Awaria dźwigu

Katowice, 2007 r.

 

W moim gimnazjum często dokuczano innym

I to zazwyczaj dzieciom kompletnie niewinnym.

Czułem się bezsilny wobec tego zjawiska

Zawsze, gdy dręczyła mnie któraś morda świńska.

W którymś momencie postanowiłem zadziałać

Oraz jednego z moich oprawców ukarać.

Zbliżał się wkrótce sprawdzian z języka polskiego.

Postanowiłem, że ukradnę zeszyt jego.

Kumpla Mateusza do tego namówiłem,

Albowiem sam po prostu zbytnio się wahałem.

Mateuszowi całkiem się pomysł spodobał.

Jego tamten oprawca też czasem maglował.

Gdzie ukryć ten zeszyt się zastanawialiśmy.

Przeszło cały tydzień nad tym główkowaliśmy.

Po zdobyciu zeszytu do bloku poszliśmy.

Oraz wspólny nikczemny plan wykonaliśmy.

Wpierw, na jednym z pięter przywołaliśmy windę

Spotkałem w tym czasie sąsiadkę – starą pindę.

Następnie sprowadziliśmy dźwig piętro niżej.

Mateusz przysunął się do drzwi jak najbliżej.

Zaczepił wcześniej smyczą zamek blokujący

I otworzył drzwi. Ukazał się szyb ziejący.

Następnie, na dach windy zeszyt rzuciliśmy

Że ktoś go kiedyś znajdzie się obawialiśmy.

Mateusz postanowił zabrać go z powrotem.

I pozostawić go po prostu gdzieś pod płotem.

Nie mógł sięgnąć, więc na dach windy zeskoczył.

Przez krótką chwilę jeszcze się ze mną podroczył,

A później niespodziewanie winda ruszyła.

Z Mateuszem na dachu wte wewte jeździła.

Pobiegłem piętro niżej i windę wezwałem.

Następnie u góry do szybu się schyliłem.

Zacząłem na piętro wyciągać Mateusza

I wtem zorientowałem się, że winda rusza!

Spróbowałem wepchnąć kumpla na dach z powrotem

Nie zrobiłem tego wystarczającym tempem.

Konstrukcja windy zatrzymała się na rękach,

Zawahała się i zostawiła je w strzępach.

Mateusz jechał do góry okaleczony.

A ja pozostałem na piętrze przerażony.

Fala jego wrzasków gdzieś z góry docierała.

Obok mnie para jego rąk we krwi leżała.

Słychać było jak na jednej zegarek tyka.

Podobno na kopercie widniała swastyka.

Mateusz przenigdy o tym na głos nie mówił.

Z rodziny o dość dziwnych poglądach pochodził.

Oficjalnie zapewne zabił Niemca dziadek

Oraz na pamiątkę odebrał mu zegarek.

Ogarnąłem się i po pomoc zadzwoniłem.

Po chwili na głośny szloch się również zebrałem.

Pół godziny później ujrzałem światła w szybie.

Oznaczało to, że pomoc już szybko idzie.

Wyciągano Mateusza na innym piętrze.

Nadal jednak u góry ziało szybu wnętrze.

Jakiś nieszczęsny człowiek spadł na windę z góry

I ciężkie lania miały zastać nasze skóry.

Winda znów ruszyła. Teraz przecięła nogi.

Kadłubkiem zatem został mój Mateusz drogi!

 

Przez miesiąc kartka z „awarią dźwigu” widniała.

A na mnie poważna konsekwencja czekała.

Sądzono mnie. Kradzież i kalectwo dwóch osób.

Czy, by uniknąć kary, istniał jakiś sposób?

Moi rodzice byli całkiem załamani.

Co dzień skórzanym pasem po tyłku mnie lali.

Mateusz był jednakże w gorszej sytuacji,

Odkąd to doświadczył poczwórnej amputacji.

Czy nasza przyjaźń wytrzyma kolejne lata?

Pomimo wszystko, byłaby to duża strata.

Jedno jest pewne i taka też kolej rzeczy.

Niedobrze, jeśli kradniesz, a to kumpel beczy.

Średnia ocena: 0.0  Głosów: 0

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (3)

  • D4wid 23.10.2018
    Moim zdaniem nie pasuje do kategorii wierszy
  • Nuncjusz 23.10.2018
    To do niczego nie pasuje
  • sensol 24.10.2018
    zajebiste. popłakałem się ze śmiechu. zapomniałeś napisać, że kolega nie będzie sobie mógł zmarszczyć freda, po tej strasznej historii

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania