Bajka o Matyldzie

Słońce zaczynało powoli chować się za linią horyzontu. Jego złoty blask kładł się cudownymi pasmami na poruszane lekkimi podmuchami wiatru wysokie trawy pokrywające równinę Karman. Matylda siedziała na wielkim pniu i podziwiała ten anielski widok.

– Podoba ci się, prawda?

Dziewczyna drgnęła zaskoczona. Rozejrzała się wokół. Nikogo jednak nie dostrzegła. Zerwała się zapominając o kulach i runęła jak długa na trawę. Jej nogi pozbawione były czucia po pobiciu jakiego doświadczyła dwa tygodnie temu. Grupa nieznanych jeźdźców napadła ją, kiedy wracała o zmierzchu do domu z grzybobrania. Mężczyźni zgwałcili Matyldę i pobili do nieprzytomności. Gdyby nie stara Janda, miejscowa zielarka, kto wie czy przeżyłaby to zdarzenie.

– Pomogę ci – rozległ się znów głos.

Leżąc odwrócona twarzą do podłoża Matylda widziała tylko zieleń trawy. Poczuła strach, przypominając sobie co przytrafiło się jej kilkanaście dni temu.

– Nie bój się.

Męski głos brzmiał łagodnie. Dziewczyna poczuła jak silne ramiona podnoszą ją i pomagają usiąść ponownie na pniu. Ujrzała istotę, która wyglądała jak połączenie człowieka z ptakiem. Piękna, dostojna twarz z błyszczącymi oczyma. Potężny, umięśniony tors, z którego wyrastały długie skrzydła zakończone ludzkimi dłońmi. Muskularne uda przechodziły niżej w pokryte łuskami szpony przypominające te, jakie widziała kiedyś u orła.

– Kim jesteś? – zapytała zdumiona dziewczyna.

– Przysłano mnie tu aby ci pomóc – odpowiedziała istota uśmiechając się.

– Kto cię przysłał?

– Ten, który dba o wszystkich ludzi.

Matylda pomyślała natychmiast o którymś z bogów.

– Jesteś zbyt piękna – odezwała się ponownie istota. – Musisz być zdrowa i sprawna.

Nagle potężne skrzydła zbliżyły się do nóg Matyldy i dziewczyna poczuła na udach dotyk silnych dłoni. Ciepło i mrowienie rozlało się od stóp w górę.

– Stań – rozległ się głos człowieka-ptaka.

Matylda niepewnie uniosła się z pnia. Ku swemu zdumieniu poczuła, że jej nogi są znów zdrowe.

– Jak ci się odwdzięczę za ten cud? – zapytała łamiącym się ze wzruszenia głosem.

– Wkrótce przyjdzie czas – odparła istota. – Aby nikt nie zrobił ci więcej krzywdy, dostaniesz te dwie bransolety. Noś je na nadgarstkach. Dadzą one wielką siłę twoim dłoniom.

Matylda ze zdumieniem patrzyła jak człowiek-ptak zakłada lśniące przedmioty na jej ręce.

– Wrócę niebawem.

Istota rozpostarła skrzydła i odleciała odprowadzana wzrokiem Matyldy.

 

Minęło pół roku. Kilka razy znów mężczyźni próbowali zaczepiać piękną dziewczynę, ale cudowne bransolety zadziałały tak, jak powiedziała tajemnicza istota. Kiedy uderzała napastników, ginęli natychmiast padając jak rażeni piorunem. Wkrótce już nikt nie próbował jej tknąć. Któregoś dnia, kiedy Matylda ponownie podziwiała zachód słońca na swojej ulubionej równinie, dostrzegła nadlatującą istotę.

– Wróciłem. Teraz będziesz mogła mi się odwdzięczyć.

– Jak? – zapytała dziewczyna. – Cóż mam uczynić?

– Zostaniesz matką mojego syna – odparł człowiek-ptak.

Matylda nie zdążyła nawet zareagować na te niezwykła słowa. Po chwili przeżywała rozkosz jakiej nigdy wcześniej nie doznała.

– Moje nasienie jest w tobie – powiedział człowiek-ptak. – Opiekuj się nim.

Matylda kiwnęła tylko głową i zobaczyła jak istota odlatuje.

Tydzień później poczuła nagle silne parcie w dole brzucha. Zniosła piękne, srebrzyste jajko. Tak jak kazała istota postanowiła się nim opiekować. Zrobiła z siana ciepłe gniazdo i ogrzewała jajo swym ciałem. Po trzech tygodniach, kiedy leżała gładząc lśniącą skorupkę, usłyszała delikatne stukanie dobiegające z wnętrza. Po chwili mała warstewka pękła i z jaja wyłoniła się miniaturowa ludzka główka. Bystre oczka spojrzały na Matyldę.

– Jestem głodny – odezwało się maleństwo, rozrywając skorupkę .

Dziewczyna ujrzała jakby pomniejszoną kopię człowieka-ptaka.

– Jestem głodny – powtórzył nowonarodzony.

Matylda nie wiedziała czym nakarmić małą istotkę. Matki żywią swe dzieci mlekiem. Rozpięła więc bluzkę uwalniając piersi. Istotka skoczyła natychmiast i przyssała się do sutka. Matylda uśmiechnęła się gładząc maleńką główkę poruszającą się szybko w rytm ssania.

Syn Matyldy i człowieka-ptaka rósł szybko. Po miesiącu był już całkiem przystojnym młodzieńcem. Dziewczyna mieszkała z nim w szałasie, który zbudowała w lesie. Obawiała się ludzkich reakcji we wsi. Któregoś dnia przyleciał wreszcie ojciec.

– Spisałaś się dobrze – powiedział. – Dałaś mi pięknego syna, bo sama jesteś najpiękniejszą dziewczyną jaką znalazłem.

Matylda uśmiechnęła się zadowolona z pochwały.

– Teraz jednak nie jesteś już mi potrzebna.

Potężny pazur człowieka-ptaka oderwał głowę Matyldy od tułowia. Dziewczyna nie poczuła nawet bólu. Istota uśmiechnęła się do swojego syna i po chwili odlecieli w stronę zachodzącego słońca. Odprowadzał ich wzrok starej zielarki Jandy. Kobieta pochowała zwłoki Matyldy. Na usypanym z ziemi nagrobku umieściła drewnianą tabliczkę z napisem „Tu spoczywa Matylda, która matką dla syna boga Słońca była”.

Średnia ocena: 5.0  Głosów: 5

Zaloguj się, aby ocenić

Komentarze (2)

  • Marian 24.06.2017
    Nawet ciekawy pomysł na opowiadanko. Zmieniłbym szyk kilku zdań, ale mogą też zostać tak jak są. Pozdrawiam.
  • riggs 27.06.2017
    Równina Karman? Hmmm. Paskudne ptaszysko. 5

Napisz komentarz

Zaloguj się, aby mieć możliwość komentowania