, resztę wpakowała do portfela i pożegnała mnie obrażona. Uznaliśmy z Żulem,

że nic z tego nie będzie.

 

Najwięcej rozrywki dostarczał w tamtym czasie zdecydowanie Piotrek. Potrafił w poszukiwaniu pustego kubka KFC

wysunąć cały kontener z odpadkami, wysypać wszystko na ziemię i na oczach parudziesięciu gapiów

uśmiechnąć się jak gdyby nigdy nic, podnosząc triumfalnie swoje znalezisko. Potrafił wsadzić brązowemu,

thorvaldsenowemu Kopernikowi kondoma w usta w biały dzień i udowodnić, że utopiona w herbacie mucha

odlatuje, jeżeli posypiesz ją gęsto papierosowym popiołem.

 

Naszym największym muzycznym osiągnięciem, zarejestrowanym szczęśliwie na tablecie, była improwizacja Piotrka

na Kasjo (Piotrek twierdził, że od dawna chodzi do jakiegoś sklepu muzycznego, gdzie pozwalają mu grać

na trzech syntezatorach jednocześnie). My z Młodą dośpiewaliśmy wówczas tekst i kawałek właściwie był gotowy.

Na internety, podobnie jak innym nagraniom z tabletu, nie było mu jednak dane się dostać.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 1

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (6)

  • Canulas 26.03.2019
    Że tak się atematycznie wtracę, ale nieść pomoc jest rzeczą ludzką ;)
    Ench nagrywała mi sporo tekstów we audio. Nick "Enchanteuse". No i Cyber Wiedźma też kilka nagrała. Nie wiem czy Ench tu się jeszcze kołysze, ale Cyber chyba tak.
  • NihiluśSmurf 26.03.2019
    Ok.
  • NihiluśSmurf 27.03.2019
    Ty, a to nie jedna z Enchanted Hunters? Pytam, bo ja mam z nimi "kosę".
  • Canulas 27.03.2019
    NihiluśSmurf, nie wiem o co chodzi, ale raczej nie.
  • NihiluśSmurf 27.03.2019
    zespół muzyczny taki: https://youtu.be/Xz_E-dtH6r4
  • Canulas 27.03.2019
    NihiluśSmurf, no to nie jest

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania