Autobiografia, rozdział: Krav Manga
Przez 3 miesiące swojego życia pracowałem w fabryce w Mladej Bolesław,
w której produkowaliśmy fotele dla Skody. Zaliczyłem przez ten czas
kilka stanowisk - pchacz wózka, przypinacz kabli, przywiertywacz poduszki
powietrznej i karateka zagłówka - do wbijania plastikowych prowadnic (raketek)
na rurki zagłówka dostawaliśmy nawet z przydziału rękawice kolarskie,
głównie pewnie dla lansu, ale i tak raczej wszyscy wiedzieli w firmie,
że na stanowisku airbagowo/zagłówkowym pracują wyłącznie gangsterzy,
którym nawet rzutki zazwyczaj i opryskliwy "Madziar" rzadko miał ochotę podskakiwać.
Nie no, koloryzuję z tą gangsterką, ale i tak było klawo. Chwyt, przycisk,
blokada, szczitek (naklejka z kodem fotela), raketky, zagłówek, podkova (plastikowa
izolacja kabla), airbag, śruba, zawinięcie kabla, przycisk, zdjęcie blokady - i tak
400 razy dziennie. Starałem się do pracy przykładać na tyle, żeby pasażerom Skody
zamiast airbaga nie wyleciało przy zderzeniu westchnienie podziurawionego materiału,
ale w związku z tym, że myśli moje nie krążyły w pracy za często wokół prawilnej
techniki montowania śrubki, czy wieszania szkieletu fotela na haku, od czasu
do czasu jeden z dwóch największych mazgajów tzw. linki (linii produkcyjnej)
omiatał mnie nienawistnym spojrzeniem, po czym opierdalał i rzucał fotelem,
gdzie popadnie. Gadałem wówczas raczej niewiele - tyle było ciekawych rzeczy
do ogarniania słuchem, węchem i wzrokiem, że ograniczałem się zwykle
do prostych pytań natury technicznej, a mądrzyć zacząłem się dopiero jak mnie
wsadzili na stanowisko obok rudego, który mądrzył się permanentnie bez względu
na to, czy ktoś dawał odpór, czy nie. Kiedy ze stanowiska airbagów, na którym
szkolili mnie jedni z sympatyczniejszych, bardziej wyrozumiałych i cierpliwych
ludzi jakich w życiu spotkałem, a które znajdowało się jako jedyne stacjonarne
stanowisko po drugiej stronie magazynu, przeniesiono mnie na "linkę" zaczęło się.
Pierwsze pytanie, jakie tam usłyszałem, to czy mam pożyczyć tysiąc koron i zadał
mi je "Cygan", który nota bene był cyganem. Nieskończone dyskusje o filozofii
przyczepiania plastiku do spodu fotela, drwiny, warknięcia, przecieranie tarką
oczu ze zdumienia (z tą tarką to znowu koloryzuję, sory) i dwa hasła skandowane
przez rudego albo Pawła jak mantra wślizgujące się do moich uszu: "Dalszi!"
(co miało oznaczać, że mam zająć się następnym fotelem), albo "Dzialej!"-tego
chyba nie trzeba tłumaczyć. Z głośników hali nadupcały dyskotekowe hity typu
Morandi - Angels (Love Is The Answer), a ja, przyczepiając plastik i kręcąc
fotelem, najchętniej toczyłem dyskusje z Krav Mangą (nadałem mu taką ksywę
ze względu na to, że zawsze pracował w bluzie z nadrukiem "Krav Maga" i hasłem
po angielsku "Bądź tak dobry, żebyś nigdy nie musiał nikogo zabić", a wyglądał
trochę jak podstarzały emoś) o muchomorach i o tym, że rzucanie młotkiem
w rudego, to nie jest przejaw agresji.
Komentarze (15)
Wiem, że sfera techniczna nie jest u Ciebie priorytetem, więc to zostawiam.
Tresc zacna. Przypomina mi wspomnieniówki Stasiuka z - Jadąc do Babadag. Bardzo lubię takie odautorskie klimaty.
Coś w klimatach starej, polskiej komedii. Takiej niejednoznacznej, z elementami psychologii.
Tutaj: „rzucanie młotkiem w rudego, to nie jest przejaw agresji“ — XD.
5
Pozdrówka.
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania