Uwaga, utwór może zawierać treści przeznaczone tylko dla osób pełnoletnich!

Bagno - szczurek

Ciepła herbata przygotowana przez matkę parowała sobie na biurku, w głośnikach łomotało jakieś techno. Jedenasty listopad był dniem wolnym, więc Adrian w reszcie mógł się zregenerować. Od kilku dni chodził jak zombie, chemiczny spiryt od ruskich, zrobił mu czystki w organizmie, jakoś nie mógł się pozbierać po tamtej nocy. Pił już wcześniej, ale nigdy tyle i nigdy takiej jakości. Nie chciał o tym myśleć, samo wspomnienie powodowało odruch wymiotny, choć minęły już trzy dni.

Matka nic nie wiedziała, a on nie zamierzał zmieniać tego stanu rzeczy, siedział więc przy kompie i cierpiał w milczeniu. Myślał, że po tej imprezie wreszcie wkupił się w łaski paczki starszych dzieciaków, że ktoś się odezwie i wyciągnie go znowu, że ktoś się nim zainteresuje nie patrząc jedynie przez pryzmat kasy. Telefon jednak uparcie się nie odzywał, nie odzywał się też komunikator internetowy, mail. Z żalem pomyślał, że powinien mieć pager, żeby ludzie mogli olewać go jeszcze bardziej.

Po jego lewej stronie stała klatka ze szczurem. Szczur był samiczką i wabił się Gryzelda. Była dużym łaciatym szczurem domowym, miał ją od dwóch lat, ojciec kupił mu ją, kiedy rozwodzili się z matką, chciał odwrócić uwagę Adriana od ciągłych awantur. Chłopak był mu za to wdzięczny. Kochał matkę, ale to ojciec go rozumiał, nie rozmawiali ze sobą wiele, ale była między nimi jakaś ulotna więź niedostrzegalna dla innych. Sąd w każdym razie tego nie dostrzegł i przyznał opiekę nad małoletnim matce, choć wszyscy wiedzieli, że „rozpad pożycia” nastąpił z jej winy. Puszczała się z jakimiś marnymi aktorzynami z miejskiego teatru. Teraz też szykowała się na randkę, biegała po domu i pokrzykując szukała lakieru do włosów.

Nie miała prawa go znaleźć, Adrian wiedział o tym doskonale, bo sam w przypływie złośliwości zabrał jej ten cholernie drogi lakier i wrzucił w ognisko, kiedy starsi go ze sobą zabrali.

-Adrian! Gdzie jest mój pierdolony lakier?! - Matka skakała po przedpokoju w jednym bucie i rozpiętej sukience, była coraz bardziej wściekła i czerwona na twarzy. W odpowiedzi jedynie wzruszył ramionami. Przecież jej się do tego nie przyzna. Obserwował przez chwilę jak biega z kąta w kąt i satysfakcjonowało go to, jakiś mały chochlik gdzieś na dnie żołądka chichotał złośliwie.

Stał tak jeszcze przez chwilę opierając się o framugę drzwi, jednak znudził się tym szybko. Nie bardzo go obchodziło, czy matce uda się wyjść na czas. Kiedy wracał do pokoju sytuacja zdawała się już stabilizować. Wypuścił Gryzeldę, szczur tuptał mu po ramionach i wsadzał pyszczek w kieszenie w poszukiwani smakołyków. Dał jej ich kilka a sam położył się na dywanie i patrzył w sufit. Drzwi wejściowe trzasnęły, co oznaczało wolną chatę, normalnie pewnie odpaliłby jakąś stronę z pornosami, ale dziś jakoś nie był w nastroju. Od czasu imprezy nad bagnem żadne cycki go nie interesowały, no może poza jednymi.

Malwina, to imię brzmiało dla niego jak śpiew ptaków. Mieszkała klatkę obok, była samowystarczalna, przebojowa, ciut starsza od niego ale niewiele. Fascynowała go od dawna, ale nigdy tak jak teraz. Było w niej coś nietypowego, coś czego nie miały inne dziewczyny. Była jak płomień na wietrze, tak jakby jedno ciało zamieszkiwały dwie osoby. W jednej chwili piła, przeklinała i biła się z kolesiami dwa razy większymi niż ona sama, żeby po chwili opowiadać niesamowite historie przy ognisku, tak jakby wiedziała i widziała już wszystko. Adrian też chciał widzieć i wiedzieć wszystko, wszystko o niej. Nad bagnem widział ją nago, w pewnym momencie po prostu rozebrała się i wlazła do wody. Było -2, szron osiadł na pobliskich krzakach a ona stała tam zanurzona do pasa. Mokre ciemne włosy spadały na jej kształtne blade piersi oświetlone nadspodziewanie dobrze przez światło księżyca w pełni. Widział wszystko i był zachwycony. Coś go do niej ciągnęło, bał się jej, ale niezdrowa fascynacja jej ciałem nie dawała mu spokoju. Była dzika i piękna, podniecała go niesamowicie, ale jakoś tak inaczej niż aktorki porno, nie fizycznie. Podniecała go emocjonalnie, był na nią umysłowo napalony. Tamtego wieczora jednak nie odważył się do niej podejść, chciał coś zrobić, coś powiedzieć i zabrać ją stamtąd, sprzed tych wszystkich oczu, które mu ją kradły, ale nie potrafił. Cały drżał, coś w jego głowie zmuszało go żeby wykonał jakikolwiek ruch, mijały jednak minuty a on nie mógł się kompletnie ruszyć i wtedy przypomniał sobie o lakierze. Ręce miał jak z ołowiu, kiedy wyszarpnął z kieszeni podłużny czarny walec i wrzucił go do ogniska. Huk jaki się rozległ ogłuszył go na kilka minut, stał zbyt blisko i przez chwilę miał wrażenie, że popękały mu bębenki. Padł na ziemię trzymając się za głowę, miał zaciśnięte powieki i usta, nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, po prostu leżał tak przez jakiś czas i próbował okiełznać natłok odczuć. Upojenie, podniecenie, strach i ból kotłowały się w nim przez te kilka minut. Nikt z początku nie wiedział co się stało, jednak po chwili kilka par rąk dźwignęło go do góry. Krzyczeli coś, pytali czy go do reszty popierdoliło, słyszał to jakby przez ścianę wody, kręcił głową i bełkotał coś nieskładnie. Kiedy otworzył oczy Malwina była już ubrana, patrzyła na niego i uśmiechała się, tylko ona się uśmiechała, twarze reszty imprezowiczów jakoś mu się rozmyły, nic się nie liczyło, skupił się na jej uśmiechu i dzięki temu udało mu się wrócić na ziemię. Nie przerywając kontaktu wzrokowego wyrwał któremuś z kolesi flaszkę, pociągnął tęgi łyk bez popijania i wrzasnął: -Takie cycki trzeba było uczcić fajerwerkami! - Odpowiedział mu ryk uradowanych gardeł, ktoś poklepywał go po plecach, ktoś wiwatował, ktoś gwizdał. Impreza rozkręciła się na nowo.

Potem nie pamiętał już zbyt wiele, urwał mu się film. Miał jakieś niejasne przebłyski, że rozmawiał z Malwiną, że poszli w krzaki, że całowali się przez chwilę, nie brał jednak swoich wspomnień na poważnie, traktował je raczej jak sen, bo następnym co pamiętał była pogoń za Gryzeldą uciekającą mu nad brzegiem. Śniło mu się, że ją goni, że szczur ucieka mu gdzieś w gęstwinę, prowadzi go na jakąś polanę a potem już wszystko mu się pomieszało. Gryzelda stanęła na środku polany i patrzyła na niego czarnymi jak paciorki oczkami, ruszała wąsikami, strzygła uszami. Kiedy podszedł bliżej zauważył, że jej futerko jest całe mokre. Szczur wyglądał jakby się bardzo spocił, lub dopiero co wyszedł z wody.

Potem kolejne urywki wspomnień, tego już nie chciał sobie przypominać, jednak jego myśli uparcie zakotwiczyły na tym obrazie, Gryzelda zmieniła się w kobietę. No prawie kobietę, była naga, miała kilka par piersi, ogon i wąsy. Jej długie włosy były czarno białe a czarne do tej pory oczy zalśniły w świetle księżyca dziwnym czerwonawym blaskiem, trochę jak wytrawne wino, które matka pijała do obiadu, lub bursztyn z zastygłej krwi. Była piękna i odpychająca równocześnie.

To wspomnienie zmusiło go do otwarcia oczu, nie chciał pamiętać co było dalej, chciało mu się wymiotować na samą myśl. Usiadł na dywanie i otrząsnął się jak pies. Patrzył na Gryzeldę, która przysiadła na biurku i skubała przysmaki, które jej dał. Była zupełnie zwyczajnym szczurem, ale kiedy popatrzył na nią dłużej odwróciła się w jego kierunku tak jakby wiedziała, że myśli o niej. Adrian brzydził się jej dotknąć. Dopóki nie przypomniał sobie tego snu wszystko było w porządku, jednak teraz, jakoś nie potrafił się do niej zbliżyć. Było mu przykro i wstyd, patrzył na nią uporczywie i usiłował zmusić się żeby wziąć ją w dłonie i przynajmniej wsadzić do klatki, ale nie dał rady. Wciąż miał przed oczami jej sześć sutków i czerwone oczy pałające pożądaniem i dziwną nieludzką chytrością.

Musiał się otrząsnąć, musiał coś ze sobą zrobić, bo czuł, że za moment zwariuje. Poderwał się jak oparzony i dosłownie wybiegł z pokoju trzaskając drzwiami. Nie pierwszy raz zostawiał swojego szczura poza klatką, wiedział, że przecież Gryzelda jest grzecznym zwierzęciem i na pewno nie narobi szkód. Rozgrzeszył się w myślach. Nie mógł teraz przebywać z nią w jednym pomieszczeniu. Poszedł do matki pooglądać kreskówki, ale jakoś dziś go nie bawiły. Skakał przez jakiś czas po kanałach, ale zrezygnował kiedy na kanale popularnonaukowym trafił na program na temat hybryd różnych gatunków. Wyłączał telewizor tak szybko, że mało nie połamał pilota.

Nie radził sobie, snuł się po domu pogrążony w swoich myślach, które koziołkowały od Malwiny do Gryzeldy i z powrotem. To, że zapadł już zmierzch również nie pomagało. Cienie były ostre i wydłużone, dziwnie kanciaste i powykręcane jak na obrazach surrealistów, które widział z rodzicami na wystawie kilka lat temu. Tak bardzo chciał z kimś porozmawiać, ale nie wiedział nawet jak miałby zacząć. Chciał zadzwonić do ojca, ale w głośniku telefonu usłyszał tylko pisk i dziwny szum, które zrzucił na karb problemów z siecią.

W końcu wpadł na pomysł, pójdzie do Malwiny i przedstawi swój sen w formie strasznej historii, do opowiadania przy ognisku, poprosi ją o opinię, może uda mu się z nią porozmawiać również na inne tematy? Pomysł momentalnie go otrzeźwił, pobiegł do pokoju i zaczął przetrząsać szafę w poszukiwaniu jakichś drogich i modnych ciuchów, ze skrytki za biurkiem wykopał resztkę perfum, które kiedyś podprowadził ojcu. Tym razem sobie nie żałował, wypsikał się od stóp do głów, ubrał, po czym popatrzył w lustro. Uśmiechnął się do swojego odbicia, był zadowolony z tego co widział, dopiero teraz przypomniał sobie o Gryzeldzie, która teraz najedzona grzecznie spała sobie w klatce. Zadowolony zamknął drzwiczki i popatrzył na nią z uśmiechem. Zbeształ się w myślach, że przejmuje się jakimiś głupimi snami. Kiedy wychodził z pokoju poczuł jednak, że ktoś mu się przygląda, jeszcze raz rzucił okiem w kierunku klatki, miał wrażenie, że ze szczurzego domku łypie na niego małe czerwone oczko. Zaśmiał się i pokręcił głową, kiedy zamykał za sobą drzwi słyszał jeszcze jakieś szmery, które jego mózg zinterpretował jak słowa „Jesteś mój, zawsze będziesz mój”. Jego nastrój znów zaczął się odrobinę pogarszać, więc czym prędzej wyszedł z domu.

Pod blokiem było pusto, w oknach gdzieniegdzie świeciło się blade światło, ale Adriana to nie obchodziło. Wyprostował się i odchrząknął zanim zapukał do drzwi mieszkania Malwiny. Trzy puknięcia przez chwilę rozbrzmiewały na pustej klatce schodowej, serce waliło mu jak oszalałe, ręce drżały. Skojarzyło mu się to z Trąbką, menelem, którego do niedawna często spotykał w lesie a który zawdzięczał swój pseudonim temu, że grywał sobie na nosie wydając ustami dźwięki trąbienia. Zacisnął dłonie w pięści żeby to opanować. Stał tak chwilę w milczeniu, wstrzymywał oddech, żeby dokładnie słyszeć czy ktoś podchodzi do drzwi, nic takiego się jednak nie stało. Minuty mijały a Adrian czekał, pukał jeszcze kilka razy, jednak w końcu odszedł zrezygnowany. Postanowił jeszcze zajrzeć do piwnicy. Wiedział do której, był tam raz zeszłej zimy, kiedy mróz był tak przeszywający, że nie można było siedzieć nad bagnem. Pewnie mijał zakręty, za drzwiami obitymi blachą słyszał szmery, coś jakby rozmowy, liczył, że zastanie ją samą, jednak nic z tego nie wyszło.

Nie wszedł do środka, już miał wracać do domu, jednak coś mignęło mu pod nogami. Biało-czarna sierść, długi ogon... Gryzelda? Co on tutaj robiła? Przecież pamiętał, że zamykał klatkę. Pobiegł za szczurem ciemnymi betonowymi korytarzami, wszystko przestało się liczyć, gnał za nią na złamanie karku raz po raz obijając głowę o rury na suficie, kręciło mu się od tego w głowie. W końcu udało mu się zagnać szczura w ślepy zaułek. Stanął przed nią i rozłożył ręce zbliżając się powoli. Gryzelda siedziała spokojnie pod ścianą, utrzymywała z nim kontakt wzrokowy, jej czarne oczka świeciły w ciemności nienaturalnym blaskiem. Kiedy był tuż przed nią błysnęły krótko na czerwono. Widział to dokładnie, był pewien, że to widział, jednak nie miał czasu na zastanawianie się. W tym samym momencie wielki płat tynku odpadł ze ściany odsłaniając starą zardzewiałą i dziurawą rurę kanalizacyjną. Szczur szybko wskoczył do dziury, a wskakując trącił łapkami najbardziej przerdzewiałą część rury, kawał metalu odpadł z hukiem na ziemię. Dziura była teraz tak wielka, że mogła pomieścić człowieka. Adrian nie zastanawiał się długo, w środku było sucho, więc wczołgał się tam i ruszył za wciąż uciekającym szczurem.

Zupełnie zapomniał o tym jak dobrze jest ubrany i ile z trudem zdobytych perfum na siebie wylał. Rura musiała być nie używana od lat, jednak im dalej się czołgał tym więcej śmierdzących zacieków dostrzegał. Ścierał je wszystkie kiedy z trudem przeciskał się przez kolejne metry, zacieki stawały się coraz bardziej kolorowe, coraz bardziej pachnące dziwną mieszanką zapachów, ku swojemu zdziwieniu zaczął rozpoznawać te zapachy: wybielacz, mocz, resztki jedzenia, szampony o najróżniejszych aromatach. Szczurzyca jednak dalej pędziła przed siebie, od czasu do czasu przystawała i odwracała się w jego stronę błyskając ślepkami, które teraz permanentnie zmieniły kolor. Adrian pełzł, zaczął nabierać wprawy, parł za nią coraz szybciej i pewniej. Zapachy zmieniły się, teraz nie rozróżniał już tylko poszczególnych woni, wiedział też kto miał z nimi kontakt i z którego mieszkania spłynęły, przez ułamek sekundy wczuwał się w zapach krwi menstruacyjnej, która z całą pewnością należała do Malwiny, teraz jednak nie miało to już znaczenia, Adrian spiął się w sobie, skurczył, coś kuło go w twarz, a kości bolały go potwornie jakby ktoś złapał go w wielkie dłonie i ugniatał. Czuł się jakby jakiś tytaniczny rzeźbiarz zmieniał jego strukturę i formę, jakby ciągnął go za nos wydłużając twarz, jakby wyciągnął mu z dołu pleców długi skórzasty ogon. Nie bał się, a nawet jeśli się bał, to nie miało to już najmniejszego znaczenia. Gnał za swoim szczurem, coraz szybciej i szybciej, musiał ją dopaść, musiał dopaść i posiąść swoją wybrankę, wszystko co było w nim ludzkie zostało przed drzwiami piwnicy Malwiny, czuł się jak szczur, myślał jak szczur, był szczurem.

Gryzelda uciekała śmiejąc się radośnie, Adrian czuł jej radość i rozumiał ją. Wszystko jednak kiedyś się kończy, musiał ją dopaść. Kiedy był już blisko i już miał ją złapać zębami za ogon, rura skończyła się. Dwa gryzonie jeden po drugim wpadły do bagna. Lodowata woda orzeźwiła go, stanął na nogi, przez chwilę patrzył na swoje dłonie, które znów posiadał. Były inne, palce stały się dłuższe i bardziej kościste, paznokcie były długie i ostre, z tyłu jego pleców zwisał długi łysy ogon. Na chwilę powróciła do niego świadomość, zobaczył Gryzeldę, która też przyjęła bardziej ludzką postać, sześć wielkich i nabrzmiałych piersi unosiło się i opadało w rytm jej oddechu, jej fascynujące czerwone oczy i drapieżny uśmiech znów zaczęły go przerażać, jednak tym razem był już pewien, że to nie sen. W jednej chwili przypomniał sobie to co działo się nad bagnem kilka dni wcześniej i sparaliżowało go to. Pamiętał dziki zwierzęcy seks, pamiętał nieokiełznaną rządzę, która płonęła w nim tamtego wieczora podsycana alkoholem. Od samego początku wiedział, że to nie był sen, jednak teraz miał przed sobą żywe namacalne dowody. Chciał uciekać, jednak jego nogi raz po raz zanurzały się coraz głębiej w mulistym, czarnym jak smoła dnie, ugrzązł.

Gryzelda była coraz bliżej. Szła powoli kołysząc biodrami, słyszał jej głos w swojej głowie, był piskliwy, natarczywy, pełen pożądania. Nie chciał jej dotykać, marzył o tym żeby zniknąć, stracić przytomność, być... nie tutaj. Nic takiego się jednak nie stało, koszmarna postać groteskowej szczurzej samicy była już tuż przy nim. Zamknął oczy, poczuł jej usta na swoich, poddawał się temu co robiła bez słowa, nie miał siły się ruszać. Gryzelda delikatnie wyciągnęła go z bagna i zaniosła na brzeg, dosiadła go najszybciej jak tylko umiała, chciała go mieć tylko dla siebie, Adrian był jednak zbyt przerażony, żeby zaspokoić jej żądze. Brzydził się jej, brzydził się siebie, każdy jej podskok na jego biodrach powodował, że jego żołądek wywijał się i skręcał przyjmując coraz to nowe kształty. Piszczała wściekle i wrzeszczała, jednak spełnienie nie przychodziło. Chłopak na chwilę otworzył oczy i widział łzy spływające jej po policzkach.

Jej rozpaczliwe próby zaspokojenia przerwał dźwięk trąbki dobiegający jakby zewsząd. Wesoły i skoczny, zupełnie nie pasujący do sytuacji. Dźwięk ten skojarzył mu się dziwnie znajomo, przypomniał sobie o starym pijaku, którego nie widział już od tak dawna. Chciał wzywać pomocy i już otwierał oczy by to zrobić, jednak wtedy zorientował się, że wszystko ustało. Wciąż leżąc, patrzył dookoła, jego ręce były normalne, gdzieś zniknął ogon, który przed chwilą miał. Na jego piersi siedziała Gryzelda, taka sama jaką zostawiał w domu, mała czarno-biała z czarnymi oczami jak koraliki. Trąbka nie przestawał jednak grać, Adrian nigdzie nie mógł go dostrzec, ale dźwięki płynęły, natarczywie i coraz szybciej. Dopiero wtedy zrozumiał, że niczego nie można już zrobić, cały las i bagno błyszczało od roju małych czerwonych oczek, które nieubłaganie zbliżały się w jego stronę. Słyszał ich pisk i rozumiał ich radość. Gryzelda jako pierwsza wbiła w niego zęby, uczta się rozpoczęła. Trąbka grał nieubłaganie.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 4

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (9)

  • Wrotycz 24.01.2019
    Mam skojarzenia z "Świtezianką" - jak na XXI wiek przystało oczywiście w nowych realiach, ale... hybryda - najpierw pociągająca go Malwina, później w postaci zwierzęcej Gryzeldy czyni zemstę, ostrzegając o skutkach braku zachowania wierności.
    Bardzo mi się spodobało. I wyobraźnia, i oniryzm, i nuta ironii. Bo jakaż to dzisiaj miłość?:)
    "Trąbka grał nieubłaganie" - ciekawe czy ktoś się wykaże... mniejsza;)
    5.
  • ToxicFreud 25.01.2019
    O proszę, a to akurat nie przyszło mi do głowy:) Chociaż w sumie "baba" z wody, coś w tym faktycznie jest. Serdecznie dziękuję:)
  • Justyska 24.01.2019
    Sama nie wiem co mi się w tym podoba, ale czyta się super, a w zasadzie pędzi przez tekst. Strasznie magnetyzujące to Twoje bagno:)
    Pozdrawiam serdecznie!5

    "Było -2, szron osiadł na pobliskich" cyfry lepiej słownie
    "Adrian spiął się w sobie, skurczył, coś kuło go w twarz, a kości bolały go potwornie jakby ktoś złapał go w wielkie dłonie i ugniatał" 3x go
  • ToxicFreud 25.01.2019
    Faktycznie, teraz widzę niekonsekwencję w pisaniu cyfr raz słownie raz... yyy cyfrowo?:P Nie mogę jednak edytować tekstu, da się w ogóle? Bardzo dziękuję za kolejny pozytywny komentarz:)
  • Justyska 25.01.2019
    ToxicFreud da się edytować. Musisz wejść na swój profil, później publikacje i po prawej stronie z brzegu jest funkcja edytuj :)
  • ToxicFreud 25.01.2019
    Justyska dziękuję:)
  • Canulas 25.01.2019
    Treść, pomysł i klimat jak najbardziej na tak.

    Z drugiej strony przepotworna ilość niepotrzebnych personalnych dookreślwń, jak choćby:

    "Adrian spiął się w sobie, skurczył, coś kuło go w twarz, a kości bolały go potwornie jakby ktoś złapał go w wielkie dłonie i ugniatał." - 3x go
    I nazbyt dokładnie niekiedy.

    Jednak jakiś magnetyzm w tym jest.
  • ToxicFreud 25.01.2019
    Tak, tutaj popłynąłem trochę z tymi dookreśleniami, chyba muszę przestać zmuszać czytelnika żeby widział wszystko tak jak ja:P Wyrobię się jeszcze. Dzięki i pozdrawiam:)
  • Canulas 25.01.2019
    ToxicFreud, tak sądzę. Jest nazbyt obrazowo w sferze personalnej, ale i nadopisującej rzeczywistość. Tnij drobiazgowość.
    Całość jednak ma coś w sobie z mego przeukochanego opowiadania S. Kinga - Nona.
    Oczywiście z zachowaniem proporcji.

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania