Opoowi *** Babcia Szokująca
Błąka się babcia antyurodziwa, w gęstym, srogim buszu, koszyczek targając w jednej ręce, a w drugiej, parasol automatyczny, gdyż to klimat wilgotny i wilgotne zwierzaki odpędzać trzeba. Spłoszona jest nieco, lecz wędruje hardo, bo cel wzniosły i wspaniały – kołacze się w jej główce.
Wnuczka jej ukochana [nie wiadomo jak to się stało] z chatką w gęstwinie zagubiona, leży na skromnym łożu udręki wszelakiej [tz: pewności nie ma]. Głodna tak straszliwie, że zapewne kawał lasu by zjadła, gdyby był strawny, smaczny i z datą ważności na wieczku. [o zgrozo, tak niestety nie jest].
Z tej to przyczyny, kochająca kobieta, o wnuczkę swoją dbając, biegnie do niej, co sił we wszystkim, co biegać umie – jadło niosąc – odgarniając przy okazji, wszelkie przeciwności – żywe, już martwe i co popadnie.
Uśmiechnijmy się przez chwilę do „przeciwności” – ze współczuciem.
Wina w koszyku, sam diabeł spragniony nie uświadczy, gdyż zaradna babcia, sama je wypiła – dla odwagi i za zdrowie krewniaczki.
Biegnie więc babcia hyżo, a za nią nadzieja – całą gębą zdyszana – bo ze słońca jasno wynika, że dobry kierunek obrała – jak stado ziemniaków.
Aż nagle staje dęba przed nią wilk, co się wilgoci nie lęka i latających parasoli, mówiąc do niej słodko: Babciu, ale ty masz straszne zęby a jakie straszne oczy i długaśne uszy. Nosa nie wspomnę, gdyż trudno określić, co to właściwie jest. Patrząc w lustro, cierpisz zapewne wielce...nie mówiąc już o biednym zwierciadle, co targać w sobie musi, taki..a..łaj!!! { dostał wilk parasolem, ale nie uciekł – nie wiadomo czy z własnej woli, czy z racji odniesionych ran }
– Chwileczkę wilku. Czy ja rozmawiam z wilkiem?
– Tak – powiedział wilk – A co, nie może pani? [ parasol ]
– Posłuchaj wilku. Wszystko mi jedno, że po mojemu gadasz. Nie takie dziwy w życiu widziałam...i przyznaję – urodziwa nie jestem. Nie za to dostałeś, tylko za to, że się nie przedstawiłeś. Lubię wiedzieć, z kim gadam.
– A co? Nie widać? No dobra, ok. Jestem wilk. Wilkiem mnie zwą.
– W porządku. A teraz posłuchaj: „Zęby mam straszne, bo mi strasznego męża los zgotował i musiałam się jakoś bronić. Oczy mam takie jak każdy widzi, gdyż mój drugi mąż { już nie pierworodny } nie był lepszy od pierwszego i wypadało nicponia, groźnie wzrokiem płoszyć. Uszy mam długaśne z racji trzeciego męża, który okazał się chodzącym aniołem i w napadzie dobroci mnie za uszy targał.
– A nos?
– Nos? Taki mam od urodzenia.
– Akurat – pomyślał wilk – a na głos zapytał: „ A co z tym trzecim?
– Już mówiłam. Przeżył. Na rękach powinnam go nosić – Tylko raz po raz wystawiałam go nad przepaść, bo tak śmiesznie wierzgał. Mówię ci – ubaw po pachy
Nie zmieniłam się przy nim wcale…
– ...da się zauważyć…
– Milcz zaraza!
– Właśnie milczę
– …dusza człowiek. Wnuczka której szukam, właśnie od niego pochodzi. Wszystkie inne nie chciały mnie znać. Nie widziały mojego wnętrza. Nawet nie próbowały.
– Ja chciałbym spróbować – uradował się wilk. Ałaj!!!
– Zamilcz bestio – warknęła babcia. Do mojej wnuczki mnie zaprowadzisz. Na pewno wiesz gdzie to jest – drapieżniku! Albo tak ci przywalę, pytając słodko: „Gdzie masz wilku straszne zęby? A gdzie uszy? I dlaczego pozostałe członki twoje, tak samopas tańcują? Rozumiesz!? Ty niedokończony psie!
– Rozumiem – przyznał przetańcowany wilk – Naprawdę.
– No to prowadź. Dobry piesek.
Wilk będąc bystry w tych wszystkich kniejach i kierunkach, wnet poczciwą babcię zaprowadził, przed małą uroczą chatkę. W owej chatce, głodna zapewne wnuczka, znalazła spoczywanie i tak leżąc, leśniczego przez komórkę wzywała, żeby zdążył być w bajce.
– Zapukaj wilku. Większą masz łapę.
– Naturalnie – przyznał skwapliwie wilk – Pukam.
– Naprawdę?
– Ależ tak. Dzięcioł stracił rytm.
– To dlaczego mój skarbek nie wyłazi? Jak tak dalej pójdzie, to słodycze w koszyku przeżyją inwazje pleśni. To ciebie nie martwi, wilku?
– Mnie? Ja tu tylko pukam.
– Pukasz?
– I sprzątam przy okazji. Takiej zapaskudzonej szyby, już dawno nie widziałem.
– Nie wychodzi dziewczę drogie sercu memu – biadoli babcia – Może bym tak spojrzała...przez okno...do jej pokoju. Co mówisz, wilku?
– Chcesz zaryzykować, kobieto?
– No cóż...mogła mnie zapomnieć. Kuknij najpierw ty!
– Mam lęk brudnych okien.
– A ja mam parasol!
– No dobra. Spojrzę.
Wilk rzeczywiście spojrzał. Zobaczył leżące dziewczę patrzące w sufit. Stuknął w szybę. O wilk – pomyślała wnuczka – by po chwili nadal patrzeć w sufit.
– Co ona tam robi – zapytała babcia – Głodna?
– Patrzy w sufit.
– Z tęsknoty za mną w głowie jej się miesza. A co jest na suficie. Obiad?
– A co ma być – skomentowała bestia – Sufit.
– Tak myślałam. Chyba jednak spojrzę, co?
– Nie chciałbym pouczać mądrej kobiety, ale mądra kobieta powinna najpierw uprzedzić wnuczkę – głosem a nie widokiem. Tak na wszelki wypadek, oczywiście.
– Co mi tu chrzanisz wilku? Szyby brudne. Chyba jednak spojrzę.
Po chwili wdrapała się na drewnianą skrzynkę, by kuknąć w głąb pokoju, gdzie przebywało jej ukochane wnuczysko. Uśmiechnęła się całą twarzą, najlepiej jak umiała.
– Co to ma być! – wrzasnęło dziewczę – i uciekło z chatki.
– Poznała... nie poznała – zamyśliła się babcia.
– Może gdyby nie ten rodzinny uśmiech – znalazł przyczynę przewodnik, a przewodnika znalazł parasol.
– Wilku, dostałeś za swoje. A skoro jesteśmy kwita, to teraz mnie poratuj. Musimy ją odnaleźć.
– Wyćpij parasol, babo tylko jedna {na szczęście} – postawił na swoim wilk.
– Co!?
– Właśnie to. To ci pomogę. Pomysł mi się kołacze w gęstwinie sierści mojej.
– Wyrzucam dla dobra wnuczki. Ale obiecać nie mogę, że na zawsze.
– Pragnąłbym zauważyć, że mógłbym się przebrać za babcię, a ty szanowna kobieto, zostań taką jaką jesteś i udawaj wilka.
– To wspaniały pomysł. Chwileczkę wilku, chcesz powiedzieć, że twój wygląd, będzie mniej straszny od mojego…a zresztą, może się mniej przerazi – załóż tylko moją kapotę i się ogól.
– Mam się ogolić? Niby czym? A zresztą to nie jest potrzebne. Długo nie widziałaś swojej wnuczki. Przez ten czas mogłaś zarosnąć.
– Masz racje wilku. Tylko kapotę załóż i skróć pysk – to powiedziawszy, wilkiem o drzewo rzuciła twarzą do przodu. O tak. Tak będzie dobrze – mruknęła.
Gdy wilk przyszedł do siebie, to do wilka przyszła babcia. Po czym udali się w dwoje przed siebie, szukając zagubionej krewniaczki.
Aż tu nagle, ni stąd ni zowąd, wyskoczył z gęstwiny swoich myśli – leśniczy strasznie zatroskany, o sercu wielce niespokojnym.
– Kto wy? – zdziwił się okropnie, gdyż wrócił nagle z niebieskich migdałów na ziemię – Aha, już wiem – zupełnie powrócił.
– Zobaczyła mnie – rzekła babcia
– Właśnie jej szukamy – odezwał się wilk przebrany.
– No właśnie – dodała kobieta nieprzebrana, co na jedno wychodzi.
– No tak, rzeczywiście. Wrzeszczała, że ujrzała wiedźmę lub coś gorszego – i musiała uciekać.
– Dlaczego mnie to nie dziwi – wtrącił wilk.
– Tyś wilku ją zjadł! – wrzasnął nagle leśniczy – Przyznaj się a potem wypluj!
– Kto? My? Nasz brzuszek jest pusty. Nie jedliśmy czegokolwiek.
– Dziwnie gadasz...no tak, babcia stoi obok.
– Obok stoi wilk – uświadomiła leśniczego – To tylko tak, dla niepoznaki. On przebrał się za mnie, a ja za niego nie musiałam.
– Jak tylko pamiętam, to nigdy nie musiałaś. Na każdym balu.
– Nie bijmy się w myślach nawet – warknął wilk – Co z biedną wnuczką. Zapewne głodna i zbłąkana na rozdrożach życia wędruje.
– Jestem tutaj – rzekła wnuczka – z rozległą opaską na oczach. Usłyszałam głos wilka, leśniczego, tylko głos babci – i jakoś przyszłam. Wcale się nie bałam.
– Wnuczko kochana, pójdź w ramiona stroskanej, szczęśliwej babci. Mam dla ciebie jadło wyśmienite i różne inne frykatesy. Głodnaś zapewne, co?
– Opaski nie ściągnę i już – struchlało dziewczę.
– Ależ dzieweczko – odezwał się leśniczy – To twoja rodzona babcia. Krew z twojej krwi. Tyle się biedna ciebie naszukała.
– Krew? Gdzie? – ucieszył się wilk – Przepraszam. Ale szkoda , że muszę.
– Zdejmij opaskę droga wnuczko. Nie do takich widoków może się człowiek z biegiem lat przyzwyczaić. Kiedyś się nie bałaś. Widzisz przecież, że pan leśniczy i pan wilk wcale się nie boją – mimo wszystko.
– Po pierwsze babciu – nic nie widzę. Po drugie, pan leśniczy i pan wilk zapewne oczu nie mają, a nawet jeśli mają, to raczej odwracają wzrok. Po trzecie, możesz być brzuchomówcą i udawać wszystkich. To co miałam zjeść zjadłam. To co miałam powiedzieć powiedziałam. A teraz pozwólcie, że się pożegnam i pójdę precz.
Zawadziła jednak o gałązkę i opaska z jej twarzyczki spadła. Wtedy wszyscy uciekli, zostawiając ją samą w lesie. A ona pomyślała filozoficznie, że zapewne nie chcieli jej przestraszyć.
Być może za chwilę wrócą, aby żyć długo i szczęśliwie jak to w bajkach bywa.
A póki co, dręczyło to serduszko słodkie, sumienie straszliwe. Udała się więc nad brzeg sadzawki. Ujrzała w niej, nie tylko siebie, lecz także wizerunki drgające – babci, leśniczego i wilka. Wcale nie są tacy przeraźliwi, w tej pojednawczej wodzie – powiedziała sama do siebie.
Pobiegła spiesznie, by ich odszukać. Pochylonych nad sadzawką.
Dekaos Dondi
Komentarze (2)
Napisz komentarz
Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania